wpis przeniesiony 15.03.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Ujęcie I
Miasto. Nieduże. Ale z nowojorskim rysem — zupełny brak śmietników. Jesteśmy idiotami, zbierającymi psie kupy. Warszawka. Mówią o nas z pogardą.
Piersi, Bałkanica.
Ujęcie II
Widzisz? Popatrz, o tam! Ta para. Nie mają dzieci. Straszne, prawda? Widzisz, jaka ona jest nieszczęśliwa?
A teraz idziemy na jednego
A teraz będziemy wódkę pić
Ujęcie II (alternatywne)
Decybeli o rząd wielkości więcej niż procentów. Wszelkie normy przekroczone. Niezdrowy masaż organów wewnętrznych hukiem. Nie jestem nieszczęśliwa, jestem wkuuurwiona! Warszawka. Zaczynam myśleć z pogardą. A czego się pani spodziewała? Głośniej zawsze znaczy lepiej. Co pani taka zgorzkniała? Porozmawiać pani chciała? Na głowę pani upadła.
I rym cym cym i hopsasa
Idziemy przez życie w podskokach
Ujęcie III
Prymitywizm weselny. Kolektywnie uprawiany. Wstać. Śpiewać. Usiąść. Pić. Pęd owczy rodzinnie usankcjonowany. Tylko pogratulować. Odmawiam stjuningowania się do tego klimatu. Warszawka. Macham na siebie ręką.
I rym cym cym i hopsasa
To życie a żyje się raz
Ujęcie IV
Nooo. Duch czasu. Równouprawnienie pełną gębą. Nie widziałam czegoś takiego, jak żyję. Pamiętacie okołooczepinowe gry i zabawy? Panna Młoda. Cztery inne kobiety. W jednym rządku na krzesełkach. Pięć odsłoniętych kolan. Pan Młody. Z zasłoniętymi oczami. Maca. Szuka. Znajduje! I w drugą stronę. Pięciu mężczyzn. I tu zmiana godna XXI wieku… ze spuszczonymi spodniami. Wypinają pośladki. Taaaaka zabawa! Który raz w życiu nie przynależę, nie chcę, nie uczestniczę? Warszawka. Nie mam zgody na uprzedmiotowienie mężczyzn. I jak tu z taką żyć?
A teraz idziemy na jednego
Ujęcie V
Sadownik „rozmawia” ze swoim kuzynem, który siedzi po jego prawej stronie przy długim stole. Krzyczą do siebie. Siedzę z drugiej strony Sadownika. Nie mam szans — z ruchów warg umiem czytać tylko niektóre przekleństwa. Owinięta skrupulatnie hałasem w ludzkim tłumie jestem całkiem sama. Z pewnością wyglądam na smutną, żałosną, nieszczęśliwą — Ujęcie II? Mam to w głębokim poważaniu, nie mam możliwości socjalizować się, robię więc to, co uwielbiam: gapię się na ludzi, przyglądam się, próbuję zgadnąć to i owo, szukam wartości, którym hołdują, nie muszę śpieszyć się, mam na to całą noc. Utkwiła mi w pamięci starsza pani. O farbowaniu włosów na blond zameldowały mi Jej ciemne gęste, nieregulowane brwi. Też mogła wydać się smutną, żałosną i nieszczęśliwą kobietą. W Jej twarzy widzę spokój, ogromne doświadczenie życiowe, zrozumienie i bycie ponad hałasem i hukiem. Gapiłam się tak długo, aż wiedziałam. Bingo, to jest Babcia Pana Młodego.
Afric Simone, Hafanana.
*
„Agnabi” znaczy „obcy”. To ja.
— I ja — mówi Jasmin, jakby czytała w moich myślach. Uśmiecha się blado. — Ja też.
Wszyscy jesteśmy obcy.
Piotr Ibrahim Kalwas, Egipt: Haram, Halal,
Wydawnictwo Dowody na Istnienie, Warszawa 2015.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz