wtorek, kwietnia 30, 2024

5443. Poza słowami (VI)

Zdjęcie sprzed kilkunastu dni, ale kudłaty kłaczek wypatrzyłam dopiero wczoraj. I przepadło. I zdjęcie, i kłaczek muszę tu, pod ręką, mieć.


fot. Hawwa, fragment.

*

Felix Mendelssohn-Bartholdy, Pieśń bez słów, cykl 6.:
op. 67, nr 2 fis-moll, Bertrand Chamayou (fortepian),
White Raven’s Favorites Playlist 2022, #96.


Autor(ka) nie do ustalenia.

5442. 121/366

dziś jest wi­gilia wigilii wielu moich pierw­szych „razów”, do któ­rych zliczenia nie wy­star­czy palców jednej dłoni. lęk miesza się z wie­lo­letnim pragnieniem, strach z pew­no­ścią, że damy radę.

tylko ciekawość, niewzruszona, pewna sie­bie, z dopiętymi na ostatni guzik oso­bi­sty­mi sprawami, siedzi już na swo­ich wa­liz­kach i macha nóżkami.

121/366

poniedziałek, kwietnia 29, 2024

5441. 120/366

prze­czytałam: czego chcesz od życia? i zdę­bia­łam, bo nie mia­ła­bym śmiałości, by od­po­wie­dzieć wprost, zde­cy­do­wa­nie, na głos; bez lęku, że dostanę po łapach.

czy moją szczerą odpowiedź życie po­trak­to­wa­ło­by jako żą­da­nie, grzeczną prośbą czy może — tak byłoby naj­pięk­niej — jako za­pro­szenie, byśmy razem, ja i Ono, odkrywali kolejne dobre chwile?

120/366

niedziela, kwietnia 28, 2024

5440. 119/366

słońce zatrzymane w liściach. liście za­trzy­ma­ne w pikselach. wiele odcieni mło­dziut­kiej jeszcze zieleni, magicznie dobra chwila, cyk, odnaleziona.

119/366

[…]  każdy z nas swoje do­bre ży­cie
nie tyle wy­biera, ile od­naj­duje.

*

Nie znaj­dziesz szczę­ścia, go­niąc za nim, bo nie wiesz, co tak na­prawdę by cię uszczę­śli­wiło. Rób to, co cię naj­bar­dziej in­te­re­suje, a za­znasz szczę­ścia, na­wet o tym nie wie­dząc.

*

Na­sze my­śli i de­cy­zje nie po­wstają w ode­rwa­niu od ciała, które z ko­lei nie funk­cjo­nuje od­dziel­nie od tego, co uwa­żamy za swoją świa­do­mość i wolę.

John Gray, Kocia filozofia. Sens życia
według kotów
, przeł. Agnieszka Wilga,
Fun­da­cja Kul­tura Li­be­ralna, Warszawa 2022.

5439. Z oazy (CCLIII)

Dwunie­dzielne odliczanie literek, cztery. Gdy po raz pierwszy chciałam przeczytać coś Baldwina, nie było na to szans. Z ogromną przyjemnością odnotowałam kilka chwil temu, że po­ja­wił się w nie jednej odsłonie.

Mam kilku znajomych (tak, to mężczyźni, sic!), dla których Ameryka jest sy­no­ni­mem Stanow Zjednoczonych, a panujące tam reguły gry życia społecznego uważane są przez nich za niedościgniony ideał. W kontakcie z tymi osobami muszę zadowolić się prawem do odrębnego zdania w tej kwestii, dyskusja nie jest możliwa. Wspo­mnia­ni panowie, ale też arcypolscy konfederaci i konfederatki (sic!) oraz partia ma­łych ludzi nie zajrzą tej książki.

To nie jest łatwa książka dla białego, ale warto ją czytać, tropiąc wewnętrznego murzyna, by mieć okazję przyjrzenia się, gdzie sami sobie podstawiamy nogę. Warto zobaczyć najbielszy odcień swojej bieli i zastanowić się, czy aby na pewno nam służy.

Po 62 latach od ukazania się tych literek w oryginale, śmiało i z przykrością należy odnotować, że niestety żadna z nich nie straciła na aktualności. Białe, męskie rządy mogą sobie pogratulować. Episkopat ma co świętować, jeśli słowo murzyn zamienić w wyobraźni choćby na chwilę na kobieta.

Przewraca mnie wręcz prawda, jaką kryje następująca drob­na zmiana w zaledwie jednym zdaniu: [Płeć] to nie jest [tylko] rzeczywistość do­świad­cze­nia ludzkiego czy osobistego; to rzeczywistość polityczna.

Pierwszy polski tłumacz esejów Baldwina Daniel Passent, który w 1963 roku miał szczęście uczestniczyć w spotkaniu z pisarzem na Uniwersytecie Princeton, stracił zakupiony wówczas egzem­plarz książki, bo… skonfiskowała mu go policja stanu Missisipi.

Mikołaj Denderski

Dwa eseje, które tworzą książkę, ukazały się po raz pierwszy pod koniec 1962 roku w amerykańskiej prasie […].

Latem i jesienią 2020 roku, kiedy po zabójstwie George’a Floyda bu­dyn­ki w amerykańskich miastach faktycznie płonęły jak żywe przy­po­mnie­nie o tym, ile jest jeszcze do zrobienia w kwestii praw oby­wa­tel­skich Afroamerykanów, ostrzeżenie Baldwina za­po­wia­da­ją­ce „na­stęp­nym razem pożar” brzmiało szczególnie aktualnie.

Baldwin stara się przywrócić do dyskursu politycznego pojęcia „du­cho­wo­ści”, „moralności” i „miłości”, tyle że odarte z fałszywych zna­czeń, jakimi omotały je religie po tym, jak ich pierwotna ener­gia zo­sta­ła „pochowana” wraz z powstaniem państw.

Katarzyna Jakubiak

🖇 🖇

Nazywam się Baldwin, ponieważ zostałem sprzedany przez moje afry­kań­skie plemię albo z niego uprowadzony, by trafić w ręce chrześcijanina na­zwi­skiem Baldwin, który zmuszał mnie do klęczenia u stóp krzyża. Jestem zatem, tak w świetle dnia, jak i w świetle prawa, potomkiem niewolników w białym, protestanckim kraju, i to właśnie znaczy być amerykańskim Mu­rzy­nem, oto kim on jest – uprowadzonym poganinem, którego sprzedano jak zwierzę i traktowano jak zwierzę; którego amerykańska konstytucja uznawała kiedyś za „trzy piąte” człowieka i który, zgodnie z wyrokiem w spra­wie Dreda Scotta, nie miał żadnych praw, jakie biały człowiek byłby zobowiązany respektować.

🖇

Czarni przeważnie albo spoglądają na innych czarnych z góry, albo wzno­szą ku nim oczy z podziwem, nigdy nie patrzą na ciebie tak po prostu, biali zaś przeważnie odwracają od ciebie wzrok.

🖇

Kolor skóry to nie jest rzeczywistość doświadczenia ludzkiego czy osobistego; to rzeczywistość polityczna.

🖇

[…]  to nie źli ludzie przynoszą zagładę cywilizacji; nie trzeba koniecznie, by ludzie byli źli – wystarczy, że będą pozbawieni kręgosłupa.

🖇

W domenie władzy chrześcijaństwo poczynało sobie z bezgraniczną aro­gan­cją i okrucieństwem – trudno, by było inaczej, skoro religie zwykle na­kła­da­ją na tych, którzy odnaleźli prawdziwą wiarę, duchowy obowiązek wyzwolenia niewiernych. Ta akurat prawdziwa wiara troszczy się przy tym o duszę bardziej niż o ciało, o czym zaświadczą ciała (i zwłoki) nie­prze­liczonych rzesz niewiernych.

🖇

[…]  groźba powszechnego unicestwienia wisząca dzisiaj nad całym świa­tem zmienia, diametralnie i nieodwołalnie, naturę rzeczywistości, i rzuca bezlitosne światło na prawdziwy sens ludzkich dziejów. My, ludzie, po­sie­dli­śmy moc pozwalającą nam na eksterminację nas samych; tak oto przed­sta­wia się suma naszych osiągnięć. Odbyliśmy tę podróż i dotarliśmy do tego miejsca z imieniem Boga na ustach. Byłoby to zatem najlepsze, co Bóg (bia­ły Bóg) jest w stanie zdziałać. Jeżeli tak, to już czas Go zastąpić – tylko czym?

🖇

Gloryfikacja jednej rasy i wynikające z tego poniżenie innej – lub innych – zawsze było i zawsze będzie receptą na mord. To nieuniknione. […]  Tego właśnie próbowali dokonać naziści. Oryginalni byli jedynie pod względem środków, po jakie sięgnęli. Daremny trud próbować zliczyć, ile razy słońce wstawało nad rzezią niewinnych.

🖇

Dotychczas autentycznie przeważało podejście, by o tyle, o ile to możliwe, traktować białych z pobłażaniem, jako lekko obłąkane ofiary własnego pra­nia mózgu. Murzyn przyglądał się żywotom, jakie wiedli. Nie było mowy, by dał się nabrać; patrzył na to, co wyrabiają, i na wymówki, jakich się chwytają, a gdy już biały naprawdę popadał w ta­ra­pa­ty, poważne ta­ra­pa­ty, wówczas przychodził do Murzyna. A ten myślał sobie, że gdyby dy­spo­no­wał atutami, jakimi na tym świecie dy­spo­nu­je biały, sam nigdy nie stał­by się tak zagubiony ani tak wyzuty z radości, ani tak bezmyślnie okrut­ny. Murzyn przychodził do białego po nowy dach albo po pięć dolarów, albo po pismo do sędziego; biały przychodził do Murzyna po miłość. Ale sam nie­czę­sto zdolny był dawać to, w poszukiwaniu czego przychodził.

🖇

Jak można szanować, a co dopiero przyjmować, wartości ludzi, któ­rzy pod żadnym względem nie żyją tak, jak twierdzą, że żyją albo powinni żyć?

🖇

Wcale nie jestem pewien, czy warto było się uwolnić od afrykańskiego sza­ma­na, skoro dziś – abym mógł jakoś sobie poradzić z moralnymi sprze­czno­ścia­mi oraz duchową jałowością mego życia – oczekuje się, że popadnę w zależność od amerykańskiego psychiatry. Odrzucam taką zamianę.

