piątek, stycznia 31, 2020

3687. 31/366

cisza. niech wybrzmi. niech gada do mnie, niech nie ustaje, dopóki nie usłyszę tego, co trzeba.

31/366

3686. Z książek wyjęte

Co łączy książki: trzeciączwartą? W obu pojawia się postać tego samego malarza.

Jego istnienie, o którym pojęcia wcześniej nie miałam, wyjęłam z trzeciej. Obrazów wiele obejrzałam i wpadłam na kadr z filmu, który mnie zachwycił, zatrzymał, zadumał.

Z czwartej wyjęłam obraz Nocne marki (ang. Nighthawks). No i muszę to wszystko mieć tu pod ręką, bo łazi za mną i nie odpuszcza.

Czy Hopper zrobiłby na mnie duże wrażenie, gdybym tych książek nie czytała równolegle, gdyby nie dzieliły ze mną tych samych dni? Nie jestem pewna.


Edward Hopper, Morning Sun, 1952,
[dostęp: 31.01.2020], źródło.


Shirley — wizje rzeczywistości, 2013, (kadr z filmu),
[dostęp: 31.01.2020], źródło.

*


Edward Hopper, Nighthawks, 1942,
[dostęp: 31.01.2020], źródło.

3685. Czwarta

Ta książka była czwartą z sześciu. Czytana wyłącznie dla czystej przyjemności. Przyjemność zaś była ogromna. Między rozdziałami zawsze pożądna porcja kroków.

Można spokojnie napisać — książka rehabilitacyjna… obok piłek, pasków, gum, kocy, maty i rowerka, których zastosowanie jest oczywiste, a używanie niepodlegające negocjacjom.

     „Unikaj ryzyka, które mogłoby cię zabić”.
     Zabić może go opór. Teraz.
     Brak oporu prawdopodobnie też go zabije. Tylko później
.
     […]
     Między teraz a później być może kryje się jakaś szansa.
     Decyzja w warunkach zagrożenia. Znowu
.

*

Kto chce osiągnąć więcej w długiej perspektywie, nie powinien próbować oszukiwać innych ani zabierać im, ile się da! Kto jest chciwy w prawidłowy sposób, musi innym coś dać! Solidarność, altruizm czy pomyślność to nie są romantyczne idee. Całkowicie pozbawiona sentymentów, racjonalna matematyka dowodzi, że w dalszej perspektywie są lepszym dealem dla wszystkich!

*

     — Więc o co w tym chodzi? — zniecierpliwił się Jan.
     — O wszystko. — Jeanne odpowiedziała bardziej sobie niż jemu. — O nasz wizerunek człowieka. O prawidłowe decydowanie. O organizację społeczeństwa. Sensowny podział dobrobytu. O egoizm, zarządzanie przedsiębiorstwami, rozwiązywanie konfliktów

*

     — No cóż, matematyka jest wszędzie — zauważył Fitz.
     — W moim życiu na szczęście nie — wymamrotał Jan.
     — To jest dopiero dziwna rzecz: matematyka to chyba jedyny taki przedmiot, że im ludzie są z niej głupsi, tym bardziej są z siebie dumni — podsumował Fitzroy
.

*

Ludzie sądzą, że obserwują fakty i na ich podstawie wyrabiają sobie jakiś pogląd. Tymczasem najczęściej działają odwrotnie: wyszukują informacje, które potwierdzają ich opinię.
     — A jeśli takich nie znajdują, to nawet je tworzą i nazywają je faktami alternatywnymi – wtrąciła Nida.
     — Masz rację. – Kim się roześmiała. – A fakty, które przeczą ich przekonaniom, ich poglądom, ignorują
.

*

     — Wręcz przeciwnie — odparł spokojnie Fitzroy.
     — Kolejny, którego nie stać na to, żeby się zastanowić, albo który we wszystkim, co mu nie pasuje do własnego obrazu, od razu dopatruje się ukochanego ideologicznego wroga: komunistów, lewaków, idealistów, faszystów, nazistów, neoliberałów

*

Wcale nie musisz dostarczać ludziom argumentów. Daj im poczucie, które wygląda jak argument. Poczucie, które wcale nie jest im obce: rzekomej dyskryminacji, ucisku, nietraktowania poważnie, moralnej wyższości i tak dalej. Oni się na to nabiorą.

*

Za sprawą naszych decyzji kształtujemy własne życie, kształtujemy życie innych, kształtujemy świat. Dlatego bardzo ważne jest, by wiedzieć, w jaki sposób ludzie dochodzą do swych decyzji.

*

[…] nie brakowało też osób piszących esemesy lub nawet grających w gry. Poruszające się gorączkowo po displayach palce przypominały owady, które – zwabione i zwiedzione światłem — obijają się z desperacją o szybę, próbując wydostać się na wolność.

*

[…] będzie musiała się zdecydować, którą drogą iść. Lecz niezależnie od tego, co postanowi, będzie to droga całkiem nowa, która nie wiadomo dokąd ją zawiedzie.

*

Owszem, motorem napędowym kapitalizmu jest interes własny, egoizm, chciwość! Ale […] uwzględnianie interesów innych leży w najlepszym interesie każdego z nas! Z egoizmu należy współpracować! Z chciwości należy się dzielić!

*

     — Człowieczeństwo i altruizm to ma być po prostu lepszy interes?! — wykrzyknęła z oburzeniem jakaś kobieta. – Nie pozwolę zredukować swoich uczuć do jakiegoś matematycznego równania i jeszcze wmontować ich w kapitalizm!

Marc Elsberg, Chciwość, przeł. Elżbieta Ptaszyńska-Sadowska,
Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2019.

Dawniej podatki były wyższe, nie niższe! To były te „stare, dobre czasy”, kiedy demokracje dotrzymywały swoich obietnic mówiących o większym dobrobycie dla wszystkich i dlatego cieszyły się popularnością.

(tamże)

Wpis z książki: Marc Elsberg. „Chciwość”. iBooks.

czwartek, stycznia 30, 2020

3684. 30/366

czego Ty właściwie chcesz?!? rusz się i rób to! czasu masz na pewno mniej, niż myślisz — jestem tego pewna, jestem bezsilna i Cię kocham.

30/366

3683. Książka na drodze i na drogę

Ta książka jest trzecią z sześciu. Zaczęłam dokładnie tydzień temu. Powolutku, by starczyła na dłużej. Powolutku, bym mogła zrozumieć reakcje, jakie przeczytane akapity we mnie wywoływały, by przeżyć te reakcje co cna, by zobaczyć, z czym zostaję po tej lekturze.

Zadumana, cichsza po tej książce jestem. Dzięki niej dostrzegam perspektywę rodzica, rodzeństwa czy partnera osoby nieuleczalnie chorej. Dostrzegam i widzę, że jest równie trudna i wymagająca, a może czasem jeszcze trudniejsza i bardziej wymagająca, bo tak niewiele można, choć chciałoby się „zdrowe zdrowie” przynieść, nawet jeśli trzeba by pójść na koniec świata.

Ktoś we mnie śmie twierdzić, że książka ta jest obowiązkowa. A ja tylko dodam, że jest pięknie (bez patosu i martyrologii) napisana. Jest w niej dużo poezji życia i chwil, które zbyt łatwo można przegapić lub zbagatelizować, łudząc się, że „innym razem” przeżyje się to lepiej lub głębiej. Czasem nie ma „innej” czy następnej okazji.

Miło mi było przeczytać, że Magdalena Tulli była jedną z pierwszych czytelniczek manuskryptu — świat jest malutki.

Jan nauczył mnie tak wiele, jednak nikomu nie życzę tej lekcji. Nikomu i nigdy. Dlaczego przypadła ona właśnie mnie, nie mam pojęcia. Taka karma, powiedzieliby jedni, niezbadane są wyroki bogów, powiedzieliby inni. Pech, dodaliby kolejni, po prostu pech. Wielkie szczęście, stwierdziliby ci, którzy widzą więcej, a ja przepędziłabym ich na cztery wiatry. Najlepiej nie pytać. Nie pytać za wiele. Po prostu żyć. Jak łatwo się to mówi: po prostu żyć!

*

Nie należy nikogo zmuszać do otwarcia tego pokoju-otchłani wypartych uczuć. Każdy decyduje sam, kiedy weźmie do ręki klucz i zaryzykuje wejście. Kluczem jest własna dojrzałość i podjęta w pełni sił umysłowych decyzja. Kluczem jest również nagłe olśnienie, że taki pokój w ogóle istnieje. Przecież to, co wyparte, pozostaje niewidzialne, znajduje się poza horyzontem postrzegania, spowite mgłą nieświadomości i lęku przed prawdą. Otchłań wypartych uczuć pochłania jak labirynt Minotaura. Aby tam wejść bez trwogi, musisz mieć kaganek ze światłem decyzji i czerwoną nić świadomości. I wtedy dopiero do głębi pojmiesz siebie i swoje wybory, więc jeśli ktoś odpowiada, że nie wie, jeśli ja sama sobie nie jestem w stanie odpowiedzieć inaczej, nie otwieram drzwi.

*

Mówi się, że nadzieja jest matką głupich. Mówi się, że nadzieja umiera ostatnia. Dziś wiem, że nadzieja jest jedną z iluzji odwodzących nas od życia teraźniejszością.

*

Jesteś autentycznie silny, kiedy dostrzegasz siłę w człowieku, któremu niesiesz pomoc. Wtedy rzeczywiście współczujesz, wtedy pomagasz z autentycznym oddaniem i bezinteresownością, tylko wtedy.

*

Pytajmy, zważając jednak na to, z jakich pobudek pytamy, kiedy pytamy i czy jesteśmy w stanie unieść odpowiedź. A jeśli odpowiedzią będą łzy — wystarczy przytulić.

*

I dalej, jak Syzyf, toczysz ten kamień na górę. Ale wiesz, i ja wiem także, bo jestem tobą, rodzicem dziecka, które nigdy nie będzie samodzielne, że to właśnie jest życie, nie tylko moje i twoje, ale życie każdego człowieka. Każdy w swoim prywatnym, beznadziejnym zmaganiu z losem łapie chwilę, kiedy oddycha spokojniej i nawet czuje się trochę szczęśliwy. Śmierć jest jednak tuż-tuż, zawsze obok, melancholijny zarządca bólu i zbawienia.

*

[…] rozumiem szczęście jako świadomy wybór. Nie warto czekać na dary losu, nie trzeba stawiać warunków, błagać o litość bogów, którzy są tak niemoralni jak widz w kinie i mają równą frajdę i z dramatu, i z komedii. Każdy, nawet największy dar pochodzący z zewnątrz za chwilę obraca się w zwyczajność. Nie zmoże nas nic, jeżeli od wewnątrz staniemy się nietykalni. Czy trudno ten stan osiągnąć? A czy mamy inny wybór? Ja go po prostu nie miałam. I dlatego mi się udało. Tylko dlatego.

*

Być może radykalną postawą zgody na świat w jego ciągłej płynności jest zajmowanie się rzeczami nieprzydatnymi i efemerycznymi.

*

To również jedna z lekcji Jana, banalna i podstawowa: szanować swoje ciało za wszystko, co potrafi, niczego nie brać za pewne.

*

Kiedy mowa przestaje odgrywać rolę, kiedy nie można uciec się do tego wątpliwego środka komunikacji, pozostaje czyste, niezmącone gadaniną obcowanie.

*

Nawet jeżeli jesteś diametralnie inny ode mnie, jesteś drugim mną. Nawet jeżeli nie mogę znieść siebie w tobie, a ty nie lubisz siebie we mnie.
     […]  W momencie, kiedy w „innym” dostrzeżemy samych siebie, wygramy wszyscy.

*

Żyłyśmy w światach równoległych. W ich świecie czas płynął do przodu, w naszym do tyłu. Jeden z nich był światem postępu, drugi światem regresu, w jednym królowała idea konkurencji i sukcesu, w drugim idea współodczuwania. W obu światach na pewno wspólne były troska i miłość, przejawiające się jednak w krańcowo odmiennych formach.

*

Wiem z własnego doświadczenia, że bywają sytuacje, w których nawet miłość przestaje dawać siłę. Dzieje się tak wtedy, kiedy poniża nas otoczenie, odmawiając solidarności, a sprawiedliwość pozostaje przywilejem zarezerwowanym dla silnych i zdrowych.

*

Wszystko można zrozumieć, jak się pozna dwie strony tej samej monety, wszystko. Tyle że prawie nigdy nie widzi się ich jednocześnie.

*

Wsłuchując się w szum wiatru, proszę go o pomoc. Morwa uparcie milczy, orzech, mocny i niezłomny, powoli traci wyschłe liście, jedynie brzozy starają mi się coś przekazać, wywijając gałązkami. Gdybym tylko mogła zrozumieć ich mowę.

*

Prawdziwe kalectwo to nie fizyczna ułomność, lecz świadomość reakcji otoczenia i braku empatii. Prawdziwe kalectwo to uczucie odrzucenia.

Dorota Danielewicz, Droga Jana,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2020.

Stosunek państwa do najsłabszych obywateli jest miarą jego zdrowia.

*

Nie okłamujmy się, środki na pomoc istnieją. Na giełdach finansowych całego świata codziennie odbywa się niezliczona ilość transakcji, które pomnażają majątki niemal bez wysiłku. Transakcje te wciąż nie są opodatkowane — a wystarczyłby jeden procent od każdej z nich, by rozwiązać problem opieki nad chorymi, starymi czy niepełnosprawnymi ludźmi. To nadal temat tabu, dopiero od niedawna poruszany przez młodych gniewnych ekonomistów dążących do ustanowienia nowych paradygmatów. Mamy szansę zmienić wszystko na lepsze, jeśli odważymy się na podjęcie małych decyzji o wielkich skutkach. Nic nie musi być tak, jak jest teraz. Naturą świata jest ciągła zmiana. Nigdy dość tej banalnej prawdy.

*

W momencie, kiedy w „innym” dostrzeżemy samych siebie, wygramy wszyscy.

(tamże)

środa, stycznia 29, 2020

3682. 29/366

zdanie* wyłowione wśród tysiąca innych. to zdanie jest dziś wszystkim, co ważne. wszystkim, czym warto się zająć, poza chodzeniem.

29/366

______________
* piękne i mocne zdanie:
Konieczne jest stworzenie dla tego czegoś [zaskakującego i nowego] przestrzeni nieograniczonej własnym lękiem i uprzedzeniem.

Dorota Danielewicz, Droga Jana,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2020.
(wyróżnienie własne)

3681. Pierwszy

Pierwszy, warszawski śnieg tej zimy, nim zamienił się w breję. Heniutka była nim zachwycona, gdy Sadownik obie nas wyprowadzał na mały rekonesans.

wtorek, stycznia 28, 2020

3680. Przypadkowo spotkane piękno

To, czego szukasz, szuka również Ciebie.
// Rumi

3679. 28/366

odnoszenie naczyń do kuchni, sznurowanie butów. patrzenie, jak pada deszcz. prawdziwe cuda, udające oczywistą, nudną codzienność.

28/366

3678. O szczęściu

Jabłoń:
(zdecydowanie wchodzi do gabinetu)
Przyszłam po czułość.

Pan Ciasteczko:
(wstał z fotela, odszedł metr od biurka)

Sadownik & Jabłoń:
(przytuleni do siebie,
śmieją się z zaistniałej sytuacji
)

Jabłoń:
(po kilku chwilach, obtulona i pogładzona)
Bo jak człowiek wie, że
jest kochany, to mu łatwiej.

(uśmiecha się oczami)
To pa!
(i… poszła chodzić)

poniedziałek, stycznia 27, 2020

3677. 27/366

moje życie ma się dużo lepiej od czasu, gdy przestałam trzymać się go tak kurczowo. oddycha pełną piersią i wcina garściami żelki w kształcie małych misiów. w wolnych chwilach, niby od niechcenia, palcem wskazującym pokazuje mi cuda dnia powszedniego.

27/366

niedziela, stycznia 26, 2020

3676. 26/366

siła i sprawność fizyczna — jej przypływy zachwycają mnie zawsze, a odpływy?

uczę się ich — jak z nimi być, jak nie być ich ofiarą, jak z nich korzystać, jak objąć całość tego doświadczenia.

pływy — wszystkie punkty odniesienia tracą sens i nie pozostaje nic innego, jak szukać wciąż od nowa, z uporem maniaka, sensu wszystkiego, co się wydarza.

26/366

*

Ktoś kiedyś powiedział, że życie to właśnie to, co się odbywa, gdy robimy inne plany.

*

Nieznane puka do drzwi każdego, prędzej czy później. To natura życia, jego dar, a zarazem największa zagadka.

Dorota Danielewicz, Droga Jana,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2020.

3675. Chronos niedzielny (IV)

Jedną książkę czytam ze wstydem — nie jestem pewna, czy się do niej tu przyznam, gdy skończę. Drugą czytam po dziesięć stron dziennie, bo w swej doskonałości jest bardzo wymagająca intelektualnie (przy dobrych wiatrach za półtora miesiąca skończę). Trzecią, od dnia premiery kilka dni temu, czytam po troszku i powolutku, bo mocna i wymaga łapania oddechu — uruchamia uczucia, powoduje przeciekanie. Czwartą czytam dla czystej lewackiej przyjemności. Z piątej się uczę. Szóstą kontempluję. Każda z tych sześciu książek ma swój własny ze mną czas w ciągu dnia.

Między. Pomiędzy. Za Bargielską zatęskniłam. Rezerwę poznawczą buduję. Tomik! Nie wstrzeliłam się z jego czytaniem. Zimy nie ma, dziś nie środa — taki klimat i kalendarz, ale czytało się w zadumie. Wytrawne bardzo są te literki.

Ledwoś przebaczyła poprzednią,
przychodzi kolejna zima
.

*

Rano stoję na balkonie i przepowiadam sobie,
kto jest większy ode mnie (mąż, złoty lew, wielki
płaski żółw — uniosą mnie, uniosą)
.

*

Czy Big Bang to był tylko seks? Rodzajowa
pomyłka, drgnienie wskutek drgań
?

*

Ze względu na deszcz i inne wydarzenia
natury religijnej, byłyśmy jedynymi
spacerowiczkami w parku
[…]

*

Ani czy byłby nadal zainteresowany moją miłością
i w jakim wymiarze, niczego!
Ani czy ja go kocham,
czy też pozostajemy normalnie, zwyczajnie,
jak te anonimowe bułki w Panu Bogu na zawsze
.

*

Jeżeli miłość szuka potwierdzenia,
to dzisiaj jest środa
.

*

trochę entuzjastka, a trochę odkrywca,
że nie wszystkie dzieci dają się pochować
.

*

Po co to myć, jak zaraz znowu będzie brudne,
mówi deszcz. Bóg dał, ale po co, Bóg wziął, lecz dlaczego?
Jeszcze nie skończyły płakać kobiety, a już trzeba zacząć pytać.

Nie poznać nikogo z tych wspaniałych ludzi,
nie przeżyć z nimi tych popołudni, nie usłyszeć tych słów,
stać tam, gdzie się wtedy stało, jeśli akurat padało,
stać w deszczu – bylebyś nie umarł.
To jest najdokładniej to, o co nie należy prosić
.

*

Akurat w Jędrzejowie nic nie robiliśmy,
chociaż na wyjeździe liczy się podwójnie
.

*

Znienacka pojawiające się motyle lub tęcze
bierzesz za to, czym naprawdę są — zapowiedź nagłej śmierci,
twojej i twoich na wiele pokoleń we wszystkie możliwe strony
.

*

Zrobiłam miejsce na śmierć w swoim życiu,
odchyliłam kołdrę, koszulę, odemknęłam klatkę żeber.
Nie miałabym miejsca dla nikogo z was, gdybym nie zrobiła
miejsca śmierci. Póki nie zrobiłam miejsca śmierci,
dla nikogo z was nie miałam miejsca, nie łudźcie się
.

Justyna Bargielska, Dwa fiaty,
Biuro Literackie, Wrocław 2018.

3674. Chronos niedzielny (III)

Wczoraj Gepardzica wprowadziła w moje życie nowy, bardzo użyteczny relacyjnie termin: gówniana historia. To znaczy, na dzień dzisiejszy myślę o nim, jako o narzędziu, które wspaniale służyć może bliskim relacjom (do szefa bym z tym raczej nie wyskoczyła). Używać go należy w następujący sposób.

Receptura/procedura postępowania jest następująca:

składniki:
     ważna relacja (1 szt.)
     zgoda na pichcenie (2 szt. — po jednej na osobę)
     empatia i ciekawość (min. 3 g)
     humor (do smaku)

czas przygotowania wraz z konsumpcją:
     około 5–10 minut.

przygotowanie:
     Jedna z pichcących osób prosi: opowiedz mi swoją gównianą historię. Druga z pichcących osób daje niezłego czadu*, opowiadając o tym, co w jej mniemaniu myśli o niej pierwsza osoba. Konsumpcja następuje natychmiast i  polega na tym, że pierwsza osoba mówi, co ona o „tym, co sobie niby myśli” myśli naprawdę i czy w ogóle dałaby radę „to, co sobie niby myśli” wymyślić. A potem zmiana, druga z pichcących osób prosi: opowiedz mi swoją gównianą historię, a pierwsza daje czadu*.

_______________
* nie wie, że wymiata, bo gdy zaczyna mówić, ta historia to prawda nad prawdami, a prawdy się nie stopniuje.

*

Koniec teorii, czas na pierwszą praktykę i pierwsze wnioski.

Praktyka. Dawno się tak nie uśmiałam, gdy Gepardzica opowiadała mi swoją gównianą historię o naszej relacji — nie wpadłabym na dziesiątą jej część. Moja — należy nieskromnie zaznaczyć, że piszę to z pewną dumą — też była niczego sobie:

że na bal introwertyków nikogo nie zaprosiłam, nie zająknęłam się nawet, że mam wolną chatę; jak można się ze mną przyjaźnić, skoro nie umiem dzielić się zasobami; naprawdę, wierzę, że jestem przyjaciółką? trzeba się na mnie obrazić… najlepiej śmiertelnie za egoizm, który nie zna granic… a Ona (Gepardzica) martwi się, a ja nawet znaku życia nie daję, by się nie wygadać, że sama jestem i rozkoszuję się samodzielnością, a na blogu napisałam (!!!), jak mogłam

Wnioski. Wymiana gównianych historii ubawiła nas obie, a przy okazji „zniknęła” te złote, pożerające energię, myśli. To niesamowite, jak gówniane historie jesteśmy w stanie w sobie pomieścić i pod ich wpływem żyć (choćby tylko przez chwilę), zamiast wybrać właściwy numer i powiedzieć:
     — Muszę Ci opowiedzieć gównianą historię. Masz czas, by jej wysłuchać?

Gówniane historie nigdy nie znikną.
Niech więc żyją! Pod warunkiem,
że je sobie opowiadamy
.

*

Gepardzica:
(napisała dziś)
Tak, potrafimy wymyślać
i piękne, i gówniane historie —
przywilej osób wrażliwych i kreatywnych
.

3673. Chronos niedzielny (II)

Kobiecość. Co ja wiem na Jej temat? Że jest wykorzystywana, deprecjonowana, nadużywana, wyśmiewana, chętnie społecznie kontrolowana. Że czasem nie pomaga. Że czasem trzeba się z niej tłumaczyć lub spowiadać. Że niektórych brzydzi przynajmniej raz w miesiącu. Że łatwo z nią być nie musi. Że… worek stereotypów dorzucić mogę w „gratisie”.

Kobiecość. Wiem też, że jest żywiołem i mocą — do odkrycia i odkrywania wciąż na nowo, bo nie jest dostępna z automatu tym, którzy na przedostatnim miejscu w peselu mają parzystą cyfrę.

Kobiecość. Gapię się na ten fragment obrazu i wiem, że chcę wiedzieć i czuć na Jej temat więcej. Zrobię to!


Kaan, fragment.

3672. Chronos niedzielny (I)

Jak ważni są Nauczyciele, ale nie en masse, wiedzą wszyscy ci, którzy mieli szczęście i spotkali kogoś, komu zaufali i pozwolili pełnić taką rolę. Nauczyciel to nie zawód, jak wydaje się wielu ludziom, lecz postawa wobec drugiego człowieka na drodze życia.

Jest taki Nauczyciel. Nie mój, ale jakoś od dziś też mój. Uświadomił mi, że choć nie maluję i nie rysuję, jestem szczęśliwie zarobiona i kocham swoją pracę od świtu (teraz przedświtu) do samego wieczora, siedem dni w tygodniu.

Pod pojęciem «praca» rozumiem malowanie, rysowanie, ale także picie wina, kawy, czytanie książek, spacery i dyskusje o sztuce.

*

To dobry czas na eksperymenty!

*

Nie chcę Wam robić korekt. Korekta zakłada, że robicie coś źle, a ja to koryguję. A ja chcę z Wami rozmawiać na temat tego, co robicie. Chciałbym dawać uwagi, a nie robić korekty.

Mistrz z Marsa.

sobota, stycznia 25, 2020

3671. 25/366

mówisz, że twojej winy* w tym nie ma wcale, ani trochę, zero, nul, jesteś czysta jak łza, nie maczałaś w tym swoich paluszków. gratuluję niezachwianej pewności. pamiętaj tylko, że niewinni ludzie nie mają przyjaciół i bardzo trudno ich kochać.

25/366

___________
* zamiast słowa „wina” wolę używać słowa „odpowiedzialność”, ale niech ci będzie.

3670. Niech!

Od prawie tygodnia mam Go w materialnej formie. Wracam, zawracam, w rękach obracam, trzymam, cały urok i moc pochłaniam oczami i… nie wiem, jak zatrzymać Go w pikselu, by duszy mu nie ukraść. Jednocześnie wiem, że gdy przyjdzie właściwy czas, będę wiedzieć. Nie wymyślę tego. Czekałam.

Od prawie tygodnia nie miałam pojęcia, jak mieć Jego piękno szybko i pod ręką tu. Szłam (stawiając niespiesznie krok za krokiem) i… przyszło do mnie znienacka i znikąd, do kieszonki się wślizgnęło: tak ma być. No to jest. Niech!


Kaan.   

*

ten drugi żywioł:
     tam, żeby być, musimy być inne.
 
Tam, żeby wiedzieć, musimy wiedzieć inaczej
,
[…]

*

Gorsze zmysły
     Jeśli myślimy, że piękno
to wzrok, zapominamy
     o cieple, które idzie z ognia
w jaskrawym świetle kominka,
o wdzięku pokrytej zmarszczkami wody,

     która gasi pragnienie.
Gładki jak powietrze dotyk futra
     pod dłonią, która go dotyka,
jest z pewnością nie mniej piękny
niż krzywizna kociego skoku.

     Nie ma większego piękna
nad suchą gałąź bylicy,
     nad ten ostry, cierpki zapach,
który sprowadza z daleka niemą
pustynię z powrotem do serca
.

Ursula K. Le Guin, Dotąd dobrze,
spolszczyli Justyna Bargielska i Jerzy Jarniewicz,
Prószyński i S-ka, Warszawa 2019.

*

ten też jest mój. niesie
wiosnę i lato. Niech!

Kaan.

3669. Święty czas życia

Rok temu o istnieniu twórczości Le Guin nie miałam pojęcia. Rok temu nie przeczuwałam nawet spotkania z Nią na stronach Jej książek. Rok temu nie miałam pojęcia, ile mogę stracić, broniąc się przed Nią jako autorką fantasy, którego nie czytam z natury. Nie upierałam się i nie straciłam. Zazdroszczę tym, którzy jeszcze nic o Niej nie wiedzą — mają wszystko, co dobre, przed sobą.

Ostatnie Jej wiersze — w oryginale i spolszczone — perełka, majstersztyk (translatorski) i chapeau bas. Nic dodać, nic ująć… tylko czytać i wracać.

Las, w którym się zgubiłaś,
a który wie, dokąd idziesz
.

*

Do deszczu
Deszczowa matko, rozmaita, niezmierzona,
która bruzdy zraszasz, pola, lasy,
dachy, niską szopę i wysoką wieżę,
która wlewasz do studni wodę czyścicielkę, rozleglejsza
niż miasta, łagodniejsza niż siostrzeństwo, większa
niż wiejski pejzaż, która koisz, przywołujesz:
wróć do nas i swym wiecznym zstępowaniem
naucz nasze dusze skołatane,
jak opadać, być do pary, czuć korzenie,
nurzać się, leczyć, słodkim czynić morze
.

*

Wściekłość to mój przywilej,
nie była mi ciężarem.
Z utratą wszystkiego
i gniew postradałem.
 
Dziś moim przywilejem,
gdy racje odmierzam,
te krztyny i okruszki,
jest cierpliwość świeża.
 
Gniew sieje spustoszenie,
głód syci się, ratuje.
Łaknę, pragnę, czekam,
szczęśliwy, że mam
okruszki i krztyny
.

*

Cóż tam jest przed nami,
jeśli nie za falą
druga fala, noc za dniem,
dalsza dal za dalą
.

*

W te chwile podczas służby, kiedy
nie halsuję, nie trwam przy rumplu,
staję czasem w bezruchu,
chłonąc bezmiar w każdym oddechu
i wtedy całą swą uwagę
poświęcam wszystkiemu
.

*

Ludzie
Niektórzy wchodzą do moich snów,
przybywają z odległych stron,
wędrują przez górskie przełęcze,
których nikt z żywych nie poznał.
Starzy ludzie pachnący mgłą
i miękką korą sekwoi.
Mówią wespół po cichu.
Wiedzą więcej niż ja.
Myślę, że przychodzą tu z domu
.

*

Lata wyprawiają cuda z naszą tożsamością.
Bo co to znaczy, że to ja
jestem tym dzieckiem na fotografii
z Kishamish z 1935 roku?
Równie dobrze mogłabym powiedzieć, że
jestem cieniem liścia tej akacji
ściętej siedemdziesiąt lat temu
i sunę po kartce, którą czyta dziecko
.

*

Brak mi osób, którymi byłam,
kochanków, współpodróżników,
kobiet, z którymi ruszałam na biegun
.

*

[…] Niepewna, nieobuta,
idę, by nie upaść, bez pośpiechu, dalej,
gdzie wszystko dziś jest dla mnie
nieprzejrzyste. Wyjście to czy wejście?
Wewnątrz czy na progu poczuję się wolna?
Nie mam już wyboru. Wędruję
w labiryncie, drzwi jego i cel są dla mnie zagadką
.

*

Czasem czuję
drżenie, jakiś ślepy ruch
coraz wyżej pode mną
 
jakby wielkie istoty
wielkich głębin
szukały mnie w ciszy
tak jak ja ich szukam
.

*

Gdy patrzę na ciebie z drugiej strony
przepaści, którą nakreśliłeś
między nami, boję się, bo widzę,
z jaką siłą i jak szybko nurt lat
drąży ten kanał. Dzielą nas dziś
mile. Nie wiem, jak głębokie
.

Ursula K. Le Guin, Dotąd dobrze,
spolszczyli Justyna Bargielska i Jerzy Jarniewicz,
Prószyński i S-ka, Warszawa 2019.

Czego szukałam w podróżach, znalazłam;
o co prosiłam, dostałam. Teraz
 
odkrycia stają się tajemnicą, a dar – utratą.
 
Za horyzontem zdobyczy i celów
jest tylko podróż w świetle gwiazd.
 
Gdybym umiała przyjąć to bez lęku,
poddać się, oddać, nie trapić się tym,
że to drobne coś, co poznałam, jest wszystkim
.

*

W proch się obrócisz
Duchu, przetrenuj wędrówki ciała,
które są jeszcze przed nim, a ruchy materii,
która cię wstrzymuje, dobrze przećwicz.
 
Wznieś się dymem ze świętego drzewa.
Spadnij deszczem, który pada.
Zstępując, zstąp do korzeni. Wzbierającym sokiem
pnij się ku gałęziom, ku koniuszkom liści,
ku koronie. Jak liście jesienią
spocznij na zimę, butwiejąc cierpliwie.
Powróć w zielonych źródłach wiosny.
Pozwól się nieść, święty pyłku, i pozwól sobie opaść
w blasku słońca jak dar nieba.
Cały pył tej ziemi
jest życiem, jest święty, jest duszą, która czeka
.

(tamże)

3668. Men made my (yester)day

Na czterodniowy karnawałowy bal introwertyków zaproszenie wysłałam tylko sobie. Zarobiona, zabiegana, zamyślona wczoraj balowałam drugi dzień. I choć byłam samieńka, dwoje mężczyzn „uśmiechnęło” mnie od ucha do ucha. Chronologicznie było tak.

*

Pan, dałabym sobie uciąć dłoń, że widziałam go pierwszy raz w życiu, dokonywał corocznej kontroli przewodów wentylacyjnych i gazowych. Wszedł do cichego ula i zastrzelił mnie słowami:
     — A psina gdzie?
     [A Heniutka z Panem Ciasteczko w delegacji.]

Oniemiałam z wrażenia. Nie miałam pojęcia, że Heniutka ostała się w pamięci pana od zeszłego roku. Biały Kruk wieczorem skwitował to krótko: psiarz — oni tak mają.

*

Gapiłam się wczoraj na te zdjęcia. Luźne skojarzenia osobistego zachwytu: bifurkacja, fraktale (zachwycać mnie zaczęły dziesiątki lat temu). Nic z tego, to „tylko” piękno materialnego świata. O zgodę na publikację natychmiast wystąpiłam. Otrzymałam. Próba wytwarzania nanowłókien — Apus robi w sztukach pięknych też, pomyślałam. Nanowłókna — jottazachwyt.



fot. Apus.

piątek, stycznia 24, 2020

czwartek, stycznia 23, 2020

3666. Przeciekanie moje powszednie

Informacja o tej książce znalazła mnie podczas czytania Mózgu w żałobie. Klik, klik, zapytanie o wycenę sprowadzenia jej zza oceanu — cena wymagająca konsultacji ulowych. Zapytana jakiś czas potem, czy jest coś szczególnego, co chciałabym dostać pod choinkę, nie wahałam się ani chwili.
     — To zamów — dał zielone światło Sadownik.

Szła do mnie sześć tygodni. Gdy ją odebraliśmy, dokładnie dwa tygodnie temu, pomyślałam w pierwszej chwili, że przegięłam (za trudna), ale szybko okazało się, że nie, że to dla mnie pierwsza książka w kategorii: moja książka roku 2020. Struktura, pomysł, podział na części, ilustracje, historie, wiersze — wszystko mnie zachwyca.

Choć jest już za mną, wciąż do tej książki wracam przy porannej kawie… otwieram na losowo wybranej stronie i… wzruszam się i przeciekam, i dobre życie rozsiada się obok mnie, i macza sobie swojego sucharka w mojej kawie, patrzy mi w oczy, promieniście się uśmiecha… i co mu zrobisz.

I am here and you are there. I respect our differences.
// Chip Spann

*

Work of the eyes is done, now
go and do heart-work
on all the images imprisoned within you

// Rainer Maria Rilke

*

Rilke believed without our demons, our angels would fly away. The creative soul lives in the shadow, not in denial or in the following someone else’s way. Stories and poems reacquaint us with the truth.
// Chip Spann

*

Quarrel
Bob and I
     in different rooms
     talking to ourselves
carrying on
     last night’s
     hard conversation
convinced
     the other one
     the life companion
     wasn’t listening

// Grace Paley

Ah, grief, I should not treat you
like a homeless dog
who comes to the back door
for a crust, for a meatless bone.
I should trust you
.
// Denise Levertov

*

Healing involves becoming more whole. It’s not just about getting the body well.
// Chip Spann

*

All you need to do is to be slightly friendly with what you are feeling. Poet James Wright said that people discover poems in secret, when they need them. […] Poems are meant to be discovered.
// Chip Spann

*

A way that can be named
is not the way
.

// Sam Hamill

*

you have your own story
you know about the fear the tears
the scar of disbelief

you know that the saddest lies
are the ones we tell ourselves
you know how dangerous it is

// Lucille Clifton

*

The universe had hit them [patients] over the head with two-by-four and said: “CHANGE”.
// Chip Spann

*

It’s a journey… and I want… to go…
// Nikki Giovanni

*

In mythology these periods are called quests. The hero goes out and finds out who he or she really is […]. Illness is a quest, too.
// Chip Spann

*

For many years I lived under the misconception that I needed to feel inspired in order to write. Writing is a place to find what you have to say. Keeping a written record of your thoughts, dreams, struggles, and triumphs is one of the best things you can do for yourself during an illness.
// Chip Spann

Chip Spann (ed.), Poet Healer: Contemporary Poems for
Health & Healing
, Thomas Minor (the illustrator),
Sutter’s Lamp, Sacramento (CA), 2004.

3665. Moment na stole

zobaczyłam przy śniadaniu mandalę  
na łodyżce. i było po mnie. 

(2964+700). Jazda bez trzymanki

Siedemset wpisów później. Bałam się tej książki, że mnie „podupadnie”, więc trzymałam się od niej z daleka, ale I’griega zachęciła tak, jak tylko Ona umie. Zajrzałam, wsiąkłam i „podupadłam” społecznie.

Autorka, jak zwykle, bez żadnego zbędnego słowa opowiada o Polsce, z jakiej trudno być dumnym. Jako społeczeństwo jesteśmy kretynami, wartymi tysiąca pań Pawłowicz i panów Piotrowiczów, nie mówiąc o partii małych ludzi.

Cytaty? Dużo i każdy mocny, ale zdecydowałam się tylko na dwa, bo jak nie dwa, to musiałoby być ich dwadzieścia. Tylko dwa, by nie rozrzedzić społecznego dna, jakie udało nam się zorganizować w ciągu ostatnich trzydziestu lat na terenie kraju i w naszych głowach. Neoliberalnie wyprane łby powinny być z siebie dumne i… przeczytać tę książkę. Nie wierzę, że coś, pod jej wpływem, w nich drgnie. Nie wierzę nawet, że dotrą do jej końca ci, jeżdżący symbolicznymi beemkami czy audicami, ci ludzie są z Polski, nie z Czech. Nie przyjmują do wiadomości, że życie nie jest o „ja, mi, mnie w beemce czy audicy”, a ich święta mantra „człowiek — kowalem swojego losu” jest ślepa na okoliczności, które nie są równie łaskawe dla wszystkich. Koszty społeczne postawy „ja, mi, mnie w coraz lepszej beemce czy audicy” są ogromne — właściciele tych beemek i audic nie ponoszą ich w żadnym stopniu.

Podnosząc się z „podupadania”, wiem, że jedyne co możemy, to budować inny świat chociaż w sobie i wokół siebie. Nic innego nie pozostaje.

Przez ostatnie trzydzieści lat zlikwidowaliśmy w Polsce kilkanaście tysięcy kilometrów linii kolejowych. […]
     A w takich Czechach nadal możemy przemieszczać się pociągiem z jednej małej miejscowości do drugiej. I co, Czesi są mądrzejsi czy głupsi?
     Coś ci opowiem.
     Żyje sobie w Czechach taka mała Olga. Po szkole podstawowej w swoim małym miasteczku chce iść do liceum. W jej miejscowości nie ma liceum. Więc co robi Olga? Wsiada do pociągu i jedzie dwa miasteczka dalej. W pociągu ma znajomych, bo przecież wszyscy dojeżdżają. Zna konduktora, bo spotyka go codziennie, jeździ według rozkładu, który przez lata się nie zmienia. Olga wie, że tym pociągiem każdego dnia dotrze do szkoły i wróci do domu.
     Olga jest dobrą uczennicą, więc kiedy kończy liceum, chce się nadal rozwijać. Idzie na studia do miasta jeszcze bardziej oddalonego od jej małego miasteczka. Nadal jednak dojeżdża. Kiedy kończy studia, szuka pracy, którą dostaje jeszcze dalej, ale ciągle do niej jeździ swoim pociągiem. Olga rozwija się zawodowo, działa społecznie, ludzie ją doceniają, w końcu angażuje się politycznie i w wieku trzydziestu paru, czterdziestu paru lat zostaje posłanką.
     Trafia do Izby Poselskiej w pałacu Thunów. Już nie musi nigdzie dojeżdżać, bo w związku z obowiązkami poselskimi opuszcza wreszcie swoją małą miejscowość i przeprowadza się do Pragi. Myślisz, że Olga zlikwiduje linię kolejową, którą jeździła całe życie? Przecież wie, że inne małe Olgi także potrzebują tego pociągu, żeby dojechać do szkoły, a w przyszłości może dostaną się do parlamentu. Olga nigdy nie zagłosuje za likwidacją takiego połączenia.
     Janek po drugiej stronie granicy również mieszka na wsi i od dzieciństwa marzy o samochodzie. Gdy ma szesnaście lat, chce już tylko wziąć passata w TDI od kuzyna albo starszego brata, żeby pojechać gdzieś dalej i poczuć tę wolność, tę dorosłość. Jak skończy szkołę, wyjedzie popracować za granicę, dorobi się i też kupi sobie używany samochód. Potem awansuje w markach i będzie miał coraz lepszą audikę czy beemkę, w każdym razie porządny bawarski samochód. A gdy Janek zostanie posłem, będzie chciał mieć porsche.
     Ten poseł nigdy nie jeździł koleją, więc dlaczego miałoby mu zależeć na jej utrzymaniu?
     Jeżeli posłowie nie mieli w swoim życiu doświadczenia z transportem publicznym lub mieli złe, myślą, że to nie jest nikomu potrzebne. Że ludzie potrzebują dróg i autostrad pod beemki i audiki, a nie jakichś pociągów, których nie ma, które się spóźniają, którymi nigdzie nie można dojechać
.

Olga Gitkiewicz, Nie zdążę,
Wydawnictwo Dowody na Istnienie, Warszawa 2019.
(wyróżnienie własne)

Kiedy w Polsce śniliśmy o własnych osobówkach, do mieszkańców Europy Zachodniej już docierało, że jakość życia w mieście staje się koszmarna, bo wszędzie mają poupychane samochody, a cała przestrzeń miejska jest zawłaszczona przez parkingi i asfaltowe jezdnie. Amerykański socjolog Lewis Mumford w wydanych u schyłku lat siedemdziesiątych wspomnieniach zatytułowanych My Works and Days radził wprost: zapomnijcie o tych przeklętych samochodach i budujcie miasta dla tych, których kochacie.

(tamże)

3663. 23/366

     — jest to, co jest.
     — tylko tyle?
     — aż tyle!

23/366

środa, stycznia 22, 2020

3662. 22/366

złość nigdy nie ma nic wspólnego z siłą, zawsze jest oznaką słabości.

złość oznacza, że jest coś, na czym ci bardzo zależy (upewnij się, czy dokładnie wiesz, co to jest).

złość niewyobrażalnie zawęża i zniekształca percepcję — zauważasz tylko to, co ci pasuje do twojej wewnętrznej opowieści na temat tego, co niby ma miejsce (zwykle nic takiego się nie dzieje, dlatego upewnij się, że wiesz, w czym realnie bierzesz udział).

22/366

wtorek, stycznia 21, 2020

3661. Owocujący las

Temat: Las tropikalny na Marsie. Odpadłam.



Kaan.

* * *

I trust, and nothing that happens disturbs my trust.

*

I can say with conviction that the struggle which evil necessitates is one of the greatest blessings. It makes us strong, patient, helpful men and women. It lets us into the soul of things and teaches us that although the world is full of suffering, it is full also of the overcoming of it.

Helen Keller, Optimism,
The Merrymount Press, Boston 1903.

* * *

Tamten obróciłam i zmienił się temat na: Tu i teraz.
To zupełnie inny obraz.


Kaan.

3660. 21/366

     — pomijając fakt, że to nic nie daje, naprawdę uważasz, że masz czas, by martwić się? — zapytała jakaś przytomna figura wewnętrzna.
     — nie bardzo — przyznałam z niechęcią.
     — no właśnie.

21/366

3659. Bez śniegu

te trzy bez okazji w styczniowym słońcu.

3658. U Orzeszka i Białego Kruka (LXIV)

Biały Kruk napisał dziś, że żurawie wróciły do Małej Danii. Wiosna! Po raz drugi już jest, choć zimy jeszcze nie było.

niedziela, stycznia 19, 2020

3656. 19/366

     — dziewczynki, z każdym rokiem robicie się droższe — powiedział gówniarz jeden, śmiejąc się serdecznie.
     dopiero przy wyjściu z ula, jakiś czas później, zrozumiałam, dlaczego bez okazji dostałam (tylko!) trzy kwiatki. arytmetyka kwiatowo-urodzinowa — dwa pęczki kupił — i wszystko jasne.

19/366

3655. Na collegium redakcyjnym


Kaan.

*

sobota, stycznia 18, 2020

3654. 18/366

w drobny mak rozwalił mnie fragment wiersza*. kilka godzin później ten sam fragment złożył mnie w doceniającą życie całość. nawet na samym dnie: ile wciąż mam przywilejów!

18/366

*

_____________
* ten fragment wiersza:

    How long has it been since someone touched me?
    Twenty years?
    Twenty years I’ve been a widow.
    Respected.
    Smiled at.
    Never held so close that loneliness
    was blotted out
.

    // Donna Swanson

Chip Spann (ed.), Poet Healer: Contemporary Poems for
Health & Healing
, Sutter’s Lamp, Sacramento (CA), 2004.

3653. Wzloty i upadki entuzjazmu

Musiało w końcu do tego dojść. Umęczył mnie Barnes ciut. Najpierw zachwycił pomysłem, lekką paranoją bohaterów, potem zniechęcił, przeczołgał nudą, by dać nadzieję, że może końcówka będzie przewrotna. Czy ja wiem? Można żyć bez tej książki. Luksusowy, literacko wypasiony harlekinek.

Zarówno miłość, jak i pieniądze chadzają własnymi drogami i są obojętne wobec spustoszeń, które czynią.

*

Ludzie często wyobrażają sobie, że zawarcie małżeństwa „rozwiąże wszelkie problemy”, jak to ujmują.

*

Ni stąd, ni zowąd wszystko się na nas wali i trzeba sobie jakoś z tym radzić. I wtedy opowiadamy różne głupstwa. Słowa, które w naszej opinii mógłby wygłosić jedynie ktoś zupełnie inny, nagle padają z naszych własnych ust.

*

Człowiek ponosi pełną odpowiedzialność za własne szczęście — nie można się spodziewać, że pewnego dnia ono wpadnie nam przez drzwi, jak list wrzucony przez listonosza.

*

Moja wiarygodność ma więc niby zależeć od mojej pozycji profesjonalnej bądź społecznej. Cóż, pan wybaczy. A raczej — spieprzaj pan. Jeżeli panu tak bardzo zależy na mojej tożsamości, mogę natychmiast stworzyć ją na pański użytek. A może ja wcale nie jestem dziewczyną, a jedynie tak wyglądam?

*

     — Być może gdy wszystko rozpoczyna się katastrofą, człowieka nie kusi, by spoglądać wstecz i udawać, że kiedyś wszystko było idealne.

*

I mówię to panu z całą szczerością. Z niektórymi prawdami można żyć, jeżeli doświadczyło się ich tylko raz. Bo wtedy jeszcze nie działają opresyjnie, nie dławią nas i nie duszą. Ale nie zniosłabym, gdyby okazały się prawdziwe i w innych przypadkach. Tak więc dystansuję się od pewnych prawd i od małżeństwa.

Julian Barnes, Pomówmy szczerze, przeł. Katarzyna Kasterka,
Świat Książki, Warszawa 2019.

3652. U Orzeszka i Białego Kruka (LXIII)

Biały Kruk:
(napisał dziś i zdjątko przysłał)
Oto
…rezultat.


według tego przepisu.

wypiek ma wdzięczną nazwę:
jabłka w szlafroczkach.

piątek, stycznia 17, 2020

3651. 17/366

what a shame to find that you were cruel to yourself almost all your life. what a beautiful day it is! the first one you are more compassionate not only to the world, but also to yourself.

17/366

// à la Leon Leszek Szkutnik.

środa, stycznia 15, 2020

3650. 14–15/366

tylko TO, co karmi moją Duszę, koi lub daje energię. a za co będziesz żyć? dziś tylko TO, by żyć.

14–15/366

*

If you tell me why the fen
appears impassable, I then
will tell you why I think that I
can get across it if I try
.

// Marianne Moore

Chip Spann (ed.), Poet Healer: Contemporary Poems for
Health & Healing
, Sutter’s Lamp, Sacramento (CA), 2004.

(3616+33). Jak dobrze mieć przed sobą

Początek banalny, choć księgarnia niebanalna. Fakt istnienia tej powieści — nie jestem dobra w powieściach — dopadł mnie podczas czytania tego fragmentu:

Tym, których szczególnie polubią, wręczają na pamiątkę egzemplarz swojej ulubionej powieści „Życie przed sobą” Emile’a Ajara, której żelazne rezerwy mają na zapleczu.

Anna Karczewska, Rezerwaty książek. Polskie księgarnie kameralne, Wydawnictwo MOST, Warszawa 2017.

Ponieważ Pani Maria i Pan Tomek to Instytucja, której ufam… ponieważ z Panią Marią dzielę bardzo skromny zachwyt pisaniem Ferrante, a kilka książek obie cenimy… to jeszcze tego samego dnia klik, klik… jest tylko papier… zamówiłam. Ku memu zdziwieniu była do odebrania w Sylwestra. A na koniec Nowego Roku była już książką przeczytaną, choć starałam się czytać wolniutko. W Nowy Rok było też już zamówionych kilka dodatkowych egzemplarzy. Dopóki nie dotarły do swoich właścicieli, nie mogłam się o tej książce tutaj zająknąć — tak na wszelki wypadek. Ale już mogę.

Dawno żadna powieść mnie tak nie zachwyciła, a tłumaczenie — wszystkie neologizmy, niepoprawne językowo frazy, które są jak najbardziej na miejscu, gdy się pojawiają, łamiąc tabu lub rysując nieoczywistą perspektywę (prawdziwą jak najbardziej) — to niebywały majstersztyk, którego nie da się nie docenić od pierwszych stron. Teraz ta książka jest i w mojej puli najlepszych powieści, gdzie do tej pory królowała Zabić drozda.

Tyle wiedziałem, że na pewno miałem ojca i matkę, bo pod tym względem natura jest nieubłagana.

*

Pani Lola z czwartego piętra jest transwestytą, pracowała w Lasku Bulońskim i przed trawestowaniem była mistrzem bokserskim w Senegalu. Znokautowała w Lasku jednego klienta, który był sadystą i niaciął się na nią, no bo skąd miał wiedzieć.

*

Mówiłem: „Pani Lolu, pani jest jak nic i nikt na świecie”, miło jej było to słyszeć, odpowiadała: „Tak, mój mały, jestem istotą z marzeń” i to była prawda […]. Mówiła: „Zobaczysz, Momo, jak dorośniejsz, że są takie zewnętrzne oznaki poważania, które nic nie znaczą, na przykład jaja — to wybryk natury.”

*

     — Już dobrze, pani Rozo, wiem, że w sprawie mojej matki nie da się nic zrobić, ale czy zamiast tego nie moglibyśmy mieć psa?
     […] Kiedy go wyprowadzałem, czułem się kimś, bo byłem wszystkim, co on miał na świecie. Kochałem go tak bardzo, że aż go oddałem. […] Potem siadłem na chodniku i płakałem jak bóbr, wycierając oczy kułakiem, ale byłem szczęśliwy. U Pani Rozy brakowało bezpieczeństwa, wszyscy wisieliśmy na włosku z chorą, starą kobietą bez pieniędzy i Opieką Społeczną na karku, to naprawdę nie było życie dla psa.

*

Tłumaczył mi z uśmiechem, że nic nie jest czarne albo białe i że białe to jest często czarne, które się ukrywa, a czarne to czasami białe, które się dało przyłapać.

*

Ruszyło mnie i wpadłem w straszny szał. To brało się ze środka, a wtedy jest najgorzej. Jeśli przychodzi z zewnątrz, jak od kopa w tyłek, można zwiać. Ale jak ze środka nie da rady. Kiedy mnie chwyci, chcę wyjść i w ogóle już nigdzie nie wracać. Jest tak, jakby ktoś we mnie mieszkał. Zaczynam wrzeszczeć, rzucam się na ziemię i tłukę głową, żeby wyjść, ale nie mogę, to coś nie ma nóg, nikt w środku nie ma nóg. Mówienie o tym sprawia mi ulgę, jakby trochę tego ze mnie wylazło. Rozumiecie, co mam na myśli?

*

[…] choćby się wiele zniosło, można zawsze się jeszcze czegoś nauczyć.

*

     — Ach tak… Jesteś bardzo inteligentnym chłopcem, bardzo wrażliwym, nawet zbyt wrażliwym. Często powtarzałem pani Rozie, że nigdy nie będziesz jak wszyscy. Tacy wyrastają niekiedy na wielkich poetów, pisarzy, a czasem…
     Westchnął.
     — …czasem na buntowników. Ale bądź spokojny, to bynajmniej nie znaczy, że będziesz nienormalny.
     — Mam nadzieję, że nigdy nie będę normalny, panie doktorze, tylko dranie są zawsze normalne.
     — Normalni.
     — Zrobię wszystko, żeby nie być normalny

*

[…] pan Hamil mówi, że mam predyspozycje do niewyrażalnego. Mówi, że tylko w niewyrażalnym trzeba szukać szczęścia i tam je można znaleźć.

*

Nie narzucał się [ksiądz] pani Rozie i zachowywał się bez zarzutu. My też nic nie mówiliśmy, bo z Bogiem, no, sami wiecie, jak to z Nim jest. Robi co chce, bo ma siłę za sobą.

*

     — Boję się…
     — Wiem, pani Rozo, to dowodzi, że pani ciągle żyje
.

*

Najpierw pomyślałem, że Żydówka boi się Boga i ma nadzieję wymkąć Mu się, jeśli nie będzie miała religijnego pogrzebu. A wcale nie o to chodziło. Nie bała się Boga, powiedziała, że teraz jest za późno, co się stało, to się stało i On już nie musi prosić jej o wybaczenie. Myślę, że pani Roza, gdy jeszcze miała głowę w porządku, chciała umrzeć na dobre i wcale nie tak, jakby musiała gdzieś iść jeszcze potem.

*

Nie rozumiem, dlaczego jedni ludzie mają wszystko — są brzydcy, starzy, biedni i chorzy — a drudzy nie mają zupełnie nic.

*

     — Pewny czego, madame? Nie jestem pewny absolutnie niczego, nie po to przychodzimy na świat, żeby być czegoś pewni.

*

Momo, ja nie chcę żyć tylko dlatego, że medycyna tego wymaga.

*

     — A co byśmy robili, jak się już pobierzemy?
     — Martwilibyście się o siebie. Do cholery, przecież po to się wszyscy żenią
.

*

     — Ile masz lat?
     — Już mówiłem, kiedyśmy się spotkali. Dziesięć. Dziś właśnie skończyłem. Ale wiek się nie liczy. Mam przyjaciela, który ma osiemdziesiąt pięć lat i ciągle żyje
.

*

[…] rozumienie niczego nie załatwia, wręcz przeciwnie.

Romain Gary (Émile Ajar), Życie przed sobą,
przeł. Krystyna i Krzysztof Pruscy,
Wydawnictwo Cyklady, Warszawa 2018.
(wyróżnienie własne)

poniedziałek, stycznia 13, 2020

3648. 13/366

bal przebierańców przez telefon. pępek świata krzywdę swoją tylko widział. jaką ulgą było zdjąć ten kostium kilka godzin później.

13/366

niedziela, stycznia 12, 2020

3647. 12/366

jest dobrze.
       bo cały blok słuchał Beethovena.
       bo plany na przyszłość mam.

12/366

3646. Czekając na deszcz

Klimat nie zmienia się. Dziesięć stopni na plusie w styczniu w Polsce to normalka. Australia płonie, bo chce lub wydaje nam się, że płonie, bo przecież jest daleko. Węgla starczy nam jeszcze na dwieście lat. Ręce do ziemi nie opadają wcale.

Czekam na deszcz i na elegię na śmierć świata w Australii.

Natychmiast przed oczami mam ten wiersz, nie wymyślony, ale podyktowany życiem, które dźgnęło. Niech nikt mi nie mówi, że Pan tak chciał wtedy, że tak chce dziś — kiepski to jest żart… jak wszystkie katolickie żarty nie śmieszy mnie wcale.

elegia na śmierć świń w nowoberezowie
14 września 2019


[…]

czy ich głos wniebogłosy
dla nich samych był wzniosły?

rozśmieszał ludzi?
podrywał kwiaty do lotu?

okrył kirem cmentarze i miejscową cerkiew?

stanął w gardle turystom odwieczną konserwą?

jedyną pamiątką po tym świńskim chórze
ponad dwóch tysięcy rozśpiewanych ryjów
będzie trafna metafora którą powtarzamy
kiedy w naszych oczach przegląda się ogień

nieludzki ból

Jarosław Mikołajewski, Głupie łzy,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2019.


Autor(ka) zdjęcia nie do ustalenia, źródło.

sobota, stycznia 11, 2020

3645. 11/366

odwagi, by ustać swój strach. siły, by nie interpretować tego, co przychodzi. tylko i aż tyle potrzebuję, gdy życie prowadzi mnie w nieznane.

11/366

3644. Przegląd wodorostów (VIII)

są miejsca, gdzie podłogi wołają o pomstę do nieba. często są to miejsca, gdzie stężenie pasji na metr kwadratowy jest bardzo wysokie. zachwyca mnie, że są.

Temat: Szczelina — smak szczęścia. Odpadłam.


Kaan.

* * *

I’m writing to save my life.
// Joanna Luce

*

It’s not like it’s the end of the world—
just the world as you think

you know it
.

// Rita Dove

*

A way that can be named
is not the way
.

// Sam Hamill

Chip Spann (ed.), Poet Healer: Contemporary Poems for
Health & Healing
, Sutter’s Lamp, Sacramento (CA), 2004.

* * *

Konsekwencja zamyślenia — linijki à la Leon Leszek Szkutnik:

I am writing to save my life.
she is painting to save her life.
who is singing to save their life?
we all cherish every moment.

piątek, stycznia 10, 2020

3643. 10/366

elektryczność zatrzymała cienie — usłyszałam. unieruchomione nie opowiadają już żadnych historii. trzeba zapalić świecę, by zaczęły do nas mówić na nowo.

10/366

*

I will tell you something about stories,
[he said]
They aren’t just entertainment.
Don’t be fooled.
They are all we have, you see,
all we have to fight off
illness and death.

You don’t have anything
if you don’t have the stories
.

[…]
// Leslie Marmon Silko

Chip Spann (ed.), Poet Healer: Contemporary Poems for
Health & Healing
, Sutter’s Lamp, Sacramento (CA), 2004.

*

z języka angielskiego na angielski przełożyłabym tak (na mój gust lepiej wygląda i lepiej brzmi):

You have nothing
if you don’t have the stories
.

3642. Przegląd wodorostów (VII)

Kaan:
Kotek, jak tam dziś?

Jabłoń:
Jeżykuję i powolutku.

*

Podczas jeżykowania… przedwczoraj z samego rana taka piękność wbiła we mnie wzrok:


Kaan.

*

Podczas jeżykowania… wczoraj przyszła książka, na którą czekałam od listopada.

Podczas jeżykowania… dziś spotkałam ten (czerwony) fragment wiersza i nareszcie mam wszystko to, czego potrzebuję, by mieć piękność tutaj pod ręką. I jeszcze wiersz, który porwał mnie wczoraj, gdy witała się ze mną ta  książka.

but the good things in life
are too good to be missed

// Nikki Giovannni

*

First Memory
Long ago, I was wounded. I lived
to revenge myself
against my father, no
for what he was—
for what I was: from the beginning of time,
in childhood, I thought
that pain meant
I was not loved.
It meant I loved
.

//Louise Glück

Chip Spann (ed.), Poet Healer: Contemporary Poems for
Health & Healing
, Sutter’s Lamp, Sacramento (CA), 2004.

poniedziałek, stycznia 06, 2020

3640. 6/366

trzech króli. trzy zdania. jeden brak.

6/366

*

problemy to możliwości, które trzeba umieć dostrzec.
// Daredevil, sezon 1., odcinek 6.

3639. spotkani na spacerze


czyli moment, nim ona odleciała.
on utknął pod sklepem na ciut dłużej.

3638. W ręku przez dwa poranki

Dżo powiedziała w grudniu, że należę do innego kręgu kulturowego. Gdy powtórzyłam to Sadownikowi, obśmiał się i stwierdził, ku memu zaskoczeniu, że nawet dla Niego jestem czasem (eufemizm) egzotyczna. Dżo pracuje z wieloma innymi kręgami kulturowymi i z kręgu, który nie jest ani jej, ani mój, przyszła do niej dawno, dawno książka, o której mi wspomniała. Ta książka.

Klik, klik, tylko w „papierzu”, tylko portal aukcyjny. Kupiłam za niecałe dziesięć procent okładkowej ceny, koszty wysyłki były trzy razy wyższe — smutne to było dla mnie bardzo. Miała przyjść po Nowym Roku, ale Sadownik odebrał ją z paczkomatu w Sylwestra. To była druga z tych, które nie pozwoliły mi dotrzymać przyrzeczenia.

To opowieść z pierwszej ręki… do bólu z pierwszej ręki. Kompletnie nie ma znaczenia, czym jest brak.

Dla niego byłam tylko niedokończoną kością, której nienawidził, podczas gdy w rzeczywistości byłam jego przekonaniami, charakterem, usposobieniem, lękami i uprzedzeniami. Tym, jak traktował ludzi.

*

Bardzo trudno przyznać się do inności — jakakolwiek by ona była.

*

Popatrzyliśmy sobie w oczy — on z zaciekawieniem, ja — z przerażeniem.
     — Co ci stało w rękę.
     Padło w końcu to pytanie, na które podświadomie czekałem. Chciałem wtedy odpowiedzieć, naśladując mamę: „Tak już jest…”, ale zdobyłem się na śmiałość, która mnie samego zaskoczyła. Odparłem bez namysłu:
     — Nic. Urodziłem się bez dłoni.
     — Naprawdę?
     — Tak.
     — No to w porządku
     I na tym się skończyło
.

*

Do życia nie ma żadnego klucza ani wytrychu. Trzeba się go uczyć samemu.
     Na własną rękę
.

*

A jednak wciąż miałem przed oczami tego górala dochodzącego do siebie po stracie. Widziałem, jak porządkuje swoje życie i uczy się go od nowa, przyzwyczaja wszystkich do nowej sytuacji, nabiera pewności siebie, pijąc, a następnie wraca w góry, na wyrąb. Choć zachowuje pogodę ducha, to, co nastąpiło, nigdy go już nie opuści.

*

Otóż System uważa, że wszyscy ludzie są z grubsza tacy sami, mają bardzo podobne możliwości. To oczywiście błąd, bo nie każdy jest stworzony do pracy na budowie, do kopania rowów czy innych czynności, które wymagają siły, refleksu, wytrzymałości. Ludzie są bardzo różni, gdy przychodzą na świat. Ale System traktuje obywateli na równi, sprawiedliwie, wychodząc z założenia, że każdy powinien mieć szansę kopać rowy.

*

[…] w popłochu urywają, gdy wchodzę. Czasami nawet spuszczają wzrok. Nie jest to miłe uczucie — być tym, przy którym inni milkną.

*

Niepełnosprawność nie jest najgorsza. Straszna jest samotność, która z niej wynika. Nie zmieni tu nic miłość drugiego człowieka ani rodzina.

Michał Dąbrowski, Dłoń,
Nasza Księgarnia, Warszawa 2011.
(wyróżnienie własne)

To złudzenie, że wszyscy dostrzegają w Tobie tylko brak.

(tamże)

niedziela, stycznia 05, 2020

3637. 5/366

sytuacja.

poziom 0: to jest głupie i bez sensu,
poziom 1: to jest trudne,
poziom 2: to jest wymagające.

ktoś we mnie zawsze wybiera poziom mistrzostwa w reagowaniu na to, co przychodzi i urządza mi chwilę, dzień, życie.

5/366