poniedziałek, grudnia 28, 2015

1601. Poświąteczne okruchy

Religia. Najdoskonalszy wynalazek ludzkości zaraz po kole. Wyjątkowo precyzyjne narzędzie do wykluczania ludzi. Boże Narodzenie to nie jest łatwy czas, nie tylko dla samotnych, bezdomnych, poturbowanych społecznie i rodzinnie. Baczność. Spocznij. Dygnij. Jezu malusieńki.

*

Wigilia. Delikatnością swą rozwaliła mnie przepiękna i bardzo cicha choinka. Wstałam od stołu, pozostawiając za sobą ludzi, talerze, dania i rozmowy. Przysiadłam przy żywym iglaku. Zagapiłam się. Minęła chwila. Dotknęła mnie ulotność życia. Minęła kolejna. Dźgnęła mnie kruchość istnienia. Łzy jak grochy. Nie na miejscu, bo przecież wesołych świąt… Przy stole nieopodal kilkanaście osób, ale tylko jedna, której chciałam i mogłam powiedzieć, co się ze mną dzieje.

*

Pierwszy Dzień Świąt. Kilkanaście odrębnych ludzkich światów przy jednym stole. Nie spotkają się. Przysiadł się sens mojego tegorocznego świętowania: uśmiech i głos Chłopca skutecznie zaniedbywanego przez heteroseksualną wzajemną niechęć jego rodziców i Męska Wojskowa Łza odsłaniająca wrażliwość i delikatność Właściciela, łamiąca przez chwilę niejedno społeczne tabu. Byłam wdzięczna za tych kilka chwil, gdy było prawdziwie. Jestem wdzięczna do dziś. Jestem wdzięczna na cały przyszły rok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz