poniedziałek, listopada 29, 2021

4459. na gigancie, dzień 16.

Nadzieja jest cie­ka­wo­ścią. Goto­wo­ścią, by pod­trzy­my­wać w sobie pło­mień i roz­świe­tlać jego bla­skiem naj­czar­niej­sze miej­sca i momenty życia.
     Nadzieja jest naj­od­waż­niej­szym aktem wyobraźni, jaki znam.

Edith Eva Eger, Dar. 12 lekcji, dzięki którym odmienisz swoje życie, przeł. Magdalena Hermanowska, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2021.

niedziela, listopada 28, 2021

4458. na gigancie, dzień 15.

Ludzie myślą, że intymność to seks, ale intymność do­ty­czy praw­dy. Kiedy zdajesz sobie sprawę, że możesz powiedzieć komuś swoją praw­dę, kiedy możesz pokazać się mu, kim naprawdę jesteś, a jego odpo­wiedź brzmi: „Jesteś ze mną bezpieczna”, to jest to. Intymność.
// Christiane Singer (1943–2007)

4457. Czytane na gigancie (V)

Słowami Edith Eger poruszona — [s]iła i umie­jęt­no­ści naszych przod­ków są czę­ścią nas — postanawiłam, że nie chcę wrażeń po tej książ­ce trzymać w sobie ani dnia dłu­żej.

Piękna, mądra i… bebesząca do głębi książka. Pozostawia bolesny ślad i wra­że­nia, które zatrzymują, zamrażają, pozostawiając Duszę osłupiałą, ale wciąż bardzo żywą.

Nie sposób po tej lekturze pozbierać się, bez myślenia o sile przodków, którą każdy w sobie ma, choć czasem (eufemizm?) o tym zapominamy. Bo ta książ­ka jest rów­nież o tej pięknej sile. Czy ta siła rodzi miłość, czy może milość budzi tę siłę? Nie mam pojęcia. Wystarczy, że ją poczujemy.

1964. Rozpoczynając kampanię nalotów dywanowych w Wietnamie Pół­noc­nym, generał Curtis LeMay […] powiedział, że bom­bar­do­wa­nia­mi za­mie­rza cofnąć Wietnamczyków „do epoki kamienia łu­pa­ne­go”. Zatem zniszcze­nie ludzi oznacza cofnięcie ich w czasie. Armia amerykańska osta­tecz­nie spuściła ponad dziesięć tysięcy ton bomb na kraj nie większy od Kalifornii, przewyższając tym liczbę bomb zrzuconych podczas całej drugiej wojny światowej.

*

Piszę do ciebie z wnętrza ciała, które kiedyś było twoje. To znaczy piszę jako syn.

*

Tak, była wojna. Tak, wyszliśmy z jej epicentrum. Na tej wojnie kobieta na­da­ła sobie nowe imię – Lan – w tym imieniu ogłosiła się piękną, a potem uczy­ni­ła z tego piękna coś, co warto zachować. Z tego narodziła się córka, a z tej córki syn.
     Cały czas powtarzałem sobie, że urodziliśmy się z wojny – ale myliłem się, mamo. Zrodziliśmy się z piękna.

*

Ten człowiek. Ten biały człowiek. Ten Paul otwierający drewnianą furtkę ogrodu, która z metalicznym brzękiem się za nim zatrzaskuje, nie jest moim dziadkiem z krwi, ale z działania.

*

Być albo nie być. Oto jest pytanie.
Pytanie, owszem, ale nie wybór.

*

Kiedy kończy się wojna? Kiedy mogę wymówić twoje imię i mieć na myśli tylko twoje imię, a nie to, co zostawiłaś za sobą?

*

Co mamy na myśli, gdy mówimy o ocalałym? Może ocalały jest ostatnim, który wraca do domu, ostatni danaid, który wyląduje na gałęzi ciężkiej od duchów.

*

Mam odwagę powiedzieć ci, co było dalej, ponieważ szansa, że ten list do ciebie dotrze, jest niewielka – niemożliwość tego, że prze­czy­tasz to wszyst­ko, sprawia, że mogę mówić.

*

Ponieważ jestem twoim synem, to, co wiem o pracy, jest tożsame z tym, co wiem o stracie. A to, co wiem o jednym i drugim, wiem z twoich rąk.

*

Mamo. Powiedziałaś mi kiedyś, że wspomnienia są wyborem. Ale gdybyś była bogiem, wiedziałabyś, że są powodzią.

*

Z powodzeniem unikamy mówienia o przeszłości, otarłszy się o nią nad ranem.

*

Tak wiele chcę ci powiedzieć, mamo. Kiedyś byłem na tyle głupi, by wierzyć, że wiedza coś mi wyjaśni, ale niektóre rzeczy są tak znie­kształ­co­ne pod war­stwa­mi składni i semantyki, pod dniami i go­dzi­na­mi, nazwiskami za­po­mnia­ny­mi, uratowanymi i odrzu­co­ny­mi, że sama świa­do­mość istnienia ra­ny niczego nie wyjaśnia.

*

Mówią, że piosenka może być pomostem, mamo. Ja mówię, że to także grunt, na którym stoimy. A może śpie­wa­my, żeby nie upaść. Może śpie­wa­my, żeby się podtrzymywać.

*  *  *

Nie wiedziałem wtedy tego, co wiem teraz: być amerykańskim chłopcem, a później być amerykańskim chłop­cem z bronią to prze­nieść się z jednego końca klatki na drugi.

*

     – Kurwa, jak ja nienawidzę taty.
     Do tej pory nie sądziłem, że biały chłopiec może czegoś w życiu nie­na­wi­dzić. Przez tę nienawiść chciałem go poznać na wylot. Po­nie­waż właśnie to dajesz każdemu, kto cię widzi, pomyślałem. Bierzesz na klatę ich nie­na­wiść i przechodzisz przez nią jak przez most, żeby stawić im czo­ło, wejść do nich.

*  *  *

Jeśli mamy szczęście, koniec zdania jest miejscem, od któ­re­go możemy zacząć.

*

[…] czytanie to przywilej, który przyznałaś mi przez to, co sama straciłaś. Wiem, że wierzysz w reinkarnację. Nie wiem, czy ja w nią wierzę, ale mam nadzieję, że to prawda. Bo wtedy może wrócisz tu następnym razem. Może będziesz dziewczyną i może znowu będziesz Różą, i będziesz mieć pokój pe­łen książek i rodziców czytających ci bajki na dobranoc w kraju nie­tknię­tym przez wojnę. Może wtedy, w tym życiu i w tej przyszłości, znajdziesz tę książ­kę i dowiesz się, co się z nami stało. I będziesz mnie pamiętać. Może.

