wpis przeniesiony 15.03.2019.
(oryginał z zawieszkami)
SOR. Pani habilitowana. Wczoraj. Darła się do mnie jak do głuchej dziewięćdziesięcioletniej kobiety: SIADA! TERAZ TU! Z wrażenia, ze strachu, ze świadomością, że procedurę podpowiedziała mi jedna z moich ulubionych pań doktor na moim stażowym oddziale, byłam cichą, pokorną, pozbawioną godności pacjentką.
SOR. Pani habilitowana. Odklejona od rzeczywistości. Opierdoliła mnie z góry na dół. SIADA! I pomyślałam, może faktycznie źle robię. Gdy spokojnie na koniec poprosiłam ją o to, by powiedziała mi, co mam zrobić, odpowiedziała i zapisała w kwitach: dalsza kontrola w rejonie — czyli abstrakcyjnie, bóg wie kiedy.
Atropina złaziła z mych oczu. Wróciłam piętro wyżej do siebie na staż. Odetchnęłam. Inna atmosfera. Inny klimat. Inni ludzie. Inni lekarze. Czy to z powodu walki o życie? O chociaż jeden miesiąc, półrocze, rok, dwa lata, pięć więcej.
Zostałam. Z okiem. Z bólem, który nie wiadomo skąd. Z niepewnością. Z bezsilnością. Ze świadomością, że żyję w fikcyjnym kraju. Z wielką niewiadomą, co dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz