poniedziałek, kwietnia 15, 2024

5425. Z oazy (CCXLIX)

Dwunie­dzielne odliczanie literek, trzy, poślizgnięte kilkanaście godzin, bo po­trze­bo­wa­łam do­wie­dzieć się, co myślę o tej historii, gdy opadł kurz wrażeń. Sprawdziłam. Ta książka nie ma najlepszych notowań u polskich czytelniczek i śmiem po­spe­ku­lo­wać, dla­czego tak jest.

Młoda czytelniczka porzuci tę książkę najpóźniej w połowie drugiego rozdziału, bo nuda i nic się nie dzieje. Dla starszych osób, które są kilkanaście lub kilkadziesiąt lat po usunięciu zaćmy, to też nuda i co gorsza, banał. Nic nowego, czego nie znają z au­top­sji, w tej opowieści nie znajdą. Nie wynagrodzi im tego ani majstersztyk, ja­kim jest translatorski kunszt — delektowałam się — zastosowany do tłumaczenia dialektu języka ja­poń­skie­go, ani przepiękna metafora, której użyła Autorka, by ucie­le­śnić postaci dialogu wewnętrznego bohaterki.

To nie książka, nie powieść, to medytacja utkana z literek. Wymaga odpowiedniego stanu ducha. Czasem byłam na nią za młoda, czasem za stara. Dlatego też po­rzu­ca­łam ją wielokrotnie i wracałam tyle samo razy.

Podsumujmy. Najpierw chcesz, by cię przynajmniej lubili (w niemowlęctwie ważne jest nawet, by ktoś kochał, chociaż służbowo, bo nie przeżyjesz). Potem chcesz, by cenili twoją pracę. Zwykle dopiero po tych życzeniowych fikołkach i życiowych szpa­ga­tach dochodzisz do wnio­sku, że może warto spróbować polubić siebie. Jest to nie­zbędne, by finalnie docenić każdy swój krok. O tym, w skrócie, jest ta opowieść, po­my­ślało mi się dość subiektywnie.

Myślała, że tak to już po prostu jest. Każdy człowiek ostatecznie dokonuje pewnego odkrycia. Znajduje frazę, która na stare lata pozwala pomyśleć: Kto wie, może właśnie po to były wszystkie trudy, znoje i mozoły mojego ży­cia, by ją odnaleźć? Nieważne, jaka wyświechtana i banalna, bo nie­za­stą­pio­na, zdobyta za cenę własnego czasu i wysiłku, fraza, co ma pieśni wdzięk i tyleż treści, taka, która człowieka ubarwia, nadaje mu koloryt.

🖇

Czy kiedykolwiek walczyłam choćby prawie do końca? […] do tej pory wy­kształ­ci­ła w sobie jedynie posłuszeństwo i ugodowość, innymi słowy stale łamała sobie głowę, jak sprawić, by ją kochano. Nigdy nie rozwinęła siły do walki, do wzmacniania samej siebie, do przekraczania swoich granic i do­ży­ła tak aż do dziś, i wciąż tego żałowała. Dlaczego tak się stało?

🖇

Zabiłyście kogoś? Ktoś zabił was?

🖇

Gdziegolwiek was zaniosło, smutek, radoś, gniew i rozpacz szły za wami, brawda?
     Ale mimo wszyzgo stawiałyście kolejny krok.
     Aż mnie dreszcze przechodzą, tchu nie mogę złapać.
     Wspaniałe. Niewiarygodne. Jezdeście niebywałe. Jezdeśmy.
     […]
     Pokolenie za pokoleniem, pokolenie za pokoleniem, pokolenie za po­ko­le­niem, pokolenie za pokoleniem.
     I oto jezdem jo.
     Bezcenne życie, które podawałyście sobie z rąk do rąk. Życie jak cud.

🖇

Nie powierzyłam ci serca tylko po to, by
poczuć ulgę, że mam dokąd wracać.

🖇

Kres był tuż przed nią. W całej okazałości. Wzięła głęboki oddech.
     […]
     Po żalu i złości panią Momoko ogarnęła niewypowiedziana radość.
     Tyle światła. Wszystko jaśniało cudownym blaskiem. Na myśl, że to już koniec, każda najmniejsza rzecz wydawała się jej zupełnie inna. Soczysta i pełna życia niczym zieleń po deszczu. Dźwięki też brzmiały czysto i har­mo­nijnie.
     Od kiedy pani Momoko pożegnała Shūzō, wierzyła, że istnieje świat ukry­ty przed ludzkim wzrokiem. Teraz wszystko, co widziała, i wszystko, co słyszała, wydawało się tego dowodem. […]
     Dziękuję za chmurę, która odbija się w pełnym wody wiaderku. Za wycie psa. Za zdartą skórkę przy paznokciu palca wskazującego lewej dłoni. Czu­ła, że wszystko ma sens.

🖇

Chce ją spodgać, zamom ziebie.

Chisako Wakatake, Pójdę sama, przeł. Dariusz Latoś,
Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2023.
(wyróżnienie własne)

Ciągle składała dłonie w geście wdzięczności, nie mogła się powstrzymać. Do prawej przenikało ciepło z lewej, lewą czuła dotyk prawej.

🖇

Istnieją uczucia, których nie da się poznać od razu, musi minąć czas.

🖇

Pani Momoko się roześmiała. I jej śmiech długo nie milkł.
     Ach.
     Nagle zrozumiała jego znaczenie. Zrozumiała sens tego śmiechu, który wzbierał w niej bez końca.
     Nie muszę tylgo czekać. Wciąż reaguję na świat, na czerwień. Nadal mogę walczyć. Jo zaczynam zie od te­raz. Ten śmiech to odgłos tego, jak napełnia mnie de­ter­mi­na­cja. Jeszcze nie koniec.
     Na tę myśl pani Momoko znów się roześmiała.

(tamże)

2 komentarze:

  1. To może denerwować... Opis tego stanu, palec wskazujący na księżyc. Nie wiem czy każdy by chciał go doświadczać, jak wiele osób, może mało? Ale ja bym chciała. A tymczasem głównie czytam, że jest 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. co ja tam wiem? na moje aktualne doświadczanie życia, przeżycia i usiłowań wszelkiej maści ten stan jest cenny, ale nie da się go mieć cały czas, a cena, jaką trzeba za niego zapłacić jest dość wygórowana (eufemizm!), by nie powiedzieć: wzięta z, nomen omen, księżyca.

      Usuń