niedziela, kwietnia 14, 2024

5424. Z oazy (CCXLVIII)

Dwunie­dzielne odliczanie literek, dwa. Czemu? Po co? Dlaczego? Teraz ta książka? To pytania, które w pewnych okolicznościach są całkowicie pozbawione sensu i nikt przy zdrowych, choć nadwyrężonych działaniem losu, nie będzie szukał ani ocze­ki­wał na nie odpo­wie­dzi. Wpadła mi w ręce przypadkiem. Z premedytacją jej już z rąk nie wypuściłam. Zatrzymuje ta książka, przede wszystkim zatrzymuje.

     — W Jugosławii była ostatnia prawdziwa wojna, prawdziwa, bo wy­buchła z autentycznego etnicznego konfliktu.
     — Tak, potem zaczęły się już wojny o podłożu jawnie ekonomicznym. Przestały się liczyć idee i emocje. Zimna strategia zastąpiła prawdziwy gniew.

🖇

Wojna zabija na wiele sposobów. Z opóźnionym zapłonem również. […]
     Często powtarzałeś: „Na wojnie łatwo się zagalopować, stracić głowę, zgubić kompas. Zwłaszcza że tam nie ma dobrych i złych. Wszyscy są ubrudzeni”.

🖇

[…] śmierć jest kurewsko skrupulatna — przychodzi po każdego.

🖇

Wolę myśleć, że życie nie znosi próżni i pustki. Życie po życiu zwłaszcza.

🖇

     — To nie jest mój świat — broniłam się.
     — Tego nie możesz wiedzieć, dopóki go nie poznasz — mówiłeś.

🖇

I jeszcze… zawsze miałam słabość do upadłych aniołów, ludzi z po­wi­kła­ny­mi losami, a przez to niejednowymiarowych i nie tak prze­ra­źli­wie sfor­ma­to­wa­nych jak obecnie większość. Lubiłam twarze z nieco zaznaczonym ży­cio­rysem. Są jak plakat z hasłem: „Zrozumiem więcej”.

🖇

Ale jacy niby mają być dorośli ludzie z nieudaną przeszłością, licznymi ob­ra­że­nia­mi „wewnętrznymi” i wątłą wiarą w przyszłość? Poza tym, świa­do­ma własnych błędów i wypaczeń, zastanawiałam się, jaki Ty nosisz w so­bie błąd. Byłam podejrzliwa. Chciałam być rozważna.

🖇

     — Teraz mam wrażenie, że całe życie czekałem na ciebie — mówiłeś. — Szkoda, że tak długo.
     — Może wcześniej byśmy to wszystko spieprzyli? — zastanawiałam się.
     — A to możliwe. W końcu za nami zgliszcza.
     […] Miłość w wieku dojrzałym jest jak bonus, jak wielka kumulacja, na­gro­da specjalna, której wielu już dawno nie wygląda. Taką nie­spo­dzian­kę ceni się bardzo i traktuje delikatnie, by jej nie uszkodzić, nie popsuć, nie zniszczyć.

🖇

     — Zakochaj się we mnie, proszę cię, zakochaj się — powiedziałeś.
     Zgłupiałam, no bo… jak to? O miłość poprosić? To nie kontrakt ani zakup internetowy, że klikasz i załatwione. Teraz wiem, że nie można pro­sić o mi­łość, gdy nie ma na nią żadnych szans. Ale gdy są — wtedy taki szczery apel brzmi poruszająco […].

🖇

Kilka dni później powiedziałam moim dwóm przyjaciółkom Dorotom: „Czu­ję, że właśnie dopłynęłam do portu”.
     Ty mówiłeś swoim najbliższym kumplom: „Boję się teraz tylko jednego: że się obudzę”.

🖇

„Takie czasy i nie ma co się obrażać na rzeczywistość” — powie ktoś. Ale nie my. Oboje uważaliśmy, że rzeczywistość wymaga tego, by się na nią obra­żać, po to by ją kształtować. Nie chcieliśmy wpasowywać się w formy, fo­rem­ki. Przeciwnie, woleliśmy kipieć z tortownicy. Słuszną — naszym zda­niem — niezgodą.

🖇

[…] trwoga o tych, co zostają. Potworna niemoc i bezradna troska. Na przemian: spadek sił i przypływ optymizmu. Czy to nie jest współczesna droga krzyżowa? Takie zmaganie się z chorobą, która każe upadać, nie tylko na duchu, raz po raz i z trudem dźwigać się jeszcze i jeszcze…?

🖇

Tak, kojarzysz mi się ze spokojem, z bezpieczeństwem, błogością. Wzię­tymi z tego tylko, że jesteś. Z radością przeżywania, ale też prze­żuwania — w znaczeniu wyciskania do ostatka — każdej wspól­nej chwili.

🖇

To charakterystyczne […] szukanie każdego strzępu nadziei, chwytanie się irracjonalnych powodów do wzniesienia monumentu optymizmu, całkowite przeskalowanie i zachwianie proporcji między myśleniem trzeźwym a ży­cze­nio­wym. Przychodzi mi na myśl porównanie do bólów fantomowych, kiedy czuje się palce stopy, choć nogi już nie ma. Tu rzecz się ma podobnie: udajemy normalność, choć nam została odjęta.

🖇

Chcesz czy nie, głowa pracuje jak oszalała, generuje tryliardy spostrzeżeń, porównań, przypuszczeń. Wszystko po to, żeby choć o setną milimetra zbli­żyć się do odpowiedzi na to rozpaczliwe: DLACZEGO? Zupełnie jakby roz­strzy­gnięcie tej kwestii miało przynieść sposób na odwrócenie czy zre­se­to­wa­nie dramatu. A kiedy tak na to patrzę z dystansu, kusi mnie dokonanie, zapewne prostackiego, podziału na ludzi pytających: „O co chodzi w tym życiu?” i twierdzących obojętnie: „Tak już jest”. Podziału, który przebiega zwykle według linii życiowego powodzenia. Masz w życiu fart, nie za­sta­na­wiasz się dlaczego — bo i nad czym tu deliberować, dopóki jest, jak być po­winno? Pospiesznie ściągasz but dopiero wtedy, gdy coś uwiera w stopę i ją rani.

🖇

A swoją drogą, dlaczego tak jest, że gdy zwykły człowiek mówi o przeczuciach, traktuje się to jak zabobon?

🖇

     — Ale cię urządziłem, załatwiłem cię naprawdę na amen — mówiłeś, wi­dząc, dokąd to zmierza. Wcześniej powtarzałeś, że chyba dostaliśmy przy­spie­szony kurs trudnych doświadczeń, które testują i jednoczą ludzi bar­dziej niż małżeński staż.
     Sens, sens — każde z nas chciało znaleźć jakieś wytłumaczenie, że to się dzieje po coś. Że to tylko próba, ale przetrwamy.

🖇

[…] stworzyliśmy niepisany triumwirat: „dzieciństwo — reakty­wa­cja”, w którym wszyscy troje odnaleźliśmy sposobność odpracowania kulawej przeszłości.

Ona, Ido & On


fot. Taida Tarabuła.

🖇

Człowiek, chcąc nie chcąc, jest zakładnikiem symboli.

🖇

[…] musimy zawsze leczyć pacjenta jako osobę, a nie to, co nam się wydaje. Nie projektować. Nie przerzucać własnych lęków, własnych stra­chów na chorych.
x. Jan Kaczkowski

🖇

     — Słyszysz, kochanie? — zwróciłeś się do mnie. — Ja umieram. A gdyby miał pan to samo powiedzieć swojemu ojcu, panie doktorze…
     — To chwyt poniżej pasa! — zaoponował doktor.
     — Aha, to, co ja powiedziałem, jest chwytem poniżej pasa? — zapytałeś retorycznie.

🖇

Są oczywiście lekarze i lekarze. Trafiają się jeszcze wspaniali, wielkoduszni medycy humaniści, jak tradycja nakazuje, i są „nowo-wytwory” tak ku­la­we­go systemu szkolenia, że świeżo upieczony doktor nierzadko wierny jest zasadzie: po pierwsze nie szkodzić — sobie.

🖇

Choroba była nieuleczalna. Ale fakt ten nie może jednocześnie stanowić alibi dla zaniechań tych, którzy dołożyli Ci cierpienia. […]
     Trudno w to uwierzyć, a jednak ci najciężej chorzy, w fazie największej swej życiowej bezbronności, obrywają najmocniej. Absolutnie wbrew re­gu­le, że nie kopie się leżącego.

🖇

Rak to choroba śmiertelna. To także często używany synonim złej zmiany, parszywej mutacji, degeneracji, destrukcji, degradacji, czegoś błędnego i patologicznego, co wymknęło się spod kontroli. „To… jest jak rak” — po­rów­nu­je­my wtedy. I w tym znaczeniu określenie „rak” oddaje wadliwość systemu lecznictwa, który mamy. W warunkach polskich chory stanowczo za często walczy więc z dwoma rakami.

🖇

     — Najgorsze, że pan kompletnie wypiera ze świadomości to, w jakim jest stanie i że umiera — powiedziała mi, jakby straszna była nie śmierć, lecz brak na nią wewnętrznej zgody. Co ona może wiedzieć o umieraniu? Trzy­dzie­stolatka!
     — Dla kogo to jest najgorsze?! — spytałam.

🖇

„Nie patrz tak na mnie — złościłeś się. — To nie pomaga”. Z czasem nauczyłam się w Ciebie nie wgapiać. Ale przecież nie patrzeć nie znaczy nie widzieć.

Anna Bimer, Oczy Wojownika. Opowieść
o fotografie Macieju Macierzyńskim
,
Wydawnictwo Helion, Gliwice 2019.
(wyróżnienie własne)

Bałeś się? Nigdy nie zapytałam. Nigdy nie powiedziałeś. Ale przecież nie mogłeś się z tym nie mierzyć ani przez chwilę. Miałeś dar, tak właśnie, dar wypierania rze­czy­wi­sto­ści i jej zaklinania.

🖇

     — Dlaczego on jest głaskany 40 minut, a ja cztery? — pytałeś zazdrośnie, gdy drapałam psa. Ale przecież miałeś swoje nie cztery, a pięć minut. Zawsze po 24.

🖇

Umierający chcą rozmawiać o nieuniknionym. Naj­czę­ściej jednak nie ma do tego chętnych. I to dopiero musi być kwintesencja opuszczenia…

🖇

Są ludzie zainteresowani tym, żeby ci uczeni, którzy za­kła­dają to bezcenne „cdn.”, mieli rację. Są zain­te­re­so­wa­ni, bo bardzo tęsknią za kimś, kto jest już TAM. Jak ja.

(tamże)

2 komentarze: