wpis przeniesiony 17.03.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Za dwa dni będą dwa tygodnie, jak procedura medyczna, przy okazji zupełnie, przewróciła mi w głowie lub jak twierdzę, otworzyła wrota Nowemu, co percepcję pewnych zacnych skądinąd pojęć zmienia. Teraz nie śmieję się w twarz tylko orędownikom teorii, że kobieta prawdziwa to matka. Śmieję się w twarz również każdemu, co próbuje tłumaczyć, czym prawdziwa kobiecość jest.
Kobiecość. Zdefiniuj, jakkolwiek chcesz, i patrz jak się Ona tej definicji wymyka. Robi to bez żadnego wysiłku. Że koronki, że zwiewność, że lekkość, że drobna, cicha, że cokolwiek — wybieraj, przebieraj, precyzuj. Nie ma takich słów, w które kobiecość można zamknąć. Jeśli twierdzisz, że właśnie tobie się udało, to masz wspaniałą definicję wszystkiego, czego chcesz, ale nie kobiecości.
Kobiecość. I wszystkie słowa świata stają przeciwko nam. Fascynujące! Kobiecość? Można tylko czuć. To bardzo subtelne doświadczenie, które zmienia wszystko. Doświadczenie, któremu zaprzecza skoncentrowany na cel i działanie świat. Doświadczenie, którego potrzebuje każda z nas, a które nigdy nie jest dodawane „w gratisie” do żadnego produktu.
Kobiecość. Im lepszą, myślisz, masz definicję, tym mniej o niej wiesz — śmiem bezczelnie twierdzić od prawie dwóch tygodni, choć dopiero dziś byłam w stanie tę swoją pewność zamienić na literki i pozostawić po niej tu ślad.
Kobiecość. Świętujmy!
Georgia O'Keeffe, Pink Tulip, 1926.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz