piątek, listopada 20, 2020

4031. Strajkowe czytanie (II)

Na moim wirtualnym stosiku, sprawdziłam, od pięciu lat bez trzech tygodni. Za­ku­pi­łam w nag­łym przypływie optymizmu, że jestem dobrą kandydatką na czytel­nicz­kę tej książki. Fala przypływu ustąpiła, minęło dużo czasu i… wydarzył się Strajk Ko­biet i… trans­parenty. O jednym z nich tydzień temu z małym okładem wspo­mnia­ła Gepardzica i Drzewko przyznało się, że nie rozumie, bo nie czytała. Nie czy­ta­ła, bo nie opuszczał jej strach, że intelektualnie nie podoła.


fot. Malwina Kozłowska, fragment,
[dostęp: 14.11.2020], źródło.

I co z tego, że to lektura w szkole średniej, a Drzewko wiekowe, z dość rozbudowaną edukacyjnie tabliczką znamionową? Nic z tego, naprawdę nic! Wyniki mojej matury są od dziesięciu lat pełnoletnie i choć zacne, to pamięć (1), że tylko dwóm lekturom dałam radę w życiu od początku do końca, ale za to ze zrozu­mie­niem i zachwytem (LatarnikKa­mi­zelka) oraz pamięć (2) smaku obez­wład­nia­ją­ce­go strachu, że język polski prze­kreś­li moje, nie najgorzej zapowiadające się, studenckie życie, są cał­kiem świe­że, jak­by to było wczoraj.

Gepardzica i Smoku kibicowali. Biały Kruk podesłał pięknie czytanego przez Hen­ry­ka Boukołowskiego audiobuka. Cztery nieudane podejścia do słuchania pierwszego rozdziału zrobiłam. Wróciłam do ibuka. Słuchanie zadziałało dopiero, gdy wkrę­ci­łam się w tę rewelacyjną historię. Przeżyć życie bez spotkania z mistrzem i Mał­go­rza­tą? Lepiej nie! Mistrzu, Małgorzato, pierwszy w mym życiu audiobuk za mną, dzięki wam i w waszym towarzystwie. Dałam radę nie tylko intelektualnie, ale rów­nież kardiologicznie i emocjonalnie. Majstersztyk, nie powieść! Dziś w rozmowie z Gepardzicą ustaliłyśmy, że to nie książka-prorok, tylko książka-diagnoza — nie­by­wa­le aktualna w XXI wieku.

Annuszka już kupiła olej słonecznikowy, i nie dość, że kupiła, ale już go nawet rozlała.

Przemykające obok werandy koty przybrały już poranny wygląd. Na poetę nieubłaganie zwalał się dzień.

     — Kochaneczku, to nonsens!
     — Co nonsens?
     — Druga świeżość to nonsens! Świeżość bywa tylko jedna — pierwsza i tym samym ostatnia. A skoro jesiotr jest drugiej świeżości, to oznacza to po prostu, że jest zepsuty
.

No a czary, jak wiadomo, skoro raz się zaczną, to nic ich już nie powstrzyma.

[…] co ludzie mogą podrzucić?
     — Dziecko! — krzyknął ktoś z sali.
     — Absolutnie słusznie — potwierdził konferansjer — dziecko, anonim, ulotkę, maszynę piekielną, diabli wiedzą co jeszcze, ale czterysta dolarów nigdy w życiu nikt nie podrzuci, takiego kretyna nie ma na świecie
.

To fakt. A fakty to najbardziej uparta rzecz pod słońcem. Nas jednak interesuje to, co będzie dalej, a nie ów dokonany już fakt.

     — […] podejrzewam jednak nie bez podstaw, że ten ból w kolanie to pa­miąt­ka po pewnej czarującej wiedźmie, z którą zawarłem bliższą zna­jo­mość w roku 1571 w Brockenhill, na Diabelskiej Katedrze.
     — Ach, czyż to możliwe? — zawołała Małgorzata.
     — Głupstwo! Za trzysta lat przejdzie
!

     — Nie zdarza się, powiada pan? — powiedział Woland. — To prawda. Ale my jednak spróbujemy. – I zawołał: – Azazello!

     — […] Czy to pan jest tym kotem, który wsiadał do tramwaju?
     — Ja – przytaknął kot, który czuł się pochlebiony, i dodał: – Miło mi słyszeć, że się pan tak uprzejmie zwraca do kota. Nie wiadomo, dlaczego wszyscy mówią do kotów „ty”, choć jako żywo żaden kot nigdy z nikim nie pił bruderszaftu
.

     — […] Dobrze, dobrze, mogę milczeć! Będę milczącą halucynacją. — I zamilkł.

Mniej więcej o północy sen użalił się wreszcie nad procuratorem. […] zdjął sandały i wyciągnął się. Banga natychmiast wskoczył na pościel i położył się obok, jego pysk znalazł się przy głowie procuratora, który położył dłoń na karku psa i wreszcie zamknął oczy. Dopiero wtedy zasnął i pies.

     — Mówimy, jak zawsze, różnymi językami — powiedział Woland. — Ale rzeczy, o których mówimy, nie ulegają od tego zmianie, prawda?

To, co powiedziałeś, powiedziałeś w sposób zdający się świadczyć, że nie uznajesz cieni ani zła. Bądź tak uprzejmy i spróbuj przemyśleć następujący problem — na co by się zdało twoje dobro, gdyby nie istniało zło i jak by wyglądała ziemia, gdyby z niej zniknęły cienie? Przecież cienie rzucają przedmioty i ludzie. Oto cień mojej szpady. Ale są również cienie drzew i cienie istot żywych. A może chcesz złupić całą kulę ziemską, usuwając z jej powierzchni wszystkie drzewa i wszystko, co żyje, ponieważ masz taką fantazję, żeby się napawać niezmąconą światłością? Jesteś głupi.

     —  Niechcący powiedziałeś teraz prawdę — powiedziała — diabli wiedzą, co to ma znaczyć, i diabli, wierz mi, wszystko załatwią! […]
     — A wiesz, że rzeczywiście jesteś teraz podobna do wiedźmy.
     — Wcale nie przeczę — odpowiedziała Małgorzata — jestem wiedźmą i bardzo się z tego cieszę
.

Czy po to, żeby uważać się za żyjącego, trzeba koniecznie siedzieć w suterenie, w jednej koszuli i szpitalnych kalesonach? To śmieszne!…

     —  Płoń, płoń, dotychczasowe życie!
     — Spłoń, cierpienie! — wołała Małgorzata
.

Michaił Bułhakow, Mistrz i Małgorzata,
przeł. Irena Lewandowska, Witold Dąbrowski,
Agora, Warszawa 2012.
(wyróżnienie własne)

     — To zupełnie proste! — odparł. — Ci, którzy są otrzaskani z piątym wy­miarem, bez trudu mogą powiększyć lokal do potrzebnych rozmiarów. Po­wiem więcej, łaskawa pani — do czort wie jakich rozmiarów! Zdarzało mi się zresztą — paplał dalej Korowiow — spotykać ludzi, którzy nie tylko nie mieli zielonego pojęcia o piątym wymiarze, ale w ogóle o niczym nie mieli zielonego pojęcia, niemniej dokonywali najprawdziwszych cudów, jeśli chodzi o powiększenie swoich mieszkań.

     — Taki jeden krytyk… Dziś wieczorem zdemolowałam mu całe mieszkanie.
     — Proszę, proszę! A czemuż to
?…

(tamże)

3 komentarze:

  1. Wracam do tej książki średnio co rok, przed Wielkanocą.
    I naogół lekturę kończę na opowieści o ukrzyżowaniu.
    Wyznam, że dalszy ciąg jakoś nie ma już tego ciągu, nie wciąga.
    Ale może to odruch obronny, wszak spora część rozgrywa się w piekle, wolałbym to odwlec.
    Z pierwszej części utkwił mi w pamięci taki fragment: Co, Boga też nie ma?
    Ludzie, u was piwa nie ma, mięsa nie ma, a teraz na dodatek Boga nie ma? Czy u was w ogóle coś jest?

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście po napisaniu powyższego komentarza zajrzałem do źródła.
    Według zasady - najpierw strzelać, potem sprawdzać o co chodzi.
    Tym razem rezultat nie jest taki zły, tyle że dyskusja o Bogu jest teoretyczna a braki w zaopatrzeniu wspomniane są w połączeniu z brakiem diabła.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale to piwa nie ma, mięsa nie ma, a teraz na dodatek Boga nie ma? Czy u was w ogóle coś jest? jest piękne!

      Historia Piłata dalej jest fascynująca, więc sporo przyjemności sobie odbierasz.

      Tymczasem u nas w Prawej i Sprawiedliwej Polsce piwo jest, mięso jest, ale Bóg wyjechał urlopowo, nie może patrzeć na to, co się dzieje. Nawet On nie wpadłby, że kobiety z prawidłowo nadanym peselem (czyli obywatelki) to terrorystki i trzeba je antyterrorystami potraktować. Smutny teraz to kraj.

      Usuń