*

Poszukuję. Tym właśnie jest pisanie, oprócz tych wszystkich bzdur, scho­dze­niem tak nisko, że świat w końcu miłosiernie oferuje nowy kąt widzenia, szer­szą perspektywę złożoną z małych rzeczy […].

*

Czy tym jest sztuka? Wzruszeniem na myśl o tym, które uczu­cia są nasze, kiedy tak naprawdę znalazł nas ktoś inny, także stęskniony?

Ocean Vuong, Wspaniali jesteśmy tylko przez chwilę,
przeł. Adam Pluszka, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2021.
(wyróżnienie własne)

Wiem, to też nic nie znaczy. Ale niektóre nic zmie­nia­ją się później we wszystko.
     W wietnamskim słowo oznaczające tęsknotę za kimś i pamiętanie go jest takie samo: nhớ. […]
     Tęsknię za tobą bardziej, niż cię pamiętam.

*

Pamiętaj: reguły, podobnie jak ulice, mogą za­pro­wa­dzić cię tylko do znanych miejsc. Pod siatką jest pole – zawsze tam było – gdzie zgubić się nie zna­czy się mylić, ale po prostu więcej.
     Z reguły bądź bardziej.
     Z reguły tęsknię za tobą
.

*

Przepraszam, że ciągle mówię „Jak się masz?”, kiedy naprawdę mam na myśli „Czy jesteś szczęśliwa?”.

(tamże)

4456. Czytane na gigancie (IV)

Istnienie tej książki odkryłam przez przypadek, szukając Autora ilustracji. Natych­miast zrobiłam klik, klik i już do mnie szła. Przyszła do ula dzień przed wyjazdem na gigant, dzień po naszym całostadnym z ula wyjeździe.

Podróż na gigant zajęła jej jeszcze tydzień. Gdy tylko wpadła w moje ręce, po­da­ro­wa­ła mi wielozmysłowe, fantastyczne doznanie, a potem pobiegła ucieszyć moją gigantową koleżankę. Gdy wróciła, uznała, że nie może czekać na koniec giganta, musi tu być już i zaraz. Z wyrzutem poinformowała mnie, że przecież w niedziele mam luz, to może? Niech będzie.

Dziś pierwszy dzień drugiej połowy turnusu, przedostatnia niedziela tu. Upuszczam więc książki, nim jutro ruszę do rehabilitacyjnej roboty.

I put all my heart into each picture and I think that’s why they speak to people—each and every one has a little piece of my soul in it.

*

*

*

*

*

An Elder Dragon
is a Tiny Dragon
who never give up.

*

*

James Norbury, Big Panda and Tiny Dragon,
Michael Joseph, London 2021.

*

*

(tamże)

4455. Czytane na gigancie (III)

Supełkami połączone sznureczki słów ponad dwa lata temu doprowadziły mnie do Autora. Ponieważ gatunek ten w moim świecie nie ma szczególnych przywilejów, wiadomość o publikacji tej książce przyjęłam do wiadomości bez gorączkowania się. Zaznaczyłam do upolowania, biernie oczekując na dzień, w którym ibukosnera zo­sta­nie po­in­for­mo­wany, że za naście złotych może wejść w posiadanie tej — w więk­szo­ści na­pisanej w pan­de­micz­nym czasie (są jakieś plusy covida!) — książki.

Tydzień przed gigantem miałam ją na czytniku i dorzuciłam do turnusowych pla­nów czytelniczych, a gdy przyszła jej kolej, nie mogłam się od niej oderwać. Wybór cytatów, jak zwykle przy tym gatunku literatury, był wyzwaniem, ale dałam radę. I co? I nic, czekam na kolejną książkę Autora. Na koniec pandemii też czekam.

     – Myślisz, że go znała?
     Skinął głową.
     – To dość prawdopodobne. Zwykle rezerwujemy taki poziom gniewu dla naszych najbliższych, nie sądzisz?

*

[…] zdołała, krok po kroku, pokonać zakręt smutku […].

*

Gdy zdarzało się jej poczuć, że ktoś pali fajkę, natychmiast czuła się podniesiona na duchu, bo kojarzyła wonne ciemne kłęby dymu z wiedzą i nauką, a także z życzliwością.

*

     – […]  Niewyrobiona, samotna… Zgadza się?
     – Mówi pan o mnie czy o sobie?

*

     – Nie poszło ci najlepiej.
     – Nie. – Mariana pokręciła głową. – Nie poszło.
     – Co teraz?
     – Nie wiem.

*

     – Intryguje mnie pani – oznajmił. – Zastanawiam się, co pani myśli.
     – Nie myślę… Słucham.

*

     – Nie wiem, jak się z tym czuję.
     – Na pewno dziwnie.
     Mariana pokiwała głową.
     – To dobre słowo.
     […]
     – Zrobi się łatwiej – zapewniła ją Clarissa.
     – Tak?
     – Ważne jest, by patrzeć do przodu. Nie wolno ci się oglądać za siebie.

*

Mariana się uśmiechnęła. A potem udawanie, że nie dzieje się nic złego, przestało działać.

*

Psychopatia lub sadyzm nigdy nie biorą się z niczego. Nie są roznoszone przez atakującego znienacka wirusa. Mają długą historię, która zaczyna się w dzieciństwie.
     […]
     Lecz przecież mnóstwo dzieci dorasta w potwornie brutalnym śro­do­wi­sku, a jednak nie zostaje mordercami. Dlaczego? Cóż, jak mawiała dawna superwizorka Mariany: „Nie trzeba wiele, by ocalić dzieciń­stwo”. Wy­star­czy odrobina życzliwości, zro­zu­mie­nia lub uznania; jeżeli ktoś zro­zu­mie i uzna rzeczywistość dziecka, uratuje jego zdrowie psychiczne.

*

Zabawne, jakie rzeczy się zapamiętuje.

*

     – Płaczesz, ponieważ czujesz się bezradna.
     – Zgadza się.
     – Tyle że to nieprawda. Przecież to wiesz. Mam rację? – Ruth zachę­ca­ją­co kiwnęła głową. – Możesz znacznie więcej, niż przypuszczasz.

*

Chcesz mojej rady? Zapomnij o tym „kto”. Zacznij od „dlaczego”.

*

     – Widzisz – odezwał się, dolewając też wina sobie. – Śmierć matki nakierowała mnie na matematykę teoretyczną i światy równoległe. Właśnie tego dotyczy moja praca.
     – Chyba nie rozumiem.
     – Nie mam pewności, czy sam rozumiem. Jeśli jednak istnieją inne światy, identyczne z naszymi, to znaczy, że gdzieś tam istnieje taki, w którym moja matka nie umarła. – Wzruszył ramionami. – No więc… wybrałem się na poszukiwanie jej. […]
     – Znalazłeś ją? – spytała.
     Wzruszył ramionami.
     – W pewnym sensie… Odkryłem, że czas nie istnieje tak naprawdę, więc ona nigdzie nie odeszła. Jest tutaj.

Alex Michaelides, Boginie,
przeł. Agnieszka Patrycja Wyszogrodzka-Gaik,
Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2021.
(wyróżnienie własne)

     – Masz na myśli szyszkę? […]
     – Nie chodzi o szyszkę sosnową jako taką, ale o to, co symbolizuje.
     – Czyli?
     Uśmiechnął się i znowu przyglądał się jej przez moment.
     – Chodzi o nasiona znajdujące się w środku. I na­sio­no w nas, ducha w ciele. O otwarcie umy­słu. Sku­pio­ne wejrzenie w głąb i znalezienie własnej duszy.

*

[…]  chwile skrajnej jasności w pewnym sensie przypominają upojenie.

(tamże)

4454. Czytane na gigancie (II)

Trzeci Dzień Ojca w tym roku poinformował mnie o swoim nadejściu kilka dni przed ukazaniem się tej książki, dwa–trzy dni przed Drugim Dniu Ojca. W przed­sprze­da­ży dostępne były tylko papier i audiobuk. Nabyłam drugie, bo czytał sam Autor, bo Biały Kruk umie czytać książki uszami, bo może i ja nauczę się tej formy kontaktu ze słowem.

Trzeci Dzień Ojca wypadł następnego dnia po Drugim Dniu Ojca. Biały Kruk mach­nął prezencik w mgnieniu oka, ja nijak nie dałam rady nauczyć się słuchać aka­pi­tów. Na szczęście ibuk ukazał się z pewnym opóźnieniem względem audiobuka i papieru, ale się ukazał i był mój. I miał zaklepany szczyt stosiku książek do przeczytania na gi­gan­cie.

Główny klucz do wyboru cytatów był dość prosty: Strajk Kobiet, a cytatom niepa­su­ją­cym do klucza zwyczajnie nie dałam rady się oprzeć i muszę je tu mieć.

Powiedzmy to sobie od razu, żeby nie było niedomówień: nie jestem ani specjalistą od języka polityki, ani tym bardziej jego miłośnikiem. Język ten jednak ma pewną cechę wspólną z piosenkami disco polo, którym w dużej części poświęciłem poprzednią książkę. Otóż ani jednego, ani drugiego nie da się nie słyszeć.
     […]  Nie byłoby w tym nic niepokojącego, gdyby ten język był przyjazny, inkluzywny, otwarty na dialog. Ale nie jest. Jest za to narzędziem walki, wy­klu­cza­nia, stygmatyzacji, nietolerancji, pro­pa­gan­dy i manipulacji.

*

Najprostszym sposobem porządkowania świata jest przeciw­sta­wia­nie sobie jego elementów, czyli posługiwanie się figurą antytezy. Posłużę się nią te­raz, mówiąc o dwóch stronach. Z jednej strony bowiem przeciwstawiamy sobie noc i dzień, dobro i zło, istotę i zjawisko, obecność i nieobecność, a wresz­cie to, co męskie, i to, co żeńskie. Uważamy, że cały świat da się tak podzielić, bez reszty. Ale z drugiej strony, próbując uporządkować papiery lub pliki w komputerze, zauważamy, że musimy założyć teczkę lub stworzyć folder „varia”, gdzie mieści się to, czego prosto zaklasyfikować się nie da.
     Dlatego warto zwrócić uwagę na „niebinarność”, czyli określenie tego, co wymyka się prostemu podziałowi na binarną opozycję. Wywołuje nie­po­kój we wszystkich miłośnikach prostych porządków, podziałów bez reszty.

*

Były też […] trawestacje Kubusia Puchatka, głównie dzięki temu, że jeden z bohaterów nosi tam to samo imię, co poseł Bosak: „A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść? – spytał Krzyś Bosak. – Co wte­dy? – Nic wielkiego, wypierdalaj w podskokach, faszysto jebany – odparł Puchatek”.
     Przydatny okazał się też Michaił Bułhakow: hasło „Annuszka wylała olej” brzmi złowieszczo […].

*

Gdy ktoś nas bardzo zdenerwuje, to przecież mamy prawo do wy­ra­że­nia swoich emocji, prawda? Możemy wtedy skorzystać ze słów wul­gar­nych, które w języku już są (i wcale nie jest po­wie­dzia­ne, że mogą z nich korzystać wyłącznie przedstawiciele tzw. marginesu społecznego; przy okazji zauważmy, że ostatnie protesty spowodowały swoistą deme­ne­li­za­cję wulgaryzmów, bez­praw­nie zawłaszczonych przez jedną grupę społeczną).

*

Nie przeklinam, lecz zaklinam.

*

No i pozostaje pytanie, co mają krzyczeć wkurzone dziewczynki, skoro rze­ko­mo nie wypada im krzyczeć wulgaryzmów? „Wciór­ności!”? „Do dias­ka!”? Czy może: „Ładne kwiatki!”?

*

O przemocy policji wypowiedział się także pan prezydent Andrzej Duda. Stwierdził, że w czasie protestów przeciwko orzeczeniu Try­bunału Kon­sty­tu­cyj­nego zachowała się ona „naprawdę w nie­zwykle profesjonalny spo­sób”, ponieważ nikt nie zginął. Istotnie, nikt. Pa­ło­wa­nie i gazowanie były nie­zwykle delikatne, a łamane były co naj­wy­żej ręce. Stwierdzenie to miało charakter przyzwolenia na prze­moc, ale i przypominało logikę pewnej anegdoty o Stalinie, który przegonił dziewczynkę proszącą go o cukierka – a mógł zabić.

*

Kobiety ponoć częściej ulegają emocjom. Ale nie deprecjonowałbym tych emocji, nie mówiłbym, że to „tylko” emocje, nie trakto­wał­bym hasła „Wypierdalać!” jako językowego brudu, nie obu­rzał­bym się na jego prze­mo­co­wy charakter, nie zakazywałbym go w imię językowego savoir-vivre’u. Pamiętajmy, że od łamania za­ka­zów zaczynają się rewolucje.

*

Marta Frej napisała na Facebooku: „Byłyśmy cierpliwe, byłyśmy łagodne, byłyśmy koncyliacyjne, byłyśmy miłe, byłyśmy pokorne. A teraz… wy­pier­da­lać!”. Nawet najgrzeczniejszą i najlepiej ułożoną dziew­czyn­kę można, jak widać, doprowadzić stopniowo do furii.

*

Wulgaryzmy mają także – a może przede wszystkim – funkcję psychologiczną. Należą do tzw. ekspresywizmów, czyli sposobów ję­zy­ko­we­go wyrażania emocji. Są one w języku dlatego, że są w nas emocje, także te skrajne. Usunięcie ich z języka musia­ło­by się wiązać z usunięciem z nas emocji, a jesteśmy przecież istotami emocjonalnymi i bywamy po­sta­wie­ni lub po­sta­wio­ne w sytuacji wy­zwa­la­ją­cej w nas także te skrajne. Walka z eks­pre­sy­wi­zmami jest więc z góry skazana na porażkę.

*

Historię ma ten gest dość długą. […] Był za to dobrze znany w starożytnym Rzymie (można go znaleźć u Swe­to­niu­sza i Marcjalisa), gdzie służył nie tyl­ko do obra­że­nia interlokutora, ale też miał funkcję apo­tro­pa­iczną, czyli miał chronić przed ewentualnymi urokami rzucanymi przez ludzi o prze­ciw­nych poglądach.

*

Polski kler to zbiór zer.

Michał Rusinek, Mroczny Eros. Pypcie na języku polityki,
ilustr. Jacek Gawłowski, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2021.
(wyróżnienie własne)

Czytanie krytyczne to skłonność wykształciuchów, któ­rych prof. Waśko nie ceni: „Polacy o wy­kształ­ce­niu pod­sta­wo­wym i zawodowym okazali się sil­niej­szym ele­men­tem społecznym niż cała wielka rzesza ma­gi­strów” – pisał w 2016 roku w „Arca­nach”.

*

[…]narodowy”. […] dodawanie tego przymiotnika do wszy­stkie­go to cecha faszyzmu.

*

Fakty to fakty. Przypadek? Nie sądzę. […] Insy­nu­acja jest niestety skuteczną formą per­swazji. Logika? To coś dla wykształciuchów. A wy­kształ­ciu­chy to prze­cież tylko niewielki procent wyborców.

(tamże)

sobota, listopada 27, 2021

4453. Czytane na gigancie (I)

Wpadła mi w ręce chwilkę przed wyjazdem na gigant. Pomyślałam, że jest jak znalazł na listopadowe opadanie w ciemność.

Jest w niej masa wspaniałych fragmentów. Niestety cała reszta tak bardzo nie trzyma poziomu, że aż dziwne, że stanowi część tej samej książki. Tak czy inaczej, dla tych wspaniałych fragmentów było warto męczyć się z resztą.

Niektóre zimy nadchodzą w pełnym słońcu.

*

Czasami będziemy musieli nadać nazwy swoim osobistym zimom i słowa będą przechodziły przez gardło jak cierniste kule: ból, odrzucenie, depresja, choroba. Wstyd, klęska, rozpacz.

*

Musimy przestać wierzyć, że te okresy naszego życia są w jakiś sposób głu­pie, że są wyrazem braku odwagi, niedostatku siły woli. Musimy przestać je ignorować lub próbować się ich pozbyć. Są prawdziwe i czegoś od nas wy­ma­ga­ją. Musimy się nauczyć wychodzić zimie na spotkanie.

*

[…]  jeżeli szczęście jest umiejętnością, to jest nią także smutek. […]  jesteśmy uczeni ignorować smutek, upychać go w torbach i udawać, że go nie ma. Jako dorośli często musimy się uczyć, jak wyraźnie usłyszeć jego wołanie.

*

Przestawiliśmy się z brnięcia przez normalne życie na tworzenie nowego. Kiedy wszystko jest zniszczone, wszystko staje się także do­stęp­ne. To dar zimy: nie można się jej oprzeć. Zmiana przyjdzie jej śladem, chce­my tego czy nie. Da się z niej wyjść w innym ubraniu.

*

Odrobina pragnienia może być w rzeczywistości okrzykiem bojowym, mobilizującym do przetrwania.

*

Coś już się nieodwołalnie zmieniło.
     W tkaninie zwykłego świata są prześwity, które czasem się otwierają i wtedy wpada się przez nie gdzieś indziej. Gdzieś Indziej czas biegnie w in­nym tempie niż tu i teraz, gdzie funkcjonują wszyscy pozostali. Gdzieś In­dziej ukrywają się duchy, które ludzie w prawdziwym świecie czasem tylko dostrzegają przelotnie kątem oka.

*

Czasami trzeba zrobić parę kroków w tył
i zacząć gdzieś indziej.

*

Potrzebujemy ludzi, którzy przyznają, że nie możemy zawsze się trzymać. Że czasami wszystko pęka. W ostateczności musimy to robić dla siebie sami: odpuścić sobie, kiedy tego potrzebujemy, okazać sobie sympatię. Pozwolić sobie się odnaleźć w swoim własnym tempie.

*

Użyteczność to bezużyteczna koncepcja, jeżeli zastosować ją do ludzi.

*

Zadawałam sobie pytanie: o co chodzi w tej zimie? Pytałam siebie: jaka zmia­na nadchodzi? Natura pokazuje nam, że przetrwanie to kwe­stia prak­ty­ki. […] Nie robi tego raz, z niechęcią, zakładając, że pewnego dnia wszystko ogarnie i dalej będzie już dobrze. Zimuje cyklami, znowu i zno­wu, na wieki wieków. Zajmuje się tą pracą każdego dnia bez wyjątku. Dla roślin i zwierząt zima to część pracy. I to samo dotyczy ludzi.

*

Wszystko zajmuje właściwe sobie miejsce w odpowiedniej perspektywie.

*

Pojawiła się jeszcze jedna przestrzeń graniczna, skrzyżowanie między tym, co banalne, a tym, co magiczne. Zima wydaje się ich pełna: prze­lot­ne za­pro­sze­nia do opuszczenia codzienności.

*

My, którzy przezimowaliśmy, czegoś się nauczyliśmy.

Katherine May, Zimowanie. Moc odpoczynku i wyciszenia, kiedy wszystko idzie nie tak, przeł. Anna Dorota Kamińska,
Wydawnictwo Znak, Kraków 2021.
(wyróżnienie własne)

Głosy kobiet są kwestionowane w sposób, jaki nie spo­ty­ka głosów mężczyzn. Jeżeli mówimy za cicho, je­ste­śmy traktowane jak łagodne myszki, jeżeli pod­no­si­my głos, by nas wysłuchano, jesteśmy natarczywe.

(tamże)

4452. 331/365  //  na gigancie, dzień 14.

co lubisz? kto w tobie to lubi? czy wiesz?

331/365

piątek, listopada 26, 2021

4451. Czekariat (XVIII) [wyjątkowo] słów

#1

jeśli szarpiesz i nie idzie, odpuść.
JiM

ciekawość jest tym,
co posuwa cię naprzód
.

JiM

#2

Coldplay, Higher Power.

I’m so happy that I’m alive
happy I’m alive at the same time as you
’cause you've got a higher power

#3

Czasami, gdy jestem beztroski, myślę, że przetrwanie jest ła­twe: po prostu idzie się naprzód z  tym, co się ma lub co pozo­sta­ło z tego, co się kiedyś do­sta­ło, dopóki coś się nie zmieni – lub dopóki w końcu sobie nie uświa­do­misz, że możesz się zmie­nić bez znikania, że wszyst­ko, co należy zrobić, to po­cze­kać, aż burza minie i oka­że się, że – owszem – twoje imię wciąż jest przy­wiązane do ży­wej istoty.

Ocean Vuong, Wspaniali jesteśmy tylko przez chwilę,
przeł. Adam Pluszka, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2021.

4450. 330/365

wrażenia. depczą mi po piętach. dodają skrzydeł.

330/365

4449. na gigancie, dzień 13.

niedziela, listopada 21, 2021

4444. W malinowym domku (II)

Malinka:
(ceniona przez Jabłoń ilustratorka 3D
książek dla dzieci i młodzieży
)

Jabłoń:
(z pewnym opóźnieniem dostrzegła,
że Mama Malinki upubliczniła cudo;
natychmiast upewniła się, że to
kotolotek)

Mama Malinki:
We własnej osobie
– kotolotka Jane.

Jabłoń:
(szybciutko wyszukała cytaty z Jane w roli głównej,
które nie zmieściły się we wcześniejszym wyborze
)


Malinka.

Czy posiadanie skrzydeł musiało oznaczać samotność? Oczy­wi­ście ptaki mają skrzydła, ale niewiele ptaków odnosiło się uprzej­mie do skrzydlatego kota. A sowy i jastrzębie były niebezpieczne.

*

     — […] Strzeżcie się mnie, gdyż jestem Jane, jestem wolna!

Ursula K. Le Guin, Kotolotki, ilustr. S.D. Schindler,
przeł. Maciejka Mazan, Prószyński i S-ka, Warszawa 2021.

4443. na gigancie, dzień 8.

czwartek, listopada 18, 2021

4440. 322/365  //  na gigancie, dzień 5.

wtedy — dwieście cztery wpisy temu — pierwszy raz, drugi – sto dwadzieścia wpisów temu. dziś — trzeci, trochę zdziwiony tym, co odsłonił bezliść. czekam na śnieg, choć­by małe pru­sze­nie, by zro­bić czwarte cyk.

322/365

wtorek, listopada 16, 2021

niedziela, listopada 14, 2021

4436. 318/365  //  na gigancie, dzień 1.

szarość. burość. dużo
nadziei i trochę obaw.

318/365

Nawet gdy liście opadają, zawiązki przyszło­rocz­nych są już na miejscu, czekając na wio­sen­ną eksplozję.

Katherine May, Zimowanie. Moc odpoczynku i wyciszenia, kiedy wszystko idzie nie tak, przeł. Anna Dorota Kamińska,
Wydawnictwo Znak, Kraków 2021.

4435. W drodze na gigant

4434. Czytane przed gigantem (III)

Dziesięć dni przed publikacją miałam tę książkę zakupioną, bo Dąbrowska, bo uwielbiam sposób, w jaki rozmawia z ludźmi, nie mówiąc o tym, z kim rozmawia. Trzeba było tylko poczekać do 10 listopada, by móc się nią delektować.

Trafił się po raz pierwszy jeden interlokutor, który wzbudził odrobinę niechęci i całkiem spore zdziwienie (niedoterapeutyzowany?). Podkreśliłam bardzo dużo frag­men­tów, ale tu chcę mieć pod ręką wyłącznie samo gęste, najgęstsze.

Jabłonko, na gigant! Na gigant!

Myślę, że my wiemy różne rzeczy
nawet wtedy, kiedy nie wiemy.
// Ora Dresner

*

Ludzie potrafią być bardzo dobrzy.
     Być może im jesteśmy starsi i bardziej świadomi śmierci, tym mocniej doceniamy czyjąś emocjonalną szczodrość?
// Ora Dresner

*

Od siebie mogę powiedzieć tak: jest szereg poszlak, że istnie­nie Boga jest mniej absurdalne niż Jego nieistnienie. Ale dla mnie to jest piękna tajemnica. Wierzę, że miłość jest wartością metafizyczną.
// Bogdan de Barbaro

*

Czy umiemy wątpić we własne myśli? Kwestionować je? Brzmi trochę ma­so­chi­stycznie, ale wcale takie nie jest. Tak naprawdę otwiera fantastyczne perspektywy: coś sobie myślisz, ale zarazem w to wątpisz, jesteś zmuszona do budowania wewnętrznych sporów, dialogów. Taki ruch myśli wzbogaca nas.
// Bogdan de Barbaro

*

[…] sens polega na szukaniu sensu. I w związku z tym nie mam obowiązku czym prędzej go znaleźć.
// Bogdan de Barbaro

*

W miarę upływu czasu nauczyłem się nie żałować przeszłości. Szybko zro­zu­mia­łem, że popełnione błędy, zamieszanie, a nawet cierpienie nimi spo­wo­do­wa­ne, zdarzały mi się, bo miały się zdarzyć, że dzięki nim do­wia­dy­wa­łem się czegoś ważnego o sobie, o ludziach i o życiu. […] Kryzys jest oka­zją do rozwoju, choć gdy trwa, tak się tego nie odczuwa.
// Wojciech Eichelberger

*

[J.D.] A co według ciebie jest warte w życiu starania?
[W.E.] Dowiedzieć się, kim naprawdę jesteśmy.
[J.D.] I kim ty jesteś, Wojtku?
[W.E.] Nie wiem. Bo kto miałby to wiedzieć?

*

„Akceptacja” to dla mnie absolutnie kluczowe słowo. Uświa­dom sobie zmiany, a potem przyjmij je. Nie walcz. […] Nie znam innego sposobu. Przyjęcie do wiadomości, że jest jak jest – to podstawa.
// Yona Teichman

*

[…] im poważniejszy jest problem, tym bardziej warto go zostawić, nie zaj­mo­wać się nim, tylko pisać haiku (jest taka metoda konsultacji biz­ne­so­wych – pisanie wierszy w najtrudniejszych sytuacjach). I żeby znaleźli w so­bie ra­dość, bo bez niej każdy się robi taki wyciśnięty, jak z tubki.
// Ryszard Praszkier

*

[…] trzeba być w kontakcie z tym, co się naprawdę dzieje do­okoła. I w sobie, i w drugim człowieku. I nie omijać tego, co trudne.
// Emanuel Berman

*

[…] zawsze jest jakiś dalszy ciąg. Że życie nie kończy się w momencie, kiedy coś strasznego się dzieje. Tylko najpierw trzeba przez to przejść. Nie tylko przez fakty, ale także przez uczucia, a zwłaszcza przez ból. Trzeba się z tym spotkać, a potem rozstać.
// Lidia Mieścicka

Justyna Dąbrowska, Zawsze jest ciąg dalszy. Rozmowy
z psychoterapeutami
, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2021.
(wyróżnienie własne)

Zmiany są kruche, a sprawy w toku. Nigdy nie wiemy, co będzie później.
// Emanuel Berman

*

Wierzę, że jakieś dobro tym wszystkim rządzi. I ja mu ufam.
// Ryszard Praszkier

piątek, listopada 12, 2021

4433. 316/365

     — nie jest kłopotem to, że czegoś nie możesz lub nie masz. pro­blem rodzi każdy moment, gdy nie czujesz, że masz wszyst­ko, cze­go potrzebujesz, by poradzić sobie z tym, co przyniosło ci Życie.

poprawiając delikatnie wielokolorowy, anty­listopadowy szal na mojej szyi, szepnęła mi świadomość.

316/365

czwartek, listopada 11, 2021

4432. Czytane przed gigantem (II)

Jeszcze ciepły trop, wydanej prawie miesiąc temu książki, podjęłam z ogromną przy­jemnością. Potrzebowałam czytania o sierści. Wiedziałam o tym po pierwszym akapicie tej opowieści o wspaniałym zwierzęciu.

Powoli trzeba przyśpieszać: myśleć, uzupełniać, wybierać, decydować, co na gi­gan­cie będzie potrzebne, niezbędne, wymagane. Logistyka wyjazdów to nie jest moja mocna strona. Potrzebuję się jednak zmieścić ze wszystkim, co potrzebne, nie­zbęd­ne i wymagane, w jednej walizce. Ta książka i wrażenia po niej zostają w ulu.

     – Wilki, jak się o nich myśli, są bardzo dzikie, a jak się je spotka, to już są dobre – powiedziała ośmioletnia Halszka, a mnie aż wbiło w fotel. Lepiej bym tego nie ujęła! Boimy się i wyolbrzymiamy to, czego nie zna­my. Po­zna­nie pomaga w oswojeniu.

*

Wilk, który odchodzi z rodzinnego domu, zwykle odchodzi na dobre.

*

Za pozbawienie życia wilka grozi nawet pięć lat odsiadki. Jak dotąd w Pol­sce skazano zaledwie pięć osób. Kara polegała na zapłaceniu grzy­wny, w żad­nym z wypadków nieprzekraczającej dziesięciu tysięcy złotych i wy­ro­ku pozbawienia wolności na nie więcej niż dwa lata w zawieszeniu. Wszyscy skazani byli myśliwymi. Dla porównania – we flandryjskiej części Belgii karę za zabicie wilka podniesiono niedawno z dwustu pięćdziesięciu tysięcy do pół miliona euro. To się nazywa: cenić dziką przyrodę.

*

     – Co mnie się w wilkach podoba? To, że są od wszystkiego wolne. I że są nomadami. Co prawda w obrębie swoich te­ry­to­riów, ale stale się przemieszczają.

*

     – Wilk nie jest w pełni wilkiem bez rodziny – powiedział filmowiec i fo­to­graf Sławek Wąsik.
     Przekonuję się, że to, poza wspomnianą przez Zenka Wojtasa wolnością, jest kwintesencją wilka.

*

[…] reintrodukowanie, czyli przywracanie naturze zwierząt tam, gdzie dużo wcześniej wyginęły, a częściej – zostały wybite przez ludzi – kiepsko się sprawdza. Zwykle wywołuje zbyt duży opór społeczny. Problemem jest nawet, kiedy nikt nie sprowadzi celowo „nieobecnych”, a same skądś przy­wędrują.

*

[…] to, co kiedyś usłyszałam od Sabiny Pierużek-No­wak: „Wataha to po prostu wilcza rodzina”. W dodatku taka, która świetnie funkcjonuje. […] Badacze celowo odchodzą od użycia słowa „wa­ta­ha” na rzecz określeń „grupa rodzinna” albo „rodzina”. Rzecz w tym, że „wataha” zapożyczona jest z języka łowieckiego, a do tego ma negatywne konotacje – dawniej oznaczała również uzbrojoną bandę rabusiów, opryszków.

*

Przekonała się [Kinga Stępniak], że psy są oportunistami, a przede wszyst­kim indywidualistami. Z kolei wilki współpracują – w dziczy muszą to ro­bić, że­by przetrwać – dlatego znacznie większy nacisk kładą na stworzenie więzi. Ich mowa ciała jest bardziej subtelna od psiej. Wystarczy de­li­kat­ne uniesienie wargi czy ruch jednego ucha i syn czy córka wiedzą, żeby do ro­dzi­ca nie podchodzić. Psy musiały się nauczyć bardziej wy­ra­zi­stych sy­gna­łów, żebyśmy my mogli zrozumieć ich przekaz.

*

Za plecami [Lecha] Serwotki wisi tabliczka ze słowami świętego Augustyna: „Dusza żywi się tym, z czego się cieszy”.

*

Kiedy widzę, w jakie przerażenie wpędzam uwięzione zwierzęta, mam ochotę stamtąd uciec. Kiedy już naprawdę źle czuję się ze swoim czło­wie­czeń­stwem, dostrzegam je. Uszy. Sterczą pomiędzy gałęziami w prawie identycznym kolorze. Dopóki wilczyca nie orientuje się, że została zau­wa­żo­na, i nie wykonuje ruchu, nie jestem nawet stuprocentowo pewna, że to ona. Dotąd tylko słyszałam, że właśnie tak to wygląda – wilk skądś nas ob­ser­wu­je i jeśli mamy szczęście, dostrzeżemy tylko jego sterczące uszy.

*

[…] dzikie zwierzęta dorośleją”. To z kolei w pewnym mo­men­cie wymaga oddzielenia od rodziców, pójścia własną drogą. Żeby nie tylko być dorosłym, ale i dojrzeć.

*

     – Wilk a pies to jak pies a… bo ja wiem? Wieloryb! W zestawieniu z psem nie ma żadnej relacji! Psa to sobie możesz „mieć”. Z wilkiem się nie roz­sta­wa­łem. Jak przychodzili do mnie goście, trochę odchodził, ale cały czas miał mnie na oku. To jest rodzina. Przebywa się razem non stop.

*

[…] Temple Grandin twierdzi, że zwierzęta widzą obrazy tego, co czują węchem. Nie od dziś przecież wiadomo, że psy, a tym bardziej wilki, patrzą nosem, a tam, gdzie my nic nie dostrzegamy, one „widzą” nawet całkiem odległą przeszłość. Na przykład nas przechodzących ścieżką, którą wę­dro­wa­li­śmy dwa tygodnie wcześniej. To nasuwa pytanie o ich odczuwanie czasu.

*

     – Ja się właśnie tego w lesie najbardziej boję – przyznaję. – Że mogę dostać taką kulą, bo chodzę po różnych chaszczach i po ciemku, a ludzie z bronią są wszędzie.
     – Wiesz, że zanim usłyszysz wystrzał, leżysz już na ziemi?

*

[…] przeliczanie wszystkiego na pieniądze i niepohamowane korzystanie z zasobów przyrody doprowadziło nas tu, gdzie jesteśmy, na urwisty skraj katastrofy klimatycznej.

*

Jego [Zenka Kruczyńskiego] zdaniem myśliwi sami nie wierzą, kiedy mó­wią, że dbają o dziką przyrodę. Interesują się najwyżej trzydziestoma ga­tun­ka­mi zwierząt. Tymi, do których wolno im strzelać, a przecież w Polsce jest około sześciuset gatunków kręgowców.
     – Nie są w stanie uzmysłowić sobie, że tymi pięciuset siedemdziesięcioma gatunkami nikt nie zarządza. Nie dokarmia, nie reguluje pogłowia, a w tych naturalnych procesach wszystko chodzi jak w szwajcarskim zegarku.

*

Ochrona środowiska jest jak kultura, przynajmniej w kwestii niedofinansowania.

*

Według naukowczyni strach rzadko jest pochodną bezpośredniego doświadczenia, częściej uprzedzeń, a z tym bardzo ciężko walczyć. Przecież to, że boimy się pająków, nie oznacza automatycznie, że są nie­bezpieczne.

Anna Maziuk, Instynkt. O wilkach w polskich lasach,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2021.
(wyróżnienie własne)

Niektórzy nigdy nie będą cię lubić,
ponieważ twój duch irytuje ich demony.
Denzel Washington

4431. U Białego Kruka (LXXXVII)

Ostatnie, które układali razem. Nie skończyli. Odłożyli na poźniej.

Biały Kruk odważył się je odwinąć. Pogroził im, że jak przez trzy dni nic do obrazka nie dołoży, to weźmie wszystkie te puzzle i spali. Prze­stra­szy­ły się i dały się ułożyć.

Biały Kruk:
(zdjątko przysłał i napisał)
Orzeszek byłaby dumna…


fot. Biały Kruk.

4430. Nieczekariat

Saxifraga:
(cudo, a nie zdjęcie, z historią podarowała)
[…] psina kładzie się w pobliżu wron,
wrony podlatują i dziobią ją w ogon,
a ona wtedy się zrywa i je goni.
😉

Jabłoń:
(w niemym zachwycie
— psie uszy, psi ogon i ptaki —
nie pozwoli zdjęciu czekać
)


fot. Saxifraga, fragment.

4429. Święto* Kostki Brukowej

_____________
  * dawniej: Święto Niepodległości.

Dajcie Polakom rządzić,
a sami się wykończą.
Otto von Bismarck
(1815–1898)

TELEGRAM DO PRZYSZŁOŚCI:
Idzie nam świetnie. STOP. XX wiek niczego nas nie nauczył. STOP. Naziole maszerują. STOP. Nie śmieszy mnie to wcale, gdy idzie mrok. STOP.

Śmieszny to widok, jak dorośli ludzie opowiadają dorosłym ludziom bajki o Piłsudskim czy Dmowskim, o żołnierzach wyklętych czy o „na­ro­dzie jako całości”. Takie bajki mają to do siebie, że nieistotne w nich są kategorie praw­dy i kłamstwa. Mogą mieć morał, ale żeby znać morał, trzeba wie­dzieć, o co chodzi. A wiedza ta jest bajko­pi­sa­rzom obecnym niedostępna.

Marcin Król, Do nielicznego grona szczęśliwych,
Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2018.


fot. Łukasz Błasikiewicz,
[dostęp: 11.11.2021], źródło.

murem za polskim murem!
[przeczytałam dyslektycznie, ale w punkt]

środa, listopada 10, 2021

4428. 314/365

wczoraj, w pięćdziesiątą dziewiątą rocznicę pierwszej randki. zapalił światełko na cmentarzu. powiedział mi o tym dziś.

314/365

wtorek, listopada 09, 2021

4427. Czytane przed gigantem (I)

O istnieniu tej książki dowiedziałam się w piątek. W ten sposób dowiedziałam się również o tym, że zbliża się drugi w tym roku Dzień Ojca — ruchome dla mnie i Białego Kruka święto. Klik, klik, kupić, zapłacić i czekać, by do rąk Bia­łe­go Kruka trafiła.

Drugi Dzień Ojca wypadł dziś, bo dziś Biały Kruk Ją odebrał. Rodziciel za­czy­na przyjemność, jaką zdecydowanie jest ta książka — ilustracje, historie — ja ją dziś skończyłam, bo chwilę po tym, gdy wy­sła­łam papier w stronę Małej Danii, coś mnie tknęło i klik, klik — był ibuk!

Natychmiast, nie oglądając się na ibukosknerę, zrobiłam kolejne klik, klik i miałam na czyt­ni­ku, reglamentując sobie liczbę spotykanych dziennie latarni, by star­czy­ło na jak najdłużej. Najdłużej nie trwało długo, ale za to przyjemność była ogromna.

Po głowie chodził mi pomysł, którego zaczynem były ulubione książki – poetyckie atlasy z mapami pełne zwięzłych opowieści, zdolnych ponieść Czytelników w odległe zakątki z zacisza wygodnego fotela.

*

W NIEMOŻLIWEJ ARCHITEKTURZE tych budowli tkwi piękno i dzikość. Być może dzieje się tak, ponieważ wyczuwamy, że konają. Ich blask wy­ga­sa, ich ciała kruszeją. I choć wiele z nich nadal stoi na straży, wiernych swemu powołaniu, by rozświetlać wody, za sprawą nowych technologii stają się dziś coraz bardziej zbędne. Statki nie potrzebują już ich ro­man­tycz­nej opieki; pojawili się nowi przewodnicy – satelity na orbicie, nawigacja GPS, sonary, radary – przez co zapominamy, że latarnie morskie były do­mo­stwem i miejscem pracy wielu mężczyzn i kobiet, niejednokrotnie nie­znanych.

*

Pustka odczuwana z dala od opieki bliźnich jest dla nie­któ­rych piekłem. Za to dla innych, jak dla Charlesa Bukowskiego, „odo­sob­nie­nie to dar”.

*

Pod koniec dziewiętnastego wieku umysł Szuchowa wykreował wieże, dachy, pawilony i budynki stabilne pomimo zużycia minimalnej ilości materiału. Udało mu się tchnąć życie w proste szkielety ze stalowej siatki i przeobrazić je w budowle niezwykłe, organiczne, lekkie, wyjęte spod władzy czasu.

*

OD PRZESZŁO DZIESIĘCIU LAT światło nie działa. Bez jego blasku w wie­ży zadomowiły się tysiące morskich ptaków. Upływ czasu zostawił ślady na opuszczonych obiektach: popękany tynk na ścianach, rdzę na metalowej konstrukcji, stare zniszczone silniki i potłuczone szyby w oknach. Latarnia na Aniwie osuwa się powoli do morza.

*

Projekt latarni, choć tylko pośrednio, zainspirowała obserwacja drzewa. […] Jej projektant John Smeaton sporządził szkic budowli, będąc świad­kiem niebywałej wytrzymałości starego dębu, który nie ugiął się podczas potężnej burzy.

*

To najbardziej samotna i najmniej przyjazna z argentyńskich latarni.
     […]
     STARĄ LATARNIĘ MORSKĄ ZAMIERZANO wyłączyć, jednak światło, skrupulatnie doglądane, nadal działa. Z siedziby latarników widać morze.

*

W sierpniu 2019 roku Daniela Ortiz, kapral marynarki wojennej Chile i specjalistka od łączności, została pierwszą kobietą latarnikiem w Evan­gelistas.

*

„TEN ZAWÓD WYMAGA NERWÓW ZE STALI”, ostrzegano w ogłoszeniu o naborze latarników do Grip. Samo zejście na ląd stanowiło nie lada wyczyn.

*

PRZYLĄDEK GWARDAFUY WYZNACZA SZPIC ROGU AFRYKI. W sta­ro­żytno­ści był nazywany Aromatum Promontorium (Przylądkiem Przypraw), po arabsku Ras Asir (Przylądkiem Łez), a przez średniowiecznych włoskich marynarzy – Guardafui (Patrz i uciekaj), z racji groźnych prądów oraz gęstych i niespodziewanych mgieł.

*

Ida [Lewis] nie umie żyć z dala od latarni i szybko wraca na Lime Rock. Oficjalnie posadę latarniczki otrzymuje w 1879 roku.
     „Niekiedy mgiełka, która rozbryzguje się na oknach, jest tak gęsta, że nic nie widać, czasem zaś przez wiele dni fale są tak wysokie, że żadna łódź nie odważyłaby się zbliżyć do wyspy, nawet gdybyśmy głodowali. Jestem jed­nak szczęśliwa. Na tej skale panuje spokój, którego nie sposób doświadczyć na wybrzeżu. Latem wpływają i wypływają setki statków, a za moim szczę­ściem kryje się świadomość, że to ode mnie zależy ich bezpieczeństwo”.

*

DALEJ NA POŁUDNIE NIE MA JUŻ ŚWIATŁA, tylko rozszalałe morze i ry­czą­ce czterdziestki. Następny stały ląd to dopiero Antarktyda.

[…] ostatnimi laty ogłoszono program wolontariatu dla pary, która chcia­ła­by spędzić na wyspie pół roku. Tymczasowi mieszkańcy byli zobo­wią­za­ni nadzorować wyposażenie i dokonywać pomiarów mete­o­ro­lo­gicz­nych. Na pierwszy nabór wpłynęło ponad tysiąc zgłoszeń.

*

PO ZAKOŃCZENIU PIERWSZEJ WOJNY ŚWIATOWEJ Francja wspiera reintegrację zawodową wielu żołnierzy, którzy zdrowiem przypłacili udział w konflikcie. Dekret z 1924 roku wyznacza listę zawodów za­revzer­wo­wa­nych dla weteranów, na której znajdują się posady listonosza oraz straż­ni­ka parków i muzeów. Urzędnicy umieszczają tam również zawód latarnika, być może zakładając, że to mało wymagająca służba.

*

KIEDY NIEDOŚWIADCZONEGO KEVINA ARSENAULTA przydzielono do obsługi latarni, o której prawie nic nie wiedział, zapytał swoich kompanów ze straży przybrzeżnej, jak wygląda tam życie. Jeden z nich zapewnił go, że dziewczyny rosną tam na drzewach. Gdyby Arsenault przeczytał coroczny raport Lighthouse Board z 1891 roku, dowiedziałby się, że na Matinicus Rock „nie ma ani jednego drzewa ani krzaka, a trawy na skale też się nie uświadczy. Powierzchnia wysepki to ledwie bezładna sterta kamieni, często smaganych i przesuwanych przez fale”.

José Luis González Macías, Światło na krańcach świata. Mały atlas latarni morskich, przeł. Patryk Gołębiowski,
Wydawnictwo Wielka Litera, Warszawa 2021.