🖇

Zbyt wiele jest rzeczy, których nie życzymy sobie wiedzieć na własny temat. Choćby tego, że ludziom nie zależy przesadnie na równości (zresztą wzglę­dem ko­go i cze­go?), za to uwielbiają myśl o byciu lepszymi. I ta prawda o lu­dziach działa ze szczególnie niszczącą mocą tutaj, gdzie trwała toż­sa­mość jest niemal nieosiągalna, a ludzie wiecznie usiłują osadzić się na ru­cho­mych piaskach statusu.

🖇

Dawanie jest wśród ludzi czymś naprawdę rzadko spotykanym. Większość ludzi broni i strzeże; wydaje im się, że bronią i strzegą siebie oraz tego, co uważają za swoją istotę, podczas gdy faktycznie bronią i strzegą własnego oglądu rzeczywistości i swoich wyobrażeń na własny temat. Człowiek nie może dać niczego od siebie, nie dając samego siebie, to jest: nie ryzykując samym sobą. Kto nie potrafi wystawić siebie na szwank, ten jest zwyczajnie niezdolny do dawania.

🖇

[…]  my, czarni i biali, ogromnie potrzebujemy siebie nawzajem, […]  jeżeli naprawdę mamy osiągnąć swoją tożsamość, swoją dojrzałość jako kobiety i mężczyźni.

🖇

[…]  tak rozpaczliwie poszukuje się miłości i na tak przemyślne sposoby się jej unika. Miłość zdziera maski, bez których boimy się żyć, a w których ży­cie, mamy tego świadomość, jest niemożliwe. Mam tu na myśli „miłość” nie tylko w znaczeniu osobistym, ale również rozumianą jako stan ist­nienia czy też stan łaski – nie w infantylnie amerykańskim brzmie­niu łą­czą­cym ją z doznawaniem szczęścia, ale w trudnym i uniwersalnym brzmieniu, w które wpisane są poszukiwanie, odwaga i rozwój.

🖇

Zbyt dużo czasu spędziłem jednak, głosząc kazania, i zdążyłem się na­oglą­dać zbyt wielu potworności. Nie odnoszę się tu po prostu do rażącego faktu, że duchowny w końcu nabywa domy i cadillaki, podczas gdy wierni w dal­szym ciągu szorują podłogi i rzucają swoje dziesięciocentówki, ćwierć­do­la­rów­ki i całe dolary na tacę. Chodzi mi naprawdę o to, że w Kościele nie było miłości. Maskowano nim nienawiść żywioną względem innych, nienawiść żywioną względem siebie oraz rozpacz. […]  Kiedy kazano nam kochać wszystkich, myślałem, że znaczy to, iż należy kochać wszystkich. Ale nie. Odnosiło się to jedynie do tych, którzy wierzyli w ten sam sposób co my […].

🖇

[…] „miłość” to nie „emocjonalny nonsens”,
ale potężna siła sprawcza, zdolna przeobrazić się
w „mocne, konkretne działanie” […].

🖇

Możliwe, że cała nasza nędza, ludzka nędza, bierze się z tego, że gotowiśmy poświęcić piękno naszego życia, skazać się na więzienie zbudowane z to­te­mów, tabu, krzyży, krwawych ofiar, wież kościelnych, meczetów, ras, ar­mii, flag, narodów, byle tylko zaprzeczyć faktowi śmierci, jedynemu fakto­wi, którego możemy być pewni. Wydaje mi się, że faktem śmierci na­le­ży się ra­do­wać – należy wybrać własną śmierć, a wręcz zasłużyć sobie na nią, konfrontując się całym sobą z zagadką życia.

🖇

Na wolnych ludziach spoczywa obowiązek pokładania ufności i ra­dos­ne­go uczestnictwa w tym, co stałe (a stałe są narodziny, zma­ga­nia i śmierć, a tak­że miłość, choć o tym ostatnim nie zawsze jesteśmy prze­ko­na­ni), jak również obowiązek pojmowania istoty zmia­ny, zdolności zmia­ny i go­to­wo­ści do niej. Mówię o zmianie, która nie zachodzi na po­wierz­chni, lecz w głębi – o zmianie rozumianej jako odnowa. Odnowa nie jest jednak możliwa, gdy ktoś za stałe zwykł uważać rzeczy, które stałe nie są – na przy­kład bez­pie­czeń­stwo, pieniądze czy władzę. Wówczas człowiek kur­czo­wo trzyma się tworów ułudy, które niechybnie go zawiodą, a cała nadzieja na wolność – możliwość jej osiągnięcia – znika.

🖇

Teraz wszystko jest w naszych rękach – nie wolno nam myśleć, że jest inaczej.

🖇

Sądzę, że ludzi stać na więcej, i wiem, że potrafią być lepszymi, niż są obec­nie. Będziemy zdolni dźwigać wielkie brzemię, gdy wreszcie się prze­ko­na­my, że owo brzemię to rzeczywistość, i gdy sami znajdziemy się po stronie rzeczywistości.

James Baldwin, Następnym razem pożar,
przeł. Mikołaj Denderski, Karakter, Kraków 2024.
(wyróżnienie własne)

Wszechświat, na który składają się nie tylko gwiazdy i księżyc, i planety, kwiaty, trawa i drzewa, ale i inni ludzie, nie wykształcił warunków umożliwiających ci egzystencję, nie przygotował ci żadnego miejsca, i jeżeli miłość nie otworzy dla ciebie drzwi na oścież, żadna inna potęga nie będzie w stanie tego uczynić.

🖇

[…] wytrwałość daje wyniki
niezależnie od koloru skóry […].

🖇

[…] w naszych czasach, tak samo jak w każdych innych, niemożliwe to najmniej, ile można żądać […].

🖇

Być zmysłowym to według mnie szanować siłę życia, samego życia, i upajać się nią, a przy tym być obec­nym we wszystkim, co się robi, od trudu miłości po ła­ma­nie się chlebem.

(tamże)

5438. Z oazy (CCLII)

Dwunie­dzielne odliczanie literek, trzy. Czytane przeze mnie książki często mają na­tu­rę matrioszek. W Kociej filozofii trafiam na słowa przeniesione z innej książki:

Piękno znaj­du­jemy nie w rze­czach, lecz w smu­gach cie­nia, które po­wstają przez od­dzia­ły­wa­nie rze­czy na sie­bie, w grze świa­tła i cie­nia.

i już pędzę, i sprawdzam, i klik, klik, i nie mam żadnych złudzeń. I tylko patrzę, jak dziewiędziesięciojednoletnia dziś w oryginale książka wbiega na bezdechu na szczyt mojego, godnej wysokości, czytelniczego stosiku.

Wszystko, co czytam, rzucam w kąt, by delektować się tym drobiazgiem o wielkiej duszy. Moja dusza mruczała od pierwszego akapitu, po ostatnie zdanie.

Czy­ta­jąc po raz ko­lej­ny Po­chwa­łę cie­nia, mia­łem wra­że­nie, jak­bym słu­chał eru­dy­ty snu­ją­ce­go opo­wie­ści w gro­nie przy­ja­ciół ze­bra­nych przy czar­ce sa­ke. Gdy­by jed­nak za­kla­sy­fi­ko­wać tekst ja­ko hi­sto­rycz­no­li­te­rac­ki ga­tu­nek, na­le­ża­ło­by go uznać za po­pu­lar­ną od wie­ków w ja­poń­skiej li­te­ra­tu­rze for­mę swo­bod­nych za­pi­sków zwa­nych zu­ihit­su, do­słow­nie „za pędz­lem” al­bo „śla­dem pędz­la”.

Henryk Lipszyc

🖇 🖇

[…] my, lu­dzie Wscho­du stwa­rza­my pięk­no z cie­ni, któ­re od­szu­ku­je­my w ba­nal­nych, naj­mniej ocze­ki­wa­nych miej­scach. Jak po­wia­da się w sta­rej pie­śni: „zbierz pa­ty­ki i zwiąż z so­bą – bę­dzie cha­ta, roz­syp – znów znaj­dziesz się na po­lu”. Ta­cy już je­ste­śmy, że pięk­no znaj­du­je­my nie w rze­czach, lecz w smu­gach cie­nia, któ­re po­wsta­ją przez od­dzia­ły­wa­nie rze­czy na sie­bie, w grze świa­tła i cie­nia. […]  Nie ma pięk­na bez cie­nia.

🖇

Po­ły­sku­ją­ca po­wierzch­nia la­ki, kie­dy przy­glą­da­my się jej w ciem­no­ści, od­bi­ja mi­go­czą­ce świa­tło świe­cy, za­po­wia­da­jąc nie­spo­dzie­wa­ne po­dmu­chy wia­tru, któ­ry od cza­su do cza­su po­sta­na­wia zło­żyć nam wi­zy­tę w ci­chym po­ko­ju, spra­wia­jąc, że mi­mo wo­li po­grą­ża­my się w za­du­mie.

🖇

Pa­pier wy­na­leź­li po­noć Chiń­czy­cy. Pod­czas gdy za­chod­ni pa­pier nie bu­dzi w nas szcze­gól­nych emo­cji i trak­tu­je­my go czy­sto użyt­ko­wo, fak­tu­ra pa­pie­ru chiń­skie­go lub ja­poń­skie­go da­je szcze­gól­ne po­czu­cie cie­pła i przy­no­si od­prę­że­nie. Ni­by ta sa­ma biel […]! Po­wierzch­nia pa­pie­ru za­chod­nie­go zda­je się od­bi­jać świa­tło, nasz tym­cza­sem za­cho­wu­je się, jak­by je obej­mo­wał i wchła­niał tak jak pu­szy­sta po­wierzch­nia pierw­sze­go śnie­gu. W do­ty­ku mięk­ki, nie sze­le­ści przy zgi­na­niu lub zgnia­ta­niu, jest bez­gło­śny i spra­wia wra­że­nie, że po­dob­nie jak liść drze­wa za­wie­ra w so­bie wil­goć.

🖇

Czy­stość te­go, co od­sło­nię­te, kie­ru­je je­dy­nie na­sze za­in­te­re­so­wa­nie ku te­mu, co nie­wi­docz­ne.

🖇

Nie twier­dzę, że nie lu­bi­my ni­cze­go, co błysz­czy, ale praw­dą jest, że nad ta­ni po­łysk przed­kła­da­my głę­bo­kie pół­cie­nie, to przy­ćmio­ne świa­tło – czy to na na­tu­ral­nym ka­mie­niu, czy też w dzie­le rąk ludz­kich – któ­re na­tych­miast przy­wo­dzi na myśl ów szlif sta­ro­ści.
     „Szlif sta­ro­ści” brzmi ład­nie, ale tak na­praw­dę to brud ludz­kich rąk wtar­ty do po­ły­sku.

🖇

Mo­że zresz­tą ta­ka biel w rze­czy­wi­sto­ści wca­le nie ist­nie­je. Mo­że to tyl­ko zło­śli­wy fi­giel, ja­ki pła­ta­ją świa­tło i cień, rzecz ulot­na, coś, co ist­nie­je tyl­ko tu i te­raz.

🖇

Ze świa­tła ko­rzy­sta­my dziś nie ty­le po to, by wy­god­nie nam by­ło czy­tać, pi­sać lub szyć, ile by z moż­li­wie każ­de­go za­kąt­ka prze­gnać cień.

🖇

Wy­glą­da na to, że w mia­rę jak się sta­rze­je­my, je­ste­śmy co­raz bar­dziej skłon­ni wie­rzyć, że wszyst­ko bez wy­jąt­ku by­ło lep­sze kie­dyś niż te­raz. Sto lat te­mu star­si lu­dzie tę­sk­ni­li za cza­sa­mi sprzed dwu­stu lat, ci, co ży­li dwie­ście lat te­mu – za cza­sa­mi sprzed trzy­stu. Ni­g­dy więc nie by­ło tak, by­śmy by­li za­do­wo­le­ni z cza­sów, w któ­rych ży­je­my. […]
     Za­baw­ne, kie­dy czło­wiek so­bie uświa­da­mia, że i on osią­gnął wiek uty­sku­ją­ce­go sta­rusz­ka, ale jest chy­ba fak­tem, że udo­god­nie­nia współ­cze­snej kul­tu­ry schle­bia­ją gu­stom lu­dzi mło­dych, za­po­wia­da­jąc jed­no­cze­śnie na­dej­ście cza­sów co­raz mniej przy­ja­znych dla star­szych.

🖇

To prze­cho­dzi ludz­kie po­ję­cie – trze­ba na­praw­dę nie mieć ser­ca, że­by od­bie­rać nam cień, ja­ki da­ją drze­wa w le­sie.

Jun’ichirō Tanizaki, Pochwała cienia, przeł. Henryk Lipszyc,
Wydawnictwo Karakter, Kraków 2016.

Chciał­bym po­now­nie przy­wo­łać, przy­naj­mniej w li­te­ra­tu­rze, świat cie­ni, któ­ry wła­śnie tra­ci­my. […]  A na pró­bę, że­by zo­ba­czyć, jak to bę­dzie wy­glą­da­ło, zga­si­my świa­tło.

(tamże)

5437. Z oazy (CCLI)

Dwunie­dzielne odliczanie literek, dwa. Polecajka zdecydowanie godna polecenia.

Książki z kocim kłaczkiem czytam przez wzgląd na kociarzy, do których mam ma­ksy­malnie dwa uściski dłoni, by choć mentalnie zbliżyć się do ludzko-kocich świa­tów. A po przeczytaniu świńskim truchcikiem psa, który coś zwędził, wra­cam do świata, w którym pies jest i członkiem rodziny, i nauczycielem życia.

Koty, jako ucie­le­śnie­nie wol­no­ści i szczę­ścia, ja­kich lu­dzie nie mają szansy do­świad­czyć, są w na­szym świe­cie przy­by­szami jakby z in­nego świata.

🖇

[…]  koty nie kwa­pią się do ule­ga­nia lu­dziom. Choć czę­sto z nimi miesz­kają, ani nie są im spe­cjal­nie po­słuszne, ani w nich wpa­trzone. Na­wet gdy szu­kają w nas opar­cia, po­zo­stają od nas nie­za­leżne. […]  Jeśli nie po­doba im się na­sze to­wa­rzy­stwo, od­cho­dzą. Je­śli z nami zostają, to dla­tego, że same tego chcą.

🖇

Czy gdyby koty umiały pod­su­mo­wać swoje ży­cie, mo­głyby je uznać za nic nie­warte? Trudno to so­bie wy­obra­zić. Nie prze­ku­wa­jąc swo­jego losu w opo­wieść, nie mogą go uwa­żać za tra­giczny ani ża­ło­wać, że się na­ro­dziły. Przyj­mują ży­cie jako dar.

🖇

Nie­zdol­ność do abs­trak­cyj­nego my­śle­nia wcale nie jest wy­ra­zem ko­ciej niż­szo­ści wzglę­dem czło­wieka, lecz ra­czej oznaką wol­no­ści umy­sło­wej.

🖇

Błę­dem jest prze­ko­na­nie, że do­bre ży­cie po­lega na po­szu­ki­wa­niu do­bra. Do­bro ozna­cza tu pewną wi­zję, jak u Pla­tona. Gdy nam się na chwilę ukaże, spę­dzamy resztę ży­cia, usi­łu­jąc się do niego zbli­żyć. Ko­tom nic ta­kiego nie przy­cho­dzi do głowy. […]  Na ich do­bre ży­cie składa się to, co w da­nej chwili od­czu­wają zmy­słami, a nie ja­kiś mgli­sty i od­le­gły mi­raż.
     Do­bre ży­cie nie musi od­zwier­cie­dlać ja­kiej­kol­wiek idei.

🖇

Do­bre nie jest to ży­cie, które wie­dli­śmy w prze­szło­ści lub do któ­rego zmie­rzamy, lecz to, któ­rym wła­śnie ży­jemy. W tej kwe­stii koty mogą nas wiele na­uczyć, bo nie tę­sk­nią za ży­ciem, któ­rego nie do­świad­czają.

🖇

Osoby wy­cho­wane w prze­ko­na­niu, że mo­ral­ność jest sys­te­mem jed­no­li­tym i uni­wer­sal­nym, mają z tą róż­no­rod­no­ścią pe­wien kło­pot.

🖇

[…]  do­wo­dze­nie nie jest je­dy­nym
na­rzę­dziem prze­ko­ny­wa­nia.
Pascal

🖇

Je­śli nie od­naj­du­jesz przy­jem­no­ści w ży­ciu, znajdź speł­nie­nie w nie­sta­ło­ści i złu­dze­niu. Nie walcz z lę­kiem przed śmier­cią, po­zwól, by sam przy­gasł. Je­śli usil­nie pra­gniesz spo­koju, bę­dziesz się zma­gać z nie­po­ko­jem. Za­miast od­wra­cać się od świata, zwróć się ku niemu i przyj­mij jego sza­leń­stwo.

🖇

Koty nam po­ka­zują, że szu­ka­nie sensu, po­dob­nie jak po­szu­ki­wa­nie szczę­ścia, jest tylko roz­rywką, ode­rwa­niem od ży­cia. Sens ży­cia to jego smak i za­pach, które cza­sem przy­pad­kiem udaje nam się po­czuć i które zni­kają, za­nim się obej­rzymy.

John Gray, Kocia filozofia. Sens życia
według kotów
, przeł. Agnieszka Wilga,
Fun­da­cja Kul­tura Li­be­ralna, Warszawa 2022.

Gdy wi­dzisz rze­czy­wi­stość i nie pró­bu­jesz jej zmie­nić, mo­żesz do­świad­czyć prze­bły­sku wiecz­no­ści. Każda chwila jest sama w so­bie kom­pletna, a zmie­nia­jące się sceny uka­zują ci się, jakby znaj­do­wały się poza cza­sem. Wiecz­ność to nie inny po­rzą­dek rze­czy, lecz po pro­stu świat wi­dziany bez nie­po­koju.

🖇

Każda istota, każdy osob­nik ma swoją wła­sną wer­sję do­brego ży­cia.

🖇

[…]  na­sze emo­cje wy­ni­kają z do­świad­czeń na­szych ciał.

(tamże)

5436. Z oazy (CCL)

Dwunie­dzielne odliczanie literek, raz. Czekałam na tę książkę ponad pół roku. Po­li­ty­ka wydawnictwa kazała mi czekać. To akceptowalna przeze mnie forma dys­kry­mi­na­cji. By sobie z nią poradzić, wystarczy cierpliwość. Wersja elektroniczna jest do­stęp­na po jakimś czasie od ukazania się książki „w papierzu”.

Warto było czekać. Poczekałabym i rok. Nie śpieszyłam się z czytaniem. Nie czy­ta­łam wcale, delektowałam się. Kocham książki napisane przez mądre kobiety.

Składam się z ciała i z lodu. Ciało nie topi lodu, lód mrozi ciało. Ale tylko trochę. […]  W głowie też jest lód. A w nim umysł – zatopiony jak komar w bursztynie.
     Jest jeszcze trzecia warstwa mnie. Nie wiem, z czego się składa, choć pewnie z ciała, jak wszystko w człowieku. Tam w środku. To przerażone zwierzę – żadna mała dziewczynka w białej sukience, którą kiedyś od­kry­łam podczas jednej z kolejnych terapii. Towarzyszyła mi jakiś czas, sta­ra­łam się nią opiekować. Była motylem rozkładającym skrzydła, młodym ptakiem uczącym się latać. Mówiłam do niej czule. Rozbiła się o skały. Nie, nie martwcie się, nic się nie stało. Nie było jej nigdy. Tam zawsze było prze­ra­żo­ne zwierzę. A ja nie umiem do niego podejść. Nie to, żeby atakowało, gryzło; nic z tych rzeczy. Po prostu jest we mnie, pod warstwą lodu. A ja nie wiem, jak je oswoić. Ale wiem tyle – cokolwiek bym zrobiła, ono zawsze bę­dzie się bało.

🖇

Bycie kobietą w nauce, do tego autystyczną, nie jest łatwe. Chciałabym być mężczyzną. Byłabym profesorem wzbudzającym szacunek kolegów (bo jed­nak coś tam nowego wymyśliłam w swojej dziedzinie) i rozczulenie kobiet. A jeśli dodać do tego profesorskie roztargnienie i bycie samotnym, czy ra­czej samodzielnym, ojcem… Nie wiem, skąd mam pewność, że byłoby zu­peł­nie ina­czej. Ale jestem kobietą. Takie mamy karty, jakie nam rozdano.

🖇

Nie mogłam się zdecydować – pójść? nie pójść? W ten dzień też sza­mo­cę się z myślami. Po co masz tam iść, mruczy zwierzę, chodź, zostaniemy, popracujesz sobie, jakaś inna część mnie mówi, że warto iść […].

🖇

Stoimy we czwórkę, ja między kolegami profesorami. Minister podbiega do nas, wyciąga kolejno rękę, „Dzień dobry, panie profesorze, dzień dobry, dzień dobry”, omija mnie i wymienia uścisk dłoni z ostatnim „dzień dobry, panie…”.
     – Ale – mówi skonsternowany jeden z kolegów, już uściśnięty przez wi­ce­mi­nistra. – Ale… tu jest pani profesor Jurewicz
     Wiceminister płoni się i chichoce jak pensjonarka:
     – O, przepraszam! Myślałem, że to sekretarka – wyciąga dłoń. Oczy­wi­ście uśmiecham się, dygam i ściskam jego rękę.

🖇

Siedzę na posiedzeniu komisji mającej oceniać polską naukę. Już czwartą godzinę toczy się zażarty spór o wyniki zastosowania algorytmu, którego co prawda nie rozumiem, ale który – jak wynika z dyskusji – zupełnie nie odzwierciedla rzeczywistego stanu rzeczy. Tak to jest, gdy próbujemy ję­zy­kiem ma­te­ma­ty­ki opisać tę dziwną społeczną aktywność homo sapiens, jaką jest nauka. W dyskusji biorą udział sami mężczyźni. I tylko jedna młoda pani profesor, która równocześnie ściga pewnego wirusa, jeszcze zanim stanie się sławny jako Covid.

🖇

Pod warstwą lodu – o którego obecności wciąż jeszcze nic nie wiem, za­kła­da­jąc sprawczą moc mego umysłu – nieznane mi zwierzę cały czas cierpi. Rozpacza, że nie ma mnie tam, gdzie chciałabym być. Że jestem tam, gdzie nie chcę. Że ktoś woli kogoś innego niż mnie.

🖇

Nie wiem zresztą, czy to aż przyjaciółka, ale lubię ją, nie robi mi krzyw­dy. Nie śmieje się ze mnie.

🖇

American Typewriter. Book Antiqua. Baskerville. Hoefler Text. To moje ulu­bio­ne. Przynajmniej z tych, które spróbowałam. Nigdy w życiu nie będę nic pisać w Trebuchet MS albo w Helvetica Neue. Nie mówiąc o Arialu. Ale mo­że zacznę przeglądać od początku. Adobe Caslon Pro i Cochin też mogą być. Courier podobny do American Typewriter, więc mi się podoba. Didot? Chy­ba nie. Futura? Nie. Geneva na pewno nie. Ach, wreszcie nadchodzi dobra, zapomniana Georgia. Dopada mnie niepokój. Jestem dopiero przy G, prze­de mną kilometry zanim dotrę do Z. Piszę z rozpędu w Georgii, ale to nie zna­czy, że ją wybieram.
     Mój umysł nieznośnie wikła się w tę czcionkę, którą właśnie piszę w cza­sie li­nio­wym. Jedynym, jaki mam pod ręką. Czcionki są jak ubrania, mówią o mnie, kim jestem. Ich krągłości albo załamania pod ostrym kątem kryją i odsłaniają mnie w różny sposób. […] Ale mój umysł nie zna kryteriów ko­niecznych do podjęcia wyboru. To skóra woli obłe czcionki, bo mniej ją uci­ska­ją i kłują. Umysł szuka metaczcionki.

🖇

Mam badać lęk. Kiedy powstaje? Na przykład, gdy mam wyjść z domu na spo­tkanie z kimś. Napisać mejl. Wypełnić PIT. Zadzwonić do bliskiej osoby. Kiedy coś niespodziewanego się zdarza. Kiedy się kłócili. Nie wspomnę o woj­nie czy pandemii, bo to wiadomo. Choć była jedna dobra strona pan­de­mii – lockdown. Cudowne spacery z psem po pustych parkach. Zdalne kontakty. Zdalne wykłady. Zdalne święta. „To okropne, że nie możemy się spotykać” – mówili do mnie. A ja grzecznie kiwałam głową, potakując. Nie chciałam wyjść na dziwaczkę.
     Wracam do lęku. Skupiam się. Coś mnie zaczyna przeżerać jak rdza sta­ry nóż. Brzuch boli, właściwie nie boli, tylko ta mała piąstka zwierzęcia ści­ska go coraz mocniej. Czuję siłę jego pięciopalczastych dłoni, żołądek kurczy się do wielkości orzecha włoskiego. Ono samo zamiera, może dlatego uścisk jest tak mocny.

🖇

Twarze. Widzę górę, czyli oczy i powyżej. I dół, czyli usta i podbródek. Wiem już, że podczas rozmowy powinnam patrzeć w oczy. Czyli wyżej. Wcześniej patrzyłam na usta, żeby zrozumieć, co ktoś do mnie mówi. Każdemu. Bo trudno mi było zrozumieć bez patrzenia. […]  Przeczytałam też, że należy patrzeć w oczy. Tak patrzy uczciwy człowiek. Rany boskie. To patrzę mozolnie w oczy. Okna migdałów o różnych kolorach.
     Czasem jednak zerkam na usta. Żeby lepiej zrozumieć, co ktoś mówi do mnie. To takie małe zerknięcie, z nadzieją, że to drugie nie dostrzeże. Nigdy nie składam połówek twarzy razem – górnej i dolnej. Kiedy złożę, wtedy się boję.

🖇

Zło. Czytałam, że celem szkolenia żołnierzy jest zdławienie ich emocjonalnej reakcji na ideę zabijania poprzez stłumienie przyśrodkowej kory przed­czo­ło­wej. Ale można to potem odwrócić, bo mózg ludzki jest plastyczny. Umie zbudować nowe połączenia neuronów. Nawet mózg do­ro­słe­go człowieka. To moja nadzieja.

🖇

[…]  śmierci były kamieniami milowymi, którymi
mierzyłam wtedy drogę czasu […].

🖇

     – A poza tym… – ciągnie koleżanka, a ja słucham zmartwiała. […]
     Jak zwykle, dziękuję serdecznie za przemoc, mówię, że nic się nie stało, że dobrze, że mi powiedziała.

🖇

„Przestań, co ty robisz?! – syknęła mama. – Ciocia ci przecież przysługę zro­bi­ła! Przeproś natychmiast!”. Połknęłam płacz. Dygnęłam z gulą w gar­dle. Przeprosiłam ciocię. Bardzo się wstydziłam. Kopnęłabym to głupie zwie­rzę, gdybym wiedziała wtedy o jego istnieniu. A tak to kopnęłam sa­mą siebie. Tam, w środku, po brzuchu, od wewnątrz.

🖇

Przecież i ona sama czuje tę więź, rodzaj wspólnoty w widzeniu świata – choć jej perspektywa jest często inna – ma także potrzebę i chęć jego opi­su, jego zmiany. I równocześnie – ta tęsknota nigdy nie zrealizowana, by tam się dostać, za tę szybę.

🖇

Nie lubię małych dzieci. Brzydzę się nimi – w przeciwieństwie do małych zwie­rzątek. […]  Ich nigdy nie kończący się krzyk, odbijający się echem w lo­dzie, boleśnie rozszczepia go, inaczej niż inne krzyki. Ich wszechwładza nad wszystkimi innymi ludźmi, którzy muszą dopasować swoje ciała i aktyw­no­ści do ich wijącego się jestestwa mierzącego niewiele więcej niż łokieć. Zwie­rzę odwraca się plecami. Futro wrasta mu w lód. Ma swoje potrzeby i nie zamierza z nich zrezygnować. To mój umysł chce z nich zrezygnować. Mó­wi, że jeśli ktoś jest taki mały i bezbronny, to jesteś wobec tego nieważna. Serce? Jakie serce? Ono bije po prostu. Ach, chodzi o metonimię? Której uczę moich studentów? Umiem ją nazwać: Serce Za Uczucie? Serce Za Mi­łość? Serce Za Tkliwość? Nie, we mnie nie ma żadnej metonimii. Serce bije, jest organem zanurzonym w lodzie utrzymującym mnie przy życiu. Robi swoją robotę.

🖇

Gdy o czymś słyszę, widzę świat w zamkniętych pudełkach katalogu. To, o czym słyszę, może być obcym słowem, nazwiskiem, nazwą instytucji, czymś, co powinnam zrobić. Zastygam w bezruchu. Cała. Jestem jedną bryłą lodu od skóry po zwierzę. Znikam z siebie. Potrzebuję pomocy! Kogoś, kto pomoże mi wybrać jedno z tych tysięcy pudełek! Wtedy spotykam się na ogół z niedowierzaniem, w najlepszym razie, z atakiem w najgorszym. „Jak to, ty, taka inteligentna, nie wiesz, o co chodzi? Robiłaś to już tyle razy!” Jak ktoś wskaże pudełko, dalej idzie szybciej, jeśli muszę sama szukać – dużo wolniej. Ale idzie.

🖇

Przecież to musi mieć sens. Tyle osób lubi
matematykę, Szymborską i pierogi.

🖇

Rano. Wirnik budzika warczy, coraz głośniej, „kurwa, znowu jestem w Saj­go­nie”, zasypiam na chwilę, łopaty budzika biją mnie po twarzy, wciąż tyl­ko Sajgon, zaczynam zbierać siebie w całość, wszystko wszak leży teraz osobno, pod osobną poduszką, tak trudno znaleźć nogę, rękę, oko, ucho, palce, wszystko ciężkie strasznie.
     Ale wstaję. Ze zgrzytem zardzewiałego podwozia, chrzęstem kości, na chy­bot­liwych skrzydłach z podartego płótna zaczynam lecieć. Po jakimś czasie włącza się autopilot. Na wysokości przelotowej nie jest źle. Bywa strasznie. Bywa pięknie. Ale w trzeciej części dnia trzeba podejść do lą­do­wa­nia. Każdy, kto leciał samolotem, wie, że ten proces jest długi. Nie jestem myśliwcem. W jasnej połowie roku jest łatwiej, słońce przenika ciało do póź­na. Jego złoto-rudawe światło, po którym staram się i nie staram wrócić na ziemię, nasyca mnie łagodnością. Spokojem. Uniesieniem, które na mo­ment znów mnie podrywa w powietrze. Tęsknotą. Pod tym wszystkim czai się lęk. To wtedy zaczynam pić.
     Nie wiem, jak opisać lądowanie. Może jutro mi się uda.

🖇

Śpiew ptaków unosi mnie wzwyż. Rozlatuję się na boki. Ramiona się rozpościerają, pokonuję siłę ciążenia, staję się mgławicą dźwięków, każdy ton to cieniutki płatek mnie wielkości kwiatu wiśni. Do palców stóp mam przywiązane maleńkie ciężarki, które łagodnie ciągną mnie w dół, głowę podnosi przejrzystość powietrza, wypełnia mnie przestrzeń między dźwiękami. Jestem szczęśliwa.

Joanna Jurewicz, Pod lodem, w serii Biała Plama,
Wydawnictwo Linia, Warszawa 2023.

Lęk zniknie w ciepłych ramionach Lasu. Będę mogła za­cząć oddychać pełną piersią. Zdjąć zbroję. Nie być jak zwie­rzy­na łowna – ciągle czujna. Zwierzę zaśnie ob­sy­pa­ne gwiezdnym pyłem. Lód wyprzejrzyścieje, bym mo­gła patrzeć przez jego tęczowe załamania. Skóra wła­ści­wa zmięknie pod pocałunkami słońca i deszczu. Zacznę po prostu istnieć. Będę sobą. Taką, jaką jestem. Potykającą się wciąż o te same linki namiotu, zo­sta­wia­ją­cą telefon na dworze na całą noc, a potem rano w pa­ni­ce go szukającą, z psami plączącymi się wokół nóg, stro­nią­cą od ludzi, ale równocześnie chętnie roz­ma­wia­ją­cą z paniami w sklepie odległym o bezpieczne osiem­na­ście kilometrów. „Jesteś dzieckiem wszech­świa­ta, tak jak drzewa i gwiazdy. Masz prawo być tutaj”.

(tamże)

sobota, kwietnia 27, 2024

5435. O miłości…

Jabłoń:
(zapytana, o to, co zjadłaby z chęcią na sobotnie śniadanie,
rozmarzyła się na temat świeżej, chrupiącej bagietki
z gorgonzolą i pomidorkami
)

Sadownik:
(wrócił z zakupów i podał)

Jabłoń:
Kotku, widzę miłość na talerzu!

Sadownik:
(wiedział, że Drzewko doceni obecność
bagietkowej dupki na talerzu
)
No, ba!

środa, kwietnia 24, 2024

5433. W piórach (XIII)

5432. Poza słowami (V)


fot. Hawwa, fragment.

/zasłyszane/
Traci się tyle osoby,
ile jej się doświadczyło.

Agnieszka Jelonek


Autor(ka) nie do ustalenia.

*

Ludwig van Beethoven, V Symfonia c-moll, Scherzo. Allegro,
Yo-Yo Ma (wiolonczela), Leonidas Kavakos (skrzypce),
Emanuel Ax (fortepian), Colin Matthews (aranżacja),
White Raven’s Favorites Playlist 2022, #99.

*

Zazwyczaj kiedy opracowuje się koncert na fortepian, łączy się części na orkiestrę i fortepian, tak by wykonanie jak naj­le­piej odwzorowywało partyturę.
     I odwrotnie. Kiedy aranżuje się utwór fortepianowy na orkie­strę, wydziela się części na inne instrumenty.

Riku Onda, Pszczoły i grom w oddali,
przeł. Katarzyna Sonnenberg-Musiał,
Wydawnictwo UJ, Kraków 2020.

wtorek, kwietnia 23, 2024

5431. 114/366

w ciszy, w nie­mocy, w ułamku sekundy dotarło do mnie, że.

wygrywam dokładnie w tym momencie, gdy akceptuję swoje porażki. jeszcze nie wiem, gdzie mnie te swoiste, aktualne zwycięstwa teraz prowadzą.

114/366

Ciem­ność […]  i pięk­no, któ­re się z niej wy­ła­nia, wy­zna­cza­ją od­ręb­ny świat cie­nia, któ­ry […]  w prze­szło­ści mu­siał być czę­ścią co­dzien­ne­go ży­cia.

Jun’ichirō Tanizaki, Pochwała cienia, przeł. Henryk Lipszyc,
Wydawnictwo Karakter, Kraków 2016.

sobota, kwietnia 20, 2024

5429. 111/366

na od­budowę i włożenie we właściwe miejsce dwóch puzzli w mo­im mózgu pracowałam dziewięć miesięcy, bez żadnych gwarancji, że się uda.

pierwszy, z coraz większą przyjemnością chodzę na czwo­ra­ka. drugi, po 274 nocach w rehabilitacyjnym łóżku na drugim koń­cu ula usta­wio­nym, wróciłam na pierwszą, całą noc do sypialni, by spać między dwojgiem moich najuko­chań­szych, chra­pią­cych przepięknie na wyścigi do samego rana.

111/366

wtorek, kwietnia 16, 2024

5427. Łódeczka dla Białego Kruka


Autor(ka) nie do ustalenia.

Majestat śmierci sprawia, że patrzymy inaczej: szerzej, głębiej, z większym szacunkiem.

🪔

Dopiero czyjeś odejście pokazuje, kim ten ktoś był naprawdę. I z jak wielkim smutkiem go żegnamy. Patrząc na karawan, widzimy odchodzących przez pryzmat najczystszego do do­strze­że­nia człowieczeństwa. Jaki ten ktoś był dla nas, dla in­nych, dla świata. […]  jaki był niejako od środka, bez otoczki, bez majątku, bez tytułów, bez dokonań, bez uznania, bez ubra­nia i bez ciała nawet. Głębiej, sięgamy znacznie głębiej. I właśnie za tym GŁĘBIEJ tęsknimy potem naj­bar­dziej.

🪔

Kiedy umiera ci rodzic, tracisz teraźniejszość i przeszłość, kiedy odchodzi partner — umiera przyszłość. Wszystkie wspólne marzenia, plany, zamiary za jednym zamachem biorą w łeb. Zamyka się perspektywa.

🪔

Cierpienie — jak brud — należy czyścić. To ciekawe, że to­le­ru­je­my czyjś głupi, często prymitywny śmiech. Ale ze łzami jest inaczej. Z rozpaczą lepiej się schować, bo jakoś nie uchodzi na­rażać na nią otoczenia. Jakby było się no­si­cie­lem prze­klę­te­go wirusa nieszczęścia. Tak czy inaczej, żałoba jest stanem naj­cichszego z wykluczeń.

🪔

Triumfalne trwanie przedmiotów jest nie do zniesienia, gdy odchodzi człowiek. Umarłeś, a świat ma czelność istnieć!

🪔

Nie umiem sobie tego poukładać, brak tylu odpowiedzi. Jest wściekłość. Na kogo? Na co? Na wszystko! […]  „Dlaczego ten… »Najwyższy« na to pozwolił? Zaspał? Zaniemógł? Miał zły dzień?”. Chciałabym wezwać Go i oskarżyć o rażące zaniedbanie, błąd w sztuce, niewybaczalny, bo ze skutkiem śmiertelnym.

🪔

[…]  dopiero co… Tylko że „dopiero co” znaczy w tym przy­pad­ku: nieosiągalnie dawno, w nieodwracalności. Nic nie będzie jak dotąd, jak wczoraj, jak ledwie kilka godzin wcześ­niej. Nigdy.

🪔

„Bóg dał, Bóg wziął” — czysta perfidia. Tak to widać ze strony opuszczonych.
     A może śmierć jest największym darem?

🪔

Pojęłam znaczenie powiedzenia: mi­łość jest wieczna. Zawsze będzie we mnie i dla mnie. Nie zdewaluuje się i nie wyczerpie. Ty umarłeś. Miłość trwa. Spoczywa w wielkim ogólnoświatowym depozycie bezcenności niematerialnych. Nieprzeliczalna na żadną walutę. […]  nikt mi jej nie ukrad­nie. Mogę z niej czerpać tylko ja. Kiedy potrzebuję, jak chcę, jak potrafię. I choć nie mam Cię tutaj, JESTEŚ.

Anna Bimer, Oczy Wojownika. Opowieść
o fotografie Macieju Macierzyńskim
,
Wydawnictwo Helion, Gliwice 2019.
(wyróżnienie własne)

*

J.S. Bach, Małe Preludia, Preludium 1. C-dur,
János Sebestyén (fortepian),
White Raven’s Favorites Playlist 2022, #97.

poniedziałek, kwietnia 15, 2024

5426. 106/366

w zeszłym roku potrzebowała sześciu do­dat­ko­wych dni, by za­kwitnąć. w tym roku już po wszystkim, stało się w mgnieniu oka. obsypała się kwia­tusz­ka­mi pod koniec ze­szłe­go tygodnia, dziś są już tylko listki.

106/366

Rozkwitające wiśnie […]. Czuł, że właśnie nastał ten jeden mo­ment w ciągu roku, gdy drzemiące w nich uczucia wy­do­sta­ją się na zewnątrz w eksplozji szczęścia. Kwiaty były jak ucieleśnienie czystej, niezmąconej radości.

*

     – Kwiaty już całkiem opadły, co?
     – To prawda. – Sentarō spojrzał na drzewo.
     – Idealna pora na podziwianie liści.
     – Liści?
     – Właśnie. Teraz wyglądają najpiękniej.

Durian Sukegawa, Kwiat wiśni i czerwona fasola,
przeł. Dariusz Latoś, Wydawnictwo UJ, Kraków 2018.
(wyróżnienie własne)

[suplement: 27.04.2024]
Z góry spadają delikatne maleńkie białe płatki dzikiej wiśni. Kładą mi się na powiekach. Czas staje. Ruszy za kilka dni. Gdy zwiędną. Ale nie teraz. Teraz jest teraz.

Joanna Jurewicz, Pod lodem, w serii Biała Plama,
Wydawnictwo Linia, Warszawa 2024.
(wyróżnienie własne)

5425. Z oazy (CCXLIX)

Dwunie­dzielne odliczanie literek, trzy, poślizgnięte kilkanaście godzin, bo po­trze­bo­wa­łam do­wie­dzieć się, co myślę o tej historii, gdy opadł kurz wrażeń. Sprawdziłam. Ta książka nie ma najlepszych notowań u polskich czytelniczek i śmiem po­spe­ku­lo­wać, dla­czego tak jest.

Młoda czytelniczka porzuci tę książkę najpóźniej w połowie drugiego rozdziału, bo nuda i nic się nie dzieje. Dla starszych osób, które są kilkanaście lub kilkadziesiąt lat po usunięciu zaćmy, to też nuda i co gorsza, banał. Nic nowego, czego nie znają z au­top­sji, w tej opowieści nie znajdą. Nie wynagrodzi im tego ani majstersztyk, ja­kim jest translatorski kunszt — delektowałam się — zastosowany do tłumaczenia dialektu języka ja­poń­skie­go, ani przepiękna metafora, której użyła Autorka, by ucie­le­śnić postaci dialogu wewnętrznego bohaterki.

To nie książka, nie powieść, to medytacja utkana z literek. Wymaga odpowiedniego stanu ducha. Czasem byłam na nią za młoda, czasem za stara. Dlatego też po­rzu­ca­łam ją wielokrotnie i wracałam tyle samo razy.

Podsumujmy. Najpierw chcesz, by cię przynajmniej lubili (w niemowlęctwie ważne jest nawet, by ktoś kochał, chociaż służbowo, bo nie przeżyjesz). Potem chcesz, by cenili twoją pracę. Zwykle dopiero po tych życzeniowych fikołkach i życiowych szpa­ga­tach dochodzisz do wnio­sku, że może warto spróbować polubić siebie. Jest to nie­zbędne, by finalnie docenić każdy swój krok. O tym, w skrócie, jest ta opowieść, po­my­ślało mi się dość subiektywnie.

Myślała, że tak to już po prostu jest. Każdy człowiek ostatecznie dokonuje pewnego odkrycia. Znajduje frazę, która na stare lata pozwala pomyśleć: Kto wie, może właśnie po to były wszystkie trudy, znoje i mozoły mojego ży­cia, by ją odnaleźć? Nieważne, jaka wyświechtana i banalna, bo nie­za­stą­pio­na, zdobyta za cenę własnego czasu i wysiłku, fraza, co ma pieśni wdzięk i tyleż treści, taka, która człowieka ubarwia, nadaje mu koloryt.

🖇

Czy kiedykolwiek walczyłam choćby prawie do końca? […] do tej pory wy­kształ­ci­ła w sobie jedynie posłuszeństwo i ugodowość, innymi słowy stale łamała sobie głowę, jak sprawić, by ją kochano. Nigdy nie rozwinęła siły do walki, do wzmacniania samej siebie, do przekraczania swoich granic i do­ży­ła tak aż do dziś, i wciąż tego żałowała. Dlaczego tak się stało?

🖇

Zabiłyście kogoś? Ktoś zabił was?

🖇

Gdziegolwiek was zaniosło, smutek, radoś, gniew i rozpacz szły za wami, brawda?
     Ale mimo wszyzgo stawiałyście kolejny krok.
     Aż mnie dreszcze przechodzą, tchu nie mogę złapać.
     Wspaniałe. Niewiarygodne. Jezdeście niebywałe. Jezdeśmy.
     […]
     Pokolenie za pokoleniem, pokolenie za pokoleniem, pokolenie za po­ko­le­niem, pokolenie za pokoleniem.
     I oto jezdem jo.
     Bezcenne życie, które podawałyście sobie z rąk do rąk. Życie jak cud.

🖇

Nie powierzyłam ci serca tylko po to, by
poczuć ulgę, że mam dokąd wracać.

🖇

Kres był tuż przed nią. W całej okazałości. Wzięła głęboki oddech.
     […]
     Po żalu i złości panią Momoko ogarnęła niewypowiedziana radość.
     Tyle światła. Wszystko jaśniało cudownym blaskiem. Na myśl, że to już koniec, każda najmniejsza rzecz wydawała się jej zupełnie inna. Soczysta i pełna życia niczym zieleń po deszczu. Dźwięki też brzmiały czysto i har­mo­nijnie.
     Od kiedy pani Momoko pożegnała Shūzō, wierzyła, że istnieje świat ukry­ty przed ludzkim wzrokiem. Teraz wszystko, co widziała, i wszystko, co słyszała, wydawało się tego dowodem. […]
     Dziękuję za chmurę, która odbija się w pełnym wody wiaderku. Za wycie psa. Za zdartą skórkę przy paznokciu palca wskazującego lewej dłoni. Czu­ła, że wszystko ma sens.

🖇

Chce ją spodgać, zamom ziebie.

Chisako Wakatake, Pójdę sama, przeł. Dariusz Latoś,
Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2023.
(wyróżnienie własne)

Ciągle składała dłonie w geście wdzięczności, nie mogła się powstrzymać. Do prawej przenikało ciepło z lewej, lewą czuła dotyk prawej.

🖇

Istnieją uczucia, których nie da się poznać od razu, musi minąć czas.

🖇

Pani Momoko się roześmiała. I jej śmiech długo nie milkł.
     Ach.
     Nagle zrozumiała jego znaczenie. Zrozumiała sens tego śmiechu, który wzbierał w niej bez końca.
     Nie muszę tylgo czekać. Wciąż reaguję na świat, na czerwień. Nadal mogę walczyć. Jo zaczynam zie od te­raz. Ten śmiech to odgłos tego, jak napełnia mnie de­ter­mi­na­cja. Jeszcze nie koniec.
     Na tę myśl pani Momoko znów się roześmiała.

(tamże)

niedziela, kwietnia 14, 2024

5424. Z oazy (CCXLVIII)

Dwunie­dzielne odliczanie literek, dwa. Czemu? Po co? Dlaczego? Teraz ta książka? To pytania, które w pewnych okolicznościach są całkowicie pozbawione sensu i nikt przy zdrowych, choć nadwyrężonych działaniem losu, nie będzie szukał ani ocze­ki­wał na nie odpo­wie­dzi. Wpadła mi w ręce przypadkiem. Z premedytacją jej już z rąk nie wypuściłam. Zatrzymuje ta książka, przede wszystkim zatrzymuje.

     — W Jugosławii była ostatnia prawdziwa wojna, prawdziwa, bo wy­buchła z autentycznego etnicznego konfliktu.
     — Tak, potem zaczęły się już wojny o podłożu jawnie ekonomicznym. Przestały się liczyć idee i emocje. Zimna strategia zastąpiła prawdziwy gniew.

🖇

Wojna zabija na wiele sposobów. Z opóźnionym zapłonem również. […]
     Często powtarzałeś: „Na wojnie łatwo się zagalopować, stracić głowę, zgubić kompas. Zwłaszcza że tam nie ma dobrych i złych. Wszyscy są ubrudzeni”.

🖇

[…] śmierć jest kurewsko skrupulatna — przychodzi po każdego.

🖇

Wolę myśleć, że życie nie znosi próżni i pustki. Życie po życiu zwłaszcza.

🖇

     — To nie jest mój świat — broniłam się.
     — Tego nie możesz wiedzieć, dopóki go nie poznasz — mówiłeś.

🖇

I jeszcze… zawsze miałam słabość do upadłych aniołów, ludzi z po­wi­kła­ny­mi losami, a przez to niejednowymiarowych i nie tak prze­ra­źli­wie sfor­ma­to­wa­nych jak obecnie większość. Lubiłam twarze z nieco zaznaczonym ży­cio­rysem. Są jak plakat z hasłem: „Zrozumiem więcej”.

🖇

Ale jacy niby mają być dorośli ludzie z nieudaną przeszłością, licznymi ob­ra­że­nia­mi „wewnętrznymi” i wątłą wiarą w przyszłość? Poza tym, świa­do­ma własnych błędów i wypaczeń, zastanawiałam się, jaki Ty nosisz w so­bie błąd. Byłam podejrzliwa. Chciałam być rozważna.

🖇

     — Teraz mam wrażenie, że całe życie czekałem na ciebie — mówiłeś. — Szkoda, że tak długo.
     — Może wcześniej byśmy to wszystko spieprzyli? — zastanawiałam się.
     — A to możliwe. W końcu za nami zgliszcza.
     […] Miłość w wieku dojrzałym jest jak bonus, jak wielka kumulacja, na­gro­da specjalna, której wielu już dawno nie wygląda. Taką nie­spo­dzian­kę ceni się bardzo i traktuje delikatnie, by jej nie uszkodzić, nie popsuć, nie zniszczyć.

🖇

     — Zakochaj się we mnie, proszę cię, zakochaj się — powiedziałeś.
     Zgłupiałam, no bo… jak to? O miłość poprosić? To nie kontrakt ani zakup internetowy, że klikasz i załatwione. Teraz wiem, że nie można pro­sić o mi­łość, gdy nie ma na nią żadnych szans. Ale gdy są — wtedy taki szczery apel brzmi poruszająco […].

🖇

Kilka dni później powiedziałam moim dwóm przyjaciółkom Dorotom: „Czu­ję, że właśnie dopłynęłam do portu”.
     Ty mówiłeś swoim najbliższym kumplom: „Boję się teraz tylko jednego: że się obudzę”.

🖇

„Takie czasy i nie ma co się obrażać na rzeczywistość” — powie ktoś. Ale nie my. Oboje uważaliśmy, że rzeczywistość wymaga tego, by się na nią obra­żać, po to by ją kształtować. Nie chcieliśmy wpasowywać się w formy, fo­rem­ki. Przeciwnie, woleliśmy kipieć z tortownicy. Słuszną — naszym zda­niem — niezgodą.

🖇

[…] trwoga o tych, co zostają. Potworna niemoc i bezradna troska. Na przemian: spadek sił i przypływ optymizmu. Czy to nie jest współczesna droga krzyżowa? Takie zmaganie się z chorobą, która każe upadać, nie tylko na duchu, raz po raz i z trudem dźwigać się jeszcze i jeszcze…?

🖇

Tak, kojarzysz mi się ze spokojem, z bezpieczeństwem, błogością. Wzię­tymi z tego tylko, że jesteś. Z radością przeżywania, ale też prze­żuwania — w znaczeniu wyciskania do ostatka — każdej wspól­nej chwili.

🖇

To charakterystyczne […] szukanie każdego strzępu nadziei, chwytanie się irracjonalnych powodów do wzniesienia monumentu optymizmu, całkowite przeskalowanie i zachwianie proporcji między myśleniem trzeźwym a ży­cze­nio­wym. Przychodzi mi na myśl porównanie do bólów fantomowych, kiedy czuje się palce stopy, choć nogi już nie ma. Tu rzecz się ma podobnie: udajemy normalność, choć nam została odjęta.

🖇

Chcesz czy nie, głowa pracuje jak oszalała, generuje tryliardy spostrzeżeń, porównań, przypuszczeń. Wszystko po to, żeby choć o setną milimetra zbli­żyć się do odpowiedzi na to rozpaczliwe: DLACZEGO? Zupełnie jakby roz­strzy­gnięcie tej kwestii miało przynieść sposób na odwrócenie czy zre­se­to­wa­nie dramatu. A kiedy tak na to patrzę z dystansu, kusi mnie dokonanie, zapewne prostackiego, podziału na ludzi pytających: „O co chodzi w tym życiu?” i twierdzących obojętnie: „Tak już jest”. Podziału, który przebiega zwykle według linii życiowego powodzenia. Masz w życiu fart, nie za­sta­na­wiasz się dlaczego — bo i nad czym tu deliberować, dopóki jest, jak być po­winno? Pospiesznie ściągasz but dopiero wtedy, gdy coś uwiera w stopę i ją rani.

🖇

A swoją drogą, dlaczego tak jest, że gdy zwykły człowiek mówi o przeczuciach, traktuje się to jak zabobon?

🖇

     — Ale cię urządziłem, załatwiłem cię naprawdę na amen — mówiłeś, wi­dząc, dokąd to zmierza. Wcześniej powtarzałeś, że chyba dostaliśmy przy­spie­szony kurs trudnych doświadczeń, które testują i jednoczą ludzi bar­dziej niż małżeński staż.
     Sens, sens — każde z nas chciało znaleźć jakieś wytłumaczenie, że to się dzieje po coś. Że to tylko próba, ale przetrwamy.

🖇

[…] stworzyliśmy niepisany triumwirat: „dzieciństwo — reakty­wa­cja”, w którym wszyscy troje odnaleźliśmy sposobność odpracowania kulawej przeszłości.

Ona, Ido & On


fot. Taida Tarabuła.

🖇

Człowiek, chcąc nie chcąc, jest zakładnikiem symboli.

🖇

[…] musimy zawsze leczyć pacjenta jako osobę, a nie to, co nam się wydaje. Nie projektować. Nie przerzucać własnych lęków, własnych stra­chów na chorych.
x. Jan Kaczkowski

🖇

     — Słyszysz, kochanie? — zwróciłeś się do mnie. — Ja umieram. A gdyby miał pan to samo powiedzieć swojemu ojcu, panie doktorze…
     — To chwyt poniżej pasa! — zaoponował doktor.
     — Aha, to, co ja powiedziałem, jest chwytem poniżej pasa? — zapytałeś retorycznie.

🖇

Są oczywiście lekarze i lekarze. Trafiają się jeszcze wspaniali, wielkoduszni medycy humaniści, jak tradycja nakazuje, i są „nowo-wytwory” tak ku­la­we­go systemu szkolenia, że świeżo upieczony doktor nierzadko wierny jest zasadzie: po pierwsze nie szkodzić — sobie.

🖇

Choroba była nieuleczalna. Ale fakt ten nie może jednocześnie stanowić alibi dla zaniechań tych, którzy dołożyli Ci cierpienia. […]
     Trudno w to uwierzyć, a jednak ci najciężej chorzy, w fazie największej swej życiowej bezbronności, obrywają najmocniej. Absolutnie wbrew re­gu­le, że nie kopie się leżącego.

🖇

Rak to choroba śmiertelna. To także często używany synonim złej zmiany, parszywej mutacji, degeneracji, destrukcji, degradacji, czegoś błędnego i patologicznego, co wymknęło się spod kontroli. „To… jest jak rak” — po­rów­nu­je­my wtedy. I w tym znaczeniu określenie „rak” oddaje wadliwość systemu lecznictwa, który mamy. W warunkach polskich chory stanowczo za często walczy więc z dwoma rakami.

🖇

     — Najgorsze, że pan kompletnie wypiera ze świadomości to, w jakim jest stanie i że umiera — powiedziała mi, jakby straszna była nie śmierć, lecz brak na nią wewnętrznej zgody. Co ona może wiedzieć o umieraniu? Trzy­dzie­stolatka!
     — Dla kogo to jest najgorsze?! — spytałam.

🖇

„Nie patrz tak na mnie — złościłeś się. — To nie pomaga”. Z czasem nauczyłam się w Ciebie nie wgapiać. Ale przecież nie patrzeć nie znaczy nie widzieć.

Anna Bimer, Oczy Wojownika. Opowieść
o fotografie Macieju Macierzyńskim
,
Wydawnictwo Helion, Gliwice 2019.
(wyróżnienie własne)

Bałeś się? Nigdy nie zapytałam. Nigdy nie powiedziałeś. Ale przecież nie mogłeś się z tym nie mierzyć ani przez chwilę. Miałeś dar, tak właśnie, dar wypierania rze­czy­wi­sto­ści i jej zaklinania.

🖇

     — Dlaczego on jest głaskany 40 minut, a ja cztery? — pytałeś zazdrośnie, gdy drapałam psa. Ale przecież miałeś swoje nie cztery, a pięć minut. Zawsze po 24.

🖇

Umierający chcą rozmawiać o nieuniknionym. Naj­czę­ściej jednak nie ma do tego chętnych. I to dopiero musi być kwintesencja opuszczenia…

🖇

Są ludzie zainteresowani tym, żeby ci uczeni, którzy za­kła­dają to bezcenne „cdn.”, mieli rację. Są zain­te­re­so­wa­ni, bo bardzo tęsknią za kimś, kto jest już TAM. Jak ja.

(tamże)

5423. Z oazy (CCXLVII)

Dwunie­dzielne odliczanie literek, raz. Trwało, nim tę książkę przeczytałam, robiąc co chwilę przerwę, by pomyśleć, przemyśleć, znaleźć swoje odpowiedzi. Jeszcze dłu­żej trwało odcedzanie wrażeń i wybieranie cytatów. Łazarz rozbił bank, od­sła­niając katolicko-na­rodową naturę prawdziwej polskości, i ważkością swojej historii wy­mu­sił ograniczenie cytatów do minimum. Z gęstego pozostało tylko samo najgęstsze.

Większość ludzi twierdzi, iż pragnie jak najszybciej opuścić przedszkole. Ale nie wierz im. Nie mówią prawdy. Jedyne, czego naprawdę chcą, to by naprawić im popsute zabawki.
 // Anthony de Mello

🖇

Przyszła mi do głowy parafraza biblijnej przypowieści o Łazarzu. […]
     Pojawia się tu pytanie: dlaczego Jezus kazał ludziom usunąć kamień? Prze­cież Jezus był/jest Bogiem. Miał moc wskrzeszenia Łazarza, zatem na pew­no nie zabrakłoby Mu jej na odsunięcie kamienia — w końcu Bóg jest przecież wszechmocny, wystarczyłoby, by mrugnął, a kamień od­to­czył­by się sam albo rozpadł w pył i proch. Czemu kamień musieli odsuwać ludzie?
     […]
W tym przedsięwzięciu, a może w wielu innych także, ważne jest, że są spra­wy ludzkie i są sprawy Boskie. Wierzę, że Bóg — jakkolwiek Go poj­mu­je­my — pomoże mi, jednak pod warunkiem że najpierw to ja wy­ko­nam swo­ją część zadania i nie będę się domagał od Niego, żeby zrobił coś, z czym mogę i powinienem poradzić sobie sam. […]
     Wyobraźmy sobie teraz, że obok grobu Łazarza stoi cała jego rodzina, ja­cyś dalsi krewni i przyjaciele, a wszyscy to polscy trzeźwiejący albo i trze­źwi alkoholicy. Podchodzi Jezus i wydaje polecenie: odsuńcie kamień na­grob­ny! Bliscy Łazarza coś tam szepczą między sobą i wreszcie jeden z nich, zapewne ten najodważniejszy, zabiera głos w imieniu reszty…
     Odważny — Uzgodniliśmy (sumienie grupy?), że je­steś­my całkowicie go­to­wi, żebyś to Ty sam, Panie, usunął ten kamień.
     Jezus — Jak to, nie zamierzacie nic zrobić, nawet palcem nie kiwniecie, dla dobra Łazarza??? Przecież to wasz brat! Podobno kochacie bliźnich, jak sie­bie samych!
     Odważny — Zaraz, zaraz! To nie tak, przecież złożyłem deklarację, że sta­li­śmy się całkowicie gotowi, żebyś Ty to zrobił, więc się na­pra­co­wa­li­śmy. A po­za tym… kamień jest ciężki i brudny.
     Jezus — Brudne to wy macie dusze, języki i intencje, a kamień, owszem, jest ciężki, ale razem świetnie dacie sobie z nim radę.
     Odważny — Pewnie razem to i dalibyśmy, ale… Ja tam tego Łazarza aż tak bardzo nie lubiłem. Wiem też, że Marta była kiedyś nierządnicą, a z ta­ką szma­tą to ja nic nie będę robił wspólnie. No i większość z nas nie ma zaufania do tych spoza Betanii, bo oni głosowali na, sam wiesz, kogo. Już nie wspom­nę, że brat Łazarza ma urazę do jego szwagra, więc też nic razem nie zrobią.
     Jezus — Ale jeśli nie odsunięcie kamienia, a ja wskrzeszę Łazarza, to on w tej grocie grobowej znowu umrze za kilka dni z głodu i pragnienia.
     Odważny — Słusznie prawisz, Panie, ale wtedy to już będzie Twoja wina.
     Śmieszne? Mnie jakoś nie bawi. Przez lata w AA i poza Wspólnotą, w codziennym życiu, napatrzyłem się na wiele dokładnie takich postaw i zachowań.

🖇

[…] pewne umiejętności zdobywa się tylko w działaniu, dzięki codziennej praktyce. A na to trzeba czasu…

🖇

[…] krótkie zdanie „czekanie jest czynnością banalną” zawiera dwa po­waż­ne błędy. Wartość i jakość czekania jest dokładnie taka, jaką jej nadam i tyl­ko od mojej decyzji i wyboru, zależy, czy będzie to czas bez istotnej war­to­ści, bezsensownie zmarnowany. Jednak głównie i przede wszystkim czekanie nie jest czynnością — czekanie to stan ducha, stan umysłu.

🖇

Czekać, to przede wszystkim
spodziewać się kogoś, lub czegoś.

🖇

[…] od alkoholu uwolnić się było mi o wiele łatwiej, niż od czekania. Wła­ści­wie… nie jestem pewien, czy w pełni, w każdej sytuacji i oko­licz­no­ściach jest to dla mnie w ogóle możliwe, bo nadal zdarza mi się jakby zapominać, że ży­cie składa się z chwil i tak naprawdę, to one właśnie nadają mu sens i znaczenie.

🖇

Zaplanowałem sobie realizację zasady „daj czas czasowi”, z premedytacją zapominając o tym kawałku, który mówi, że „do czasu”.

🖇

W życiu każdy ma czasem zły dzień lub kiepski okres, nie potrzeba do tego być alkoholikiem. Tak się po prostu zdarza i nic w tym dziwnego czy nie­nor­mal­ne­go. Trzeźwi ludzie wiedzą, że tak to czasem bywa, że tak skon­stru­o­wa­ne jest życie, więc nie walczą z rzeczywistością i nie kopią się z faktami.

🖇

Niedługo potem dostałem anonimowy SMS. Może niezbyt mądry, może w za­ło­żeniu zabawny, dla mnie jednak miał nieocenioną wartość: Tu Nie­bo. Mówi Pan Bóg. Informuję, że wszystkie twoje prośby do mnie do­cie­ra­ją, ale zrozum wreszcie, że odpowiedź na niektóre brzmi — NIE.
     I to było właściwie wszystko, czego potrzebowałem.

Meszuge, Alkoholicy i ludzie. Podróż bez końca,
Wydawnictwo Riderò, 2024.
(wyróżnienie własne)

Kochaj i rób co chcesz — św. Augustyn — tak, w tej właśnie kolejności!

🖇

Jakakolwiek byłaby Siła Wyższa, zawsze będą jakieś za­sa­dy, „reguły gry”. Problem tylko w tym, że trzeba je rea­li­zo­wać w życiu, a nie tylko o nich gadać. Trzeba po pro­stu działać, działać tak, jak pro­sto i jasno Ano­ni­mo­wi Alko­holicy wyłożyli to w Trzecim Kroku.

🖇

[…] bierz odpowiedzialność za siebie na siebie.

🖇

Wiesz, masz świadomość, co jest w twoim życiu naj­waż­niej­sze? Ale poważnie i naprawdę, bez bez­myśl­ne­go po­wtarzania modnych przekonań, że dzieci, ro­dzi­na i praca.

(tamże)

piątek, kwietnia 12, 2024

5422. Chwila z życia osiedla…

Ostróżka dwa dni temu opowiedziała mi o ich zaskakującym spo­tka­niu. Nim spojrzeli sobie w oczy, mignęło Jej coś dziwnego na drze­wie w pięknym tego dnia słońcu. Gdy już wiedziała, z kim ma do czy­nienia, podeszła bliziutko, by zrobić cyk. Nawet nie drgnął. Na tym osiedlu psy i koty mają dobrze. One tu mieszkają, a my, lu­dzie, pła­cimy czynsz.

Gdy rzuciłam okiem na pierwsze akapity poleconej przez Karo­li­nę Wigurę książki, wie­dzia­łam, że to zdjęcie muszę tu mieć do kom­ple­tu pierwszych wspaniałych przeczytanych w niej słów, więc szyb­ciut­ko po­pro­si­łam o piksele.


fot. Ostróżka, fragment.

Koty są ar­cy­re­ali­stami i rzadko ro­bią coś, co ich nie zbliża do kon­kret­nego celu ani nie za­pew­nia im na­tych­mia­sto­wej gra­ty­fi­ka­cji. W ob­li­czu ludz­kiej fa­na­be­rii po pro­stu idą w swoją stronę.

*

Czło­wiek nie może zo­stać ko­tem, lecz je­śli po­zbę­dzie się prze­ko­na­nia, że re­pre­zen­tuje wyż­szą formę bytu, ma szansę zro­zu­mieć, jak to się dzieje, że koty cał­kiem nie­źle so­bie ra­dzą bez cią­głego do­cie­ka­nia, jak żyć.

*

Lu­dzie przez znaczną część ży­cia usil­nie po­szu­kują szczę­ścia. Dla ko­tów szczę­ście to stan wyj­ściowy, który po­ja­wia się, gdy tylko zni­ka za­gro­że­nie dla ich do­bro­stanu. […] koty – ich przy­ro­dzo­nym pra­wem jest bło­gość, czę­sto nie­osią­galna dla lu­dzi.

John Gray, Kocia filozofia. Sens życia
według kotów
, przeł. Agnieszka Wilga,
Fun­da­cja Kul­tura Li­be­ralna, Warszawa 2022.

czwartek, kwietnia 11, 2024

5421. 102/366

w rocznicę. wciąż niepojętą. cały On, upchnięty w czterech wersach refrenu, w słowach, które osobiście wybrał i ułożył w okre­ślo­nym porządku, a  potem zaśpiewał.

102/366

Monofon, Horror.

biegłem, biegałem
miałem coś, potem nie miałem
chciałem czegoś, a potem to zgubiłem
nie wiem, gdzie byłem, wiem, że wróciłem

wtorek, kwietnia 09, 2024

5419. 100/366

stanu ducha nadgryzionej, popękanej, zmęczonej motywacji do re­ha­bi­litacji nawet nie skomentował. zabrał w niedzielny wie­czór na ko­la­cję.

ta motywacja była po prostu głodna do­brych chwil i snutych nieśpiesznie marzeń i planów.

100/366


[asystencja: Sadownik]

5418. Poza słowami (IV)


fot. Hawwa, fragment.

*

Frederick Delius, 2 Aquarelles: Lento, ma non troppo,
Northern Sinfonia, David Lloyd-Jones (dyrygent),
White Raven’s Favorites Playlist 2022, #15.

niedziela, kwietnia 07, 2024

5417. Zamieniając ziarnka piasku w perły (VII)

dowiedz się, jaką naturę ma twój dylemat? jest
kwestią indywidualną, merytoryczną czy etyczną?
*
jeśli jest to dylemat etyczny,
jaką zasadę narusza?
KD • Teachers
dlaczego ta zasada jest ważna?

środa, kwietnia 03, 2024

5416. W warzywniaku (V)

Jabłoń:
(wczoraj o kryzysie radzenia sobie doniosła,
że trawa gdzieś indziej bardziej zielona
)

Pati:
Pomyśl, wczoraj według papierów ktoś był
rzutowo-remisyjny, dziś jest wtórnie postępujący.
Co się dla niego zmieniło?

Jabłoń:
(zbaraniała)
Jak to???

Pati:
Jedni* i drudzy** mają nadzieję,
tylko na inne rzeczy.

_________
   *   chorujący na rzutowo-remisyjną postać sm.
  **  chorujący na wtórnie postępującą postać sm.

🍆

Jabłoń:
(trwało, ale przemyślała sprawę)

Rzutowo-remisyjni, pierwotnie czy wtórnie postępujący, chorujący na in­ne choroby czy całkiem jeszcze (sic!) zdrowi ludzie — pod pew­nym wzglę­dem*** niczym się nie różnimy:

wszyscy mamy nadzieję,
tylko na inne rzeczy
.

_________
   ***   pomijając fakt, że wszyscy wciąż żywi.

5415. W piórach (IX)


fot. Kapitanka, fragment.

wtorek, kwietnia 02, 2024

5414. 93/366

dotykając życzliwie* swojej skończoności, do­świad­czam nie­skoń­czo­no­ści**, a potem.

gdy znów, od nowa szarpię się z rzeczy­wi­sty­mi ogra­ni­cze­nia­mi i niemocą, nijak nie umiem przywołać tam­tego karmiącego do­świad­cze­nia. udaje mi się wyłącznie tęsknić, by znów znaleźć się w jego cichym centrum.

93/366

_________
   *   są takie chwile, nawet jeśli czasem to tylko ułamki se­kund czy mgnienie powiek.
  **  miłości, szczęścia i otwartego serca.

*

[…]  im szyb­ciej do­wia­du­jemy się o po­cząt­ku pro­cesu cho­ro­bo­wego u sie­bie, tym szyb­ciej mo­żemy pod­jąć dzia­ła­nia w ce­lu za­trzy­ma­nia go lub spo­wol­nie­nia oraz do­ko­nać prze­glądu swo­ich ży­cio­wych prio­ry­te­tów. Tym, co na­prawdę ważne do zro­bie­nia w po­zo­sta­ją­cym nam cza­sie, jest praw­do­po­dob­nie zaj­rze­nie do swo­jej li­sty „rze­czy do za­li­cze­nia przed śmier­cią” oraz wzmoc­nie­nie więzi z przy­ja­ciółmi i krew­nymi.

Daniel Gibbs, Teresa H. Barker, Tatuaż na mózgu. Moje
życie z chorobą Alzheimera
, przeł. Dariusz Rossowski,
Copernicus Center Press, Warszawa 2024.

[suplement pikselowy: 4.04.2024]