Mamy z Białym Krukiem niepisaną umowę, że Dzień Ojca jest świętem ruchomym. W tym roku wypadł po raz drugi tydzień temu (bez jednego dnia) dzięki ibukowej premierze książki pana Rusinka — trudno mi uwierzyć, że papierowa premiera dopiero za dwa dni. Tradycji stało się zadość, klik, klik… Biały Kruk obdarowany — następnego dnia do porannej kawy miał nie byle jaką niespodziankę czytelniczą.
Książka-wyzwanie, przynajmniej dla mnie. Swoiste językowe sekrety Polihymnii — przepraszam, panie Jerzy, za to porównanie, zatęskniłam i obiecuję sobie wrócić do pana książki — sekrety na miarę upadającego XXI wieku. Na raz co najwyżej kilka rozdziałów-utworów dało się przeczytać, bo czapki z głów leciały z powodu świeżo uświadomionej ignorancji — tak obcy świat, że wewnętrzny E.T. chciał natychmiast do domu, a sęp miłości do literek nie mógł już ani jednego akapitu więcej, uchlany do imentu dystychami, pleonazmami, metonimią, synekdochami, i barbarzyństwem gramatycznym.
Dostało się nie tylko tym, których istnienia nawet nie przeczuwałam, ale również Jackowi Cyganowi, Różom Europy i HappySad (dokładnie pamiętam, kto zapoznał mnie z tą piosenką!). O, przepraszam, jedną piosenkę (z tych uczuciowo zaangażowanych) znałam (!) i nieźle się nią zabawiłam, a pani, której życzyłam, by któryś z osłów jej tę piosenkę zaśpiewał, skończyła w pseudotrybunale, bez sałatki chyba.
W audycji radiowej Autor przyznał, że wydawca wybił mu z głowy pierwotny tytuł książki — byłoby z przepięknym błędem: Nad tafli wodą z piosenki zespołu Daab — błędy i niechlujstwo językowe to nie jest wymysł XXI wieku, niestety.
I… ilustracje! Miód na serce po sztuce tekściarskiego wyrażania uczuć wszelakich.
♬
I jeszcze jedno: polityka kulturalna państwa, w którym przyszło nam żyć, powoduje, że popularne gatunki muzyczne są obecnie dowartościowywane, a z artystów je uprawiających robi się klasyków. Ich utwory słychać więc częściej i jakby nieco głośniej. Jeśli więc na przykład teksty piosenek disco polo za kilka lat znajdą się w podręcznikach szkolnych obok utworów wielkich romantyków, zawarte w tej książce szkice interpretacyjne mogą się po prostu przydać maturzystom.
Oby tak się jednak nie stało.
♬
♬
[…] „bakcyl” — czyli archaiczna nazwa bakterii lub zarazka — może pochłaniać. Słownik frazeologiczny milczy na ten temat, wspominając jedynie, że można go złapać lub połknąć. Ale kto by się przejmował frazeologią, gdy cierpi dusza!
♬
Od kiedy w 1734 roku Johann Sebastian Bach poświęcił kantatę Schweigt stille, plaudert nicht (BWV 211) kawie, wielu artystom się wydaje, że im też wolno. […] Tymczasem czytamy dalej: „W środku diabeł i kochanka,/ z wierzchu anioł, żona, matka”. Nie wiemy, czy chodzi o zdobienia filiżanki przedstawiające wymienione postaci, czy też o metaforę szatańsko mocnej kawy wlanej do anielsko białej filiżanki.
♬
Tam, czyli gdzie? We śnie? W piekle? Jesteśmy przyzwyczajeni do wizji piekła, w którym ofiary gotują się w kotłach lub są przypiekane na ruszcie, tymczasem „krwawa uczta” sugeruje, że zrezygnowano z obróbki termicznej.
♬
Oto niezwykle rzadki w obrębie tego gatunku utwór jawnie intertekstualny, będący twórczą trawestacją bajki Aleksandra Fredry „Paweł i Gaweł”. […] „ty oczyść umysł i nie zaprzątaj myśli” — w domyśle: nie zaprzątaj ich sobie ową babą. Wówczas następuje opis sytuacji: „[…] zamiast na wykład iść, wykładają coś na stół”. Zwróćmy uwagę na rzadką w tym gatunku literackim grę słów zwaną sylepsą, wykorzystującą wieloznaczność czasownika „wykładać” — coś komuś, np. historię języka, i coś gdzieś, np. butelki alkoholu na stół. Co wówczas robi baba? Otóż baba nie odpuszcza, tylko „daje w kość/ i warczy niczym pies” — zwróćmy uwagę na spójność metaforyczną tej frazy: kość i pies należą do tego samego porządku semantycznego.
Borys LBD, Uwaga, baba idzie.
♬
„Zrobiłaś pierwszy krok, zbliżyłaś się i stało się to…”. Istotnie, pierwszy krok w związkach powoduje, że ludzie się do siebie zbliżają, chyba że jest to krok w tył lub w bok.
♬
Wygląda nam on na kolegę z terapii grupowej. „I nie zobaczysz, że patrzę na ciebie inaczej./ Nie chciałeś mnie takiej mieć…”. Czyli nie doceni on, że ona pod wpływem terapii już się zmieniła i że nic mu nie grozi. Przedtem jej się bał.
♬
♬
Każdy właściciel psa, który próbował mu zrobić zdjęcie z lampą błyskową wie, że — w przeciwieństwie do oczu człowieka — oczy psa mają na takich zdjęciach zielony odblask. Sprawia to tzw. makata odblaskowa, która wchodzi w skład budowy psiego oka. Jej funkcją jest ponowne wyłapanie promieni świetlnych, a następnie przekierowanie ich na siatkówkę. Dla porównania, oko człowieka pozbawione jest owej błony, dlatego na zdjęciach z fleszem odbijają się czerwonym kolorem. Taka interpretacja pozwala nam więc zobaczyć w tym utworze piękny obraz miłości pana do jego psa.
♬
Abecedariusz to dość trudna forma, świadcząca o wysokim kunszcie poetyckim autora, mająca także jednak cel pedagogiczny lub mnemotechniczny. […] ostatecznie skupiamy się na literze i oczekujemy, że podmiot liryczny przedstawi nam cały wachlarz uczuć, których nazwy rozpoczynają się od kolejnych liter alfabetu. Pierwsze rozczarowanie przychodzi, gdy postanawia zacząć od litery „M”, która nie występuje na początku żadnego znanego nam alfabetu. No ale trudno, od czegoś trzeba zacząć. Czytamy: „M jak miłość – wiele imion ma”. Pewnie każde z tych imion zaczyna się od różnych liter, ale nie dowiadujemy się jakich. Podmiot zacina się na „M” i ani nie rusza w jedną, ani w drugą. […] A my się pytamy, co z „P jak przyjaźń”? „N jak nienawiść”? „S jak smutek”? „W jak wstręt”? „G jak gniew” czy „E jak euforia” lub „ekstaza”? Ich brak wpędza nas w „Z jak zadumę”.
♬
♬
[…] jest to nasza ulubiona fraza: „w pustej szklance pomarańcze — to dobytek mój”. Po pierwsze, jak pomarańcze mogą się zmieścić w szklance? Albo są bardzo małe i niedojrzałe, albo mają jakiś inny stan skupienia (np. likier pomarańczowy); w obu przypadkach nie zazdrościmy podmiotowi doznań smakowych. Po drugie, szklanka, w której coś jest, nawet jeśli być nie może, bo jest za duże, automatycznie przestaje być szklanką pustą.
♬
„[…] zostawić w lukach swojego umysłu choć jedno wspólne spojrzenie”. Postrzeganie umysłu jako przestrzeni składającej się z luków albo luk (to nie jest jasne) pozostawia nas przez chwilę w niemym zachwycie.
♬
Kolejny wers ma charakter błagalny: „Skasuj mój numer, odlajkuj mój fanpage i zapomnij, hoe” („hoe” to hiphopowe określenie byłej kochanki, łagodnie mówiąc). Zrywanie ze sobą w dzisiejszych czasach jest ogromnie pracochłonne.
♬
Tu następuje zwrot akcji: „Teraz zaskoczę cię” — mówi podmiotka, a my czekamy z niecierpliwością, czym mianowicie, otóż: „ten ogień wciąż tli się”, mówi kobieta, drastycznie zmieniając metaforykę z akwatycznej (topienie się) w ignityczną (tlenie się). Ważne, że pozostajemy wśród żywiołów.
♬
♬
„Kocie ciało symetralne, nietykalne”. Słownik języka polskiego nie odnotowuje takiego przymiotnika (symetralna to prosta prostopadła do odcinka przechodząca przez jego środek), być może autorowi chodziło o przymiotnik „symetryczny”. Ważniejsza jest nietykalność, będąca także przecież terminem prawnym.
♬
Jak większość mężczyzn uważa on, że wszystko, co robią kobiety, jest jakimś sygnałem wysyłanym w stronę mężczyzn. […] Słowem, ciężkie jest życie mężczyzn w świecie pełnym kobiet. Ze swej strony polecamy wejść w stały i satysfakcjonujący związek. Albo zatrudnić się na platformie wiertniczej na Morzu Północnym, upewniwszy się, że nie pracuje tam żadna kobieta. Przynajmniej na lato. Tak będzie lepiej i dla bohaterów tego utworu, i dla literatury.
Michał Rusinek, Zero zahamowań, ilustr. Jacek Gawłowski,
Agora, Warszawa 2020.
♬
Tym razem mamy do czynienia z utworem, który nawiązuje do pewnej legendy. Legenda owa głosi, że pod tatrzańskim Giewontem śpią rycerze, którzy mają powstać, chwycić za miecze i dosiąść koni, gdy Rzeczpospolita znajdzie się w niebezpieczeństwie. Pierwszy wers analizowanego przez nas utworu brzmi natomiast: „Ten rycerz, co tam śpi, obudzi się dla ciebie”. […] W rytm „kapeli”, która dla nich gra, wstaną z kolan i zaczną się liczyć na świecie.
(tamże)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz