Pokazywanie postów oznaczonych etykietą #myMS. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą #myMS. Pokaż wszystkie posty

sobota, września 13, 2025

5889. Na finale małego wspólnego czasu

Pan Ciasteczko:
(pod koniec sierpnia męskie zawodowe pitu-pitu
z klientem o tym, kto przed, kto po urlopie;
że przed, że jak zwykle, dopiero we wrześniu
)

Klient:
Ale urlop czy wypoczynek?

Pan Ciasteczko:
(zaciekawiony)
A jaka jest różnica?

Klient:
Na urlop jedzie się z rodziną,
a na wypoczynek samemu.

Jabłoń:
(kupiła to rozróżnienie na pniu, gdy tylko
Pan Ciasteczko się nim z nią podzielił
)

*

Sadownik & Jabłoń:
(przed wyjazdem, rechocząc, ustalili, że Jabłoń
jedzie na wypoczynek, a Sadownik na urlop,
choć w tę samą walizkę się pakują,
bo Drzewko potrzebuje fizycznej pomocy
każdego dnia nie raz
)

Jabłoń:
(wczoraj, gdy wracali z corocznej uczty)
Chyba wypoczęłam,
zaczynam tęsknić za rehabką

🍆

Sadownik:
A ja zaczynam cieszyć się na swój wypoczynek…

Jabłoń
(szczęśliwa, że wytchnieniówka Sadownika
jest możliwa i zbliża się wielkimi krokami
)

*

Paula Cole, Lovelight.

niedziela, sierpnia 31, 2025

5877. 243/365

po­trze­buję* jednocześnie elastycznej dys­cy­pli­nyzdys­cy­pli­no­wa­nej ela­stycz­ności, potrzebuję do końca życia.

elastyczność w granicy do nieskończoności to folgowanie sobie. dyscyplina w granicy do nieskończoności to niewolnictwo.

243/365

_____________
     *   przyszło do mnie rano, gdy czwo­ra­ko­wa­łam**. przy­szło w efekcie drobnej zmiany w rozkładzie dnia. nie było wczo­raj wieczornego czworakowania, bo***.
  ***  jesteśmy dostatecznie starzy, by chcieć kończyć dzień, gdy tylko się da, we wła­snym łóżku, ale są w nas jeszcze ak­tyw­ne opa­ry młodości, bo wy­szli­śmy wczo­raj, ale wró­ci­li­śmy już dziś. i co z te­go, że do świtu było jeszcze kilka go­dzin. faktem jest, że nie pamiętam, kiedy zro­bi­li­śmy to ostat­ni raz, czyli jest dobrze.

czwartek, sierpnia 28, 2025

5874. 240/365

ile ra­zy się poddałam. ile razy od nowa ruszałem w drogę. by być dziś tą osobą, którą jestem jeszcze przez chwilę.

240/365

Miłość to troska. A także przeczucie żalu, który pojawi się, gdy kochana istota zniknie.
     Dbamy o to, co kochamy.
     Kochamy to, z czym mamy relację.
     A ja nie umiem odróżnić grabu od wiązu.

Katarzyna Boni, Którędy do wyjścia?,
Wydawnictwo Agora, Warszawa 2025.

niedziela, sierpnia 24, 2025

5869. Bez jaj!

Sadownik:
(wczoraj przy porannej kawie parsknął,
a potem przeczytał Drzewku dowcip
)

     — Przynieśliśmy pani męża z ba­ru. Jest tak na­wa­lo­ny, że za każdym razem jak sta­wia­liśmy go na nogi, to upadał…
     — No bez jaj! A gdzie jego wózek?

Jabłoń:
(nie pamięta, kiedy tak głośno
i tak długo się śmiała
)

Sadownik & Jabłoń:
(gdy już oboje przestali się śmiać, dłuższą chwilę
rozmawiali o tym, że nie ubawiłby ich ten dowcip aż tak,
gdyby nie ich osobiste doświadczenie życia z ferrari
)

Choroba jest jak poród, jak siła, która zabiera czło­wieka nie wiadomo gdzie. Gdzieś.

Aleksandra Zbroja, Muszę ci coś powiedzieć,
Wydawnictwo Agora, Warszawa 2025.

piątek, sierpnia 22, 2025

5868. 234/365

co mnie zawsze ratowało? wróć!
co mnie ratuje dziś?

234/365

[…]  jednym z ostatnich zajęć, jakie znalazł, zanim skończył się komunizm, to posada ogrodnika i nadzorującego terapię zajęciową na zamkniętym oddziale psychiatrycznym daleko za miastem. Zajmował się ogrodem razem z pacjentami – chorymi psychicznie, alkoholikami, narkomanami. Sadzili pomidory, kapustę, paprykę, kwiaty. Wydaje mi się, że był szczęśliwy. Ogrody zawsze go ratowały.

Georgi Gospodinow, Ogrodnik i śmierć, przeł. Magdalena Pytlak,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2025.

czwartek, sierpnia 14, 2025

5863. Jest moc…

Uśmiech. Statystycznie zdecydowanie częściej uśmiechają się osoby zawodowo „za­leż­ne”, np. kel­ner­ki, pracownicy niższych szczebli, recepcjoniści. Czasem to ich je­dy­ne na­rzę­dzie przetrwania lub pacyfikowania rzeczywistości kon­stru­owanej w biegu, zwy­kle nieprzytomnie, przez oso­by w da­nej sytuacji bardziej uprzywilejowane.

Uśmiech. Odkryłam, że uśmiech w sytuacjach społecznych nie musi być tylko wy­ra­zem spo­łecz­ne­go nie­uprzy­wi­le­jo­wa­nia. Może być wyrazem wewnętrznej mocy i du­cho­wej rangi. Uśmiechając się, wysyłam nieznajomej mi osobie niewerbalny sygnał: widzę cię, życzę ci dziś wszystkiego najlepszego.

Uśmiech. Więc? Możesz uśmiechnąć się, by coś ugrać, ale możesz też uśmiechnąć się, by zła­pać kon­takt z tym, co w to­bie najlepsze, nie oczekując niczego w zamian, bo naj­lep­sze już masz. Fizycznie obie opcje często wyglądają tak samo, ale w od­czu­ciu to dwie zupełnie inne bajki. W tym drugim przypadku dzieje się czysta magia.

Uśmiech. Że bełkot? Hmmm. Mam! Naprawdę myślisz, że Dalajlama podlizuje się światu?

piątek, sierpnia 08, 2025

5856. 220/365

wczoraj pierwszy raz w życiu usłyszałam w porę niemy krzyk własnego ciała. poszłam za jego kategorycznym: nie! pew­nie po­wie­dzą, że nie­ele­gan­cko, ale sprawnie ominęłam kulturę nie wy­pa­da, na­le­ży, jak możesz!?

220/365

Kiedy jednak ze spalonej ziemi wyrasta nowy pęd, trzeba mu zaufać i póki nie pojawią się nowe anomalie, trzymać na wo­dzy wyobrażenia przyprawiające o rozpacz. Nie ma in­ne­go sposobu, by w obliczu granicznych doświadczeń pozostać nie­ugiętym i zachować równowagę codziennego życia.

Kenzaburō Ōe, Zapiski z Hiroszimy,
przeł. Dariusz Latoś, PIW, Warszawa 2024.

niedziela, sierpnia 03, 2025

(5845+4). 215/365

tro­pem kogoś, kto tu był dwa dni temu, poszłam zaciekawiona. przeczytałam, uśmiechnęłam się i uznałam, że ten cytat (tam, wtedy) wyprzedził znacząco czas. bezwzględnie należy do dnia dzisiejszego, więc wraca.

215/365

Widać jej zmarszczki, ale owszem, wydaje się szczęśliwa.
     Wydaje się szczęśliwa z powodu bycia kobietą.

Markus Zusak, Posłaniec, przeł. Anna Studniarek,
Nasza Księgarnia, Warszawa 2009.

piątek, lipca 25, 2025

5844. 206/365

mo­je ciało nigdy nie przymyka oka na in­cy­den­ty, nie jest wy­ro­zu­miałe na prze­kra­cza­nie jego granic. zwaliło mnie z nóg w po­nie­dzia­łek pożarami i przygwoździło do łóżka na dwie doby, a po­tem, bym zapamiętała na dłu­żej jego protest, bym uwzględ­ni­ła w przy­szło­ści — może, nareszcie — jego ka­te­go­rycz­ną niezgodę i niepodlegający żad­nym negocjacjom bunt, przez ko­lej­ne dwie doby od­da­wa­ło mi mo­je do­bre życie wa­run­ko­wo, bez po­śpie­chu, ka­wa­łek po kawa­łecz­ku, bez pewności, że odda całe.

jestem, w końcu, zostałam sobie zwrócona, czy zmądrzałam?

206/365

[…]  po latach zrozumiałam, że jeśli się jest z obrzeży, tak­że tych mentalnych, to siłą rzeczy jest się ska­za­nym na nie­zro­zu­mie­nie. […]  To często oznacza też ucieczkę, opu­szcze­nie miejsca, w którym się wychowało. Na szczęście od­po­wied­nio wcześnie zrozumiałam, że muszę wyjechać. W mo­im ro­dzin­nym mieście byłabym bardzo samotna. Szukałam wolności w byciu tym, kim chcę, w zadawaniu pytań. Wie­dzia­łam, że muszę trzymać się od niego z dala.

Filip Springer, Dwunaste: Nie myśl, że uciekniesz,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2019.

poniedziałek, lipca 21, 2025

5841. W drodze do siebie

Obita współczuciem, litością i cudzymi łzami wydłubałam z przedostatniej lektury najgęstsze gęste. Wydłubałam, by wrócić do pionu po chwilach, gdy nie widziano mnie wcale, przy­glą­da­jąc się wyłącznie mojemu „kalectwu”. Wydłubałam, by otrze­pać się z tru­dów doświadczania społecznego wymiaru chorowania na przewlekłe, postępujące, nieuleczalne.

Im bardziej dochodzę do siebie, tym odważniej pojawia się retoryczne pytanie: kto realnie tam i wtedy był kaleką?

Opadamy… coraz szybciej… coraz niżej… z prędkością 200 km/h. Spadamy swobodnie w kierunku ziemi, a ja uśmiecham się szerzej niż kiedykolwiek wcześniej.
     Jeżeli tak nie wygląda wolność, to nie wiem, co nią jest. Na tej wysokości demencja nie istnieje.
     Tu mój mózg jest wolny od choroby. Lecę, nieograniczana niczym, co przywiązuje mnie do ziemi.
     […]
     Gdybym słuchała tego, co mówią inni, nigdy nie skoczyłabym ze spa­do­chro­nem. Nie zrobiłabym połowy wszystkich tych rzeczy, które w opinii większości ludzi nie są odpowiednie dla osób z demencją.
     Teraz, stojąc już na twardym gruncie, ale z krwią wciąż buzującą w ży­łach, planuję od razu kolejną przygodę. Dlaczego miałabym kie­dy­kol­wiek tego zaniechać?

[…]  stawiam na ryzyko; jeśli mam umrzeć,
to umrę szczęśliwa.

Życie jest ryzykowne już od pierwszego dnia na świecie, ale nie pozwolę de­men­cji mnie definiować, a moja rodzina już się nauczyła, że jeśli spróbują mi zabronić czegoś, co robiłam przed demencją, to wtedy choroba wygra.

Zawsze mówię o znaczeniu niepoddawania się – bo wielu z chęcią podda się za nas – i że pozytywne podejście jest konieczne, by skoncentrować się na jesz­cze posiadanych umiejętnościach, aktywnościach po­zo­sta­ją­cych w za­się­gu ręki czy na znajdowaniu innych rozwiązań […].

Wspomnienia nas definiują, a zarazem pozwalają osobom, które nie znają nas od lat, zrozumieć nasze potrzeby i działania. Nie możemy stracić naszej przeszłości z oczu, bo na niej budujemy swoją przyszłą postać.

[…]  osoby z demencją często muszą się dostosowywać, ukrywać uczucia, aby nikogo nie dotknąć, lecz jeśli nie będziemy w stanie rozmawiać o trudnych sytuacjach i scenariuszach, pozostaniemy bezradni.

Pewna znajoma kiedyś mi powiedziała:
     „Dużo czasu zajmuje nam zrozumienie, że inni nie pojmują tego, czym jest nasza demencja, kim jesteśmy i co czujemy. Zaczynamy traktować ich ulgowo. Często musimy uwzględniać ich brak zrozumienia czy em­pa­tii, a dzieje się to kosztem naszych własnych uczuć. Stajemy przed koniecznością zanegowania tego, co się dzieje – jeśli chodzi o uczu­cia – w naszych głowach jedynie z powodu niezrozumienia jakichś ludzi. Jednak czujemy się z tym źle, bo nie możemy być sobą. To przedziwne po­łą­cze­nie. Staramy się być mili dla innych, brać poprawkę na ich brak wni­kli­wo­ści i zrozumienia dla demencji, jednak oznacza to zarazem negację wła­snych uczuć”.

Każda osoba ma swoją indywidualną metodę stawiania czoła ży­ciu i chorobie, jednak gdy nasze otoczenie zaczyna nas ograniczać, zmie­nia się nasze podejście. Zapytałam znajomych, jak ich rodziny za­re­a­go­wały na diagnozę:
     „Osobiście spotkałam się z bardzo negatywną reakcją […]. Sama na po­cząt­ku przyjmowałam całą tę negatywność i choć starałam się przekonać ludzi, że «będzie ze mną dobrze», w głowie zadawałam sobie pytanie: «Czy będzie dobrze?»”.

Wielu z nas zgadza się z twierdzeniem, że podejście specjalistów ma naj­więk­szy wpływ na to, jak zareagujemy na diagnozę. To jedna z głównych nauk, którą wyciągnęłam z ostatnich sześciu lat: moje podejście ma moc sprawczą, ale jest zależne od mojego otoczenia. […]  Czy nie mogła po­wie­dzieć: „Tak, to dołująca choroba, lecz ta nowa etykieta ciebie nie de­fi­niu­je, jesteś tą samą osobą, która weszła do gabinetu pięć minut te­mu – jeszcze tyle przed tobą”. Opuściłabym jej gabinet w zupełnie in­nym nastroju.

[…]  żadna pojedyncza metoda radzenia sobie nie jest tą jedyną słuszną. Sposoby stawiania czoła przeciwnościom są tak różnorodne jak my wszy­scy – niezależnie od tego, czy cierpimy na otępienie.

Być może spełnienie naszych życzeń nie jest zależne od niczego poza tym, jak sami rozumiemy znaczenie tych słów. Każdego dnia mierzę się z naj­róż­niej­szy­mi trudnościami, ale być może wcale nie są one większe od tych, które muszą pokonywać moi sąsiedzi. Nigdy nie wiemy, jaką walkę we­wnętrzną toczy drugi człowiek. Musiałam zatem zadać sobie pytanie, czy to, czego sobie zażyczyłam, faktycznie było mi potrzebne, czy też może moje marzenie już się spełniło.

Demencja z całą pewnością nauczyła mnie, że warto, byśmy wszyscy zaczęli dostrzegać to, co dzieje się w chwili obecnej.

[…]  wszyscy potrzebujemy deszczowych dni, by odżyć, nabrać sił i po­now­nie rozkwitnąć. Jednak kontrola nad tym, kiedy się pojawią i jak długo potrwa­ją, jest jedynie złudzeniem, o czym natura bezustannie nam przy­pomina.

Bywają momenty, gdy nie potrzebujesz nic poza dru­gim czło­wie­kiem, który sprawi, że nie będziesz się czuć samotnie. Porozumienie bez słów, uśmiech, rozumiejące spojrzenie – to niby drobiazgi, a znaczą tak wiele.

Gdy kogoś kochasz i wiesz, że możesz mu pomóc, masz naturalny odruch, by to zrobić. Tak naprawdę jednak najlepszy wyraz miłości, jaki mo­żesz mu dać, to wesprzeć jego poczucie samostanowienia, po pro­stu pozwalając mu być.

Rzeczywistość czy sen? Nadal nie jestem pewna…

Wendy Mitchell, Anna Wharton, Co chciałabym, żeby
ludzie wiedzieli o demencji
, przeł. Barbara Łukomska,
Grupa Wydawnicza Relacja, Warszawa 2023.
(wyróżnienie własne)

fot. Fabio De Paola, fragment,  
[dostęp 16.07.2025], źródło.  

Wendy Mitchell
(1956–2024)

Nieustannie zmieniamy się i dostosowujemy, jak każdy człowiek w obliczu wyzwania.

Lepiej zachować dystans – przyszłość jeszcze nie nadeszła i być może jest jeszcze daleko, daleko przede mną. Czy kto­kol­wiek z nas może mieć pewność, co przyniesie kolejny dzień?

Oczywiście, bezsprzecznie jestem inna niż przed diagnozą. Lecz ilu z nas może stwierdzić, że przez całe życie było tą sa­mą osobą? Demencja różni się tym, że blizny mają wymiar bardziej fizyczny, trwały, nieodwracalny – ale nie nie­moż­li­wy do przezwyciężenia.
     Wszystko zależy od punktu widzenia.

Odkąd mierzę się z chorobą, bywają dni, gdy moimi jedynymi towarzyszami są pory roku i to one przypominają mi o tym, że moje drobne, stopniowe zwycięstwa nad demencją są rów­nie ważne jak mały żołądź, który spada z drzewa, by na­stęp­nie mógł wyrosnąć z niego dąb.

Drzewa bez liści wcale nie muszą być brzydkie, jeżeli dasz sobie czas na dostrzeżenie piękna ich konarów.

(tamże)

Prawdziwą sztuką nie jest zapominać,
lecz puszczać wolno.
Gdy zaś nic już ci nie zostanie,
możesz być bogaty w utratę.

Rebecca Solnit

5840. Ścinki z sobotniego spaceru











Teraz szczęście przychodzi do mnie w znacznie mniej­szych por­cjach. […]  Radość i ekscytacja przypominają motyla fruwającego w letni dzień po ogro­dzie. Nie sposób ich uchwycić. Zadowolenie z kolei jest bardziej jak coś, co możemy trzymać w dłoni i obserwować, odczuwając z każdym spoj­rze­niem coraz więcej przyjemności.

Wendy Mitchell, Anna Wharton, Co chciałabym, żeby
ludzie wiedzieli o demencji
, przeł. Barbara Łukomska,
Grupa Wydawnicza Relacja, Warszawa 2023.
(wyróżnienie własne)

sobota, czerwca 07, 2025

5795. 158/365

co dzisiaj jest w zasięgu moich możliwości, ramion czy dłoni? nie zapominać, korzy­stać! wykorzystać po sam kres: chwilę, szan­sę, okruszek.

158/365

piątek, maja 30, 2025

5783. #worldmsday


fot. Gil Alter, fragment.

Some moments don’t shout. They whisper. A small life looks up at you, and suddenly, you’re not invi­sible. You’re needed. You matter. Even when eve­ry­thing feels broken, life still reaches for you—softly, like this. Hold on. The world isn’t done with you yet.
Gil Alter

[suplement 31.05.2025]
Slowly is the fastest way.
Especially when the clock is ticking.
[…]
rushing breaks you.
But steady builds you.
And what you build slowly,
you get to keep.
#GilMS

sobota, maja 24, 2025

5779. Śniadaniowe ścinki z giganta

Siódmy mój turnus. Po ośmiu dniach frustracji (ile razy trzeba zgłaszać, mó­wić, narzekać, jeden turnus, drugi… szósty), gdy i na śniadanie, i na ko­lację otrzymywałam niezmiennie ogórki kiszone — od lat nie zmieniło się w tym za­kre­sie nic poza ceną, która w ciągu ostatnich czterech lat wzrosła o 83% — po­sta­nowiłam cyk, dzień po dniu, „pakszot” za „pakszotem”. Po ko­lej­nych trzech dniach chlapnę­łam, że przetransformowałam frustrację w pro­jekt fo­to­gra­ficz­ny. Dyrektor me­dyczna z uśmie­chem oświadczyła, że postara się mi go popsuć. Nie da się ukryć, troszkę się jej udało.

Razem z Królową śmiałyśmy się, że ktoś powinien zacząć fotografować obiady, by była szansa, że zniknie marchewka nasza codzienna: tarta, gotowana, zupa krem, w krążkach, w kostkę bez groszku, rozgotowana, puree, dzień po dniu, do upadłego, do samego końca. Żeby sprawa była ja­sna: to nie NFZ płaci za nasze wyżywienie.

Tak czy inaczej, przed i po dyrektorskiej interwencji, każdego dnia na śnia­da­nie po­da­wa­no mi optymalną dawkę mądrości rynku. Dziś ostatnie cyk ment­ze­na­dy żywieniowej.

Cyk, il gran finale, amen, a dio i czas do ula!









logo centrum SM Borne Sulinowo

*

Endriu & Maestro, W klapkach.

życie jak bajka,
se lece w klampkach najka

/oryg. zapis fonetyczny/

czwartek, kwietnia 17, 2025

5761. [*]   // 107/365

gdy jeszcze scho­dy z jedną poręczą nie były dla mnie barierą nie do pokonania, co dwa tygodnie Ją głaskałam.

nie mo­głam oderwać oczu od uszu tej pięknej Osoby. były dzie­łem magii, a nie kwestią rasy.

107/365

Florka
(2012–2025)


fot. Człowiek Florki, fragment.

środa, kwietnia 16, 2025

(5757+1). 106/365

odkryłam, jak niesamowicie blisko jest od ża­lu, smutku czy stra­ty do wdzięcz­no­ści za to, co się wydarzyło kil­ka, kil­ka­na­ście, kil­ka­dzie­siąt lat temu. wdzięczności za to, co można wy­dłu­bać pięk­ne­go, za­ska­ku­ją­co nieoczywistego, nie­by­wa­le wzru­sza­ją­ce­go z chwi­li obecnej.

trzeba się tylko zatrzymać, ustać i żal, i smutek, i stratę, wziąć oddech.

106/365

[suplement 18.04.2025]
Przyj­dzie mo­ment, że prze­stanę wi­dzieć w swoim oto­cze­niu li­sty z rze­czami do zro­bie­nia i zo­ba­czę świat, na który nie mam wpływu, który mnie cie­szy taki, jaki jest.

*

I sta­jesz się wraż­liwa na sza­rość, cze­piasz się co­dzien­ności, za­pi­su­jesz ją w ze­szy­tach, bo pa­mię­tasz, że może na­gle się skoń­czyć, za­mie­nić się w od­li­cza­nie.

Mira Suchowiejko, Też się o ciebie boję,
Biuro Literackie, Kołobrzeg 2025.

wtorek, kwietnia 15, 2025

5757. 105/365

gdy rozmawiali o żalu, smutku i stracie, powiedziała:
     — nie na­żyłam się…
     — jakiego swojego marzenia nie spełniłaś?

oboje zanurzeni w ciszy, ona bez słów wśród łez, on zde­cy­do­wa­ny na to, by nie dać się zbyć milczeniem; zagroził, że po­cze­ka ile trzeba na odpowiedź.

105/365

[suplement 16.04.2025]
Boję się […]  po­wol­nej śmierci.
     […] 
     Boję się roz­cza­ro­wa­nia, że to już.
     Boję się roz­sta­nia z mę­żem i córką.
     Boję się po­czu­cia, że mo­głam temu ja­koś za­po­biec.
     Boję się, że strach mnie osła­bia.
     A może wy­star­czy się nie bać?
     Czy umiem uwię­zić strach na pa­pie­rze? Tak jak­bym ma­lu­jąc por­tret tego, co straszne, umiała to po­skro­mić. […] 
     Po ko­lei:
     czyli
     opi­su­jąc to,
     czego się bo­imy,
     two­rzymy bez­pieczny dy­stans
     i prze­sta­jemy się bać albo bo­imy się mniej?
     Czy spor­tre­to­wa­nie po­twora czyni go mniej strasz­nym? Może cho­dzi o sam pro­ces – wy­maga to prze­cież dłu­gich go­dzin wpa­try­wa­nia się w to, czego się bo­imy. Czy re­ali­stycz­nego por­tretu można się bać da­lej? Mogę także swój strach opi­sać bez­rad­nie. Na­wet pra­wie na pewno opi­szę go za­le­d­wie w nie­licz­nych wy­mia­rach. Do nie­któ­rych jego frag­men­tów nie mam do­stępu, są na po­wiece i wi­dzę je naj­wy­żej w po­staci plam, gdy za­mknę oczy. Są także dźwięki, słabe, gdzieś na gra­nicy sły­szal­no­ści.

Mira Suchowiejko, Też się o ciebie boję,
Biuro Literackie, Kołobrzeg 2025.

sobota, kwietnia 12, 2025

5754. Miej nosa!  // Panna cotta (CLIV)

L’ottimismo è il profumo della vita.
Tonino Guerra (1920–2012)
[Optymizm to zapach życia.]

*

Ze szklanką zawsze pełną. Nie że do połowy. Cała jest pełna, tylko wy­star­czy zobaczyć, co tam w niej jest, i wykorzystać na swoich zasadach.
Marta Lau, On nigdy taki nie był,
Wielka Litera, Warszawa 2025.

piątek, kwietnia 11, 2025

5751. 101/365

są doświad­czenia, których nie zatrzymają żadne dane wcześ­niej obietnice. są takie, których nie uwięzisz w słowach, by było łatwiej zro­zu­mieć znaczenie i rozmach z jakim to, co się dzieje, zmiata pionki z plan­szy. jedyne, co można zrobić, to postarać się prze­trwać*.

101/365

________
  *  przetrwałam.

*

Davina Michelle, Beat Me,
[Official Song F1 Dutch Grand Prix].

ready, set, go
[…]
watch me pass it all

piątek, kwietnia 04, 2025

5744. W warzywniaku (X)

Rysia:
(przywiozła z pięciodniowego szkolenia,
wiele wartościowych nowości
)

Jabłoń:
(zadziwiona podarowanym czuciem stóp)
Co to było?

Rysia:
Chcesz wiedzieć, jak to się nazywa?
Droga k…s…r…

Jabłoń:
Nie zapamiętam. Upomnę się esemeskiem.
(po kilku godzinach poprosiła o to, co funkcjonalnie różni
ją od szympansa, by przeliterować i wytłuścić to,
co robi na niej największe wrażenie
)
Droga korowo-siatkowo-rdzeniowa mostowa

🍆