poniedziałek, listopada 27, 2023

5275. W warzywniaku

Wczoraj przypomniałam sobie, dlaczego nie lubię pisania Żulczyka — mało jarskie, zbyt dużo mięsa. Po trzech nieudanych próbach, by nadarzyła się chwila, gdy Sadow­nik, ja i wciśnięty przycisk play, postanowiłam przeczytać powieść, nim ruszymy serial.

*

Jabłoń:
(dziś, zaskoczona tym, że dała radę zrobić całkiem sama
trzy powtórzenia tego, co było niemożliwe,
w zadziwieniu, zachwycie, niemiłosiernym bólu mięśni i na literackim kacu
po spożyciu dwóch rozdziałów, precyzyjnie pojechała Żulczykiem
)
O, kurwa!

Pati:
(upewniła się, czy Drzewko
odnotowało sukces
)
Widziałaś TO?

🍆

[…]  tego prze­kleń­stwa, to prze­pra­szam, ale uży­wam go, jak to się mówi, na pra­wie cytatu.

🥃

Mówi się, że przez alko­hol traci się kon­trolę – ale ja jej ni­gdy nie mia­łem. Przez wstyd, przez złość, przez nie­chęć. Przez uczu­cia.
     Mam pięć­dzie­siąt lat, ale pamię­tam z tego mniej niż połowę.

🥃

Obok zdro­wej dys­cy­pliny bądź dla sie­bie łagodny.

🥃

Zawsze będziesz alko­ho­li­kiem, mówią. Zawsze będę alko­ho­li­kiem, powta­rzasz po nich. Ale tak naprawdę to oby nie. Obym był nim tylko do śmierci.

🥃

     – O kurwa, no to pięk­nie – komen­tuje.
     – Język – powta­rza Jarek.

🥃

Pod­czas rundki nie można nikogo oce­niać sło­wami, mówić, że zro­bił źle, dobrze, głu­pio, mądrze, więc wszy­scy nad­ra­biają wzro­kiem.

🥃

     – Nie płacz. – Kurwa, i jesz­cze zaczą­łem pła­kać, no już trudno być gor­szym, niż jestem teraz. Mniej niż zero. Na tytuł zera trzeba sobie zapra­co­wać, jak Zio­bro.

Jakub Żulczyk, Informacja zwrotna,
Świat Książki, Warszawa 2021.

niedziela, listopada 26, 2023

5274. Z oazy (CCXII)

Nie­dzielne odliczanie literek, cztery. Z miliona powodów nie nadaję się do czytania poradników dla korposzczurów. Przyglądam się światu z drugiej połowy drugiej po­ło­wy swojego życia (to nie powtórzenie czy edytorski błąd, to moc ułamków). Są rze­czy, na które już się nie nabieram, choć wciąż spotykam ludzi, którzy upierają się przy swoim modelu zwiększania efektywności, w celu poprawy ludzkiego dobro­sta­nu. Dla mnie to nie wyścig szczurów, lecz zwykły kołowrotek dla cho­mi­ków lub lę­ko­we go­nie­nie wła­sne­go ogona. Jestem z siebie w tej materii bardzo dumna, bo nau­czy­łam się i nie pokazuję już ludziom prętów tych zabawek, jeśli mnie o to nie poproszą.

Gdy zobaczyłam podczytnik tej książki, wiedziałam, że to lektura dla mnie. Książka, w której szajba omnipotencji pojawia się tylko na peryferiach widzenia. Odpoczęłam przy tej opowieści. Czy dlatego, że dzielę z bohaterką pewne doświadczenia? Pewnie tak.

Gdyby w podczytniku napisano, ile razy w książce pojawi się złamanie główki kości udowej, nie zdecydowałabym się na te literki. Nie napisali. Nie liczyłam podczas czytania wszystkich złamań. Przy okazji pojawiania się każdego z nich szybciutko prześlizgiwałam się do następnego całego zdania lub akapitu.

Moje życie jest wyludnione. Zostało mi troje żywych ludzi. […]  W moim otoczeniu nie ma nic, co wcielałoby mnie w szeregi jakiejkolwiek wspólnoty. Sąsiedzi, ludzie w sklepach i innych przybytkach, których jestem klientką, widzą tylko starą kobietę.

🖇

Wczoraj przy zmywaniu stłukło się kilka szklanek. Ktoś powinien był zawołać „Merde!”, ale zapadła zupełna cisza. Dokładnie tak wygląda starość.

🖇

     – Tęsknię za bystrym umysłem – mówię. – Niedługo nie będę już mogła niczego sobie przypomnieć.
     – Może to będzie ulga – rzuca Colin, zupełnie jakby to miał być żart.
     Śmieję się uprzejmie razem z nim. Ale on się zaraz reflektuje.
     – Wiesz, co może pomóc? – pyta.
     – Nie.
     – Kanasta.
     Colin woła jednego z kelnerów, który zaraz przynosi nam kawę, miękkie ciasteczka i dwie talie kart na srebrnej tacy.

🖇

     – Bonjour – mówię. – Ça va?

🖇

Powinnam była zapytać o to Colina, gdy jeszcze istniał. Czy on w ogóle wy­o­bra­żał sobie chwilę, w której wszyscy będą musieli pogodzić się z myślą o nieuniknionym końcu człowieka na naszym globie?
     Z myślą, że wszyscy, których kochamy, znikną i nie będzie to miało żad­nego sensu.
     Że zniknie wszystko, co uwielbiamy: stada flamingów, zapach bzów, mia­sta, trawa, na której stoję. Drzewa, lato, współpraca. Pola, konie, wino i wszystkie słone łzy.
     […] 
     Colin musiał popełnić błąd, myśląc o przyszłości, podobnie jak wszyscy in­ni, którzy patrzą przed siebie z przesadnym optymizmem, ale ludzie nigdy przecież nie byli za bardzo racjonalni, zaś naszym najbardziej błęd­nym za­ło­żeniem jest przekonanie, że jako gatunek w ogóle mamy przed sobą jakąś przyszłość. Bo przecież wydaje się to coraz mniej prawdopodobne.

🖇

[…]  wyspy na Oceanie Spokojnym wkrótce znajdą się pod wodą, ich miesz­kań­cy zdążyli już uciec. Reaguję wzruszeniem ramion, jak na wszystkie in­ne katastrofy, które muszę codziennie oglądać.
     Dochodzi do nich w jakimś miejscu na świecie.
     Daleko ode mnie.
     Aby zupełnie nie zwariować z bezsilności, wytwarzamy sobie filtr ochron­ny, który umieszczamy między sobą a beznadzieją świata. W ten sposób dochodzi do stopniowego znieczulenia.
     Bo chyba sytuacja na świecie nie wygląda aż tak źle?
     A właśnie że tak.
     Bieguny się topią.
     Poziom mórz rośnie.
     Lasy są wycinane.
     Drzewo za drzewem.
     I tak dalej.
     Tylko dlaczego poświęcać więcej uwagi garstce ludzi i ich głupawym działaniom niż prastarym wyspom, które za chwilę znikną pod powierz­chnią oceanu?
     No cóż, w sumie to wszystko jedno.
     Najprawdopodobniej i tak jest już za późno.

🖇

Każda porażka ma przykrą tendencję do pociągania za sobą kolejnej.

🖇

Zanim odpowiem, Javiér wysyła mi kolejną wiadomość, w której prze­pra­sza za słaby żart. Umiejętność autorefleksji u mężczyzn zawsze jest dla mnie miłą niespodzianką. Wzbiera we mnie nieśmiała radość. Oto jak niewiele potrzeba.

🖇

To nie do końca prawda, że byłem w podróży, pisze Javiér. Ale z pewnością już się tego domyśliłaś. Naprawdę przepraszam, że nie byłem z Tobą w peł­ni szcze­ry, po prostu nie miałem pewności, czy przeżyję, i nie chciałem Cię rozczarować. Rzecz wygląda tak, że na początku roku byłem na tyle głupi, by znów wsiąść na rower elektryczny. Po przejechaniu kilku przecznic i jed­nym niezdarnym manewrze leżałem już na asfalcie ze złamaną szyjką kości udowej oraz obojczykiem.

🖇

Ma zręczne dłonie o długich, eleganckich palcach. Co prawda trochę drżą, ale moim zdaniem są wspaniałe z tej prostej przyczyny, że nadal działają. A może raczej dlatego, że się nie poddają, nawet wobec swojej oczywistej słabości.
     […] 
     Jego entuzjazm cieszy mnie i jednocześnie boli, bo przy każdej jego hi­sto­rii zadaję sobie pytanie, gdzie wtedy byłam i jak wyglądałoby moje życie, gdybym spotkała Javiéra wcześniej. Większość czasu spędziłam bez miłości. Próbuję nie myśleć o tym wszystkim, z czego nigdy nic nie wyszło.

🖇

W sumie to oddycham z ulgą na myśl, że nie powołałam na ten świat żad­nych dzieci, które musiałyby umrzeć.
     Bo tego bym chyba nie zniosła.

🖇

Może tęskniłam do czegoś w dzieciństwie, odnalazłam to u niego i dlatego go pokochałam.
     O Boże.
     O Boże!
     O BOŻE!

🖇

Po zakończonej rozmowie długo jeszcze zastanawiałam się, czy on może źle odczytał, kim jestem, albo czy to może ja zakochałam się w mężczyźnie, którego w ogóle nie umiem zrozumieć.

🖇

     – Coś się stało? – pyta.
     – Tak – odpowiadam.
     – Co takiego?
     – Wkrótce wydarzy się coś strasznego, a ja nie mogę nic z tym zrobić. Jestem tego zupełnie pewna.
     – No i dobrze. Skoro nic nie możesz zrobić, to po co się denerwować?

🖇

Nie mogę się skarżyć.
     A właśnie że tak.
     Ale jednak nie.

🖇

Zdarzyło mi się płakać ze współczucia dla dziewczynki, którą kiedyś byłam. Nikomu o tym nigdy nie powiedziałam.

🖇

     – Czego one ode mnie chcą? – rzuciłam.
     – Są przecież twoją rodziną – odparł Javiér. – Rodzina to rzecz bezwarunkowa.
     – Nie zgodziłabym się z tym.
     – Może i tak – stwierdził Javiér. – Ale spróbuj podejść do tego jak człowiek.

🖇

Przez jakieś trzydzieści pięć lat właściwie mieszkałam w szpitalu. Było to wymagające, bo takie być musiało. Mogłam sobie wybrać jakiś lżejszy, łatwiejszy los, ale bez reszty pochłonęło mnie serce.

🖇

Mężczyźni stawiają na mężczyzn.
     By osiągnąć swoje cele, musiałam pracować dwa razy tyle co oni.

🖇

Nigdy nie potrafiłam wstrzelić się w obowiązującą modę. Gdy byłam dziec­kiem, nikt nie uznawał dzieci za ważne. Kiedy studiowałam i pra­co­wa­łam, stawiano raczej na mężczyzn. A teraz, gdy dożyłam praw­dzi­wej sta­rości, na świecie liczy się najwyraźniej młodość.

🖇

„Mów »nie« częściej niż »tak«”, powtarzam sobie w duchu. „[…]  Nigdy się nie poddawaj”.

🖇

Te przygotowania popchnęły mnie do przeczytania kilku gazet. Ależ to ogłu­pia­ją­ce. Co za dureń stwierdził kiedyś, że nasze myśli są tak nie­skoń­cze­nie wolne? To przecież nigdy nie była prawda. Większość z nas pozostaje więźniami swoich czasów, a tak jak dzisiaj to ludźmi się jeszcze nigdy nie manipulowało.

🖇

Zdarza się, że jestem zupełnie skołowana. Nie wiem, czy to przez współ­czes­ność, czy przez mój wiek. Nie rozumiem na przykład, czemu na świecie jest coraz więcej, a nie coraz mniej despotów. Ci zadufani w sobie, nadęci psy­cho­pa­ci cały czas stosują te same stare sztuczki, a ludzie dają im się oszukiwać.
     Owszem, prawda ma swoje ograniczenia, ale mimo to jestem roz­cza­ro­wa­na, widząc, że tak wielu ludzi akceptuje oczywiste kłamstwa i kusząco proste rozwiązania, by tylko unikać dyskomfortu wiążącego się z ko­niecz­no­ścią krytycznego spojrzenia na niesprawiedliwy, niejasny i groź­ny chaos, którym jest dzisiejszy świat. Nawet Europa zaczyna upadać. Przestaliśmy czytać książki. Wszystko ma swój kres.
     „Gdzie się podziali przyzwoici ludzie?”, mamroczę sama do siebie.

🖇

Okazuje się, że ludzkość ma coraz wyższy iloraz inteligencji. Trudno w to uwierzyć, bo przecież otacza nas tyle głupoty.
     […]  Tych zapatrzonych w siebie bufonów powinno się uci­szyć raz na zawsze, jak w dawnych czasach, ale media co rusz pozwalają im publicznie opowiadać kompletne bzdury. To zu­pełny brak odpowiedzialności.

🖇

Personel pielęgniarski pozuje na ludzi dorosłych. Obojętnych i efektywnych. […] 
     […]  Gdzie się podziało to wszystko – śmiech, łzy, krzyk?

🖇

Żadnych więcej pocałunków. Żadnych kłótni. Żadnych słów. Żadnych zmian aury na łagodniejszą. Ani łez. Żadnych ataków, uginających się kolan ani spojrzeń trzepoczących niczym skrzydła motyla przed pierwszym lotem. Żadnych dłoni na skórze. Ani nóg splatających się pod kołdrą na zgodę po zgaszeniu światła. Tylko mały wróbel, promyk nadziei, który podrywa się nagle i odlatuje spłoszony.

🖇

Moi byli koledzy coraz częściej wdzierają się w moje sny z tym swoim nie­znośnym męskim poczuciem wyższości.
     Gdy się w końcu budzę, jestem wyczerpana ze strachu. Stosunkowo szybko udaje mi się też ustalić, że przebywam sama, tak jak od dłuższego czasu.

🖇

Czas jednocześnie
okrada nas ze świata
i nas nim obdarza.
Simone de Beauvoir
(1908–1986)

🖇

Kiedyś zmęczenie mijało, gdy trochę sobie odpoczęłam, ale stopniowo, nie­mal niezauważalnie, zaczęło mi towarzyszyć bez przerwy, odpoczywam ca­ły czas i jestem z grubsza nieustannie zmęczona.

🖇

Fantazjowałam, że wstaję z łóżka i krzyczę do nich, że mam siłę na wszyst­ko, że jestem kimś, kogo spokojnie można zabrać ze sobą na jaką­kol­wiek wojnę.
     […]   wzbierał we mnie wielki bunt przeciwko wszystkiemu, co jej zda­niem powinnam robić, by wrócić do normalnego życia. Raz pró­bo­wa­łam nawet przemówić jej do rozumu: „Jeśli chcesz pomóc innemu człowiekowi, musisz wyjść mu naprzeciw i spotkać się z nim w miejscu, w którym po­trzeb­na jest pomoc”. Ona nic z tego nie rozumiała. Zaproponowałam, by spytała mnie, w czym potrzebuję pomocy.

🖇

[…]  wnioskiem wyciąganym z większości kryzysów życiowych bywa: to wcale nie takie ważne!

🖇

     – Na pewno będzie lepiej – mówię sobie i słyszę, że w tym zdaniu nie ma krztyny prawdy. Nie jest mnie już w stanie do czegokolwiek przekonać. To niepojęte, że nie zrozumiałam tego wcześniej, ale może i tak będzie najlepiej. Bo przecież nie wszystko się może zdarzyć.
     – Uspokój się, Birgitte – mówię sobie.

🖇

Gdybym się przejmowała, co myślą o mnie inni,
nie poradziłabym sobie w życiu.

Kjersti Anfinnsen, Chwile wieczności, przeł. Karolina Drozdowska,
Wydawnictwo ArtRage, Warszawa 2023.
(wyróżnienie własne)

Chcę obejmować innych i być obejmowana.
     Chcę.
     Ale nie potrwa to już długo.

🖇

Każdego dnia, drobne wysiłki,
ale podobno warto.

(tamże)

5273. Z oazy (CCXI)

Nie­dzielne odliczanie literek, trzy. Chciałam wrócić z czytaniem do Europy. Chcia­łam przeczytać coś, co najprawdopodobniej podobałoby się Białemu Krukowi. Wybór był szybszy niż błyskawiczny. Czytanie porywające, jakby moją naturą było czytanie powieści.

Męskie pisanie. Mocne. Szybkie. Żadnych półśrodków. Zderzenie żywiołów z ży­ciem. Z męskim życiem, gdzie obecność miękkiego i delikatnego trzeba umieć wy­patrzeć. Tak, był moment, gdy czytając wstrzymałam oddech. I pędziłam na łeb, na szyję, by dowiedzieć się jak skończy się ta historia.

W lutym 1959 roku kilka islandzkich trawlerów znalazło się w centrum na­wał­nicy na łowiskach u wybrzeży Nowej Fundlandii. Tamte wydarzenia są zapalnikiem niniejszej opowieści, ale narracja i postaci podlegają wy­łącz­nie prawidłom literackim.

🖇

Dobrze jest widzieć efekty każdej pracy, a tu były one od razu widoczne, co dodawało ludziom animuszu, bo po kilku uderzeniach reling całkowicie scho­wany pod lodowym betonem zaczął się znów ukazywać. […]  Nic samo z siebie nie odpadało ani się nie kruszyło pomimo walenia, lód trwał nie­wzru­szo­ny, zimny i milczący, jak pu­stynie polarne.

🖇

Marynarze widzieli wielki klucz mew trójpalczastych wy­ko­nu­ją­cych swój codzienny poranny lot na północny wschód od łowisk – to dlatego islandzcy rybacy nadali temu miejscu nazwę Ritubanki, Bank Mew.

🖇

W drodze na statek znów jednak przypomniał sobie o swoim po­sta­no­wie­niu, by zapić się na śmierć, i dlatego był tak wściekły, kiedy koledzy ciągnęli go czy wnosili na pokład – to mu spieprzyło wszystkie plany.

🖇

Ci ludzie, niektórzy jeszcze kilka dni temu pijani w sztok, nieprzytomni, z czerwonymi, przepitymi oczami, o twarzach z popękanymi naczynkami, wiedzieli dokładnie, ile oczek potrzeba tutaj, ile tam musi być węzłów, a gdzie po prostu wystarczy związać przerwaną nić.

🖇

Później podczas rejsu Lárus miał go jeszcze zapytać, dlaczego nie rzuci tej niewolniczej pracy na morzu. Wtedy stary odpowiedział: „Niczego innego nie umiem”.

🖇

Wszystko jęczało i śpiewało, a załoga na pokładzie, poza chwilowym ocze­ki­wa­niem, nie miała nic do roboty przez co najmniej kilka minut i wtedy ma­ry­na­rze – prawdziwe wilki morskie – wkładali dłoń pod sztormiak, się­ga­li do kieszeni na piersi, w której spoczywała paczka cameli, wytrząsali jed­ne­go białego i wkładali w usta, po czym zapalali, kryjąc płomień zapałki w dło­niach, i wydmuchiwali dym, a papierosa obracali do wnętrza dłoni, chroniąc w ten sposób żar; to uchodziło za szczególnie trudną sztukę i je­dy­nie najbardziej doświadczeni byli w stanie robić takie triki, podczas gdy fale rozbijały się o dziób, a woda strumieniami zalewała pokład, nie mó­wiąc już o momentach, gdy wyciągano sieci trałowe, a ich mokre druty wyłaniające się z morza zwijały się z wyciem i pluły mgłą unoszoną przez wiatr.

🖇

Kapitan był człowiekiem w średnim wieku, o ciemnych, lekko przy­pró­szo­nych siwizną włosach, średniego wzrostu, małomównym, odpowiadającym cicho, gdy go zagadywano, niezależnie od tego, czy informacje pochodziły od telegrafisty czy oficera, chyba że krzyczał do maszynowni albo przez okno mostka – wtedy jego głos brzmiał mocno i donośnie. […]   często kiedy przebywają na lokalnych łowiskach wokół Islandii, gdzie nagminnie stoją statek przy statku, a on huknie przez okno na mostku rozkaz, żeby zarzucić trał, trał natychmiast zarzuca dwadzieścia innych trawlerów.

🖇

Opuszczał stanowisko jedynie za potrzebą i zaraz wracał patrzyć burzy w twarz, obserwować fale wielkości gór.

🖇

[…]  marynarze powłazili na wolne koje, większość posnęła całkiem ubrana, aby być w gotowości; szczęśliwi zasnęli od razu, pozostali wsłuchiwali się w wycie wiatru i uderzenia kolegów walczących w ciemnościach z oblo­dzeniem.

🖇

Praca islandzkiego rybaka pełnomorskiego jest jak służba w wojsku pod­czas wojny.

🖇

Silnik działał, śruba się obracała, ster funkcjonował, sztorm szalał, fale smagały statek, woda zalewająca stal zamarzała. […]  Na dole w ma­szy­nowni, w ukropie i nieustannym hałasie, jakoś udawało się nie myśleć o zagrożeniach – nie żeby się o nich zapominało, to było wykluczone, ale można się było skoncentrować na maszynach, na sercu statku, i dokładać starań, aby nadal biło.

🖇

To oczywiste, że członkowie załogi się bali, choć przebywając na mrozie i sku­wając lód, starali się o tym nie myśleć. Za to kiedy wchodzili do środka, żeby odpocząć lub usiąść, strach ich dopadał. […]  Nikt nie płakał, ale jeden z chłopaków zaczął się ni z tego, ni z owego śmiać – śmiał się i śmiał, aż się zakrztusił i dostał ataku kaszlu, a gdy ten minął, chłopak znów zaczął re­cho­tać. Nie dało się tego wytrzymać, ludzie stali się jacyś bezbronni; czło­wie­ka, który płacze, można pocieszyć, albo przynajmniej namawiać, żeby wziął się w garść, ale co robić z takim, który rży ze śmiechu? Do tego nie był to śmiech zaraźliwy, nikt mu nie wtórował.

🖇

Zdawać by się mogło, że trwało to nadzwyczaj długo; siły natury całym swoim ciężarem ciągnęły młodego człowieka w drugą stronę, do morza, a trzymała go jedna dłoń.

🖇

Było oczywiste, że to zadanie trudne i niebezpieczne, ale w obecnej sytuacji wszystko, co robili, było trudne i niebezpieczne.

🖇

Załoga miała oczywiście nadzieję, że pogoda zacznie się uspokajać, prędzej czy później zawsze tak się dzieje – każdy grad kiedyś osłabnie, po­wia­da przysłowie – a tymczasem nadszedł niedzielny wieczór.

🖇

Pierwszy mechanik zamienił kilka słów z drugim i trzecim; obaj mieli przekrwione oczy i chrypkę, ale zgodzili się szybko uruchomić windy. „Najgorsze, co się może stać, to że się nic nie zadzieje”, stwierdził trzeci.

Einar Kárason, Sztormowe ptaki, przeł. Jacek Godek,
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2019.
(wyróżnienie własne)

[…]  radiotelegrafista, człowiek o dużej wiedzy. To on zajmował się biblioteczką na statku, książki leżały u nie­go w dwóch skrzyniach, czterdzieści tomów w każ­dej, wypożyczone z działu marynistycznego biblioteki miej­skiej w Reykjavíku. Skrzynie krążyły między jed­no­stka­mi floty rybackiej, zawartość zmieniano kilka razy do ro­ku, żeby marynarze nie musieli czytać wciąż tego samego.

🖇

To są sztormowe ptaki – kiedy się zbliżają, człowiek jest wśród przyjaciół.

(tamże)

5272. Z oazy (CCX)

Nie­dzielne odliczanie literek, dwa. Na stosikach: cyfrowym i papierowym bez zmian. Wciąż leżą te same, wieloletnie zaległości z serii z żurawiem. Tymczasem pochłonęłam świeżutko nabyte kolejne dwie i czeka na mnie jeszcze trzecia, nabyta dzięki czarnopiątkowej promocji.

To pierwsza z tych dwóch nabytych i natychmiast pochłoniętych. Jest przepiękna. Porusza, wyciska łzy, dotyka naszych wewnętrznych granic i skończonego, mało idealnego czasu, jaki został nam w tym życiu podarowany.

     Dla Sentarō wszystko, co robiła, było zupełną nowością.
     – Skomplikowana sprawa, prawda?
     – Przecież trzeba ugościć.
     – W sensie, że klientów?
     – Nie, fasolę.
     – Fasolę?
     – Przyjechała aż z Kanady.

🖇

Wsłuchuję się w słowa rzeczy, które nie mogą mówić – właśnie to nazywam Słuchaniem.
     […]
     Fasolkom trzeba się bacznie przyglądać. Trzeba przyjąć to, co mówią. Moż­na to zrobić, na przykład wyobrażając sobie dni, których doświadczyły, te desz­czo­we i te pogodne. Wysłuchać ich opowieści z podróży, dowiedzieć się, jaki wiał wiatr, kiedy do nas zmierzały.
     Wierzę, że wszystko na tym świecie ma swój język, który można usłyszeć.

🖇

     – Jak człowieka zdiagnozowali, to koniec. […]  Mówili, że to kara boska. Niektórzy twierdzili nawet, że chorują tylko ci, którzy zro­bi­li coś strasznego w poprzednim wcieleniu.

🖇

Przeszliśmy przez wiele rzeczy, za które bardzo bym chciała wziąć Boga, jeśli w ogóle istnieje, i solidnie mu przyłożyć.

🖇

Miał wrażenie, że czas, który do tej pory zmarnował, czepia się jego nóg.

🖇

Problem nie tkwił w tym, że nie wiedział, co robić – on nie miał pewności, co czuje.

🖇

Sentarō miał wrażenie, jakby wszelkie niewidzialne siły świata – wiatr, czas i przestrzeń – nagle skupiły się w bryłę wielkości pięści i uderzyły go prosto w pierś. Zająknął się, szukając słów.

🖇

[…]  nie chciała współczucia. Nie odeszła w smutku.

🖇

„Nie ma dla nas innego sposobu na przeżycie, musimy być jak poeci”, tak mówiła. Sama rzeczywistość sprawia, że pragnie się śmierci. Jeśli chcemy przekroczyć własne ograniczenia, trzeba żyć z myślą, że to wykonalne. Tak mi powiedziała.

🖇

Zostało jeszcze mnóstwo rzeczy, które muszą się zmienić.

🖇

Zaczniemy od nowa, na świeżo, Sentarō. W życiu czasem nadchodzi czas na zmiany. To tak jak z porami roku.

🖇

Właśnie tego szukał.
     – Soli jest akurat tyle, że wciąż czuć smak kwiatów

Durian Sukegawa, Kwiat wiśni i czerwona fasola, przeł. Dariusz Latoś,
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2018.
(wyróżnienie własne)

     – Gdzie się pani tego nauczyła?
     – Długo to robiłam, więc się nauczyłam.

🖇

Urodziliśmy się, aby oglądać świat, aby go słu­chać. On tylko tego pragnie. Skoro tak, moje życie miało sens […].

🖇

Księżyc szeptał do mnie delikatnie:
     „Chciałem, żebyś mnie zobaczyła.
     Dlatego tak świeciłem”.

🖇

[…] nie ma powodu trzymać w klatce stworzenia, któremu los dał skrzydła.

🖇

     – Postarajmy się razem, co? Pomogę, jak tylko będę mogła.

🖇

     – Wszystko trzeba robić porządnie od po­czątku do końca, inaczej zmarnujemy tylko czas, który już wło­ży­liśmy w pracę.

(tamże)

5271. Z oazy (CCIX)

Nie­dzielne odliczanie literek, raz. Czekałam ponad pół roku na publikację tej książ­ki. Potem dwa tygodnie, rozciągnięte do pięciu, bo podróż do ula wiodła przez nie­zna­ne mi czaso-przestrzenne dziury. A potem jeszcze tydzień, by opadły wrażenia i można było odcedzić piękne od wspaniałego, które muszę tu pod ręką mieć.

Chwilowo nie układa mi się dobrze ze słowami, więc… Drzewa. To one zatrzymują mnie przy każdym kolejnym kontakcie z tą opowieścią. Drzewa, drzewa i ptak!

For the animals.
Teachers, messengers and most of all, friends.

🍂

🍂

‘Spend time with those who  
bring out the best in you.’

🍂

🍂

‘Nature has no words,
but it is trying to tell you something.’

🍂

‘Kindness and gratitude are two qualities
I found difficult to learn, but they can help us in so many ways.

They cost nothing,
but their values cannot be overstated.’

🍂

‘If you knew how much kindness could change your life,
you would practise it at every opportunity. […]

🍂

🍂

🍂

‘Flowers can bloom in the most unlikely of places.’

🍂

🍂

🍂

🍂

‘The obstacle is often the path,’ thought the Cat.

🍂

‘That signpost,’ said the Cat ‘is not the destination.
It simply points to it...

Likewise, the books are not the way, although
they can help you find it. Just like the signpost,
if you send all your time studying it you will
never get where you’re going.’

🍂

The Cat paused for a moment to listen to the
sound of the rain.

James Norbury, The Cat Who Taught Zen,
Michael Joseph, London 2023.
(wyróżnienie własne)

Each moment is a unique place
in the world just for you.

Savour it now,
for you can never visit it again.

(tamże)

5270. Czekariat (LXII)


 fot. Saxifraga, fragmenty.

[…]  można myśleć o świecie, co się chce. Dzięki temu zwykły spacer po tej ścieżce może stać się wycieczką do in­nego świata.

Durian Sukegawa, Kwiat wiśni i czerwona fasola, przeł. Dariusz Latoś,
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2018.

sobota, listopada 25, 2023

5269. 329/365

medium, jakim są słowa, nie wystarcza mi piąty dzień. nie umiem uwięzić swojego doświadczenia w żadnym orzeczeniu czy równoważniku zdania. nie mam pewności, czy chodzi o mój brak kompetencji, czy może o to, że nie ma takich słów.

329/365

niedziela, listopada 19, 2023

5268. Tymczasem w warzywniaku…

Pati:
(zaordynowała sześć dni temu,
gdy Drzewko załamane było perspektywą
braku „większej” połowy tygodniowej rehabki
)
Stój dużo, rób rzeczy na stojąco
i będzie dobrze.
🙂

*

Pati:
(dziś po południu)
[…] dobrze się czuję,
a test wyszedł ujemny,
co oznacza, że jutro możemy […]

Jabłoń:
(cały tydzień trzymała kciuki
i zaciśnięte pięści na szczęście,
głęboko odetchnęła, słysząc o wspaniałej
perspektywie na kolejne dni
)
Ale ruinę będziesz odrestaurowywać :)))))

Pati:
Damy radę. 😃
Bob Budowniczy wraca
do normy.
🤣🤣🤣

Jabłoń:
A jak jeszcze raz naślesz
na mnie pień mózgu, to!!!

Pati:
Weź… Zupełnie tego nie planowałam…

🍆

*

OneRepublic, Run.

count your blessings
[…]  and run, run, run

5267. Z oazy (CCVIII)

Nie­dzielne odliczanie literek, trzy. Moja nie najłatwiejsza relacja z beletrystyką ewi­dent­nie w przy­padku tej serii zmieniła się chwilowo w relację miłosną. Odłożyłam wszystkie czytane reportaże i… Bingo! Nareszcie w pełni poczułam to, co chyba czu­ją ci, którzy czytają wyłącznie powieści. Było dużo śmiechu, odrobina zadumy i tro­chę łez. Wybranymi fragmentami, należy dodać, w żaden sposób nie spojleruję finału tej powiastki.

I pomyśleć, że do fantastycznych dialogów z diabłem doprowadził mnie kot z okład­ki. Nie udało mi się tylko nie sięgnąć po czekoladę podczas konsumpcji tej lektury.

Przyzwyczajenie to przerażająca siła.

🖇

Kiedy usłyszałem od lekarza, że niewiele mi już zostało, postanowiłem inaczej traktować upływający czas: nie myśleć, że godzina ma tylko sześćdziesiąt minut, ale że ma aż trzy tysiące sześćset sekund.

🖇

Ile będę miał okazji, by posłuchać ulubionej muzyki? By napić się kawy? Ile jeszcze posiłków, ile powitań, ile kichnięć, ile uśmiechów?

🖇

„Wielu ludzi chciałoby sprzedać duszę diabłu. Problem w tym, że on wcale nie kwapi się do kupna”.
     Akurat w moim przypadku nie miał racji. Mnie nawiedził dia­beł bardzo chętny do dobicia targu. Oczywiście nigdy bym nie przypuszczał, że takie rzeczy zdarzają się naprawdę.

🖇

     – No to co zamierzasz?
     – Słucham?
     – Chyba niewiele ci zostało.
     – No tak…
     – To co planujesz?
     – Na razie zastanawiam się nad dziesięcioma rzeczami, które chcę zro­bić przed śmiercią.
     […] 
     – Nie no, wielu ludzi wpada na taki pomysł. Wiesz: „Przed śmiercią zro­bię wszystko, o czym marzyłem!”, coś takiego. Każdy musi choć raz przez to przejść… Nie żeby było drugie podejście!
     […] 
     10. Chcę się zakochać…
     – Co to ma być?
     – No, ten…
     – W gimnazjum się zatrzymałeś czy co?! Miej trochę wstydu!

🖇

     – Co to ma być, ja się pytam?! Nie przesadzasz przypadkiem?
     Z kuchni dobiegł mój krzyk.
     To znaczy nie mój, tylko mojego sobowtóra – diabła.
     – Zwykłe przeziębienie, a ty robisz taką szopkę? Daj żyć!
     – Ale… o co chodzi?
     Oczy mnie bolały od jego jaskrawoczerwonej hawajskiej koszuli.
     – O to, że nic poważnego ci nie było, a ja musiałem cię tu taszczyć na ple­cach! To poważna harówa nawet dla diabła!
     Nalał wrzątku do mojego kubka, dodał miodu, wycisnął soku z cytryny i zamieszał, głośno stukając łyżeczką.
     – Kiepsko wyglądałeś, aż się bałem, że naprawdę kopniesz w kalendarz! – rzucił z wyrzutem, kładąc [stawiając] kubek przy poduszce.
     – Przepraszam…
     Upiłem odrobinę słodko-kwaśnej mikstury. Była pyszna.
     – Mój autorski program przedłużania życia jeszcze nigdy nie zawiódł, wiesz? Gdybym teraz nagle zawalił, dostałbym od Boga taką burę, że sobie nie wyobrażasz!
     – Będę pamiętał na przyszłość…
     – Akurat o przyszłości to bym się na twoim miejscu nie wy­po­wia­dał. Po prostu uważaj na siebie, dobrze?

🖇

Komórki w zaledwie dwadzieścia lat od powstania przejęły kontrolę nad ludzkością. Gadżet, którego równie dobrze mogłoby nie być, stał się nie­zbęd­ny i niezastąpiony. Wynajdując telefon komórkowy, człowiek wynalazł także niepokój powodowany przez brak telefonu.

🖇

Dziwna sprawa. Miałem w telefonie całe mnóstwo numerów, ale żadnego nie znałem na pamięć. Nawet tych do przyjaciół, współlokatorów, ba, do rodziców też nie. Wszystkie powierzyłem komórce. Można powiedzieć, że oddałem jej część kontroli nad relacjami, które łączyły mnie z innymi ludź­mi. Trochę przerażające, jak się nad tym zastanowić, co telefony z nami zrobiły.

🖇

Wszyscy mamy w życiu ze trzy takie momenty, gdy nagle ktoś zupełnie od­mienny charakterem przyciąga nas z siłą, której nie sposób się oprzeć (a przy­naj­mniej ja tak uważam). Albo zostajemy wtedy parą (jeśli trafi, w moim przypadku, na kobietę), albo najlepszymi przyjaciółmi.

🖇

A Fellini powiedział:
     „Rozmowa o snach jest jak rozmowa o filmach, bo kino używa języka snów”.

🖇

Film oglądany raz jeszcze po dłuższym czasie wywiera na nas zupełnie inne wrażenie. Oczywiście nie dlatego, że zaszły w nim jakieś zmiany – my się zmieniliśmy.

🖇

Wystarczy dobra historia i ktoś, z kim można o niej porozmawiać. Wtedy życie jest coś warte.

🖇

     – Powiedz, wiesz, co to miłość? […]   Hm, jako kot chyba i tak byś nie zrozumiał… Ale u ludzi jest coś takiego. Kiedy się kogoś bardzo lubi, kiedy bardzo nam na kimś zależy i chcemy być z tym kimś już zawsze.
     – To coś dobrego?
     – Cóż… Czasami jest z tym sporo zachodu, momentami bardzo prze­szka­dza, ale tak, to coś dobrego. Bardzo, bardzo dobrego.
     […]
     Miłość. To szczególne brzemię, przeszkoda i problem ludzkości, a rów­no­cześnie coś, co wspiera każdego z nas z największą mocą.

🖇

Wstał i delikatnie wskoczył mi na kolana. Ciepło jego ciałka przenikało mnie, kojąc moje serce.
     Koty to jednak nie byle co. Zwykle mają nas w nosie, ale gdy naprawdę cierpimy, trwają u naszego boku.

🖇

Spróbowałem na spokojnie przeanalizować sytuację.
     Mogłem dostać dodatkowy dzień życia za usunięcie ze świata jednej rzeczy.
     Czyli około miesiąca za trzydzieści rzeczy. Za rok – trzysta sześćdziesiąt pięć.
     Wymarzony układ. Na świecie wręcz roiło się od rzeczy nikomu nie­po­trzebnych i zwyczajnych głupot. […]
     – Zgoda. Usuwamy, tylko przedłuż mi życie.
     Przystałem na propozycję. Teraz, kiedy już podjąłem decyzję, nagle po­czułem przypływ odwagi.
     – Ha! Czyli jednak! – Aloha wydawał się dziwnie uradowany.
     – No wiesz, w zasadzie nie dałeś mi wyboru… Zresztą, mniejsza. Co by tu usunąć? Y… To na początek może… Plamy na ścianach!
     Aloha milczał.
     – Albo kurz z półek z książkami!
     Nadal nic.
     – Pleśń między płytkami w łazience!
     – Hola, hola. Wolnego. Nie jestem twoim panem sprzątającym. Zwra­casz się do samego diabła, uważaj, co mówisz!
     – Czyli nie usuniesz tych rzeczy?
     – Oczywiście, że nie! Ja dokonuję wyboru, nie ty!
     – Ale jak?
     – Jak? No… na wyczucie.
     – Serio?
     – Co by tu na początek…

🖇

     – A smaczne to? – zapytał, patrząc to na jedno, to na drugie opa­kowanie.
     – Całkiem, całkiem – odpowiedziałem.
     – Naprawdę?
     – Nigdy nie próbowałeś?
     – Nie.
     – Proszę, częstuj się.
     – Nie, dzięki, ludzkie jedzenie jakoś mi nie podchodzi. Tak ogólnie, ca­ło­ściowo.
     – Aha…
     Miałem ochotę zapytać, co w takim razie jada diabeł, ale jednak po­sta­no­wi­łem milczeć. Ciekawość najwidoczniej wygrała, bo Aloha wziął jednego grzybka, powąchał, obejrzał uważnie z każdej strony, znów powąchał, po czym bardzo ostrożnie zbliżył do ust, z całej siły zacisnął powieki i włożył czekoladkę do ust.
     Zaległo milczenie. W całym pokoju było słychać tylko odgłos chrupania.
     – I jak? – zapytałem nieśmiało, ale Aloha siedział bez słowa, nadal nie otwierając oczu.
     – Coś się stało?
     – A…
     – W porządku?
     – Aa…
     – Wezwać karetkę?
     – Aaale pyszne!
     – Słucham?!
     – Takie dobre rzeczy w ogóle istnieją? Niemożliwe! Serio chcesz to usu­nąć? Przecież aż żal!
     – To był twój pomysł.
     – No niby tak… Ale palnąłem, no jak dzik w sosnę! Nie spodziewałem się, że to takie pyszne!
     – Ale jeśli tego nie usuniemy, to umrę, prawda?
     – Cóż, nie da się ukryć.
     – No to usuwamy.
     – …na pewno? – dopytywał Aloha, rozpaczliwie marszcząc brwi.
     – Tak, na pewno – potwierdziłem z lekkim współczuciem.
     – Chwileczkę! – wrzasnął.
     – O co chodzi?
     – Mogę jeszcze jednego? – poprosił z żałosną miną. Miał łzy w oczach. Musiało mu naprawdę zasmakować.
     Po kryjomu wpakował sobie do ust kilka grzybków naraz i zjadł je bez pośpiechu, delektując się smakiem.
     – No nie, jednak… Nie mogę.
     – Że co?
     – Usunąć coś tak pysznego?! To zbrodnia!
     – Ale…
     Łatwo mu mówić. Dla mnie była to sprawa życia i śmierci.

🖇

Byłem szczęśliwy czy nie? Nie miałem pojęcia.
     Ale wiedziałem jedno: ludzie za sprawą własnego myślenia są w stanie być najszczęśliwsi, ale też najbardziej nieszczęśliwi za sprawą samego swo­je­go myślenia.

🖇

List jest jak ciepły oddech. Im ich więcej, tym mocniej nas ogrzewają. Myśli, które puściliśmy w świat, nio­są nas samych.

🖇

Diabeł roześmiał się, widząc mnie pogrążonego w zadumie.
     – Na sam koniec zdałeś sobie sprawę, jak wspaniale jest istnieć na tej zie­mi. Zrozumiałeś, kto był dla ciebie najważniejszy, i odkryłeś istnienie rze­czy, których nic nie mogłoby zastąpić. Odbyłeś podróż po świecie, w któ­rym żyłeś, i zobaczyłeś go na nowo. Pojąłeś, że choć codzienność bywa nużąca, równocześnie jest aż nazbyt piękna. Pod tym względem moja wi­zy­ta chyba miała jakiś sens.

🖇

[…]  żal jest piękny. Bo to dowód na to, że żyłem.

🖇

Jakie wspomnienia będą wymieniać nad moim ciałem?
     Wtedy to do mnie dotarło.
     Zdałem sobie sprawę, że żyłem właśnie dla tego momentu, którego nie bę­dę miał szansy doświadczyć. Co dałem tym wszystkim ludziom? Co im po sobie zostawiłem? To się liczyło.
     […]
     Między światem, w którym żyłem, a takim, w którym mnie nie było, po­win­na istnieć drobna różnica.
     Właśnie ona – ta mała, maleńka rozbieżność – stanowiła ślad, który miał pozostać po moim pobycie na ziemi.

🖇

[…]  ich wspólny czas naprawdę istniał.

Genki Kawamura, A gdyby tak ze świata
zniknęły koty
?, przeł. Dariusz Latoś,
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2021.
(wyróżnienie własne)

🖇

     – N-nie myśl, cz-czuj! – wołał Tsutaya, widząc mnie pogrążonego w niewesołych myślach.

🖇

Wziąć niezliczone słowa, które we mnie drzemały, po­wi­ta­nia i pozdrowienia, które z bólem serca po­mi­ja­łem, uczucia, których nie zdołałem przekazać.
     Wyrzucić je wszystkie z siebie i na każdą nakleić znaczek.

🖇

Okruchy mojego życia
pojawiały się i znikały.

🖇

Tyle porażek, tyle nietrafionych decyzji, tyle nie­speł­nio­nych marzeń. Tylu ludzi, których nie poznałem, smaków, których nie spróbowałem, miejsc, których nie od­wie­dzi­łem. Miałem umrzeć z całym mnóstwem takich rzeczy i spraw. Ale nie szkodzi. Teraz cieszyłem się, że jestem so­bą. Cieszyłem się, że jestem właśnie tutaj, ni­gdzie indziej.

🖇

[…]  nie ma żadnego „za wcześnie” ani „za późno”.

🖇

[…]  ich [prezentów]  prawdziwy sens nie tkwi w przed­mio­cie, ale w czasie, gdy go wybieramy, wyo­bra­ża­jąc sobie uśmiech na twarzy obdarowywanej osoby.

(tamże)

5266. Z oazy (CCVII)

Nie­dzielne odliczanie literek, dwa. Doczytałam pomysł na serię z żurawiem i w koń­cu mi się wszystko ułożyło. To nie jest seria pisarzy piszących krzaczkami, jak pier­wot­nie myślałam, gdy kilka z niej zalegało na stosiku czytelniczym.

Była pisarka, o której całe życie myślałam, że jest… Japonką — jeszcze w grudniu by­łam o tym święcie przekonana, więc nie przyszło mi do głowy sprawdzić, bo prze­cież seria z żurawiem skośne oczy ma — a tymczasem jest to Włoszka, o czym do­wie­działam się w wakacje przez przypadek, czytając njusa na włoskim portalu.

Byli Japoń­czy­cy i Japonka, więc, pomyślałam, czas na Baskijkę. Jej literki z wdzię­kiem omi­nę­ły utknięte na stosiku czytelniczym pozycje. Nie czytałam tej książki, ja ją poł­knęłam.

Czternaście iście kas­ka­der­skich opowiadań o życiu na zakręcie, za którym teren za­bu­do­wany kryzysem wieku średniego. Na życiowych motocyklach mkną kobiety. Mocne i bez cukru opowieści. Przy dwóch popłakałam się ze wzruszenia.

Życie osoby, która pisze, skrada się po jej twórczości niczym jaszczurka pośród kamieni.

🖇

Obserwowanie poruszonego męża oglądającego mecz rozplątało supeł, któ­ry nosiłam w sobie od dawna i, ostatecznie, bohater mojej powieści buntuje się i rzuca wszystko, żeby zająć się tym, co go rzeczywiście porusza, czyli malarstwem.

🖇

[…]  było mi dobrze w jego obecności, od lat się tak nie czułam, siedzimy we dwoje i patrzymy w tym samym kierunku. Przypomniało mi to czasy, kiedy jeszcze jako narzeczeni zwykliśmy chodzić do kina.
      […]
     Ten w czerwonej koszulce prowadzi piłkę prawą nogą w wielkim po­śpie­chu, pozostali biegną za nim, jakby wewnątrz piłki umykało, tocząc się, jego własne serce.

🖇📎

     – Boli? – pyta pielęgniarka, nie jestem pewna, czy mnie, czy moją godność.

🖇

Za młodu, jeszcze w latach uniwersyteckich i potem, gdy rozpoczęłam pracę w wydawnictwie, żyłam, jakbym była kobietą bez piersi, mój intelekt był po­nad te dwie jędrne gruszki i takie tam, a teraz, kiedy zaczęły obwisać, w pa­nice szukam biustonosza, który je ocali, jakby to była sprawa życia i śmierci.

🖇

Zmiana wydarza się z dnia na dzień albo to ty z dnia na dzień ją dostrzegasz.

🖇📎

Wielokrotnie wyobrażała sobie jej bibliotekę. W jaki sposób układa książki? Alfabetycznie? Gatunkami? Wydawnictwami? Tu literatura piękna, a tam reportaże?

🖇📎

Popatrz na niego tak, […]  jak się patrzy na kogoś, kogo się zna, ale nie moż­na sobie przypomnieć jego imienia, jak na czyjegoś szwagra, sąsiada-piątą-wodę-po-kisielu, kolegę z dzieciństwa. Jak na zwykłego człowieka. Popatrz na niego z uniesionymi brwiami, przyjaźnie, niczego nie oczekując. Okaż mu sympatię organizacji pozarządowej.
     […]
     Nie. Nie zamykaj oczu, żeby posmakować wspomnień, nie upajaj się nimi.
     […]
     Przekonaj się, że nie ma nic wspólnego z twoim życiem. Jest przeszłością. Ty dla niego również.

🖇

Szybko. Połóż rękę na klatce piersiowej. Na sercu. Nie pozwól, by fala ude­rze­nio­wa, która wypłynie z jego ust, je rozstrzaskała. Nie pozwól, by znów rozpadło się w proch.

🖇📎

Światło, które odsłania i odkrywa, że jestem w parku, ale też gdzieś daleko.

🖇

Okno automatycznie się uchyla, a na zewnątrz wypływa śmiech. Delikatny. Pomimo że jest korek. Nie zwraca na niego uwagi. Wykorzystuje go na roz­mo­wę. Robi to ze spokojem kogoś, kto wie, że kiedyś się stąd wy­do­sta­nie, że nie można tak utknąć na całe życie.

🖇

[…]  opowiadać o malarstwie to jedno, a zanurzyć ręce w farbie to zupełnie coś innego, pobrudzić je sobie.

🖇📎

Chciałaby kiedyś zobaczyć Landera jedzącego przynajmniej chleb pełno­ziar­ni­sty, wie jednak, że to niemożliwe. Lander na śniadanie je herbatniki i croissanty. Kroi je i smaruje masłem i marmoladą, a prze­ły­ka­jąc, czasem mówi coś w stylu, że Bóg istnieje.

🖇

     – Czuję się pusta.
     – Nie jesteś pusta, rzecz w tym, że musisz nauczyć się patrzeć do wewnątrz, nic więcej.

🖇

[…]  wszystko wokół jest energią. […]  Wszystko jest w ruchu, nie­ustan­nie się przeobraża.

🖇📎

Dla ciebie obecny dom jest jednym z wielu, ale dla twoich dzieci to Dom, pi­sa­ny wielką literą, innego nie znają. Tobie również zdarza się zapomnieć, że miałaś kiedyś inne życie, że nie zawsze uczyłaś literatury w ogólniaku, nie zawsze byłaś matką, nie zawsze spałaś z tym samym facetem, który dziś cze­ka na ciebie w domu, żeby razem zjeść…, ale, jak co roku, z południa nad­cho­dzi wiosenny wiatr, by ci przypomnieć, że kiedyś byłaś inna.

🖇

Przechodzi na twoją stronę ulicy, wyciąga rękę na powitanie i wasze dłonie zaczynają niezdarnie szukać się w powietrzu, w końcu się spotykają, ale nie prowadzone przez was, tylko same z siebie, niczym pchane siłą magnesu. Jego dłonie są rozgrzane. Twoje również. Jakby zachowały ciepło rąk złą­czo­nych w innym życiu.
     – Ty tutaj…

🖇

[…]  południowy wiatr zawsze przypomina ci o wierszu Idei Vilariño, w któ­rym pisze o tym, że możnapragnąć tak cichutko, jak pozwala na to wiatr”.

🖇📎

     – Nie gadaj głupot, znalazłam to w kieszeni twojego syna.
     – Pokaż. – Raúl bierze kulkę owiniętą w przezroczystą folię i zaczyna ją wąchać. – Zajebiste, towar z Maroka.
     – Co robimy?
     Raúl zamyśla się nad kawałkiem haszyszu.
     – A mamy bibułki?

     Pół godziny później stoją razem na balkonie i palą jointa, którego skręcili z haszyszu własnego syna.
     – Nie wierzę, że to robimy – mówi Raúlowi Marta, zanim przechwyci od niego skręta.
     – Weź, Marta, już przestań. Zaciągnij się szybko, zaraz wróci Egoitz.
     – Ale…
     – A może wolałabyś poprosić Egoitza, gdy się pojawi, żeby usiadł na ka­na­pie i powiedzieć mu tę formułkę: „Synu, musimy porozmawiać”…
     – Nie, proszę cię.
     – No to pal.
     […] 
     Nazajutrz […].
     – Co zrobiłaś ze zbitką? – pyta ją mąż, szeptem, od razu po przebudzeniu.
     – Ukryłam. Oddamy mu ją? Mogę podrzucić na podłogę w jego pokoju, żeby myślał, że mu wypadła.
     – Oddać? Nawet o tym nie myśl. Nie pamiętam już, kiedy paliłem taki dobry haszysz.

🖇📎

I uświadamiasz sobie, że po piętnastu wspólnych latach, w ostatnim czasie, owszem, byłaś dla Kepy kwiatem, ale już nie różą, nie goździkiem ani ma­kiem, który rośnie na łące i kołysze się wraz z południowym wiatrem. Skończyłaś jako pelargonia. Pelargonia, która rosła wyprostowana i kwi­tła, kie­dy było trzeba. Ale pelargonie rosną jedynie w oknach i na bal­ko­nach u babć, wdów, starszych pań i staruszek.
     […] 
     Kepa wybrał świeżość, witalność i wolność stokrotek.

🖇📎

Jej przyjaciele tacy są. Związki Ani to sprawy publiczne, coś, o czym można dyskutować podczas kolacji, tak jakby się dyskutowało o kryzysie eko­no­micz­nym albo prawie do samostanowienia narodów. Zawsze musi się mie­rzyć z podobnymi pytaniami, kiedy umawiają się na wspólne jedzenie. […]  I razem się śmieją. Pomijając fakt, że w ten sposób żartuje, wewnątrz czuje, że tak właśnie jest, że rynek oferuje wiele osób, z którymi można się prze­spać, ale trudno znaleźć kogoś, kto chciałby się zaangażować.

🖇

Chciałaby obejrzeć film, siedząc z kimś na kanapie, pod kocem…, ale to nie może być ktokolwiek.

🖇📎

     – Wszyscy tu są piękni. I szczęśliwi – mówi.
     – My też jesteśmy piękne – odpowiada Alazne, starając się, żeby brzmia­ło to naturalnie.
     – To prawda. Nie jest z nami tak źle, ale wciąż brakuje nam kilku lat, że­by było jeszcze lepiej.
     – Że niby jesteśmy jak wino? Im więcej lat, tym lepiej?
     – No, niezupełnie jak wino. Mam na myśli to, że będzie jeszcze lepiej, gdy miniemy ten wybój na drodze… Nie jest trudno się starzeć… Naj­trud­niej jest zacząć się starzeć… I właśnie w tym miejscu jesteśmy, rozu­miesz?

🖇📎

Nadchodzi taka chwila, kiedy trudno je [relacje] z siebie wyciągnąć, przy­kle­ja­ją się do organów wewnętrznych za pomocą jakiegoś dotykowego kle­ju. Połamiesz sobie paznokcie, ale ich nie odczepisz.

🖇

     – Kiedy znów będzie normalnie… – zaczęłaś do niej mówić, gdy uwal­nia­ła twój sweter. Ale nie pozwoliła ci dokończyć.
     – Kiedy znów będzie normalnie? Ale to właśnie normalność była pro­ble­mem… – orzekła.

🖇

Każdy szuka tego, czego nauczono go szukać, ale i my, i oni jesteśmy na­ucze­ni pragnąć zupełnie innych rzeczy.

🖇

Przyszłość stwarza się z tego, co jest teraz, i w życiu, i w literaturze.

🖇

     Nie wiesz, o co chodzi, ale coś, co bardzo długo po­zo­sta­wa­ło uśpio­ne w two­im wnętrzu, rozbudza się.
     Gdy zamykasz drzwi, wyczuwasz, jak zapach wiosny wpada przez okno do salonu. Bierzesz głęboki oddech.
     Edurne.
     Powiedziała, że ma na imię Edurne.

🖇📎

Tak jakby to była jakaś zachcianka, jakbym robiła coś wbrew naturze, jak­bym swoim uporem, żeby dać komuś miłość i dom, podważała porządek świa­ta. Jakby to, że nie mam u swego boku mężczyzny, miało mnie po­wstrzy­mać przed byciem matką. Tak samo jak w urzędowym okienku, skąd dochodzi beznamiętny głos: brakuje znaczka, brakuje zdjęcia… Brakuje fa­ce­ta, mówiły wszystkie spojrzenia wokół. Sprawiały, że czułam się, jakby brakowało mi jednej ręki. Jakbym była niekompletna. Jakbym była jedynie połową osoby.

🖇

[…]  matką można być na wiele sposobów.

🖇

„A ty kim jesteś?”
     Pytała mnie o to każdym spojrzeniem. Czy można wiedzieć, kim jesteś i co tu robisz?

🖇

     – Czy to prawda, że gdy widzisz dziecko zaraz po porodzie, to cały ból odpływa w zapomnienie?
     Zrobiło się cicho. Elena odpowiedziała dopiero po kilku sekundach.
     – To kłamstwo… Tak samo jak to, że jak urodzisz, to czujesz się naj­szczę­śliw­szą kobietą na świecie.
     – To nie jest prawdą?
     – Karmią nas wieloma kłamstwami, wiesz? Nikt ci nie mówi, że będziesz ryczeć, jak tylko wrócisz z niemowlęciem do domu, że będziesz miała w so­bie mniej życia niż uschnięta roślina. I że możesz nawet czuć niechęć to tej istoty, która tylko płacze i nie pozwala ci być tą samą osobą, którą byłaś wcześniej… – Elena patrzyła w sufit, ręce miała uniesione do góry i drapała się po łokciu. – Nikt ci nie mówi, że po ciężkim porodzie będziesz się czuła tak, jakby jakaś plastikowa ręka opróżniła twoje wnętrze, a robiąc to, za­bie­ra­ła również część two­jej duszy. To wielkie kłamstwo, które my same karmimy, żeby nie zniechęcać innych kobiet. I ten sekret wyrządza nam krzywdę… Codziennie widzę oczy kobiet, które opuszczają porodówkę. Wie­rzą, że ich cierpienie wreszcie się skończyło. Nie zdają sobie sprawy, że naj­większy ból dopiero nadejdzie.
     – Ale przecież nie wszystko jest kłamstwem… Musi być w tym coś szcze­gól­nego.
     – Nie wszystko jest kłamstwem. Jest też wielka prawda. Taka, że chociaż pępowina zostanie fizycznie odcięta, to i tak pozostanie, nigdy już nie znik­nie. Zawsze trzymasz sznurek, który będzie cię prowadził do twoich dzieci.

🖇

Rozerwałam się w środku, jak tylko może rozerwać się rodząca kobieta, kiedy zobaczyłam, jak moja córka układa mi się na łonie. Widząc, jak moja córka próbuje przypomnieć sobie czas, gdy była w mo­im ciele, zwinięta w moich snach, zanim zabrali nas obie na salę porodową.

Karmele Jaio, To nie ja, przeł. Maja Gańczarczyk,
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2023.
(wyróżnienie własne)

Peritas en dulce to karmelizowane gruszki, wykwintny deser, ale również hiszpańskie określenie na coś, co jest bliskie ideału, obiekt pożądania (przyp. tłum.).

(tamże)

5265. Z oazy (CCVI)

Nie­dzielne odliczanie literek, raz. Okładki tej serii niezmiennie przyciągają moją uwagę i zawsze coś obiecują. Pamiętam powód, dla którego zdecydowałam się na nabycie tej książki — dziewczynki Kociej Mamy. Skoro Ona ma koty, to ja poczytam o kocim kłaczku. Zaczęłam i szybko porzuciłam.

Wróciłam do tej opowieści po roku z dużym hakiem. Przez chwilę pomyślałam, że chyba na głowę upadłam, czytając tak infantylną książkę. Przy drugiej z czterech opowiastek zaskoczyłam. Po wszystkich czterech uśmiecham się na myśl, że może nam się tylko wydaje, że dajemy domy kotom czy psom. W rzeczywistości to one są darczyńcami. Czynią nasze życia pełniejszymi i lepszymi, dbają o to, by nasze światy tylko trzeszczały w szwach i nie rozpadały się bardziej, niż tego potrzebujemy, choć jeszcze nie wiemy dlaczego.

Sporo kotów w tej książce, a pies, i to jaki, tylko jeden! Ma oko na wszystkie światy przedstawione w książce. Czuwa nad żywym nawet teraz. Pozostaję psiarą. A żółw, to wiadomo z innej lektury, taszczy na swoim grzbiecie cały świat od zawsze. I tylko dlatego mo­gliśmy dziś spokojnie napić się kawy.

Mojego ostatniego dnia w pracy szef powiedział mi: „Część swojego życia musisz zostawić tylko dla siebie”. Dopiero całe lata później zrozumiałam, co miał na myśli.

🖇

     – Weź, nie gadaj takich rzeczy głośno.
     Kuro czuł się zażenowany, ale równocześnie trochę zazdrościł Chobiemu, że potrafi mówić wprost o tego rodzaju sprawach.

🖇

     – Nawet najgorsze typki mają jedną czy dwie zalety.
     Kuro i Chobi siedzieli obok siebie, obserwując Ryōtę.
     – Ci zbyt sumienni i uczciwi nie potrafią uznać, że coś może być winą in­nych, o wszystko oskarżają siebie i przez to cierpią.
     „Charakteru może trochę mu brakuje, ale na ludziach się zna” – pomyślał Kuro.

🖇

Zrobiło mi się tak smutno, że zwiesiłam i ogon, i uszy.
     Kochać się w człowieku? Przecież to bzdura. […]
     Poszłam na spacer daleko jak nigdy.

🖇

Mangi dla dziewczynek w czasopismach, które pożyczałyśmy sobie na­wza­jem z koleżankami, zawsze dobiegały końca, gdy bohaterka schodziła się ze swoim ukochanym. Było jasne, że dziewczynom nic więcej nie trzeba do szczę­ścia. Teraz przekonałam się, że w rzeczywistości wcale się na tym nie kończy.

🖇

„Chobi”. [wym. „ciobi”, „cio”, jak w słowie „ciocia” – dosł. coś małego.]
     Zawsze tak na mnie mówiła. To imię łączyło mnie z nią, a ona łączyła mnie ze światem.

🖇

Ze scen, które we mnie nie wzbudzają zupełnie niczego, ona wyciąga coraz to nowsze interesujące niuanse. Zupełnie jakby widziała coś, czego ja nie potrafię dostrzec.

🖇

Społeczeństwo jest zbudowane ze słów.
     Zaczęłam tak myśleć, gdy skończyłam naukę i pierwszy raz poszłam do pracy. „Zrób to”, „Przekaż tamto panu jakiemuś tam”. Praca posuwa się do przodu za sprawą rzucanych niedbale, ulotnych zdań.

🖇

Starałam się jak najwięcej spać, pełna emocji, dla których nie potrafiłam znaleźć ujścia.

🖇

Karmiła mnie, ale nie byłam jej kotem.
     – Wybacz, ale nie mogę cię przygarnąć – powiedziała przy naszym pierwszym spotkaniu. – Bo koty umierają.
     Przyznałam jej rację. Koty umierają, i to szybko.

🖇

Znowu to samo. Nadal dryfowałam na powierzchni morza słów, nie znając ich ukrytych sensów, nie pojmując rzeczy, które wszyscy rozumieją in­stynk­tow­nie.

🖇

     – Pewnie. Jak można kogoś kochać, nie znając jego imienia? – rzuciłam zaczepnie, czując się trochę zazdrosna.
     – Imię to tylko imię. Można nazwać kota „Pies”, a mimo to nadal będzie kotem, prawda?

🖇

Stwierdziłam w duchu, że słowa mają moc zmieniania świata. Trochę się tego przestraszyłam.

🖇

Czy powiedział to pod wpływem chwili? Owszem. Ale skoro słowa już padły, należało wziąć za nie odpowiedzialność.

🖇

     – Proszę… Proszę…
     Zrozumiałem, że zerwała się więź między nią a kimś bardzo dla niej ważnym.
     – Proszę, niech mi ktoś pomoże…
     Płakała bez końca.
     Świat nadal kręcił się razem z nami w nieskończonej ciemności.

🖇

Przebywanie w jednym miejscu bez końca to koszmar,
nieważne jak jest przytulne.

🖇

     – To co one robiły przez cały czas? – wtrącił się Kuro.
     – Nic. Po prostu istniały. Co prawda nie trwała długo, ale była kiedyś ta­ka epoka.
     – I co się z nimi teraz dzieje?
     – Wyginęły. […]  Dlaczego raj liściokształtnych organizmów nie wy­trzy­mał próby czasu, a piekło odmiennych stworzeń zabijających się nawzajem rozkwitło? Istniały dwa powody: różnorodność i rywalizacja.
     […]
     – Mówiąc prościej, raj ma to do siebie, że nie trwa długo.
     – Czyli tamte niby-liście same były sobie winne?
     – Otóż to.
     – Ale ty masz wiedzę.
     – Każda istota, która przychodzi na świat, wie o wszystkim, co zdarzyło się od narodzin życia. Po prostu wszyscy szybko zapominają, a ja pa­mię­tam. Nic wielkiego.
     – No nie wiem…

🖇

     – Studia i tak niewiele dają.
     Odwracałam kota ogonem.
     – Tak mogą mówić osoby, które je skończyły.

🖇

Moim zdaniem kwestia szczęścia czy pecha
zależy od nastawienia.

🖇

     – Uwaga, skaczę!
     Tak powiedziałam, ale skok wymagał odpowiedniego przygotowania. Chodziłam w tę i z powrotem po blacie, wychylałam się poza krawędź, to znowu chowałam. Powoli nabierałam odwagi, by tego dokonać.
     Wreszcie odbiłam się z całej siły i skoczyłam.

🖇

     – Sekret? – powtórzył Chobi z ciekawością.
     – Kiedyś do was wrócę.
     – Naprawdę?
     – Tak. Możliwe, że pod inną postacią, ale wy na pewno mnie rozpoznacie.

Naruki Nagakawa, Makoto Shinkai, Ona i kot, przeł. Dariusz Latoś,
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2022.
(wyróżnienie własne)

     – Przecież mówili nam ostatnio na zajęciach, że w ży­ciu trzeba zbierać doświadczenia, nie tylko ćwi­czyć – od­po­wiedział. Chyba nie czuł się urażony.
     – Wycieczka na basen to nie doświadczenie życiowe.
     – Ale od takiej wycieczki może się zacząć miłość, która potem odmieni całe życie.

🖇

     – Wiesz co, Chobi? – zapytała.
     – Tak? – miauknąłem.
     Nie powiedziała już nic więcej, ale jej emocje i tak do mnie dotarły. Oboje czuliśmy to samo.
     „Kocham ten świat” – pomyślałem z przekonaniem.
     Uśmiechnęła się. Spojrzałem w górę na jej roz­pro­mie­nio­ną twarz. Moja myśl dotarła także do niej.
     Sądzę, że darzyła świat tym samym uczuciem.

(tamże)

sobota, listopada 18, 2023

5264. Czekariat (LXI)


fot. Kaan, fragment.

Tymczasem człowiek, którego tak bardzo kochamy, ciągle tu jest i uśmiecha się do nas. Jest dokoła nas i jest w nas. To ułu­da, w której żyjemy, sprawia, że nie potrafimy go roz­po­znać […]  chmura nie zniknęła. Nasza najbliższa osoba nie znik­nę­ła. Chmura po­ja­wiła się w innej postaci. Nasz najbliższy po­ja­wił się w innej postaci.

*

Wiem, że cię nie straciłem, że zawsze jesteś ze mną.

Thích Nhất Hạnh, Śmierci nie ma, lęku nie ma,
przeł. Sebastian Musielak, REBIS, Poznań 2023.

*

Alfred Schnittke, Waltzer [w:] Die Geschichte
Eines Unbekannten Schauspielers
,
Berlin Radio Symphony Orchestra,
Frank Strobel (dyrygent).
White Raven’s Liked List

5263. 322/365

gdy chowałam do kieszonki „na potem” poniższy cytat, za­sta­na­wia­łam się, kiedy w tym roku u nas zabieli się świat. nie mu­sia­łam długo czekać; wczoraj, w ciszy listo­pa­do­wych ciem­no­ści niebo kwitło mno­gością drobnych kwiat­ków. dziś, znad reha­bi­li­ta­cyj­ne­go łóżka, czekając na trzecią, cyk*, by za­trzy­mać gra­ni­cę między ko­lo­ra­mi dwóch pór roku.

322/365

_________
  *  Heniutkowy śnieżny znacz­nik wciąż ma moc; doniesiono mi, że pomimo starości, psia radość z powodu bieli należała do tych dziecięcych.

Pierwszy śnieg w roku spadł w Hakodate trzynastego li­sto­pada, czyli mniej więcej o dziesięć dni później niż zwykle. Na płatki śniegu unoszące się na wietrze w bezchmurny dzień mówi się potocznie „wietrzne kwiaty”.

Toshikazu Kawaguchi, Zanim wyblakną wspomnienia,
przeł. Joanna Dżdża,
Grupa Wydawnicza Relacja, Warszawa 2023.

czwartek, listopada 16, 2023

5262. Panna cotta (CXII)

[moje największe marzenie. dziś, ich rzeczywistość.]
il mio sogno maggiore. oggi, la loro realtà.
Il Melo.


Neska, fragment.


Pan Ciasteczko, fragment.

5261. 320/365

jedenaście — liczba pierwsza. po raz pierwszy jedenasty raz, nim zamknie się pierwszy rok. są liczby, których nigdy nie pojmę, więc łomolę wyborem muzyki, który mi tu, Biały Kruku, zo­stawiłeś.

320/365


[dostęp: 16.11.2023], źródło.

*

Erik Satie, Gymnopédies No. 1,
Orchestre de chambre de Paris,
Gautier Capuçon (wiolonczela),
Jérôme Ducros (fortepian, orkiestracja),
White Raven’s Favorites Playlist 2022, #31.

wtorek, listopada 14, 2023

5260. Czekariat (LX)


Kaan, fragmenty.

     – Czyli we mnie też jest coś zbudowanego z gwiazd?
     – Owszem, w tobie też.

Naruki Nagakawa, Makoto Shinkai, Ona i kot, przeł. Dariusz Latoś,
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2022.

5259. 316–318/365

w sobotę była na koncercie. w niedzielę zdzi­wiła się, że ni­gdy nie słyszałam o tej artystce, a ja nie miałam pojęcia, że ktoś tak wszechstronnie przepiękny istnieje. po­ka­za­ła mi ten utwór, to wykonanie i łomolę trzeci dzień w zachwycie tym utworem w tym wykonaniu i dzięki nie tylko dę­cia­kom odbijam się od dna.

316–318/365

Kovacs & Metropole Orkest, The Devil You Know,
Arlia de Ruiter (I skrzypce), Jules Buckley (dyrygent).