czwartek, grudnia 31, 2015

1605. Czasem wstyd

 wpis przeniesiony 17.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

     — Jestem obywatelem świata i chcę, i należy mi się!
Przede wszystkim — pomyślałam — jesteś odklejony od rzeczywistości, bo na takie stwierdzenie możesz sobie pozwolić tylko dlatego, że masz przywilej bycia białym człowiekiem, który żyje w Polsce, czyli w bogatej Europie.

*

Zasadzałam się na tę książkę od jakiegoś czasu. Po niej jestem zdziwiona, że Paryż nie płonie częściej. Nie mamy problemu z islamskimi fundamentalistami, mamy problem z fundamentalistami mamony, do których aspirujemy. Po których stronie ze zbyt dużą łatwością — interesownie a jakże — stajemy, nie pamiętając nawet o własnej historii.

[…] Polska, jak wszystkie kraje Europy, z wyjątkiem Albanii, nie uznaje Saharyjskiej Republiki.

*

Marokańczycy w sen swojego władcy uwierzyli bardzo łatwo. Sen o Wielkim Maroku, które zostało rozczłonkowane […]. Powstała idea. A idea ma moc scalania ludzi, zwłaszcza tych biednych i niewykształconych. Jest idea, jest cel. A im większe kłamstwo, tym łatwiej ludzie w nie uwierzą.

*

Głupota jest zawsze najlepszą obroną.

*

Prawo międzynarodowe, któremu zaufaliśmy, jest stworzone dla światowych mocarstw, by pilnować ich interesów, nie jest stworzone dla małych narodów. Amerykanie dobrze wiedzą, co to prawa człowieka, ale tylko kiedy dotyczą ich kraju. Poza Ameryką prawa człowieka dla nich już nie istnieją. Podobnie Europejczycy! Chętnie mówią o prawie międzynarodowym, ale jakoś nie przeszkadza im to łowić ryb na naszych wodach. Nie uznają okupacji Sahary, ale nie mają moralnego dylematu, by czerpać z niej zyski.

*

[…] pragnienie jest silniejsze niż niemożliwość.

*

Gdy rozmawiam z mężczyznami w obozach, każdy z nich podkreśla niezwykłą rolę kobiet w saharyjskiej rewolucji. Mówią: to one to wszystko zbudowały, to dzięki nim żyjemy. To nie karabiny i bomby stworzyły ten naród, tylko spokój, cierpliwość, solidarność i siła, jaką wykazały się saharyjskie kobiety. One, w rewanżu, opowiadają o zwycięstwach swoich synów, mężów, ojców. O ich bohaterstwie i poświęceniu. Chyba nigdzie nie spotkałem się z tak ogromną wzajemną wdzięcznością i podziwem obu płci.

*

Wydma to takie zjawisko trochę jak Buka z Muminków. Przychodzi niespodziewanie, nic nie mówi, jest wielka, zwalista, trochę dziwna i straszna, ale w gruncie rzeczy nieszkodliwa. Wprosi się w gości, obejmie ramionami domy, namioty, auta i przez jakiś czas będzie milczącym towarzyszem domowników. A potem odejdzie cicho i powoli, ciągnąć za sobą falującą złotą szatę.

*

Jest taka stara zasada wojskowa: jak nie możesz czegoś zdobyć, to daj temu czas.

*

W języku arabskim są pewne dwa słowa o tak podobnym brzmieniu, że niektórzy dopatrują się nawet wspólnego źródłosłowu: „insan” i „nisjan”. Pierwsze znaczy „człowiek”. Saharyjczycy mówią, że wywodzi się od tego drugiego, które oznacza „zapomnienie”.

Bartek Sabela, Wszystkie ziarna piasku,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2015.
(wyróżnienie własne)

1604. Dzień 5.

poniedziałek, grudnia 28, 2015

1602. Dzień 2.

1601. Poświąteczne okruchy

Religia. Najdoskonalszy wynalazek ludzkości zaraz po kole. Wyjątkowo precyzyjne narzędzie do wykluczania ludzi. Boże Narodzenie to nie jest łatwy czas, nie tylko dla samotnych, bezdomnych, poturbowanych społecznie i rodzinnie. Baczność. Spocznij. Dygnij. Jezu malusieńki.

*

Wigilia. Delikatnością swą rozwaliła mnie przepiękna i bardzo cicha choinka. Wstałam od stołu, pozostawiając za sobą ludzi, talerze, dania i rozmowy. Przysiadłam przy żywym iglaku. Zagapiłam się. Minęła chwila. Dotknęła mnie ulotność życia. Minęła kolejna. Dźgnęła mnie kruchość istnienia. Łzy jak grochy. Nie na miejscu, bo przecież wesołych świąt… Przy stole nieopodal kilkanaście osób, ale tylko jedna, której chciałam i mogłam powiedzieć, co się ze mną dzieje.

*

Pierwszy Dzień Świąt. Kilkanaście odrębnych ludzkich światów przy jednym stole. Nie spotkają się. Przysiadł się sens mojego tegorocznego świętowania: uśmiech i głos Chłopca skutecznie zaniedbywanego przez heteroseksualną wzajemną niechęć jego rodziców i Męska Wojskowa Łza odsłaniająca wrażliwość i delikatność Właściciela, łamiąca przez chwilę niejedno społeczne tabu. Byłam wdzięczna za tych kilka chwil, gdy było prawdziwie. Jestem wdzięczna do dziś. Jestem wdzięczna na cały przyszły rok.

niedziela, grudnia 27, 2015

(1582+18). Świąteczne czytanie

 wpis przeniesiony 17.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Gonię czytanie ukochanych kobiet. Gonię bez pośpiechu, delektując się. Skończyłam ostatnią książkę Axelsson — Bliźniacza Liczba pewnie nie pamięta już, kiedy Ona ją skończyła.

Rok temu, zaczynając czytać Złodziejkę książek, zastanawiałam się, czy jest jeszcze coś, co należy dodać do narracji o rzeczywistości II wojny światowej. Złodziejka udzieliła szybkiej odpowiedzi: tak, brakuje perspektywy zwykłych Niemców. Axelsson, w swojej ostatniej książce, również odpowiada na to pytanie: tak, brakuje perspektywy wykluczonych bardziej niż Żydów.

A do tego w książce, jak zwykle, niesamowita atmosfera, wewnętrzne dylematy, samotność w rodzinie, ale i miłość, tam, gdzie zwykle nikt się jej nie spodziewa — wszystko delikatnością kreślone.

I… prawda nad prawdami: potrzebujemy drugiego człowieka, by uchronić najlepszą cząstkę nas samych, by mogła się ona rozwijać, byśmy mogli w nią uwierzyć, zawierzyć i dać się jej prowadzić. Potrzebujemy. Zawsze.

     — […] Chciałem wiedzieć, kim ty właściwie jesteś.
     Miriam wolno kręci głową.
     — Nie wiedziałeś, kim jestem? Przecież byłam twoją mamą.
     Thomas powtarza jej gest i lekko kręci głową.
     — Nie. Byłaś nie tylko moją mamą. Byłaś kimś o wielu tajemnicach. Zbyt wielu tajemnicach. Miałaś to wypisane na twarzy. Ciągle masz.

*

     — Zrozum…
     — Nie — mówi Miriam. — Nic nie muszę rozumieć. Jestem zwolniona z obowiązku rozumienia. Byłam w piekle, wiem, czym jest życie w piekle, i dlatego mam w głębokim poważaniu tych, którzy sami tworzą swoje amatorskie piekiełka, a potem udają, że nie mogą się z nich wydostać. To żałosne
. […] Rozstańcie się raz na zawsze, do jasnej anielki!
     
[…]
     — Ale ja nie chcę… Ja nie chcę być sama…
     Miriam obrzuca ją niemal współczującym spojrzeniem.
     — Tak? A teraz nie jesteś?

*

[…] nagle nie wie, co zrobić ze swoimi uczuciami, jest wzruszona i zrozpaczona, szczęśliwa i nieszczęśliwa. Co może zrobić? Nic. Nawet nie próbuje powstrzymać drzwi przed zamknięciem, bo teraz wie i akceptuje to, że takie są prawa życia. Musimy wszystko utracić, również tych ludzi, którzy najwięcej dla nas znaczą.

*

Dobry Boże, spraw, żeby nie zwrócili na mnie uwagi! Dobry Boże, pozwól mi tylko spokojnie przejść! Dobry Boże, pozwól mi szybko wrócić do domu!
     Ale Boga nie było u siebie. Powinna była to wiedzieć. Boga prawie nigdy nie było u siebie, kiedy błagała go o pomoc.

Majgull Axelsson, Ja nie jestem Miriam,
przeł. Halina Thylwe,
Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2015.

1599. Dzień 1.

środa, grudnia 23, 2015

1596. Pan Cant na progu (5)

1595. Na nas już czas

 wpis przeniesiony 17.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Iluminację świąteczną w sercu mam już od wielu dni. Kwit na miłość od wczoraj też. Jedziemy. Najpierw oficjalna część. Potem, własne świętowanie przywilejów: Życia, Miłości, Sensu i Czasu, który przypadł nam w udziale. Słońce będzie po naszej stronie, z każdym porankiem jest już dłuższy dzień.

Najkrótszy dzień roku już za nami. Stanowi w Polsce przedsionek astrologicznej zimy. W Chinach ten dzień wyznacza jej środek. W moim osobistym doświadczeniu jest ostatnim dniem zimy, bo ciemniej już nie będzie. U mnie wiosna już drugi dzień.

I Wanna Wish U a Merry Christmas from the Bottom of My Heart.

wtorek, grudnia 22, 2015

1594. Koń by się uśmiał

świat powiedział: musisz być taka!

a skąd szanowny świat wie, jaka mam być?
[przyszło mi bezczelnie do głowy]

1593. Rewizja osobista

 wpis przeniesiony 17.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Ta książka wstrząsnęła mną w bardzo podobnym stylu, jak zrobiła to demencja cyfrowa na początku roku. Zaniemówiłam z wrażenia.

Są czynności, działania, pozornie niezbędne zobowiązania, z których nie chcę lub nie mogę (póki co) zrezygnować, ale z pewnością — pomyślałam — mogę je ograniczyć w czasie i przestrzeni. Mogę przyjrzeć się, gdzie przypominam bardziej chomika na kołowrotku niż człowieka — postanowiłam. Mogę kompulsje lub tendencje do kompulsji wytropić. Mogę się zastanowić i podjąć decyzje, te najwłaściwsze na ten moment. Mogę i chcę. Będzie się działo.

Taka chuda książeczka, a taki wstrząs!

Sen — stan bezużyteczny i zasadniczo pasywny, generujący niepoliczalne straty czasu produkcji, obiegu i konsumpcji dóbr — zawsze będzie kolidował z interesami świata 24/7. Ogromna część naszego życia, którą na niego przeznaczamy, wyzwoleni z pułapki sztucznie pobudzanych potrzeb, staje się jedną z wielkich zniewag ze strony człowieka wobec zachłannego współczesnego kapitalizmu. Sen to radykalna przerwa w kradzieży naszego czasu dokonywanej przez kapitalizm. Większość z pozoru naturalnych potrzeb czy procesów, takich jak głód, pragnienie, pożądanie, a od niedawna potrzeba przyjaźni, zostało utowarowionych lub zmonetyzowanych. Sen — jako potrzeba i związany z nią czas — nie daje się skolonizować ani zaprząc do wielkiej maszynerii opłacalności, pozostaje więc zaburzającą ciągłość anomalią i kryzysowym punktem globalnej teraźniejszości.

*

[…] sen jest jednym z niewielu pozostałych nam stanów, w których — świadomie lub nie — zdajemy się na opiekę innych. Choć może się on wydawać czynnością samotniczą lub prywatną, w rzeczywistości nie został jeszcze odcięty od międzyludzkich sieci wzajemnego wsparcia i zaufania, niezależnie od tego, jak bardzo są one nadwyrężone.

*

[…] dzięki temu, że śpimy, do naszego życia cyklicznie powraca czas oczekiwania, pauzy. Sen podkreśla konieczność robienia przerw, po których można wznowić lub rozpocząć wykonywanie jakiejś czynności. Wyzwala od „nieustającej ciągłości” wszystkich wątków, w jakie wplątany jest działający człowiek. Co aż nadto oczywiste, sen wymaga okresowego odłączenia od sieci i urządzeń, aby stać się bezczynnym i bezużytecznym. Jest formą czasu wiodącego nas w innym kierunku niż ku rzeczom posiadanym lub ponoć nam niezbędnym.

*

Co roku wydaje się miliardy dolarów na badania nad tym, jak doprowadzić do skrócenia czasu podejmowania decyzji i wyeliminowania bezużytecznych minut poświęconych na kontemplację i refleksję. Oto, czym jest dziś postęp — polega na coraz większym przejmowaniu kontroli nad czasem i doświadczeniem człowieka.

Jonathan Crary, 24/7. Późny kapitalizmu i koniec snu,
przeł. Dariusz Żukowski,
Wydawnictwo Karakter, Kraków 2015.
(wyróżnienie własne)

poniedziałek, grudnia 21, 2015

1592. Na bezdechu

 wpis przeniesiony 17.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

O tej książce dowiedziałam się przed tygodniem, może nawet mniej niż siedem dni temu. Taaaak — pomyślałam z entuzjazmem — jako słoik chcę poczytać o słoikach. Ale to opowieść o słoikach z innej serii, niż moja.

Zaduch to wspaniały tytuł dla tej książki. Po niej człowiek musi wyjść na zewnątrz, musi się przewietrzyć, musi wrócić do siebie.

W ogóle ludzie w małym mieście przyglądają ci się z niepokojem i uwagą. Co ty tutaj robisz? Po co wróciłeś? Czego szukasz? Jestem rozpoznawany jako obcy przez nieobcych. I ja też przypatruję się im jakby z zewnątrz. Nie wiem, czy to świat mnie zmienił, że od razu wiedzą, że nie jestem stąd. Czy od początku tu nie pasowałem i musiałem wyruszyć w świat.

*

Pozbywanie się wstydu wymaga ćwiczeń: kto się nie stara, nie wyhoduje spokoju. Ja wstydu miałam zwyczajnie dość.

*

Złapałam jeszcze ten moment, kiedy poznaje się rodziców jako dorosłych ludzi, partnerów do rozmowy, a nie rodzinę.

*

Ostatnio nawet nad tym rozmyślałem: dlaczego ja właściwie nie czytam książek? I wyszło mi, że to kwestia pewnej użyteczności. Wydaje mi się, że czytając, tracę czas, w którym powinienem się na przykład uczyć jakiegoś języka. To chyba przekonanie z przeszłości, że muszę się uczyć, uczyć, uczyć, ciągle douczać, nadrabiać braki, dokształcać. Wiem, że czytanie przynosi różne korzyści, zwłaszcza jak patrzę na niektórych swoich znajomych. Ale trudno się przemóc.

*

[…] język to nie tylko słowa i akcent. Teraz myślę, że to sposób myślenia.

*

Podróże kształcą wykształconych. Jeżeli ktoś ma wrażliwość i gdzieś wyjedzie, to nadal będzie ją miał. Ale jeśli nie ma, to nie odnajdzie jej w innym mieście.

Marta Szarejko, Zaduch. Reportaże o obcości,
PWN, Warszawa 2015.
(wyróżnienie własne)

niedziela, grudnia 20, 2015

1591. Żagle w górę!

Odcumuj się od pretensji!*

_______________
* tak, były uzasadnione, ale na dzień dzisiejszy już tylko  b y ł y.

*

Roots Manuva, Don't breathe out.

czwartek, grudnia 17, 2015

1588. Pan Cant na progu (3)

1587. Potrzebujemy wielu Ludwików Zamenhofów

 wpis przeniesiony 17.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Audycja i wiedziałam, że muszę tę książkę przeczytać. Czytałam, nie dowierzając. Przeczytałam i muszę przyznać, że książka jest odrobinę niesprawiedliwa, bo… nie sądzę, by zjawiska w niej opisane, jeśli chodzi o wiek XXI w Polsce, dotyczyły tylko Białegostoku. Niestety.

Przypomniało mi się, jak w niedzielę znaleźliśmy się z Sadownikiem o niewłaściwej porze w okolicach Placu Trzech Krzyży. Zza samochodowej szyby oglądaliśmy Naród i ludzi wierzących właściwie. Boże, obym będąc w podobnym wieku jeszcze żyła i miała się tak dobrze — pomyślałam z niekatolicką zazdrością.

Dorosły Zamenhof, utkany z lęków, wrażliwości, empatii, cierpi jako okulista — biedę i egzystencjalne troski. […] wierzy, że ludzie mogą się jednak porozumieć, ale niezbędny jest humanitaryzm, wolność od „ślepej służby narodowi, która przeradza się w szowinizm, i ślepego posłuszeństwa klerowi, które przeradza się w fanatyzm”.

*

„Proszę natychmiast zamknąć tę klinikę, nie godzi się, by zabijano dzieci kosztem innych”.
     „Jeśli ekscelencja chce, bym przestał leczyć, jest jeden sposób: brak pacjentów. Proszę nauczyć ludzi, by do mnie nie przychodzili, a następnego dnia na klinice zawiśnie kłódka. Dopóki przychodzą i chcą mieć dzieci…”

*

Gdy w średniowieczu był kult świętej Anny, objawiała się święta Anna. Punkt kulminacyjny objawień nastąpił, gdy Maryja ogłosiła, że jest Polką: „Błogosławię ci Polsko, rodzinna moja ziemio. Jesteś moją ojczyzną”.

*

Zapewniał policję, że nie jest faszystą, tylko narodowcem, patriotą, więźniem sumienia.

*

W porównaniu z okresem sprzed dziesięciu lat, liczba spraw prowadzonych z paragrafów dotyczących ksenofobii i rasizmu zwiększyła się w Polsce ponad dziesięciokrotnie, z blisko 70 do ponad 800. Zmniejszyła się przy tym wykrywalność. W 2007 roku wynosiła 40 procent, w 2013 tylko 18 procent.

*

Coś mu [Szada-Borzyszkowskiemu] nie pasowało w tutejszym klimacie, nie potrafił tego zdiagnozować, ale czuł, że miasto jest jak palimpsest, pod nowoczesnym styropianem, kolorowym tynkiem ścian zapisana jest inna historia.

*

[…] tu, na Podlasiu, było kilkadziesiąt pogromów na Żydach. Dokonali ich mieszkańcy wiosek, w zasadzie katolickich. Potem przywieźli do miasta swoje uprzedzenia, przekazali następnym pokoleniom. Potrzeba czasu.

Marcin Kącki, Białystok. Biała siła, czarna pamięć,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2015.
(wyróżnienie własne)

wtorek, grudnia 15, 2015

1584. Kudłata Filozofka Życia

są odpowiedzi, które podsuwa mi pod nos,
nim zdążę zadać sobie te najwłaściwsze z wszystkich pytań.

uśmiechnęłam się. wszystko jasne.

1583. Tożsamość

1582. Bliźniacze czytanie

 wpis przeniesiony 17.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Pępowinę czytałyśmy synchronicznie. Zachwycałyśmy się. Dwie kolejne książki Bliźniacza Liczba machnęła jakiś czas temu. Jej recenzja zmobilizowała mnie, by w suwak czytelniczy parytetu autorów i autorek wpuścić właśnie książkę Axelsson.

To nie jest szybka książka o precyzyjnym wynikaniu ce z be, a be z a. Nie znajdziemy w niej prostych implikacji czy oczywistego, jednoznacznego zakończenia. To raczej książka o nastrojach, atmosferze chwil, o mapach życia wewnętrznego. I za to kocham książki tej Autorki.

Nie należy dać się zniechęcić nieciekawej okładce.

To nie jest świat, w którym wolno obnażać swoje rany, to świat, w którym mówi się o swoim smutku ściszonym głosem, nie patrząc nikomu w oczy. O ile w ogóle się o nim wspomina, o ile nie pochowało się tego smutku tak głęboko, że nie da się go już dosięgnąć.

*

Zawsze się bałam. Bałam się być zbyt brzydka i bałam się być zbyt piękna. Bałam się za bardzo zbliżyć do drugiego człowieka i równie mocno obawiałam się odrzucenia. Bałam się drwin. Bałam się oskarżeń, że się mylę, i równie mocno obawiałam się uznania mnie za arogancką, kiedy miałam rację.

*

Pytania były opowieściami o ich własnych marzeniach.

*

     — Ale my też byłyśmy dosyć dobre w szkole.
     — Nie ze wszystkiego — uściśliła Sissela. — Jesteśmy uzdolnione wybiórczo. Dobre z czegoś i głupie jak but z czegoś innego. Za to cholernie do przodu. Człowiek robi się taki z powodu odrzucenia.

*

     — To męskie złudzenie, że kobiety w ich wieku są od nich starsze — mówi. — Nazywa się to męska logika. A z nią przegrywa nawet zwykła, rzetelna matematyka.

*

Matki mówią lub milczą, ale nie słuchają.

*

     — Wiesz, co myślę? — spytała.
     — Nie.
     Zgasiła niedopałek.

     — Że niektóre kłopoty są cichsze od innych.

Majgull Axelsson, Ta, którą nigdy nie byłam,
przeł. Katarzyna Tubylewicz, W.A.B., Warszawa 2015.
(wyróżnienie własne)

*

Stara okładka — z wcześniejszego wydania — była śliczna…

niedziela, grudnia 13, 2015

(1577+3). #najgorszySortPolakow

 wpis przeniesiony 17.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Sadownik chciałby pojechać do kraju Kwitnącej Wiśni.
Jabłoń marzy o kraju Śnienia Kangurów.
myślałam o tym, gdy robiłam to zdjęcie.

wówczas nie miałam pojęcia,
że może być ono aktem politycznej (nie)poprawności.

*

Wizytę lekarską w Poradni Genetycznej wyznaczono mi na początku listopada na… 11 lipca 2016 — powód błahy, bo osobniczy. Za to Pierwszy Genetyk Narodu, wie o moich genach już wszystko.

(1577+2). Ranek po Ciasteczkowej Wigilii

(1577+1). Konfiturka z kultury i natury

1577. Ciasteczkowa Wigilia

 wpis przeniesiony 17.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Pan Ciasteczko zabrał Jabłoń na pracowniczą Wigilię. Zsynchronizowane kalendarze spotkały się przy jednym stole. Pierwsza i ostatnia taka Wigilia, pomyślałam. W piątkowy ranek prawie połowa osób znała się tylko z opowieści Drugich Połówek.

Gdzie ja byłam w piątek? Nie mam pojęcia, ale było bardzo, bardzo miło.

1576. Instrukcja obsługi świąt

 wpis przeniesiony 17.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Zasady w życiu ma. Dla zdrowotności wymaga, bym siadała do stołu z ludźmi, których obecność i istnienie są wartością dodaną w moim życiu. Mój żołądek. Tak ma i egzekwuje. Pomimo swej kwasowości, zasadowy w tej kwestii jest niebywale. A tu idą święta.

Świąteczny międzyludzki blichtr na horyzoncie. Życie krótkie i trochę go szkoda na cekiny. Może jeśli popracuję nad sobą, odkryję ich urok i sens — wpadam na genialny pomysł. W środę przyznaję się Akuszerowi, że choć szanuję człowieka jednego, to go nie lubię, wręcz organicznie nie lubię i już. A tu idą święta.

Zapytał, poprosił, by wyobraźni użyć:
     — Wyobrażasz sobie, że z tym człowiekiem masz prawdziwą, bliską relację?
     — Żartujesz? Mowy nie ma!
     — No właśnie.

*

Wylosowani sobie w pakiet rodzinny. Wspomniany Ten człowiek pewnie też mnie szanuje i z pewnością mnie nie lubi, nawet bardzo — wcale mu się nie dziwię i nawet rozumiem. I choć na święta zbliżymy się na niebezpiecznie małą odległość, to rytuał, te wszystkie sztuczne, grzeczne, kurtuazyjne dygnięcia w imię dobrej, rodzinnej atmosfery pozwolą nam przeżyć to, czego w normalnych nieświątecznych warunkach byśmy nie przeżyli. Och! Dzień dobry! Jak cudnie! Jak pięknie! Jak dobrze nam tu przy tym stole razem! Wszystko to prawdą i nieprawdą w tej samej chwili będzie — taoizm stosowany. Przy odrobinie dobrej woli wszyscy wyjdziemy z tego bez ran. Konwenans ma swoje dobre strony, stwierdziłam — pozwala mimo niebezpiecznie małej odległości, zachować bezpieczny dystans wewnętrzny wobec ludzi, ich zachowań i oczekiwań.

wtorek, grudnia 08, 2015

1575. Ile człowieka w człowieku?

 wpis przeniesiony 17.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Wpadłam na tę książkę przypadkiem w niedzielny poranek.
Wpadłam w tę książkę po same uszy.

To książka bardzo intensywna, dotykająca człowieczeństwa, pasji, prawd, co oczywiste wcale nie są. To przede wszystkim książka pytań znaczących. Pytań, które nie tylko powinien sobie zadawać wielki świat. To pytania, z których, pod żadnym pozorem, nie powinniśmy zwalniać siebie. Uczciwe stawianie ich sobie jest miarą człowieczeństwa, w szczególności w przypadku bogatych Europejczyków, którymi my też jesteśmy.

To jeden z najlepszych reportaży, jakie czytałam w tym roku.

Wracam do domu, robię notatki, ostrożnie stawiając kropki, niepewnie skreślając znaki zapytania. Znowu wydaje mi się, że może już wiem, że jakoś dotknąłem sedna, rozumiem, mam prawo opowiedzieć. może tak jest, a może tak mi się tylko wydaje. Kto to oceni?

*

Lepiej przeżyć życie bezpieczne czy szczęśliwe? Pytania innym łatwiej zadawać niż sobie samemu. Co sprawia, że ze wszystkich tematów na świecie wybieram te w więzieniach, wśród partyzantów, terrorystów. Stale w takich nerwach, że trudno zasnąć. Fundamentaliści, mordercy, oszuści, kłusownicy. Stale ciągnie mnie na ciemną stronę…

*

„Egzotyczny”. Inny niż to, co znamy. Ileż wymaga, żeby go w ogóle zrozumieć. Trzeba móc czytać, podróżować, znać swoje miejsce w świecie, w końcu w ogóle posiadać. Koncept bogatego Zachodu.
     Mogłoby się wydawać, że to uniwersalne pojęcie. Pytam w świecie, gdzieś w Indiach, Etiopii, Meksyku: „co dla was jest egzotyczne”? Kręcą głową, stroją dziwne miny. Nic, mówią. W ogóle nie mamy takiego pojęcia.

*

Odkrywcy. Dlaczego właśnie „odkrywcy”? Kolumb, Marco Polo, Magellan, wszyscy ich następcy i epigoni. Co mieli niby do odkrycia, gdy wszyscy Chińczycy, Arabowie czy Hindusi mieszkali w tym samym miejscu od wieków, żadnego odkrywania nie potrzebując?
     Czemu nie „poznawcy”?
     
[…]
     Często się zastanawiam, jak by wyglądał dziś świat, gdyby nasza cywilizacja postanowiła raczej „poznawać” niż „odkrywać”. Odkrywa się dla siebie, na własne potrzeby, przedmiotowo. Poznaje się wspólnie, wzajemnie, z obu stron naraz. „Miło mi panią odkryć” czy „miło mi panią poznać”? Jak by wyglądał świat, gdyby biały człowiek posługiwał się innym językiem niż tylko język siły?

*

W którym momencie Europa przestała poszukiwać? Gdzie zgubiliśmy ten pierwiastek najbardziej potrzebny człowieku, by być istotą ludzką? Zapomnieliśmy o nim w biegu po grafen i kartę kredytową. Ci, którzy mieli nam o nim przypominać, sami się pogubili. Ważniejsze okazały się maybachy, mercedesy, zdobne ornaty i watykańskie pałace. Każde wybory to festiwal nienawiści do drugiego człowieka, inności, różnic. Jak wielu innych, wyłączam telewizor. Weszliśmy chyba w epokę rozczarowania.
     Świat stoi na głowie.

*

Popatrzył niewidzącym wzrokiem na martwe ciała swoich najlepszych przyjaciół, swoich kumpli, z którymi wychował się od małego, na których jeździł niczym na karuzeli, których karmił z butelki i z którymi bawił się w berka. Kłócili się i godzili, obrażali, śmiali i przytulali. Byli ze sobą na dobre i na złe. To była jego rodzina, jego bracia i siostry, których wcale nie kochał mniej tylko dlatego, że mieli cztery nogi zamiast dwóch. Dla niego te nosorożce były ludźmi.

*

Wrócił […], gdy zrozumiał, że nie da się uciec od samego siebie. Kiedyś bardzo chciał wierzyć, że życie jest jak partia szachów, że każdy staruje z tego samego miejsca i tylko od niego zależy, co z nim zrobi. Teraz czuł, że to raczej rozdanie brydża i dostał słabe karty, ale nie ma innych.

Tomek Michniewicz, Świat równoległy,
Wydawnictwo Otwarte, Kraków 2015.
(wyróżnienie własne)

1574. Koronka św. Mikołaja


poranek. śniegu brak. mgła. zobaczyłam koronkę,
którą wykończono niebiański biały obrus.

*

jak to się stało?
obiekt. tło. sztuczka:
tło potraktować jak obiekt,
z obiektu zrobić tło.

poniedziałek, grudnia 07, 2015

(1549+1+8+25). Czułe wątpliwości

Wtedy. Zadałam wszystkie nurtujące mnie pytania. Zadbana, czułam się jak nigdy. Minęły dwa tygodnie z małym hakiem i zaczęłam mieć wątpliwości, co do dość niesprecyzowanego zalecenia: pani się powstrzyma! O co dokładnie chodziło?

*

Jabłoń:
(dzieli się wątpliwościami)
Kochanie, w sumie to nie wiem,
bo przecież seks to nie tylko wkładka mięsna.

Sadownik:
(z przekorą i uśmiechem od ucha do ucha, puszcza oko)
Nie???

Jabłoń:
(spłoniła, ręce jej opadły, ale rechocze i kocha dalej)

(1567+1+4). Reminiscencje literkowe (II)

 wpis przeniesiony 17.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Napisałam kiedyś, że nie pojmę, dlaczego kobiety w XXI wieku chrzczą dziewczynki. Wciąż nie pojmuję. Rozumiem pragmatyzm, społeczne wygodnictwo, strach przed wykluczeniem, miłość do wyrzucania pieniędzy w błoto, ale i tak nie pojmuję.

Mam taką fantazję, że polski kościół katolicki mogą zmienić tylko kobiety i mogą to zrobić w błyskawicznym tempie — gremialnie z niego rezygnując. Bóg z pewnością nie jest mizoginem — ja w każdym razie w to nie wierzę. Nikt mi tego nie wmówi.

Opowiem wam o pewnej Dziewczynce. Dziewczynka ma kilkanaście lat, jakieś plany i pasje. Kto wie? Kogo to obchodzi? Pewnej nocy nawiedza ją jakiś osobnik o imieniu Gabriel i pozamiatane. Dziewczynka jest w ciąży. Jak to się stało? Dziecinne pytanie. Każdy wie, że do niczego nie doszło. Nic się nie wydarzyło, jakby ona sama się od własnej cielesności odcięła. Jakby jej nie było. To najdoskonalszy pomysł ludzkości na kobietę idealną. Nie mieć ciała, a z ciała czynić powinność. Nie być, a wykonywać polecenia. Być użyteczną, a nie istnieć. I ona faktycznie, jakby nie istniała, bo gdy urodziła syna, nie miała wiele wspólnego z jego wychowaniem. Snuła się po kartach historii jak duch, zjawa, nierzeczywista, bezwolna i pokorna. Jej żywot zwieńczył równie bierny koniec. Wniebowzięcie.
     Ta, w najdrobniejszym szczególe przemyślana postać będzie miała wiele twarzy. W zależności od sytuacji, miejsca i czasu. W zależności od potrzeby interpretacji. Dla kobiet zostanie wzorem pokory, a dla mężczyzn — Królową, w imię której można forsować swoje racje
.

*

[…] będę odpowiadać na srogie pytania obcego faceta, będę się kruszyć przed jego dociekliwością: „Ale sama, czy z kimś?!”, „Ale jak często?!”, „Jak długo”, „Gdzie?!”, „Dokładnie!”. A potem, wracając do kościelnej ławki, będę łykać łzy z upokorzenia i niemocy, bo za co to — przecież tak naprawdę nic złego nie zrobiłam, tylko byłam ciekawa.
     Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
     A więc pójdę do piekła.

Sylwia Kubryńska, Kobieta dość doskonała,
Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2015.
(wyróżnienie własne)

(1567+1+3=547+13+1011). Reminiscencje literkowe (I)

 wpis przeniesiony 17.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Przyszedł dzień, że zaskoczyłam. Pochwalę się tu swym odkryciem, dla wielu oczywistym, ale ja wolno się rozwijam, więc wszystko zajmuje mi więcej czasu. Przy okazji przemycę kilka cytatów.

By być wózkową nie jest konieczne posiadanie wózka i dziecka, bo wózkowa to stan umysłu. Dopiero po dojściu do tego wniosku rozumiem oburzenie wielu mam, które ten termin do szału w swoim czasie doprowadzał.

Gdy one gremialnie się wściekały, ja nie mogłam wyjść z podziwu, że one naprawdę nie widzą, nie spotykają, nie mają w swym otoczeniu choć jednej suki, która po prostu nie liczy się z niczym i nikim i używa własnego dziecka jako oręża, by dostać to, czego akurat chce — natychmiast, ale już — by pod pozorem dobra dziecka zaspokajać swoje potrzeby, zwolnić się z jakichkolwiek społecznych przyzwoitości.

Zajarzyłam mimochodem, gdzieś na marginesie, czytając Kubryńską — rozdział Matka Polka, jak wszystkie pozostałe, doskonały. Tylko wniosek dość słaby: ten kraj wciąż nie jest ani dla kobiet, ani dla dzieci, ani dla ludzi z dziećmi, ani dla rodzin. To kraj obywatelsko urojony.

A wózkowe? Były, są i pewnie będą. Spotykamy je od czasu do czasu, z wózkiem lub bez. O tej ostatniej możliwości zapomniał wspomnieć prof. Mikołejko.

Byłoby prościej, gdyby ktoś ofiarował po prostu POMOC, zamiast tego popieprzonego moralizowania. Byłoby super, gdyby mi powiedziano, że spoko, że wiele rzeczy nie muszę tylko z tego powodu, że jestem kobietą. Genialnie by było, gdyby ludzkość nie uzurpowała sobie prawa do wydawania poleceń, rozkazów, wyroków, wskazówek, instrukcji, przykładów, wzorców. Byłoby rewelacyjnie, gdyby po prostu pozwolono żyć.

*

[…] skończy się odwieczny szantaż historią o dziewicy, której anioł zwiastował ciążę. Ten paradoks matki niepokalanej, służebnicy PAŃSKIEJ, kobiety nieskończenie pokornej. Ta cwana presja wymyślona przez tych, którzy ze strachu przed wyrzuceniem z ula, odwrócili porządek świata. Może wreszcie zrozumiemy, dzięki komu przetrwaliśmy. Czy dzięki wojnom, które nas zabijają? Czy dzięki powstaniom, które przegrywamy? Czy dzięki polityce, z którą sobie nie radzimy? Czy dzięki Bogi, którego nikt nie widział? Czy dzięki Matce.

*

I te płytki, pieprzone płytki chodnikowe — każda pod innym kątem. Te polskie płytki chodnikowe, czy jest na sali jakaś pierdolona fundacja pro life, zadbajmy o przyrost naturalny, heloł? Gdzie jesteście? Może zamiast robić kolejny spot o tym, że kobiety muszą zdążyć rodzić płatników ZUS, wpłaćcie na fundusz równania chodników? Bo jak idzie matka z dzieckiem na ręku, pot jej spływa po plecach, to ona jednak nie może zobaczyć, że płytka chodnikowa leży pod kątem 40 stopni, i ona się, moi drodzy, o tę płytkę potyka i leci z tym dzieckiem na twarz.

Sylwia Kubryńska, Kobieta dość doskonała,
Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2015.
(wyróżnienie własne)

niedziela, grudnia 06, 2015

1570. Piękność

w miejscu, które nie widziało mnie od miesięcy.
dziś miałam szczęście i spotkałam starą Ekipę.

dostałam tę wspaniałą choinkową Piękność.
czas materializowania się świąt rozpoczęty.

1569. Eksces, czyli zmiana permanentna

 wpis przeniesiony 17.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Robiłam drobne porządki z blogowymi znacznikami. Natknęłam się na wiele, zaskakujących mnie wpisów. Dopiero czytając je, widzę, jak wiele zachodzi we mnie zmian. Dzieją się jedna po drugiej, niepostrzeżenie niby, ale znacząco. Syndrom palacza, co rzucił fajki dwadzieścia lat temu, odkryłam dziś w sobie. I uśmiałam się jak norka.

Syndrom? Człowiek, co rzucił palenie naście lat temu, staje pod kioskiem, rzuca okiem na papierosy. Widzi aktualne ceny i za głowę się łapie, ile to teraz fajki kosztują, że majątek, że kto to słyszał, rany boskie, kto to kupuje? Kupuje. Znam jednego.

Syndrom? Mam go, choć nigdy nałogowo nie zajmowałam się papierosami. Dokładnie sześć miesięcy temu napisałam, że ja nie dorosłam do opcji poczekania, aż książka będzie w bardziej akceptowalnej cenie. Sześć miesięcy! Tylko! I co? I stałam się potworną książkową  s k n e r ą.  Z zasady nie kupuję książek, które kosztują więcej niż dwadzieścia złotych, a gdy ściągam okładki książek przeczytanych, nie mogę uwierzyć w ceny: 34,90 zł, 42 zł, 49 zł — co to w ogóle jest? Abstrakcja! Ludzie gotowi są płacić tyle za kiepski papier i beznadziejny skład książki? Podziwiam. Przez chwile nawet rozumiem, dlaczego czytelnictwo w Polsce ma się bardzo źle. Patrzę na te ceny i dociera do mnie, ile pieniędzy na makulaturę w swym życiu przerobiłam. I nie płacę.

I co? Minęło przecież tylko sześć miesięcy. I zaznaczam, i czekam, i z przyjemnością kupuję książki za 9,90 zł, 14,90 zł lub w maksie 19,90 zł. Wyjątki mogą się zdarzyć, nie zarzekam się, ale to już zawsze są wyjątki, a nie norma. Pięknie wydana książka w tym kraju to też wyjątek, nie reguła.

sobota, grudnia 05, 2015

(1567+1). Parytet czytelniczy

 wpis przeniesiony 17.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

To dość nowe odkrycie, choć dobrze już ugruntowane doświadczenie — beletrystykę zaczęłam czytać, rozumieć, czuć i lubić. Kto by pomyślał, że dojrzeję i odkryję fikcję na swoje potrzeby, że znajdę tę skrojoną wprost dla mnie jak ulał.

Po Panu Autorze postanowiłam wprowadzić parytet — czytam naprzemiennie, raz mężczyzna, raz kobieta. Więc teraz była kolej damskiej perspektywy.

W zasadzie powinnam przepisać pół książki, ale wtedy w gąszczu cytatów utoną te najlepsze, najlepsze według mnie, mnie definiowaną na ten moment, na tę chwilę mego życia. Wybrałam. Przebrałam. Przepisałam. Wciąż uważam je za doskonałe. I bardzo ważne.

Podobno każdy człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumie, że ma tylko jedno. A ja myślę, że jest jeszcze trzecie. Najpiękniejsze. Zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że większość spraw na świecie to nie twój problem. Że nie wszystkie problemy tego świata dotyczą ciebie. Więcej. Że jest bardzo dużo problemów, które pozornie dotyczą ciebie, ale spokojnie możesz mieć je w dupie.

*

Mów to, co myślisz, co czujesz. Bez zbędnych ogródek i namysłów. Nie kombinuj. Każda przekombinowana riposta jest oddalona od ciebie o lata świetlne. Zastanawiasz się, jak komuś odpyskować? Żałujesz, że nie powiedziałaś dosadniej? Daj spokój. Szkoda energii. Po prostu mów, co czujesz.
     Nie wstydź się. Nie zasłaniaj rękami ust. Nie rezygnuj z własnych potrzeb. Nie ustępuj. Nie staraj dopasować. Nie wytrzymuj.
     Nie oddawaj najlepszej porcji tiramisu żadnemu facetowi, który ma focha, w nadziei, że zobaczysz na jego twarzy uśmiech wdzięczności. Nie zobaczysz.
     Jego foch jest jego sprawą. Twoją sprawą jest twoje życie.

     Wróć. Jeszcze raz. Za dużo zakazów. Za dużo nakazów. Kiedy Ewka mówiła mi: „Rób, co chcesz!”, natychmiast buntowałam się:
     — Nie mów mi, co mam robić!
     Nie mówię więc, co masz robić. Nie mówię o tobie w ogóle. O nikim nie mówię, oprócz siebie. O nikim nic nie wiem, oprócz siebie. Jestem kobietą.

*

Oczekiwania regularnie robią nas w balona. Niemniej nigdy ich nie porzucimy. Będziemy się ich trzymać kurczowo, jakby miały moc sprawczą, jakby mogły zaczarować świat.

*

Jeśli facet kocha, to wie o tym cały świat i pół kosmosu. Jak facet kocha, to nawet twoje erytrocyty to wiedzą. Jak facet kocha, to nawet jeśli jest niemową, to tak to roztrąbi, że nie ma wróbla, który by tego nie wiedział.

Sylwia Kubryńska, Kobieta dość doskonała,
Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2015.

1567. Nie dla mężczyzn (chyba)

 wpis przeniesiony 17.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Pamiętam połknięcie książki Halber. W przypadku tej książki było podobnie. Wczoraj zaczęta, dzisiaj skończona.

Czytałam Sadownikowi poniższy fragment z pewnym okładem. Ja śmiałam się co rusz, a On ani razu. Zapytany po wszystkim, dlaczego się nie śmiał, odpowiedział:
     — A jest w tym coś śmiesznego? Samo życie.

To nie jest książka dla mężczyzn-feministów, to chyba w ogóle nie jest dla mężczyzn. A może i jest? Przetestowałam tylko na jednym męskim egzemplarzu człowieka i tylko fragmentarycznie.

Jeśli chodzi o kobiety, to ciekawa jestem, czy w zachodnim świecie jest choć jedna, która nie znajdzie w tej książce żadnego prawdziwego zdania na swój temat? Ciekawe, bardzo ciekawe.

Każdy komplement, nawet najbardziej wyszukany, warto na wszelki wypadek od razu zamordować. W Polsce notuje się liczne przypadki mordowania komplementów. Aby skutecznie zamordować komplement, należy na niego zareagować, na przykład wątpliwością — czyli nie wierzymy na słowo. Słyszymy: „Jesteś piękna” i żądamy zapewnień „Naprawdę?”, „Nie kłamiesz”, „Przysięgnij!”. Inna reakcja na komplement to podejrzliwość. Sprawdza się świetnie w tej szerokości geograficznej. Skoro ktoś nam mówi coś miłego, z pewnością czegoś chce. Albo, co gorsza, coś przeskrobał. Po usłyszeniu komplementu należy błyskawicznie i ostro zareagować oskarżeniem: „Piłeś!”.
     Jest jeszcze możliwość awantury. Ja się na awanturach znam doskonale, wyssałam z mlekiem matki. Dlatego, gdy ktoś mi mówi coś miłego, robię z miejsca aferę. Skoro już ktoś prawi pochlebstwa, niech się liczy z konsekwencjami. Bo każdy komplement jest doskonałym powodem do zrobienia awantury. Przykład: „Ładnie ci w zielonym”. „A co, może w czerwonym źle?!”.
     Inna reakcja, też sprawdzona przeze mnie, to obojętność. Broń najskuteczniejsza, niezwykle prosta. Na każde pochlebstwo wzruszamy ramionami. :Jesteś boska!”. „E tam”. „Masz piękne oczy!”. „E tam”. „Piękna i mądra!”. „E tam”. „Ładna sukienka”. „E tam, stara”. Prawda, że działa? No i wreszcie negacja. Cokolwiek miłego usłyszymy, idziemy w zaparte. Zaprzeczamy, skrupulatnie argumentując, dlaczego mamy rację. Tę sytuację doskonale opisuje przykład z życia wzięty.
[…]
     — Jezus! Boskie! Mega! Czad! Dżesika! Bierzemy! Kotek! Wyglądasz bosko! O rany! Brak mi słów! Masakra! Jakie kształty! Jaki fason! Bierzemy! Ściągaj, idę płacić! Nic już więcej nie przymierzaj! Te i koniec! Perfekcja! Doskonałość!
     Dżesika z miną skrzywioną zerka to na Sebastiana, to w lustro, aż w końcu stwierdza z przekonaniem:
     — Chyba cie porąbało. Wyglądam jak gruba świnia.
     — Co ty gadasz za głupoty, dziewczyno! Wyglądasz pięknie! Bajka! Miód! Dawaj te dżinsy, ja płacę! Masz śliczny tyłeczek, w tych dżinsach to już absolutny kosmos! Kupujemy!
     — Przymierzę te drugie.
     — Nie trzeba! Szkoda czasu! Te są świetne!
     — Idę mierzyć.
     Dżesika znika, Sebastian czeka, po chwili:
     — Boże! Te są jeszcze lepsze! Nie wierzę! Czad! Jesteś piękna! Bierzemy obie pary!
     — Co ty pierdolisz, mam dupę jak trzydrzwiowa szafa.

Sylwia Kubryńska, Kobieta dość doskonała,
Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2015.

piątek, grudnia 04, 2015

1566. Wrzucanie granatów

Jabłoń:
(krzyczy)
Nie chcę być młodą wdową, do cholery!!!

Sadownik:
(też krzyczy)
Ja też nie pisałem się na zostanie wdowcem!!!

(wczorajszy mocny początek do dzisiejszej poważnej i owocnej rozmowy)

*

     — Musiał pan być szczęśliwy, mogąc być z taką kobietą, dzielić z nią życie.
     — Tak — odparł Kafuku. — Ma pan rację. Pewnie byłem szczęśliwy. Ale proporcjonalnie do tego szczęścia czasem bywało mi ciężko
.

Haruki Murakami, Mężczyźni bez kobiet,
przeł. Anna Zielińska-Elliott,
Wydawnictwo Muza, Warszawa 2015.

i vice versa, panowie, vice versa!
[z tym szczęściem i propocjonalnością]

1565. Z czyli bez, bez czyli jak najbardziej z

 wpis przeniesiony 17.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Pamiętam. Taras. Wodospad. Książka tego Autora. Przeczytałam. Zaliczyłam jedno, dwa intelektualne uniesienia. Za mało. Stwierdziłam.

Pamiętam. Inna książka tego Autora. Dostałam w ramach prezentu. Czeka wciąż, aż się intelektualnie podciągnę.

*

Nazwy miejsc. Przykład. Ośrodek Zdrowia. Wszystko w nim jest poza zdrowiem.

Nazwy partii. Prawo i Sprawiedliwość. O wszystkim jest, ale nie ma mowy o prawie czy sprawiedliwości — donosi ostatnio każdy dzień. Platforma Obywatelska. Wszystko, ale nic obywatelskiego. I te pe, i te de.

Tytuły książek. Mężczyźni bez kobiet. Zobaczyłam i byłam pewna, że co jak co, ale kobiet musi być w tej książce mnóstwo. Kobiet ważnych dla mężczyzn. Kobiet, które chcę poznać, bo fioła na temat kobiecości mam, bo chyba przygotowanie dotyczące sposobów myślenia też już mam, bo mam swój wiek, swoje doświadczenie, bo…, bo…, bo… Każde z tych „bo” miało udział w odbiorze tej książki. Książki genialnej. Cudownie męskiej męską wrażliwością.

Może do powieści Murakami jeszcze nie dojrzałam, ale na opowiadania jestem już dostatecznie „dorośnięta”. I co? I zazdroszczę Tym, którzy tę książkę mają wciąż przed sobą. Jedno z opowiadań jest majstersztykiem translacji.

Zdaniem Kafuku na świecie były zasadniczo dwa rodzaje pijaków: pierwsi to tacy, którzy piciem chcieli sobie czegoś dodać, i drudzy, którzy chcieli się czegoś pozbyć.

*

     — Ale może za młodu w pewnym sensie trzeba przeżyć taki samotny, ciężki okres. To jest część procesu dorastania.
     — Tak sądzisz?
     — Tak samo jak drzewa muszą przetrwać zimę, żeby się stały silne i wielkie. W ciepłym, łagodnym klimacie nie tworzą się słoje.
     Wyobraziłem sobie słoje wewnątrz siebie.

*

     — Ciekawość, dociekliwość i możliwość — powiedziałem.
     Uśmiechnęła się leciutko.
     — Tak, ciekawość, dociekliwość i możliwość.
     — I tak tworzymy w sobie słoje
.

*

O ile mi wiadomo, jedynym człowiekiem, który stworzył japońskie słowa Yesterday Beatlesów (i to w dialekcie z Kansai), był facet nazwiskiem Kitaru. Często śpiewał głośno w kąpieli:
     
Wczoorej
     To ino juczyjsze przedwczoreej
     Przedwczorejsze jiiitro, nieeee

*

Tak, dwuznaczność oznacza w sumie to, że powstaje próżnia między dwiema krańcowościami.

*

Sam nie bardzo wiem, co próbuję tu powiedzieć. Pewnie staram się zapisać samą esencję niebędącą faktami.

*

     — Ja lubię taką muzykę — powiedziała kiedyś M. — To kwestia przestrzeni.
     — Kwestia przestrzeni?
     — Po prostu kiedy słucham takiej muzyki, zdaje mi się, że jestem w naprawdę wielkiej przestrzeni. Nic tam nie ma. Nic jej nie dzieli. Nie ma ścian, nie ma sufitu. I będąc tam, nie muszę o niczym myśleć, nic mówić, nic robić. Wystarczy, że tam jestem. Zamykam oczy i zdaję się na falę piękne melodii smyczków.

Haruki Murakami, Mężczyźni bez kobiet,
przeł. Anna Zielińska-Elliott,
Wydawnictwo Muza, Warszawa 2015.
(wyróżnienie własne)

Percy Faith, A Summer Place.

środa, grudnia 02, 2015

(1549+2+13). Poza definicjami

 wpis przeniesiony 17.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Za dwa dni będą dwa tygodnie, jak procedura medyczna, przy okazji zupełnie, przewróciła mi w głowie lub jak twierdzę, otworzyła wrota Nowemu, co percepcję pewnych zacnych skądinąd pojęć zmienia. Teraz nie śmieję się w twarz tylko orędownikom teorii, że kobieta prawdziwa to matka. Śmieję się w twarz również każdemu, co próbuje tłumaczyć, czym prawdziwa kobiecość jest.

Kobiecość. Zdefiniuj, jakkolwiek chcesz, i patrz jak się Ona tej definicji wymyka. Robi to bez żadnego wysiłku. Że koronki, że zwiewność, że lekkość, że drobna, cicha, że cokolwiek — wybieraj, przebieraj, precyzuj. Nie ma takich słów, w które kobiecość można zamknąć. Jeśli twierdzisz, że właśnie tobie się udało, to masz wspaniałą definicję wszystkiego, czego chcesz, ale nie kobiecości.

Kobiecość. I wszystkie słowa świata stają przeciwko nam. Fascynujące! Kobiecość? Można tylko czuć. To bardzo subtelne doświadczenie, które zmienia wszystko. Doświadczenie, któremu zaprzecza skoncentrowany na cel i działanie świat. Doświadczenie, którego potrzebuje każda z nas, a które nigdy nie jest dodawane „w gratisie” do żadnego produktu.

Kobiecość. Im lepszą, myślisz, masz definicję, tym mniej o niej wiesz — śmiem bezczelnie twierdzić od prawie dwóch tygodni, choć dopiero dziś byłam w stanie tę swoją pewność zamienić na literki i pozostawić po niej tu ślad.

Kobiecość. Świętujmy!

Georgia O'Keeffe, Pink Tulip, 1926.

1563. Na barykadach własnego życia

 wpis przeniesiony 17.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Gdy pierwszy raz, jakiś czas temu, usłyszałam tę piosenkę, poruszyły się we mnie zakurzone wspomnienia pierwszych wrażeń i uniesień związanych z osobistym odkrywaniem — dawno, dawno temu — piosenki francuskiej XX wieku.

Gdy dziś, też zupełnie przypadkowo, usłyszałam ją drugi raz, wiedziałam, że nie przepuszczę tej piosence. Wciąż dotyka francuskich miejsc we mnie, ale przede wszystkim porusza swoją mocą. Zachwyca mnie Mocą, więc łomolę…

Benjamin Clementine, Adiós, 2014.

The decision is mine
So let the lesson be mine
[…]
The decision is mine
Cause the vision is mine

Adiós!

wtorek, grudnia 01, 2015

1562. Koronkowa robota

 wpis przeniesiony 17.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

13 pięter trzeba było odreagować również książkowo. Kryterium było proste: proza, chudziutka, ale dobra. Tylko jedna z książek na kundlu spełniała to kryterium. Tokarczuk. Według mnie Ona nie jest pisarką, tylko znakomitą koronczarką. Czytałam najwolniej jak mogłam, ale i tak skończyła się ta książka zbyt szybko. Została myśl, co błogosławieństwem staje się, że ja, że mogę, że Tokarczuk w oryginale czytam. Nie wszyscy Jej wielbiciele mają ten przywilej.

Mówić do kogoś, kto nie rozumie, to próbować otworzyć zamek źdźbłem trawy, to kroić chleb gałązką bazylii, wkręcać żarówkę w ptasie gniazdo, wkładać dyskietkę między dwa kamienie. Daremnie.

*

Kamienne figury służą jako przyciski do stert dokumentów. Wiatr sczytuje numery z książek telefonicznych, potem w nocy wydzwania i dyszy w słuchawki.

*

Ojciec, matka, córka, syn, brat i siostra: to wydeptane ścieżki, którymi chodzi ludzki umysł.

*

Ale „zawsze” się kończy. Czas nie lubi dawać się rozciągać w nieskończoność. Lubi małe kroki, tykanie zegarków, drobne krople, detale.

*

Skoro nieżywy jest orzeł, umrze i reszka.

*

Dobrze jest skorzystać z zamieszania; tam gdzie jest chaos, wiele się może zdarzyć, tego nauczyła mnie Anna In.

*

[…] złamać dane słowo, postawić wszystko na głowie, kota obrócić ogonem. Proszę bardzo, jak chaos, to chaos, jedne drzwi i następne — niech dół wejdzie na górę, a góra zejdzie na dół, niech się prawe zamieni na lewe, czarne zaś w białe.

*

[…] pójść za nią! A to dlaczego? Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. Kto mieczem walczy, ten od miecza ginie. Czy nie tak nas uczono od dziecka, że każdy uczynek ma swoje konsekwencje i kto powiedział A, musi mieć odwagę wykrzusić z siebie B? Że jest przewinienie i jest kara?
     Tak, ma rację, to prawda, myślę i otwieram szafę. Lecz są też miłość i rana
.

Olga Tokarczuk, Anna In w grobowcach świata,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2015.
(wyróżnienie własne)

(1560+1). Drugi brzeg

 wpis przeniesiony 17.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Litery. Jak się powiedziało ‘a’, to trzeba powiedzieć ‘b’, a potem całą resztę alfabetu. Tak mówią niektórzy.

Słowa. Po słowie to oni są od kilkunastu lat, paru miesięcy i kilku dni. Po czynach też. Wiele słów razem wypowiedzieli w życiu. Za wieloma stanęli murem. Wielu mówią jednogłośnie nie.

Zdania. Akapity. Cała… niewinna dla jednego, dla drugiego wręcz przeciwnie …opowieść. A potem już tylko prędkość niczym nieograniczona. Krzyk. Cisza. Dobranoc. Noc.

Pustka. Dojmująca. Oczy zbyt szeroko otwarte. Samotność. Czas zatrzymany. Koniec świata. Głębiej i głębiej trzeba iść. Jest! Bingo! Odnalezione. Odkryte. Odszyfrowane.

Dystans. Dystans wobec innych. Dystans wobec siebie. Potrzebny. Koi. Leczy zranienie. Daje przestrzeń. Ot, taki zwykły cud.