niedziela, grudnia 13, 2015

1576. Instrukcja obsługi świąt

 wpis przeniesiony 17.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Zasady w życiu ma. Dla zdrowotności wymaga, bym siadała do stołu z ludźmi, których obecność i istnienie są wartością dodaną w moim życiu. Mój żołądek. Tak ma i egzekwuje. Pomimo swej kwasowości, zasadowy w tej kwestii jest niebywale. A tu idą święta.

Świąteczny międzyludzki blichtr na horyzoncie. Życie krótkie i trochę go szkoda na cekiny. Może jeśli popracuję nad sobą, odkryję ich urok i sens — wpadam na genialny pomysł. W środę przyznaję się Akuszerowi, że choć szanuję człowieka jednego, to go nie lubię, wręcz organicznie nie lubię i już. A tu idą święta.

Zapytał, poprosił, by wyobraźni użyć:
     — Wyobrażasz sobie, że z tym człowiekiem masz prawdziwą, bliską relację?
     — Żartujesz? Mowy nie ma!
     — No właśnie.

*

Wylosowani sobie w pakiet rodzinny. Wspomniany Ten człowiek pewnie też mnie szanuje i z pewnością mnie nie lubi, nawet bardzo — wcale mu się nie dziwię i nawet rozumiem. I choć na święta zbliżymy się na niebezpiecznie małą odległość, to rytuał, te wszystkie sztuczne, grzeczne, kurtuazyjne dygnięcia w imię dobrej, rodzinnej atmosfery pozwolą nam przeżyć to, czego w normalnych nieświątecznych warunkach byśmy nie przeżyli. Och! Dzień dobry! Jak cudnie! Jak pięknie! Jak dobrze nam tu przy tym stole razem! Wszystko to prawdą i nieprawdą w tej samej chwili będzie — taoizm stosowany. Przy odrobinie dobrej woli wszyscy wyjdziemy z tego bez ran. Konwenans ma swoje dobre strony, stwierdziłam — pozwala mimo niebezpiecznie małej odległości, zachować bezpieczny dystans wewnętrzny wobec ludzi, ich zachowań i oczekiwań.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz