Gdy Ministerstwo Kultu (dawniej Kultury) postanowiło pandemicznie wspomóc artystów, pomijając Artystów i Teatry, napatoczyłam się na przepiękny cytat z Muminków. Dwa dni trwało odnalezienie go w odmętach medium społecznościowego i mam! Zgrzytnęłam i by go tu mieć, musiałam ukryć błędy (przykryte czerwonymi trójkątami), bo są takie błędy, których nie toleruję, szczególnie gdy robią je ludzie czytający książki bardziej niż mniej.
[dostęp: 21.11.2020], źródło.
Gdy natknęłam się na ten cytat, zapragnęłam wrócić do Muminków, do wszystkich części cyklu (w tle ilustracji powyżej: grafika z pierwszej części). Powrót jest (bo trwa) cudowny i zabawny. Z pierwszej części dowiedziałam się, że każda porządna mama — do takich należy z pewnością Mama Muminka — powinna mieć w torebce… korkociąg. W tej części zwierzaczek jeszcze nie ma imienia i nie marudzi, i nie grozi.
W ciemności, jak wiesz, wszystko wygląda groźniej.
✁
Poszli więc dalej, zapuszczając się coraz głębiej w ciszę i ciemność.
✁
— Dokąd poszedł? — zapytała Mama Muminka. — Mówił coś specjalnego? Gdzie może teraz być? Jak się czuł?
Cały dzień szli przez ukwiecony krajobraz, który Muminek byłby chętnie zbadał na własną rękę, ale Mamie spieszyło się i nie pozwoliła mu się zatrzymywać.
— Ciekawe, co on zgubił, bo wydaje się jeszcze bardziej zły niż Paszczak.
— Bezczelny dzieciaku — rzekł marabut, który miał dobry słuch. — Gdybyś miał kilkaset lat i zgubił okulary, też byłbyś niezbyt zadowolony.
I mieszkali potem w tej dolinie przez całe życie, nie licząc kilku wyjazdów potrzebnych im dla odmiany.
Tove Jansson, Małe trolle i duża powódź, [cykl],
przeł. Teresa Chłapowska, Nasza Księgarnia, Warszawa 2013.
okładka z wcześniejszego
(pamiętanego z młodszych czasów)
wydania, bo to z 2013 roku
beznadziejne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz