wtorek, maja 26, 2015

1348. Ręce do ziemi po wielokroć

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Czekałam na tę książkę. Doczekałam się. Nie tylko jej, ale również nowego Prezydenta i starego sejmu, który nie zajmie się związkami partnerskimi. Dwóch osłów, rządzący i opozycyjny, w radiu błysnęło pustką we łbie. Nie ma na nią lekarstwa, żadne zdrowaśki czy różaniec nie pomogą.

A książka? Po niej uznałam, że świadkowie Jehowy mają znamiona sekty. Po dzisiejszym dniu, znów pomyślałam, że katolicyzm w wydaniu polskim ma znamiona zarazy. Twoja wiara jest dla mnie jak najbardziej ok, dopóki nie upierasz się, że ja muszę tak jak ty, że całe społeczeństwo też musi, że to naturalne lub że działało przez tysiąclecia.

Istnieje nieformalna lista książek zakazanych, do których należy ta, którą właśnie czytasz, wszelkie publikacje wypowiadające się negatywnie na temat świadków Jehowy oraz te napisane przez byłych wyznawców.

*

Nagle jest to zupełnie oczywiste, śmieję się z absurdalności poczucia braku. Zanim zacznie mi brakować miłości, pieniędzy, uznania, sławy, seksu, uwagi, spokoju, odsłania się przestrzeń, trwa to krótko, jak okamgnienie, choć przestrzeń jest tam zawsze. A w niej miejsce na podjęcie decyzji, jak się mam czuć z brakiem czegokolwiek. Wtedy mogę zdecydować się na rzeczywistość, zaakceptować ją jako kompletną i jedyną, lub dołożyć smutek, zmartwienie, żądzę, zazdrość, przygnębienie, namiętność, by poczuć się źle.

*

Ostatecznie to, kim jestem dla ciebie, nie jest tym, kim jestem.

*

Świadkowie Jehowy nie chcą rozmawiać. Nie po to pukają do obcych drzwi. Przyszli nawracać. Nie są zainteresowani innym od własnego sposobem myślenia, oni znają prawdę.

*

[…] już rozumiem, że jestem homoseksualistą od momentu, w którym heteroseksualiści staja się heteroseksualni. I przestaję walczyć, na zawsze.

*

Nie kłamię, nie obnoszę się, bliscy wiedzą, na Paradzie Równości byłem. Wszyscy wiedzieć nie muszą. Dziennikarz powinien być obiektywny.
     Wiem o kilkudziesięciu, że się ukrywają — kilkunastu znam osobiście, aktorka, aktorzy, muzyk, wokalistka, dramaturg, reżyser, reżyserka, dziennikarki, dziennikarze, tancerz, choreograf, recenzent, pisarze, prezenterzy. Niemożliwe, żeby po ich wyjściu z szafy nie doszło w Polsce do realnej zmiany.

*

Ślepi na piękno — ślepymi na dobro. Proszę uprzejmie nie dyktować mi fragmentów życia. Nie dyktować!

*

Nieważne, jak będzie ciężko, nieważne, że będziesz wątpił, nieważne, że większość się odwróci — być może nie zrozumie. Ważne, że Ty przejdziesz przez to i dotrzesz tam, gdzie zawsze na Ciebie czekano, i wtedy okaże się, po co przyszedłeś. Po co w ogóle ruszałeś się z miejsca. Będziesz zadowolony! Ja też. Zwyczajnie. Innego wyjścia nie ma.

*

W Nowym Testamencie wszystkie trzy wzmianki (Rz 1:27; 1 Kor 6:9; 1 Tm 1:10) dotyczące homoseksualizmu pochodzą od jednego człowieka, apostoła Pawła. W Liście do Rzymian nazywa praktyki homoseksualne hańbą, taką samą, jaką są długie włosy u mężczyzny i krótkie u kobiety, taką samą jak kłótnia, zazdrość, złośliwość, oszczerstwo, bałwochwalstwo, złodziejstwo, podstęp, nieposłuszeństwo rodzicom. Według Pawła wszyscy, którzy tak czynią, zasługują na śmierć, wszyscy my.

*

Gdy się mówi: Kocham Cię, wróżki rosną.

Robert Rient, Świadek,
Wydawnictwo Dowody na Istnienie, Warszawa 2015.

poniedziałek, maja 25, 2015

1347. fantazja wyborcza

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Cisza wyborcza za nami.

Mogę już pochwalić się pomysłem, na który wczoraj wpadłam i próbowałam wdrożyć w życie. Otóż, złożyłam Sadownikowi propozycję, by zagłosował inaczej niż ja. Zdziwił się i zapytał:
     — Dlaczego?
     — No wiesz, mogłabym zobaczyć, jak to jest, iść do łóżka z wrogiem.

Propozycję „mą” Sadownik odrzucił w trybie wyborczym.

sobota, maja 23, 2015

1346.

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

słowa. przyszły do mnie w czasie dzisiejszych zajęć. zapisałam. choć miały się nijak do tego, co działo się wokół mnie. uśmiechnęłam się do siebie. uśmiechnęłam się do tych słów. bo przyszła odpowiedź, której nie mogłam namierzyć od wielu dni. odpowiedź, na którą czekałam. odpowiedź, która jest dla mnie wyzwaniem, drogowskazem, dużym zadaniem, ale i potrzebą serca.

piątek, maja 22, 2015

1345. Prawda nad prawdami

Sadownik & Jabłoń:
(w objęciach kuchennych, gdy w garnuszkach
grzeją się
Pani Soczewica i Pan Ogórek)

Jabłoń:
(z miłością)
Jesteś szajbus, wiesz?

Sadownik:
A który nieszajbus by z tobą wytrzymał?

Jabłoń:
(z dumą)
Żaden!!!

(1343+1). Ślad po literkach

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

O tej książce napisać nic nie umiem. Tej książki się nie czyta, ją się przeżywa.

Jak powiadał Nietzsche: „Jeśli potrafimy odpowiedzieć życiu «dlaczego», to idziemy przed siebie, nie zważając na wszelkie «jak»”.

*

Nauczyć się żyć tu i teraz. Oto czego nauczyłam się o raku — pokazuje ci bliski koniec, po czym wypluwa cię z powrotem do świata, do codziennego życia z wszystkimi jego radościami i przyjemnościami, których doświadczasz teraz o wiele mocniej niż przedtem. Wiesz, że coś ci odebrano i coś dostałeś w zamian.

*

[…] jest coś jeszcze: czasami wydaje mi się, że tęsknię za życiem, którego nie przeżyłam. Po prostu mi żal.
     […]
     — Czego ci żal, Ellie?
     — Chyba żal mi, że nie byłam wystarczająco odważna.

*

Rezygnacja z nadziei na lepszą przeszłość to mocna koncepcja.

*

Tak, tak, jak wiesz, moja rodzina na zewnątrz wygląda bardzo dobrze, ale wewnątrz… wewnątrz jest tyle bólu.

*

— Czasem sobie myślę, że terapeuci przywiązują za dużą wagę do relacji międzyludzkich. Świat się na tym nie kończy. Ja nie mam ochoty stykać się z innymi ludźmi. Doskonale się bez nich obchodzę. Niektórzy po prostu lubią samotność.
     — Dobrze mówisz. Ja właśnie uważam, że relacje są najważniejsze. Wszyscy jesteśmy w nich zanurzeni i funkcjonujemy lepiej, jeśli łączą nas z ludźmi ożywcze, intymne więzi.

Irvin D. Yalom, Istoty ulotne,
(przeł. Paweł Luboński),
Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2015.

1343. Nie lękajcie się czy co?

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Odłożyłam . W praskim życiu rzuciłam się na świeżego Yaloma. Wiedziałam o tej publikacji kilka miesięcy wcześniej. Czekałam. Gdy ukazała się w papierze, czekałam na wersję elektroniczną. Doczekałam się.

Poniższy fragment mnie powalił i przemienił. Procedurę kontrolną w me życie wprowadził: czy robię coś, bo chcę, czy może dlatego, że należy, trzeba lub by czegoś uniknąć?

Pomyślało mi się, że są pytania, z których zadawania nie warto się zwalniać.

Nic cię nie pociąga za sobą, przeciwnie, jesteś popychany przez pewną wewnętrzną siłę, która zmierza do ucieczki przed lękiem i ryzykiem.

1342. Orientacyjno-miłosny patchwork

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Jest Osoba, którą spotkałam na swojej drodze, choć nigdy nie znaleźliśmy się w tym samym punkcie czasoprzestrzeni. Ta Osoba. Niebywale świętująca swoją kobiecość. Z każdym Jej słowem rósł mój podziw dla kobiecości. Budziło się we mnie nieznane pragnienie świętowania własnej kobiecości. W ten sposób ta Osoba stała się moją Nauczycielką.

*

Przypomniało mi się, jak rok temu byliśmy całym Stadem w parku. Heniutka węszyła w trawie, a my rozmawialiśmy o tym, że orientacja seksualna jest niczym los na loterii — nie można jej sobie wybrać i przez całe życie jest się albo w większości — z wszystkimi związanymi z tym przywilejami — albo w mniejszości z wszystkimi trudnościami dotyczącymi nie tylko materialnego świata. Wyobraź sobie — zaproponowałam Sadownikowi — że ten świat urządzony jest inaczej, to my heterycy jesteśmy w mniejszości. Kobiety kochają kobiety. Mężczyźni kochają mężczyzn i nikt nie wyobraża sobie niczego bardziej naturalnego. Jest wypracowany przez tysiąclecia rytuał uświęconych spotkań w celu poczęcia nowego życia. I teraz pomyśl, że jesteśmy częścią takiego świata. Jak mam wytłumaczyć, że kocham mężczyznę, przecież to nienaturalne.

*

Niedawno dyskutowaliśmy. Nie pamiętam kontekstu. Pamiętam, że Sadownik powiedział: nie wyobrażam sobie, że mógłbym się kochać z mężczyzną. No cóż — uśmiechnęłam się od ucha do ucha i odpowiedziałam — ja sobie nie tylko potrafię to wyobrazić, ale czerpię z tego ogromną przyjemność i satysfakcję.

*

Kiedyś rozmarzyłam się, że wchodzi się do sklepów z odzieżą, a tam wszystkie możliwe numery i tęgości spodni, sukienek, a każdy ciuch we wszystkich możliwych kolorach. Nie ma podziału na płeć. Pani bierze spodnie. Pan bierze kwiecistą sukienkę. Idziesz po ulicy i… co najwyżej widzisz pięknego człowieka. Nie byłoby łatwo, ale fascynująco. Gdy teraz o tym piszę, przypominają mi się słowa Olgi Tokarczuk z wstępu do książki Judith Butler.

Co kryje się bowiem pod pojęciami „kobiety” i „kobiecości”? Co mieści się w tym zbiorze i co wyznacza tę cechę? I co to w ogóle znaczy „kobieta” i „mężczyzna”?
     Weźmy film
Gra pozorów Neila Jordana, w którym bohater zakochuje się w pewnej kobiecie. Nie ma co do swojego uczucia żadnych wątpliwości, podobnie jak nie ma wątpliwości, że obiekt jego uczucia jest kobietą, ponieważ  w y g l ą d a  jak kobieta. Okazuje się jednak, że to powierzchowne wrażenie jest mylne i ukochany obiekt jest raczej mężczyzną. Nasz bohater „zakochał się w kobiecie”, lecz po odkryciu, że obiekt nie jest kobietą, jego miłość nie mija.

Olga Tokarczuk, „Kobieta nie istnieje” w książce
Judith Butler, Uwikłani w płeć,
Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2008.

***

Jeśli chodzi o orientację seksualną dostała mi się w tym życiu heteroseksualna karta. Nie ma w tym żadnej mojej zasługi. Jeśli chodzi o orientację estetyczno-intelektualną to zdecydowanie jestem bi i… uwielbiam to. Sięgnęłam więc po tę książkę, ponieważ mam świadomość, że jestem w większości, mam w związku z tym masę przywilejów i klapki na oczach. Chciałam poznać inne perspektywy. Na raz nie dałam rady. Przeczytałam pół. Odłożyłam. Przeczytałam inną. Wróciłam. Skończyłam. Było warto.

     — Tak? — uśmiecham się kokieteryjnie. — A co takiego pana fascynuje w kobietach?
     — Delikatność! — odpowiada bez namysłu. — Te słodkie fatałaszki, pończoszki… Intryguje mnie, jak się czuje człowiek ubrany w coś takiego. Jaką trzeba mieć osobowość, żeby czuć się w tym dobrze. I ja chcę mieć tę osobowość — na chwilę, na dwie. A potem bezpiecznie wrócić do swojego ciała.

*

Do Paryża przyleciałam na zaproszenie dwóch innych pań: Carli Boni i Marie-Laure Picard. Kilka dni wcześniej stały się najsłynniejszą parą we Francji. Sąd przyznał im obu równe prawa rodzicielskie do trzech dziewczynek urodzonych przez Marie-Laure. To nie lada precedens w kraju, w którym jeszcze w 1982 roku homoseksualizm był przestępstwem.

*

— Wczoraj na stołówce jeden chłopak powiedział mi: „Kocham cię tak bardzo, że zrobię dla ciebie wszystko”. A ja spojrzałam mu w oczy, o, tak głęboko — Gulietta zwęża oczy i rozchyla usta. „Naprawdę wszystko?” „Wszystko”. A ja: „To zjedz za mnie brokuły!”

*

A tu — podsuwa mi opasłą książkę historyczną — znajdziesz informację, że do XII wieku homoseksualiści mogli wychowywać dzieci. Zabroniono im tego dopiero w czasie krucjat, kiedy Kościół potrzebował pieniędzy. Bo jeśli ktoś umierał bezdzietnie, jego majątek łatwiej przejmował kler.

*

     — Ludzie mówią: jesteś gejem, to znaczy, że nie chcesz mieć dzieci. A ja zawsze chciałem — wzrusza ramionami Sebastian. Smaruje kolejną tartinkę, którą dziewczynka połyka w całości. — Ostatnia, kotku, będziesz grubaskiem. Mamy spory kłopot z Coco, bez ustanku je. Nie wiesz, co z tym zrobić?
     Ma trzydzieści siedem lat. Przystojny brunet, dyrektor personalny w dużej firmie.
     Paul, czterdzieści siedem lat, delikatnej urody, o kobiecych ruchach, jest lekarzem. W stanie wojennym woził dary do kościołów w Polsce. Ich miłość trwa już dwadzieścia lat.

Katarzyna Surmiak-Domańska, Beznadziejna ucieczka przed Basią.
Reportaże seksualne
, W.A.B., Warszawa 2007.

czwartek, maja 21, 2015

1341. Stare nowe życie

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Naprawdę nie wiem, gdzie zacząć stare nowe popraskie życio-pisanie. Z dylematów wyrywają mnie zobowiązania. A gdy wracam do siebie, znów nie wiem.

Czy zacząć i zostawić kilka słów o magii lotnisk? Leciałam jakimś małym czymś, więc z płyty głównej lotniska, na którą dowieziono pasażerów autobusem. Wcześniej, czekając przy ostatniej bramce, na poziomie „0” miałam okazję po raz pierwszy obserwować: tankowanie dużego samolotu, załadunek cateringu — jaka cudna ciężaróweczka z podnoszoną do góry częścią właściwą! — wachlowanie walizkami i… wisienka na torcie: wypychanie samolotu przez bardzo sprytny pojazd, co szybę przednią i tylną miał w tym samym rozmiarze, a w środku pan kierowca dysponował obrotowym fotelem — miodzio! I popłakałam się ze wzruszenia, widząc ile osób w bardzo zorganizowany sposób krząta się przy jednym samolocie, by zwykły człowiek mógł bezpiecznie odlecieć i wylądować w innym miejscu świata.

Czy wspomnieć i zostawić parę słów o łzach? Uderzyło mnie w trakcie praskiej przygody, że gdy ludzie widzą łzy natychmiast pytają. Coś się stało? Z czymś ci pomóc? O jej, kto cię skrzywdził? Łzy… dotarło do mnie, że nie notuję bez nich dnia. Mokną mi oczy za każdym razem, gdy się wzruszam, gdy przesadzę ze śmiechem, gdy coś poruszy we mnie nieznany mi kawałek, gdy czuję wdzięczność, gdy łapię kontakt ze swoimi uczuciami, ze sobą lub z tęsknotą za sobą. A w Pradze tak właśnie było.

Czy? Tak, tak, tak! O tym na pewno — książki będą musiały poczekać. No więc, upłakałam się do łez, gdy zobaczyłam poniższe zdjęcie. Są na tym świecie koty, które mruczą: poczytaj mi, Mamo! I Mama czyta o pewnej Suni, o pewnych ludziach, o pewnej historii miłości wielu…

(fot. Nika)

wtorek, maja 19, 2015

1340. Nocka dyplomanta

Student:
(przez telefon)
Gdyby nie wczorajszy seks,
dzisiejszy wypadek i moje dobre serce,
poszedłbym dziś spać.

(mija godzina)

Student:
(po wyartykułowaniu w drzwiach słów „wydymany mąż wita żonę”)
Moja żona pójdzie spać, potłuczony Cappuccino
przytuli się do swojej żony i też pójdzie spać,
a ja… będę pisał.

Jabłoń:
(bez empatii ryknęła śmiechem)

poniedziałek, maja 18, 2015

(1336+3). Bez zdziwienia

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

już tak mam. w nowych miejscach jestem wyjątkowo czuła. na zapachy, kolory, smaki i… nuty. pierwszą melodią, którą usłyszałam, będąc pierwszy raz w Pradze, była ta. dlaczego nie byłam zdziwiona… lecz bardzo mile zaskoczona.

Falling Slowly, z filmu Once.

***

everything might be a problem or a blessing. what's your choice?

(1336+2).

do not be against yourself

(1336+1). O tym jak wcale tam nie byłam

Jabłoń:
(przy dzisiejszym śniadanku)
Będąc już w Pradze, dowiedziałam się,
że wcale mnie w niej nie będzie,
jeśli nie pójdę na most Karola.

Sadownik:
No i co, byłaś?

Jabłoń:
Byłam!

Sadownik:
A selfi masz?

Jabłoń:
Nie.

Sadownik:
To nie byłaś!

1336. Bez słów o pewnym miejscu

środa, maja 13, 2015

(1334+1). Nim (suplement)

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Nim. Ostatnie podrygi.

Stan wyjściowy. Kochałabym kulinarną sztukę, gdyby człowiek łaskaw był mieć naturę węża i jadł raz na miesiąc. Daję słowo, byłoby wykwitnie, pięknie podane, świątecznie za każdym razem. Niestety, pech, człowiek musi jeść codziennie. W ogólności schemat jest następujący, trzy dni daję radę. Czwartego proszę, by zabrać mnie na miasto, bo mam dość nie tylko gotowania, ale przede wszystkim myślenia o gotowaniu.

Stan obecny. Kontrola. Dwa tygodnie jesteśmy na diecie. Diecie partnerskiej. Jedna para. Dwa różne cele. Postawiłam warunek. Wszystko mi jedno, ale nie będę gotować na dwa gary. Z jednym mam sporo trudności. Pani Dietetyczka stanęła na wysokości zadania. Dała radę i… jeśli o mnie chodzi, uczyniła cud… jestem wiecznie głodna. Czyli jest dobrze — powiedziała dziś.

Będziemy długo dietować, a potem długo z diety wychodzić. W związku z tym procederem zaczęliśmy zbierać dietetyczne anegdoty. Jedną zgubiłam w niepamięci, ale dwie pamiętam. Druga całkiem świeżutka.

Sadownik:
Co robiłaś?

Jabłoń:
(uśmiecha się rozbrajającym najedzonym uśmiechem)
Byłam w lodówce!
(pożarła prawie całe opakowanie twarogu,
nie zważając na rubryczki tabelki,
w życiu by nie wpadła, że można być tak głodną
)

*

Jabłoń:
(widelcem ruch wykonała
i fragment listka sałaty
wypadł z miseczki na stół
)

Sadownik:
Kaloria ci uciekła.

Jabłoń:
(zachwycona swoim głodem)
Już ja ją dogonię!

1334. Brzuch zabieram ze sobą

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Wrażenia. Zostawić tu. Nim wezmę walizkę, którą spakował mi Sadownik. Nim pojadę na lotnisko. Nim wsiądę w samolot i odlecę. Tak. Zostawić, koniecznie. A potem. Wziąć. Pojechać. Odlecieć. Nowe wrażenia zebrać. Nową siebie odkryć.

*

Nie ma tej książki w księgarniach. Na żebry w jedyne właściwe miejsce poszłam. Sadownik kliknął tu i tam, kilkanaście złotych, dwa dni i książka na biurku czekała na mnie.

Brzuch… długo można o nim mówić. Byłam ciekawa pisanych z głębi trzewi historii Evy Ensler. Ta książka, papier niestety, będzie stać obok Mitu urody. Brzuch. Wypnij! Nie krępuj się, już nie.

Jedzenie daje życie i więź z innymi ludźmi. [...] Prawdę powiedziawszy, z gotowania robi sztukę, w której ważny jest zarówno kolor, jak i czosnek. Czerwienie, żółcie i zielenie. Uwiódł mnie swoją obezwładniającą sałatką z bakłażana. Uwiódł mnie połykaniem piękna.
     Uwiódł radością życia.

*

Nigdy tego nie pojmę w taki sposób, jak byś chciała. Twój brzuch nie stanowi dla mnie problemu. Problem stanowisz ty. Nie ma cię ze mną. Ja pragnę związku z tobą, Eve. Nie zamierzam rywalizować z twoim brzuchem.

*

Może bycie doskonałym nie polega na pozbyciu się czegoś.
Może doskonałość ma coś wspólnego z życiem w rozgardiaszu,
Chwilą,
Z lodami,
Ze słabością,
Z upadkami,
Z wadami.
Może to, czego staram się pozbyć,
To najdoskonalsza część mnie.
Czyli:
Pasja,
Tłuszcz,
Wiek,
Krągłość
.
Może bycie doskonałym polega na tym,
Aby żyć pełnią wewnątrz wszystkiego.
Nasze ciało to nasza ojczyzna,
Jedyne miasto,
Jedyna wioska,
Jedyne,
Co kiedykolwiek poznamy.

Eve Ensler, Dobre ciało,
(przeł. Monika Walendowska),
Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2007.
(wyróżnienie własne)

poniedziałek, maja 11, 2015

1333. Inteligentny Pudelek z iesbeenem

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Pokolenie moich rodziców na jej książki czekało. Kilka osób z tego pokolenia lubię. Kilka szanuję. Kilka kocham. Gdy już zaopatrzyłam najbliższych w ostatni tom, usiadłam i sama go przeczytałam.

Statystyka wygląda tak. Szlag mnie trafił w kilku miejscach. Poza dwoma świetnymi fragmentami, przytoczonymi poniżej, cała reszta jest całkowicie jednorazowym zbiorem liter. Jak na mój marny gust.

Dlaczego lubią jej pisanie? — zapytałam. Pozyskałam odpowiedź. Lekko się czyta. Przypomina stare czasy, budzi własne wspomnienia z tamtego okresu. No dobrze, to już rozumiem. I to wszystko na ten temat. Zabieram te dwie sceny i „znikam” tę książkę z pamięci.

Myślę o nim, choć jeszcze go nie znam. Tak bym chciała pójść z nim na długi spacer po wiosennym deszczu. Rozumieć się bez słów, patrzeć sobie w oczy. Wracać do domu ponaglona świadomością jego tęsknoty. Słyszeć jego oddech obok mnie nocą. Poczuć jego głowę na moich kolanach i gładzić ją, gdy wieczorem czytam książkę na kanapie. Jestem gotowa na nową miłość… Chcę znowu mieć psa.

*

Nigdy nie będzie tak jak dawniej. Nigdy nie będzie tak jak dziś

*

     — Mamo, to w końcu wierzysz w życie pozagrobowe?
     — Wyłącznie.
     — Jak to?
     — Bo tu i teraz jest życie pozagrobowe. Kiedy chodzimy, jemy, oddychamy, wszystko to dzieje się poza grobem. Kiedy umieramy, trafiamy do grobu, więc możemy powiedzieć, że teraz cały czas żyjemy życiem pozagrobowym.

Monika Jaruzelska. Oddech,
Czarne i Czerwone, Warszawa 2015.

1332.

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

omnipotencja młodzieńcza mnie opuściła

przemijanie. dotknęło mnie w piątek, gdy Biały Kruk powiedział: w przyszłym roku jak dożyjemy. przemijanie. w sobotę trzymało mnie za gardło w swej garści. nad ranem w niedzielę miałam już pewność, że jest inaczej.

skończony mam czas. swój. skończony jest czas Orzeszka i Białego Kruka. skończony mamy czas na wszystko… ciekawe, czy choć przez chwilę będziemy przyjaciółmi? nie musimy. ale możemy.

świadomość śmiertelności pobudza apetyt, budzi odwagę.
chyba już jestem nieodwołalnie dorosła.
choć dzieckiem podszyta chcę być do końca.

(1330+1). Rozmiar szczęścia

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

30/38

*

Nie mam pojęcia, skąd w TYM Człowieku tyle wiary…

…przeżyłam czasy, gdy kupując buty wszystko sprowadzało się do wyboru jednego z dwóch modeli — tego mniej brzydkiego… przeżyję w czasach, gdy kupno dżinsów dla mnie to nie miód i orzeszki tylko wściekłość i łzy…

…nienawidzę sklepów, zakupów, nie chodzę częściej niż muszę, nigdy bez TEGO Człowieka, czyli Sadownika, żadna kobieca natura mi się nie uruchamia. W tak nakreślonych okolicznościach przyrody kur mnie opiał…

…wróciłam wczoraj wieczorem z zajęć, lekka jak piórko i przeszczęśliwa, a Sadownik oświadcza mi, że był, że pytał, że po drodze opieprzył „gupią babe w Luisie”, że nie wszystkie kobiety mają metr czterdzieści jak ona i żeby mu tu nie mówiła, że nikt takich spodni nie szyje, że on wie, że w cywilizowanych krajach spodnie mają dla kobiet nie tylko długość 40, ale nawet 42; oświadczył mi również z nieukrywaną dumą, że znalazł miejsce, gdzie mają absolutny wybryk natury, że jutro przed pracą o dziesiątej rano osobiście mnie tam za uszy dociągnie do przymierzalni…

…zaciągnął. W cywilizującym się kraju żyjemy!
     Miski z wodą dla psów na stacjach benzynowych…
     spodnie damskie w rozmiarze 30/38 sztuk raz sklep dziś miał.
     Już nie ma, bo teraz ja je mam.

niedziela, maja 10, 2015

1330. Świat się zmienia… na lepsze i już!

Wracaliśmy.
Sieć stacji paliw, na której kupujemy zawsze kawę.
Nowa stacja mile zaskoczyła nie tylko nas…

(1326+2+1). Kroki, nie tylko moje

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Ufff, wybrałam. Cytaty. TA książka. TA Autorka, której nazwisko poznałam dokładnie tydzień temu. Autorka, ona sama i jej historia nie istniały w mej świadomości osiem dni temu. To pierwsza TAKA Książka!

Natychmiast chcesz podarować ją innej kobiecie, z którą łączy cię szczególna nić. Było dla mnie niezmiernie ważne, że nie przeżywam tej książki w samotności. Czytała się również gdzie indziej. We wspólnocie Kobiet arcyważnych dla mnie. Wdzięczna jestem ogromnie, że są w moim życiu.

Kiedy zostaje u ciebie zdiagnozowany nowotwór, czas zmienia nagle bieg. Zaczyna szaleńczo pędzić przed siebie i jednocześnie stoi w miejscu. Wszystko dzieje się bardzo szybko. Siedem miesięcy. Wrażenia. Sceny. Promienie. Tomografie.

*

[…] człowiek musi dokonać wyboru między rodziną a własną godnością.

*

Może fale porwały nasz kajak, kiedy na chwilę straciliśmy czujność i nagle znaleźliśmy się na pełnym morzu. Może pozostaje nam już tylko wiosłować, płynąć z prądem, być przy sobie w trudnych chwilach i cieszyć się, jeżeli gdziekolwiek i kiedykolwiek dobijemy do brzegu. Może nie mogę dać ci nic więcej — nic z wyjątkiem tej pustki, którą gotowa jestem się dzielić.

*

Najwyraźniej istnieje coś, co przeraża mnie jeszcze bardziej niż nowotwór. To myśl, że musiałabym się zatrzymać. [...]
     — To będzie dla pani przełom. Nauczy się pani współczuć samej sobie. Nauczy się pani, jak być pacjentką. — Kiedy tego słucham, mam ochotę owinąć kroplówkę wokół jego szyi i mocno pociągnąć.

*

Wychowałam się w Ameryce — kraju, w którym wartość mają tylko marzenia, przyszłość, produkcja. Nie istnieje czas teraźniejszy. To, co jest teraz, nie znaczy nic — liczy się tylko to, co może zostać stworzone, zbudowane, lub wykorzystane z tego, co już jest. Oczywiście ta sama zasada dotyczyła także i mnie. Sama w sobie nie miałam wartości. Nie pracując, nie podejmując wysiłku, nie starając się niczego osiągnąć czy udowodnić — nie miałam ani prawa, ani powodu, żeby tu przebywać. Samo życie było nieistotne, jeżeli do niczego nie prowadziło. Jeżeli drzewo nie jest drewnem, domem, stołem, to jaka ma wartość?

*

Miłość nieustannie się rozrasta, więc potrzebuje miejsca, powietrza, ruchu, wolności. Zauważam, że kocham dużo mocniej, kiedy nie podejmuję żadnych zobowiązań dotyczących tego, w jaki sposób będę kochała.

*

Tak wiele w życiu zależy od sposobu obudowywania i nazywania rzeczy.

*

Zawsze szukałam miłości. Okazało się, że miłość nie wymaga poszukiwań.

*

[…] być może cała ta historia wcale nie jest moja.

*

Co by było, gdybyśmy w chorobie nie byli stadium czy statystyką, tylko pewnym procesem? A gdybyśmy postrzegali raka jako zdarzenie podobne do złamanego serca, zmiany pracy, pójścia do szkoły — i w podobny sposób uczące nas wielu rzeczy? Co by było, gdybyśmy zamiast być wykluczani i definiowani za pomocą jakiejś ostatecznej kategorii, byli traktowani jak osoba w trakcie przemiany mogącej wzbogacić jej duszę, otworzyć serce?

Eve Ensler, W trzewiach świata. Wspomnienia,
(przeł. Maria Zawadzka),
Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2015.
(wyróżnienie własne)

środa, maja 06, 2015

(1326+2). Krok (III)

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Galliano. Bach. Siedzę. A teraz finalnie to.

O tej Autorce nie miałam pojęcia do niedzieli, ale w poniedziałek miałam tę książkę już na kundlu, a we wtorek po południu byłam po ostatniej literce.

Wszystkie akapity, rozdziały wciąż we mnie pracują. Życie, Miłość, każdy Oddech, cudem to wszystko jest — trzyma mnie w swych ramionach wrażenie poksiążkowe i pozostawia bez słów w paraliżu niemocy, by wybrać, póki co, więcej niż jeden akapit.

Jestem typem osoby, która zawsze wierzy, że znajdzie wyjście i wydostane się z tarapatów. Wszyscy robimy to, co musimy, żeby przetrwać. Cynizm. Optymizm. Obie te ścieżki wymagają ogromnej pracy.
     Musisz się okopać, żeby nie zacząć wierzyć.
     Musisz rozbudzić w sobie sarkazm.
     Gorzko wykpić i przyjmować podejrzliwie tych, którzy mają wiarę.
     Nie chodzi o to, że nie widzę otaczającego mnie świata. Nie odrzucam rzeczywistości. Nie, naprawdę ją widzę. Ale wkładam wiele pracy w to, żeby stała się inna.

Eve Ensler, W trzewiach świata. Wspomnienia,
(przeł. Maria Zawadzka), Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2015.

(1326+1). Krok (II)

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Galliano. Bach. Siedzę. Może teraz tu?

Ada gustuje, smakuje... muzykę, filmy, życie. A ponieważ zagustowałam w Jej guście, w poniedziałek przed snem z Sadownikiem filmowaliśmy. Przy tym filmie można odwodnić się od płaczu — jest doskonały! Osobiście do łez ze wzruszenia doprowadził mnie już sam zwiastun. Film łzawił mnie od pierwszej do ostatniej klatki. Dotknął, oj mocno dotknął.

Ostatnia miłość Pana Morgana, 2013.

Sadownik jest szczeliną w moim świecie!

1326. Krok (I)

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Gdzie zacząć? Galliano. Bach. Usiąść. Trzy dni poruszenia, smakowania życia. Jak zamknąć w słowach? Jak zatrzymać, zachować od zapomnienia stan ożywienia, w który wprawia tak cudownie życie?

*

Gdzie zacząć? Może tu.

Jakiś czas temu Sadownik czytał ostatnią powieść Harnego. Na kanapie z Heniutką. Zaczyna czytać na głos fragment, przy którym kilka dni wcześniej i ja się uśmiałam:

Zaprowadziła go na pięterko. Kończyła zmieniać pościel, kiedy uznał, że nadeszła właściwa pora. Objął ją od tyłu. Wywinęła się.
     — Nie, znów źle mnie zrozumiałeś,
mon ami. Ja będę spała z Aminą. Zresztą jak zwykle. Jak każdej nocy.
Dopiero teraz poczuł, że chyba rzeczywiście wypił za dużo.
     — Słucham? Więc czyje są te dzieci?
     — Nasze.
     — Jak to: wasze?
     — No nasze. I nie patrz tak. Nie zawsze byłyśmy, jak to niektórzy mówią, takie. Tylko że faceci są do niczego. W Afryce przede wszystkim, ale i w Europie nie lepsi. Doskonale można sobie poradzić bez nich. Potrzebni są tylko do robienia dzieci. A dzieci, jak widzisz, już mamy.

Marek Harny, Dwie kochanki,
Prószyński i S-ka, Warszawa 2014.

Uśmialiśmy się wtedy oboje. Bardzo serdecznie. Cieplutko wspominając Dwie Kobiety — uwielbiane przez nas — które mogłyby się pod tymi słowami podpisać obiema rękoma, i stopami chyba też.

Przypomniało mi się, że któregoś razu, gdy od Nich wracaliśmy do Przytuliska, zapytałam Sadownika w ramach pewnej zabawy wyobrażeniowej: czy gdyby miał być z jedną z Tych Kobiet, to z którą? Sadownik udzielił odpowiedzi. Nie zdziwił mnie zbyt mocno, bo ja, inaczej niż On, byłabym... z Drugą.

To wszystko stanęło mi przed oczami wczoraj, gdy przeczytałam esemesa Pierwszej:

ja jestem jednak apodyktyczna i nieżyczliwa...

Pomyślałam: nooo, to tak jak ja. Druga i Sadownik tacy nie są. I już. Ciekawe, co Druga i Sadownik odpowiednio w Pierwszej i Jabłoni kochają, bo przecież nie apodyktyczność i nieżyczliwość? Jedno jest pewne, cudownie mieć świadomość, że wokół są ludzie, którzy kochają.

niedziela, maja 03, 2015

1325. stając się (bardzo powolutku)

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

tak. śmak. owak. oczywiście! nie może być inaczej!
rach! ciach! bach! reagujemy. szybko. i zawsze.

a przecież smilodon nie goni. głód nie każe widzieć wszędzie mamuta. człowiek z dzidą na nas nie czyha u zbiegu ulic. jak się dobrze zastanowić. zdecydowana większość trudnych sytuacji dnia codziennego nie jest sytuacją zagrożenia życia. dlaczego tak ważne, by na nasze wyszło? po naszemu było? bez racji człowieka współczesnego niebyt pochłania niczym czarna dziura? czy co?

r a c j a  — pewien konstrukt myślowo-uczuciowy od rana nie daje mi spokoju — no więc, racja zabiera nawet najmniejszą szansę na rozwój.  r a c j a  czyni ślepym i głuchym na okazję, która próbuje dobić się do nas pod przebraniem w trudności mniejsze i większe.

*

zabij, uciekaj lub zastygnij w bezruchu — a kto nie ma preferowanej przez siebie automatycznej reakcji na trudności, niech pierwszy rzuci kamieniem.

*

rozebrawszy wszystko na czynniki pierwsze. przejrzawszy się w bagażu osobistego doświadczenia. postanowiłam zrezygnować z automatycznego reakcyjnego pilota.

a swoją drogą to bardzo ciekawe: zabijasz, uciekasz, czy zastygasz? ja zabijałam. byłam w tym dobra. nie znaczy, że zawsze skuteczna.

(źródło)

sobota, maja 02, 2015

1324.

W czwartek weszłam do Ośrodka. I?
Zaniemówiłam. I?
Fotkę szybciutko strzeliłam. I?
Dziś poprawiłam. I?
Jest. Tu.
Zachowana.

Amen.

1323. Bo masz szczęśliwy los

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Historia przyrośnięta do tej książki zaczyna się tak: dopóki brak jej w wersji elektronicznej czekamy, ale...

We wtorek wyszłam do pracy na chwilę przed dziewiątą z perspektywą kilku przerw w ciągu dnia i powrotem około dwudziestej drugiej. Heniutka w związku z szalonym rozkładem moich robótek, pojechała z Sadownikiem do Jego pracy. Wszyscy zadbani więc byliśmy. Weszłam do tramwaju, drzwi się zamknęły i zong. Myśl złapała mnie, że kundel na stole został. Trzy przerwy w ciągu dnia bez czytania, kto to słyszał!

W pierwszej przerwie do Wrzenia Świata popędziłam. Nie szkodzi, że w elektronicznej wersji jeszcze nie ma. Chwilowo i papier zachwyci — pomyślałam. — Uratowani! Nabyłam. Szczęście, choć bezcenne, czasem kosztuje trzydzieści cztery złote.

Akurat na jeden dzionek starczyło. Nie starczyło już siły, by wspomnieć o tej książce. Do dziś. Odparować musiałam. To książka, która świetnie nadaje się jako uzupełnienie Święta Pracy i magii słów: jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz czy kowalem swego losu bądź. Pamiętam te czasy, lata dziewięćdziesiąte. Niestety, rzeczywistość wtedy w niektórych miejscach Polski silniejsza była od magii. Nie wiedzieć czemu, dużo więcej szczęścia miałam. Tak, to prawda, że dużo pracy włożyłam, by być tu gdzie jestem, ale ta prawda nie odpowiada na pytanie, dlaczego wygrałam szczęśliwy los. Nie jestem pewna, czy wielką przesadą będzie napisanie, że Ty też taki los masz, skoro czytasz te słowa...

Była też wartość dodana zapomnienia kundla — informacja, że na początku maja zostaną wznowione reportaże Hanny Krall, które czytałam dawno, dawno temu i żałowałam, że nie mam ich na wyciągnięcie ręki, lecz z biblioteki. Cóż, jest kilka reportaży, na które czekam w maju...

„Po komunie” w Sztynordzie żyje się, bo „żywy przecież w ziemię nie wlizie” — jak mówi Henryka Dziczek.
     „Po komunie” dotarło do ludzi, że nie mają nic własnego. Oprócz mebli i myśli. — A czasem nawet myśli wydają się obce — mówi Ewa P., która zerwała kontakty z ludźmi, bo ileż można opowiadać o biedzie?

*

Mąż Marianny, Jerzy, w listopadzie wziął ostatni zasiłek. Zdrowy, w sile wieku, rozmyśla: — A gdyby tak dać się samochodowi potrącić? Leciutko, Niemcowi na przykład. Od razu byłoby jakieś odszkodowanko, może nawet renta.

*

     — Warszawa nie jest żadnym dla nich rarytasem — przerywa milczenie. — To konieczność. Tu nie mają szans na pracę.

*

Marian ociera łzy: — Czy żałuję? Od zabierania życia jest Bóg. Ale teraz czuję się jak w niebie, bo wiem, że on już nie przyjdzie. Mogę być nawet w więzieniu, tu lepiej niż z nim w domu. Tylko w nocy zimno.

*

Maciek ma ogoloną głowę, nosi białą koszulę, czarne szelki i szeroki pas. Lekko podwija dżinsy, żeby było widać glany (ciężkie buty) z białymi sznurówkami. [...]
Słowo „nacjonalizm” w takim wydaniu to znak frustracji i przerażenia. — To taka pokraczna postać: słabość, a nie siła, lęk przed wolnością, lęk przed podjęciem osobistej odpowiedzialności za siebie, za bliskich i tym podobne — dodaje Anna Wyka [socjolog z IFiS PAN].

Irena Morawska, Było piekło, teraz będzie niebo,
Wydawnictwo Dowody na Istnienie, Warszawa 2015.

1322. Poświątecznik majowy

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

plan. na ostatni guzik dopięty.
harmonogram. często napięty.
bo człowiek składa się głównie z wody i pracy.

plan. wziął w łeb. pięknie to zrobił. elegancko wręcz. w jego samowolce odkryłam sens głęboki, spotykając to, co stało się potem. bo człowiek składa się głównie nie tylko z wody i pracy, ale przede wszystkim z uczuć. nic nowego — wszyscy o tym wiemy — ale nie o „wiedzenie” chodzi, lecz o „czucie”.

harmonogram. nie jeden napięty do granic możliwości. do wczoraj miałam. przyjrzałam się im. korektę wprowadziłam dużą. do każdego z nich. bo składam się przede wszystkim z uczuć i wody. każdy plan ma uwzględniać naturę mą. i już.