niedziela, stycznia 26, 2020

3674. Chronos niedzielny (III)

Wczoraj Gepardzica wprowadziła w moje życie nowy, bardzo użyteczny relacyjnie termin: gówniana historia. To znaczy, na dzień dzisiejszy myślę o nim, jako o narzędziu, które wspaniale służyć może bliskim relacjom (do szefa bym z tym raczej nie wyskoczyła). Używać go należy w następujący sposób.

Receptura/procedura postępowania jest następująca:

składniki:
     ważna relacja (1 szt.)
     zgoda na pichcenie (2 szt. — po jednej na osobę)
     empatia i ciekawość (min. 3 g)
     humor (do smaku)

czas przygotowania wraz z konsumpcją:
     około 5–10 minut.

przygotowanie:
     Jedna z pichcących osób prosi: opowiedz mi swoją gównianą historię. Druga z pichcących osób daje niezłego czadu*, opowiadając o tym, co w jej mniemaniu myśli o niej pierwsza osoba. Konsumpcja następuje natychmiast i  polega na tym, że pierwsza osoba mówi, co ona o „tym, co sobie niby myśli” myśli naprawdę i czy w ogóle dałaby radę „to, co sobie niby myśli” wymyślić. A potem zmiana, druga z pichcących osób prosi: opowiedz mi swoją gównianą historię, a pierwsza daje czadu*.

_______________
* nie wie, że wymiata, bo gdy zaczyna mówić, ta historia to prawda nad prawdami, a prawdy się nie stopniuje.

*

Koniec teorii, czas na pierwszą praktykę i pierwsze wnioski.

Praktyka. Dawno się tak nie uśmiałam, gdy Gepardzica opowiadała mi swoją gównianą historię o naszej relacji — nie wpadłabym na dziesiątą jej część. Moja — należy nieskromnie zaznaczyć, że piszę to z pewną dumą — też była niczego sobie:

że na bal introwertyków nikogo nie zaprosiłam, nie zająknęłam się nawet, że mam wolną chatę; jak można się ze mną przyjaźnić, skoro nie umiem dzielić się zasobami; naprawdę, wierzę, że jestem przyjaciółką? trzeba się na mnie obrazić… najlepiej śmiertelnie za egoizm, który nie zna granic… a Ona (Gepardzica) martwi się, a ja nawet znaku życia nie daję, by się nie wygadać, że sama jestem i rozkoszuję się samodzielnością, a na blogu napisałam (!!!), jak mogłam

Wnioski. Wymiana gównianych historii ubawiła nas obie, a przy okazji „zniknęła” te złote, pożerające energię, myśli. To niesamowite, jak gówniane historie jesteśmy w stanie w sobie pomieścić i pod ich wpływem żyć (choćby tylko przez chwilę), zamiast wybrać właściwy numer i powiedzieć:
     — Muszę Ci opowiedzieć gównianą historię. Masz czas, by jej wysłuchać?

Gówniane historie nigdy nie znikną.
Niech więc żyją! Pod warunkiem,
że je sobie opowiadamy
.

*

Gepardzica:
(napisała dziś)
Tak, potrafimy wymyślać
i piękne, i gówniane historie —
przywilej osób wrażliwych i kreatywnych
.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz