W Nowy Rok skończyłam przepiękną książkę, ale jeszcze przez jakiś czas nie mogę się tu o niej zająknąć. Wrażenie, jakie na mnie zrobiła ta, o której dzisiaj cicho-sza, pogoniło mnie na półki z papierem, by odkurzyć inną książkę. Wczoraj przy kawie delektowałam się tą inną zupełnie na nowo, bo nie pamiętałam fabuły. To jedna z trzech książek Autora, z których nie wyrosłam i wciąż uwielbiam. Jedna z trzech, które zostały w ulu, gdy pozostałe go opuściły jakiś czas temu.
— Nie nazywam się Momo, tylko Mojżesz.
Następnego dnia on z kolei dorzucił:
— Wiem, że nazywasz się Mojżesz, właśnie dlatego mówię na ciebie Momo, to brzmi trochę mniej groźnie.
Następnego dnia, licząc monety, zapytałem:
— A co to panu przeszkadza? Mojżesz to po żydowsku, nie po arabsku.
— Nie jestem Arabem, Momo, jestem muzułmaninem.
— To dlaczego mówią, że idą do Araba, skoro pan nie jest Arabem?
— Bo „u Araba”, Momo, to znaczy „otwarte od ósmej rano do północy, a nawet w niedzielę”, kiedy się mówi o sklepie.
*
Za sprawą pana Ibrahima w świecie dorosłych pojawiła się rysa, przestał być wciąż tym samym jednolitym murem, o który się obijałem, przez szparę wyciągała się do mnie jakaś ręka.
*
— Panie Ibrahimie, kiedy mówię, że uśmiech jest dla bogaczy, chcę powiedzieć, że jest dla ludzi szczęśliwych.
— I tu się mylisz. Bo właśnie uśmiech daje szczęście.
— Akurat.
— Spróbuj.
*
— To niesamowite, panie Ibrahimie, jak ubogie są wystawy bogaczy. Nic na nich nie ma.
— Na tym polega luksus, Momo, niczego na wystawie, niczego w sklepie, wszystko w cenie.
*
— Nie, nigdy nie udało mi się wierzyć w Boga.
— Nigdy się nie udało? Dlaczego? Trzeba się starać?
Popatrzył w otaczając go półmrok.
— Żeby wierzyć, że to wszystko ma jakiś sens? Tak. Trzeba się bardzo postarać.
— Ale tato, przecież obaj jesteśmy Żydami.
—Tak.
— A to, że się jest Żydem, nie ma związku z Bogiem?
— Dla mnie już nie ma. Być Żydem znaczy po prostu, że ma się wspomnienia. Złe wspomnienia.
*
— Nie szkodzi — mówił pan Ibrahim. — Miłość, jaką do niej żywisz, jest twoja. Należy do ciebie. Jeżeli ona jej nie chce, to i tak nic nie może zmienić. Po prostu z niej nie korzysta. To, co dajesz, Momo, pozostaje twoje na zawsze; to, co zachowujesz, jest na zawsze stracone!
*
I właśnie tam po raz pierwszy zobaczyłem wirujących mężczyzn. Derwisze […].
— Widzisz, Momo! Kręcą się wokół siebie, kręcą się wokół własnych serc, które są miejscem, gdzie przebywa Bóg. To jest jak modlitwa.
— Pan to nazywa modlitwą?
— Ależ tak, Momo. Tracą ziemskie punkty odniesienia, ociężałość zwaną równowagą, stają się pochodniami, które spalają się w wielkim ogniu. Spróbuj, Momo, spróbuj. Chodź.
*
Żyć powoli, na tym polega tajemnica szczęścia.
*
Przy panu Ibrahimie zdałem sobie sprawę, że żydzi, muzułmanie i nawet chrześcijanie mieli wspólnie mnóstwo wielkich ludzi, zanim zaczęli wodzić się za łby.
Eric-Emmanuel Schmitt, Pan Ibrahim i kwiaty koranu,
przeł. Barbara Grzegorzewska,
Wydawnictwo Znak, Kraków 2004.
(wyróżnienie własne)
— Tutaj, Momo, mieszkają ludzie bogaci: popatrz, są pojemniki na śmieci.
— Co z tego, że są pojemniki na śmieci?
— Jeśli chcesz wiedzieć, czy jesteś w miejscu bogatym czy biednym, rozglądasz się za pojemnikami na śmieci. Jeśli nie widzisz ani śmieci, ani pojemników, okolica jest bardzo bogata. Jeśli widzisz śmieci obok pojemników, nie jest ani bogata, ani biedna: jest turystyczna. Jeśli widzisz śmieci bez pojemników, jest biedna. A jeśli ludzie mieszkają pośród śmieci, jest bardzo, bardzo biedna.
*
— Nie, nie autostradą, Momo, nie autostradą. Autostrady mówią człowiekowi: jedź, nie ma na co patrzeć. Są dla idiotów, którzy chcą jak najszybciej dostać się z jednego punktu do drugiego. My nie uprawiamy geometrii, my podróżujemy.
(tamże)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz