sobota, maja 02, 2015

1323. Bo masz szczęśliwy los

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Historia przyrośnięta do tej książki zaczyna się tak: dopóki brak jej w wersji elektronicznej czekamy, ale...

We wtorek wyszłam do pracy na chwilę przed dziewiątą z perspektywą kilku przerw w ciągu dnia i powrotem około dwudziestej drugiej. Heniutka w związku z szalonym rozkładem moich robótek, pojechała z Sadownikiem do Jego pracy. Wszyscy zadbani więc byliśmy. Weszłam do tramwaju, drzwi się zamknęły i zong. Myśl złapała mnie, że kundel na stole został. Trzy przerwy w ciągu dnia bez czytania, kto to słyszał!

W pierwszej przerwie do Wrzenia Świata popędziłam. Nie szkodzi, że w elektronicznej wersji jeszcze nie ma. Chwilowo i papier zachwyci — pomyślałam. — Uratowani! Nabyłam. Szczęście, choć bezcenne, czasem kosztuje trzydzieści cztery złote.

Akurat na jeden dzionek starczyło. Nie starczyło już siły, by wspomnieć o tej książce. Do dziś. Odparować musiałam. To książka, która świetnie nadaje się jako uzupełnienie Święta Pracy i magii słów: jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz czy kowalem swego losu bądź. Pamiętam te czasy, lata dziewięćdziesiąte. Niestety, rzeczywistość wtedy w niektórych miejscach Polski silniejsza była od magii. Nie wiedzieć czemu, dużo więcej szczęścia miałam. Tak, to prawda, że dużo pracy włożyłam, by być tu gdzie jestem, ale ta prawda nie odpowiada na pytanie, dlaczego wygrałam szczęśliwy los. Nie jestem pewna, czy wielką przesadą będzie napisanie, że Ty też taki los masz, skoro czytasz te słowa...

Była też wartość dodana zapomnienia kundla — informacja, że na początku maja zostaną wznowione reportaże Hanny Krall, które czytałam dawno, dawno temu i żałowałam, że nie mam ich na wyciągnięcie ręki, lecz z biblioteki. Cóż, jest kilka reportaży, na które czekam w maju...

„Po komunie” w Sztynordzie żyje się, bo „żywy przecież w ziemię nie wlizie” — jak mówi Henryka Dziczek.
     „Po komunie” dotarło do ludzi, że nie mają nic własnego. Oprócz mebli i myśli. — A czasem nawet myśli wydają się obce — mówi Ewa P., która zerwała kontakty z ludźmi, bo ileż można opowiadać o biedzie?

*

Mąż Marianny, Jerzy, w listopadzie wziął ostatni zasiłek. Zdrowy, w sile wieku, rozmyśla: — A gdyby tak dać się samochodowi potrącić? Leciutko, Niemcowi na przykład. Od razu byłoby jakieś odszkodowanko, może nawet renta.

*

     — Warszawa nie jest żadnym dla nich rarytasem — przerywa milczenie. — To konieczność. Tu nie mają szans na pracę.

*

Marian ociera łzy: — Czy żałuję? Od zabierania życia jest Bóg. Ale teraz czuję się jak w niebie, bo wiem, że on już nie przyjdzie. Mogę być nawet w więzieniu, tu lepiej niż z nim w domu. Tylko w nocy zimno.

*

Maciek ma ogoloną głowę, nosi białą koszulę, czarne szelki i szeroki pas. Lekko podwija dżinsy, żeby było widać glany (ciężkie buty) z białymi sznurówkami. [...]
Słowo „nacjonalizm” w takim wydaniu to znak frustracji i przerażenia. — To taka pokraczna postać: słabość, a nie siła, lęk przed wolnością, lęk przed podjęciem osobistej odpowiedzialności za siebie, za bliskich i tym podobne — dodaje Anna Wyka [socjolog z IFiS PAN].

Irena Morawska, Było piekło, teraz będzie niebo,
Wydawnictwo Dowody na Istnienie, Warszawa 2015.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz