środa, marca 29, 2023

4988. 88/365

     — i co z TEGO*?
     — nic?
     — nic!

88/365

___________
  *   pod TO** podstaw cokolwiek, co było dla Ciebie obu­rza­ją­ce, nie do pomyślenia… dwadzieścia, piętnaście, dzie­sięć, pięć lat temu; kwartał lub miesiąc temu czy w zeszłym tygodniu.
 **  nie dotyczy przemocy fizycznej, psychicznej, ekonomicznej.

Jonathan Roy, Keeping Me Alive, (akustycznie).

this fire is keeping me alive.

wtorek, marca 28, 2023

4987. 87/365

myślisz, że tylko patrzysz*.

„tylko” dotykasz wzrokiem osoby, zwierzęta, rośliny i rzeczy. one za­wsze odpowiadają ci niewerbalnie, a twoja reakcja na tę odpo­wiedź jest znacząca, cenna i szczególnie interesująca, gdy ją w pierw­szym odruchu ignorujesz.

87/365

_____________
  *  codzienne praktyczne ćwiczenie z fizyki kwantowej.

poniedziałek, marca 27, 2023

4986. 86/365

od lat diagnozuje ją w ten sam dobitny sposób:
     — masz mrówki w dupie.

a ona uwielbia to wewnętrzne poruszenie, to przyciąganie, które przykuwa jej uwagę do tego czy tamtego pozornie nic nie­zna­czą­ce­go drobiazgu, nie pyta już: dlaczego? po­zwa­la unieść się fali, daje ponieść się dro­bin­kom nie­zauwa­żal­ne­go, uchwyconego w ułamku sekundy, po­klat­ko­we­go czucia.

86/365

René Aubry, Lungomare.

(4753+232). O nowej roli Sadownika

Sadownik:
(w weekend na pierwszych zajęciach podyplomówki
miał powiedzieć coś o sobie — o życiu zawodowym
Pana Ciasteczko wspomniał, a potem
życie prywatne zamknął w siedmiu słowach
)
Jestem właścicielem suki
i mężem swojej żony.

Sadownik:
(wczoraj wieczorem opowiedział
Drzewku powyższe i dodał
)
Wszyscy ryknęli śmiechem,
gdy to powiedziałem.

Jabłoń:
(nie zrozumiała, dlaczego ryknęli śmiechem)
To Ty tam robisz za jednorożca!

Sadownik & Jabłoń:
(ryknęli śmiechem)

niedziela, marca 26, 2023

4984. Z oazy (CXXXVI)

Niedzielne odliczanie literek, pięć. Znów najdziwniejsze i zaskakujące, bo polegające głównie na wyrzucaniu wybranych wcześniej fragmentów. Wyrzuciłam czternaście, które tu już, już witały się z gąską.

Najpierw długo na tę książkę polowałam. Potem długo w blokach startowych cze­ka­ła. Dopchała się do mnie dzięki psu na okładce, argumentując, że sko­ro dwie po­wie­ści z psim kłaczkiem już za mną, ona byłaby dobrym psim zwień­cze­niem czytania beletrystyki w tym miesiącu. Nie pomyliła się! Z ogromną przy­jemno­ścią nurzałam się w atmosferze tej książki.

Ja, człowiek, wziąłem psa, aby chronił mnie przed innymi ludźmi. Można więc powiedzieć — wybrałem zwierzę. Pomyślałem: pies nie będzie gadał głupot, nie będzie przede mną udawał kogoś, kim nie jest, nawet nie spró­bu­je głupio się uśmiechnąć, kiedy nie będzie wiedział, co do mnie po­wie­dzieć. Pies to pies. Szacun dla psa.

🐾

Nie lubię ludzkości, nie mam nic przeciwko pojedynczym ludziom, czasem się nawet do kogoś przywiązuję, odczuwam, czym jest przyjaźń, miłość, ale kiedy czytam o drugiej wojnie światowej, kiedy zwiedzam były obóz kon­cen­tra­cyj­ny, kiedy myślę o historii naszej cywilizacji, to stwierdzam, że tak, niestety, jesteśmy tylko ludźmi. I żałuję, że ewolucja naszego gatunku po­mi­ja jakoś ten element rozwoju, jakim jest wzajemny szacunek i empatia. Po­tra­fi­my doskonalić się w tak wielu rzeczach, czemu akurat w ma­so­wym za­bi­janiu, a nie na przykład w produkcji życzliwości. Jasne, żeby nie było, dostrzegam dobro w pojedynczych ludziach, ale masa ludzka sama w sobie przeraża mnie i obrzydza. A przecież mamy tę moc, żeby rozwijać się w kie­run­kach, które stanowiłyby o naszej doskonałości…

🐾

Spojrzałem na Psa. Uśmiechnął się. Mój Pies wie, o czym myślę… Czasem mam takie wrażenie. To trochę dziwne, niepokojące, ale nie przeraża mnie to, raczej ciekawi.

🐾

[…]  mam takie dni, kiedy wstaję rano i nic nie pcha mnie w żadną stronę. Nie czuję, że muszę coś zrobić, że tracę dzień. Jestem. Wstaję. Idę z Psem nad strumień. I to wszystko dzieje się bez zegarka, bez konieczności umiesz­cza­nia tego w planie dnia. To nie jest żaden punkt pierwszy, drugi ani siód­my, bo takiego planu nie ma. Oczywiście, że czasem zdarza się dzień, kiedy mówię do Psa:
     — Stary, no, dziś to już na pewno zrobimy pranie.
     Ale i ja wiem, i Pies to wie, że nasze „musimy” jest pojęciem względnym, odkładalnym, przesuwalnym w czasie.

🐾

[…]  poczułem się dobrze ze sobą. Było coś w tej chwili. Coś jak nadzieja, jak szansa, której mogłem się chwycić, jakieś drżenie, które przeszłoby przez moje życie, które mógłbym wpuścić do siebie i do mojego domu, gdybym tylko chciał. Tylko nie wiedziałem, czy chcę, i to sprawiało, że sprawa była cudownie otwarta. Ode mnie zależało, co z tym zrobię.

🐾

Nie spieszyło mi się też nigdy w drodze, wolałem delekto­wa­nie się tym, co wyłania się zza kolejnego zakrętu.

🐾

Mnogość form życia, które stało dumnie albo wyglądało ciekawskie na dro­gę, pochylało się ku mnie, szeleściło, kołysało się lub starało ukryć się przed moim wzrokiem. Nie jestem dobry w te klocki — nigdy nie wiem, jaką ro­śli­nę mam przed sobą. […]  nie interesuje mnie, jak te przydrożne chwa­sty na­zy­wają się każdy z osobna, razem stanowią coś pięknego i żywego. Nie są napastliwe. Są ciekawe mnie — lub wcale nie. Żadna z tych roślin nie jest dla mnie miła, ponieważ czegoś ode mnie chce. Żadna z nich nie przestaje być sobą, kiedy na nią spojrzę. Jakoś mi lżej, gdy po­my­ślę, że da się tak istnieć.

🐾

Trawa, która kołysała się lekko, taka giętka, cicha. Kamienie spoczywające na ziemi całym swoim ciężarem, pełne godności, bez przepraszania i ule­gło­ści. Nieliczne w tym miejscu drzewa przeżywały w zadumie swoje historie […].

🐾

[…]  jak to się stało, że sam siebie przekonałem,
że nie mam nic?

🐾

On miał wszystko. Był tu i teraz. Mój Pies to był dopiero bogacz. Zaje­cha­li­śmy przed dom, a on wyskoczył z auta jakby nigdy nic. Była wycieczka. Ko­niec wycieczki. Teraz będzie jedzonko. Teraz będzie picie. Pomyślałem, że to jest szalenie proste.

🐾

[…]  nie może być tak, że jeśli coś odeszło, a było dobre, to zniknęło na zawsze. Oczywiście, że nie.

🐾

     — Nie boisz się, że coś cię omija?
     — Każdego coś omija. Nie można mieć wszystkiego. — Wzruszyłem ra­mio­na­mi. Roześmiał się w końcu, jakbym rozbawił go insynuacją, że i on coś traci. A może przeciwnie, roześmiał się, w głębi serca przyznawszy mi rację.

🐾

Kiedy ktoś znienacka zadaje szczere pytanie, odpowiedź wypada z człowieka od razu albo wcale.

🐾

Nie chciałem kontynuować tego myślenia, ale myślom trudno jest coś roz­ka­zać. Można ewentualnie przed samym sobą udawać, że się ich w ogó­le, absolutnie nie ma, nic a nic… […]  a myśli i tak deptały mi po piętach. Do­brze wiedziałem, o co chodzi mojej głowie, ale pal licho, o co chodziło gło­wie — przede wszystkim przeczuwałem, czego pragnie dusza.

🐾

Kojarzył mi się z weterynarzem, który ze zmartwieniem i z troską stara się dociec, na co choruje jego czworonożny pacjent. Na ludzi patrzył jakby z obo­jęt­no­ścią. Człowiek to człowiek, nic ciekawego, zdawały się mówić jego ramiona, kiedy wzruszał nimi za każdym razem w odpowiedzi.

🐾

W myślach już wyjechałem, powiedziałem to sobie, w końcu poddałem się i spakowałem naprawdę. Najtrudniej było to zrozumieć Psu. Zbyt rzadko wyjeżdżaliśmy gdzieś dalej, żeby mógł ze spokojem przyjąć to, na co się zanosiło.

Dominika Kluźniak, Miejsce,
Helion, Gliwice 2019.
(wyróżnienie własne)

Przez kilka minut siedziałem, nic nie robiąc. To są chwile ważne w życiu, kiedy nic się nie robi, bo właśnie coś się stało. Ręce i nogi nie mają nagle żadnej potrzeby, aby gdzieś pójść i cokolwiek zrobić. Czas rozciąga się, jakby był z gumy, a głowa nic nie wie, bo serce, serce jest teraz najbardziej zajęte.

🐾

[…]  przypomniałem sobie, czego chcę, i wąt­pli­wości mnie opuściły. Chaos odszedł szukać szczęścia w innym domu.

(tamże)

4983. Z oazy (CXXXV)

Niedzielne odliczanie literek, cztery. Czytał ją Dudi, czytałam i ja. Pies w pod­czyt­ni­ku natychmiast wygumował mi fakt, że nasze gusta czytelnicze nie pokrywają się. Klik, klik, rzuciłam wszystko. Pies! Zgadzają się i rasa, i wiek. Trzynastoletni la­bra­dor. Od powieściowego kudłatego bohatera różni Heniutkę płeć i umaszczenie.

Z małą przerwą na rzędy liter niebeletrystycznie uporządkowanych czytało się tę książkę fantastycznie. I wzruszone było, i płakane było nie raz. Powieść pełną gębą. Nieoczywista. Dotyka. I z kłaczkiem.

To prawda, że wiele się we mnie zmieniło od kiedy poznałem tego psa. To dzięki niemu odkryłem, że zwierzę może tak bardzo zmienić czyjś sposób myślenia. […]  nieważne, czy to pies czy człowiek, tak samo chodzi tu o życie.

🐾

     — Choć nie udaje.
     — Wabi się Choć? Jak to nie udaje?
     — Jest psem przewodnikiem.
     — Że co?
     — Kiedyś nim był.
     — A to w takim razie teraz już nie jest?
     — Teraz to ja jestem przewodnikiem, a on niewidomym.

🐾

     — Może i każdy jest samotny, ale nie każdy tak o tym myśli.
     — Ty masz Chocia.
     — Dla innych on nie jest osobą.
     — Jeśli tylko ty nie będziesz czuł się samotny, będąc z Chociem, to na­praw­dę nie będziesz sam. Gdyby Choć to usłyszał, to byłoby mu przykro. To czysta arogancja myśleć, że tylko ludzie mogą pomóc uporać się z samotnością.

🐾

Najbardziej na świecie lubię, gdy coś jest „dziwne”. Gdy coś dzieje się bez po­wodu. Rzeczy przez nikogo niepojęte, takie, z którymi coraz bardziej nie wiemy, co zrobić. Jak okrutnym byłoby stwierdzenie, że wszystkie rzeczy na świecie muszą mieć jakiś powód?

🐾

     — Czyli lubi się pani czepiać szczegółów? — pytam, doganiając ją szybko.
     — Nic mnie nie rusza, potrafię przetrwać naprawdę wszystko, oprócz jednej, jedynej rzeczy — odpowiada, odwracając się i patrząc na mnie ze wściekłością w oczach.
     — Oprócz czego?
     — Bycia pomijaną.

🐾

Czasami bywa tak, że nie jesteśmy w stanie uwierzyć nie tylko w rzeczy, które wydarzyły się naprawdę, ale nawet w rzeczy, które przydarzyły się nam samym. Bo nieraz te rzeczy są tak okrutne, że miejsce dla nich znalazłoby się tylko w filmie.

🐾

Granica pomiędzy początkiem a końcem jest tak cienka, że oba te koncepty zdają się ze sobą stykać, chociaż akurat w tym momencie z jakiegoś powodu wydają mi się one bardzo odległe od siebie.

🐾

     — Zostać dzisiaj z tobą?
     — Tak, dzięki.

🐾

Jeżeli tylko będzie do kogo wysłać wiadomość i jeżeli będzie ktoś, kto będzie chciał mi odpisać, chyba poradzę sobie jakoś z moim życiem. Wystarczy mi chociażby jedna osoba.

🐾

[…]  szepczę do niego.
     — Choć… W następnym życiu też bądź moim psem, też do mnie… Choć.

Jang Eun-jin, Nikt nie odpisuje, przeł. Marta Niewiadomska,
Wydawnictwo Tajfuny, Warszawa 2022.
(wyróżnienie własne)

Nie wiem, co powiedzieć. Wydaje mi się, że jednocześnie mam do powiedzenia bardzo dużo i nic. Czuję również, że muszę się odezwać i że nie trzeba teraz mówić nic.

🐾

Nie będzie wiadomo, gdzie się wszystko zaczyna, a gdzie kończy.

🐾

Przestałem próbować doścignąć zmiany. Ale nie oznacza to też, że już je prześcignąłem albo kroczę obok nich. Wy­star­czy mi, że potrafię je teraz wychwycić.

(tamże)

4982. Z oazy (CXXXIII–CXXXIV)

Niedzielne odliczanie literek, dwa i trzy. Podkusiło mnie. Do tej pory nigdy nie mia­łam zastrzeżeń do Biura Literackiego — dobra marka wydawnicza. Mam za swo­je, za dziecięcą naiwność i nieuleczalną łatwowierność.

Zbyt mały mam ro­zu­mek, by na­zwać to poezją. Celne spostrzeżenia, upo­rząd­ko­wa­ne w wersy, sąsiadują w obu tomikach ze zwykłą (moim zdaniem) grafomanią lub, by zaszaleć górnolotnie, ze strumieniem świadomości, do którego zwyczajnie nie do­ska­ku­ję, a świat nie docenia, na szczęście chociaż wydawca się poznał.

Wydłubałam to, co warte zatrzymania. Przed ilustracją z dedykacją dla za­rzą­dza­ją­cych instytucją polskiego kościoła. Potem fantastyczna ilustracja — mówią, że dobra jest warta tysiąc słów, i mają rację – jednocześnie najlepsza recenzja obu tomików: po lewej to, czego oczekiwać by można; po prawej to, co realnie w nich znajdziemy.

dzień z biskupem

pozostaje jedynie się domyślać
że dnia z burką
w przedszkolu

  nie będzie

🖇

phallus impudicus

sromotnik smrodliwy
ludowa nazwa
biskup
 
nie jest zagrożony wyginięciem

🖇

pierwsza faza domestykacji
domestykacja
pierwsza faza standaryzacji
standaryzacja
pierwsza faza centralizacji
centralizacja
dyskwalifikacji dyskwalifikacja
eksterminacji

pierwsza faza domestykacji
umożliwia swobodny dostęp
do ożywionych surowców
 
gąski gąski
czego
 
 
do domu

🖇

w poradni leczenia uzależnień
pracoholizm
nie jest zakontraktowany

🖇

tato
pobiegasz ze mną?
jasne
 
spotkamy się na końcu

🖇

mama mówi pępowinę
odcina się dwa razy
od dziecka
i od rodzica

🖇

ucieczka
jest moją ulubioną formą
fizycznej aktywności

🖇

co jeśli miłość od pierwszego wejrzenia
może zdarzyć się wszędzie?

🖇

kiedy wsiadam do samolotu na biurku
leżą zaadresowane koperty do ludzi zwierząt
roślin i grzybów z bliskiego mi otoczenia
w każdym liście opieprzam ich za to
że spieprzyli swoje życie

🖇

aby swobodnie pozyskiwać pokarm
i umykać przed drapieżnikami
lokuję organizm w niezajętej
niszy ekologicznej służy temu
odpowiednie wymodelowanie sylwetki
dopasowanej do wymogów środowiska

🖇

nie da się zastąpić deficytu
ojcowskiej czułości przygodnym
stosunkiem płciowym mówi
nieletni płci żeńskiej kto się wyrobi

🖇

niezależność
 
jest podyktowana
nieufnością

Kira Pietrek, Czeski zeszyt,
Biuro Literackie, Stronie Śląskie 2021.
(wyróżnienie własne)

głupota zostanie objęta
ochroną gatunkową

🖇

właściwie martwi mnie tylko
że na każdym rogu ulicy
stoi jakaś niedorozwinięta kobieta

to już nawet nie jest młodzież
przeznaczona do rozpłodu

🖇

be yourself impossible is nothing

🖇

z tupetem walczy o marzenia
marzenia każdego które spełnią się nielicznym

nie stara się ładnie wyglądać
ani macho ani mięczak
potrafi używać kosmetyków
ale nie będzie się tym podniecał

już ma forsę jeszcze ma fantazję
dziś ma duże poczucie odpowiedzialności
nawet za duże

wie co ważne kocha i jest kochany

🖇

jeśli jesteś buddystą bądż buddystą
jeśli jesteś katolikiem napluj sobie na dłonie
dwa razy tchórzu

🖇

jak ty byś się czuł
gdyby ktoś zabrał ci miotłę
[…]
matki boskie są trzy
jasnogórska świętobramska
i zawalidroga

🖇

wyrzuciłam w ubikacji
jakiejś miejskiej kawiarni
do kosza na podpaski
kolejny kalendarz

🖇

pierwszy człowiek nie wiedział jeszcze
wtedy co to gniew i zawiść znał tylko
ciekawość dlatego nie było mu przykro
z powodu śmierci

pierwszy człowiek ufał swojemu tacie
dlatego uznał śmierć jako coś wyjątkowego
zawczasu zamówił odświętny garnitur
u krawca i piękne buciki u szewca
zapytał jeszcze swojego ojca o to
czy będzie mu coś przy śmierci potrzebne
a tato po chwili namysłu odpowiedział
że jedynie mała przestrzeń by przechować ciało

wyciosał sobie pierwszy człowiek
małe drewniane pomieszczenie
i nazwał je trumną

pierwszy człowiek był cieślą
drugi człowiek był szewcem
trzeci człowiek był krawcem

kobiety troszczyły się o to by żołądki
pierwszych ludzi nigdy nie były puste

🖇

jeżeli nie czujesz oddechu na swoim ramieniu
to znaczy że jesteś ostatni

Kira Pietrek, Język korzyści,
WBPiCAK, Poznań 2010.
(wyróżnienie własne)

4981. Z oazy (CXXXII)

Niedzielne odliczanie literek, raz. Najdziwniejsze. Dość zaskakujące. Polegające głównie na wyrzucaniu wybranych wcześniej fragmentów.

Nie miałam zamiaru sięgać po tę książkę, bo wyrobione zdanie mam, kwestia nie do­ty­czy mnie osobiście i nie ma we mnie przestrzeni na słuchanie świętszych od papieża — w tym starym znaczeniu, nim nie dało się dłużej kryć, że realnie od dzie­się­cioleci wystarcza zwykła ludzka przyzwoitość, by być świętszym od takiego jed­ne­go. Wystarczyła jednak radiowa rozmowa z Autorką książki i wiedziałam, że muszę ją mieć. Klik, klik i tak jak rzuciłam wszystko dla koreańskiej opowieści, rzuciłam koreańską powieść, by — jak się okazało — połknąć tę książkę.

Dwie części. W pierwszej żadnej niechcianej ciąży. W drugiej pan oseł-wniosko­daw­ca — rewelacyjny, fantastycznie niedorastający do pięt pozostałym bohaterom tej części. Dużo bym dała, by ze zrozumieniem przeczytał rozmowę z x. Andrzejem Mu­sza­lą sześć rozdziałów dalej.

Dużo ważnych, gęstych fragmentów. Wybrałam wszystkie, a potem większość wy­rzu­ci­łam, zostawiając tylko najgęstsze i najmądrzejsze słowa x. Andrzeja Muszali i Jacka Wasilewskiego — zero rozrzedzania. Łatwo przypisać fragmenty do osób je wypowiadających, bo każda z nich w swoim życiu skupiona jest na innym medium, choć każde boskie.

Trud­no zna­le­źć kwe­stię, któ­ra w bar­dziej ob­ra­zo­wy spo­sób po­ka­zy­wa­ła­by, jak język wpły­wa na rze­czy­wi­sto­ść i jej ro­zu­mie­nie. Rama, któ­ra w na­szym kra­ju zo­sta­ła na­ło­żo­na na te­mat abor­cji, ka­żde­go dnia de­cy­du­je o ży­ciu wie­lu osób. De­ter­mi­nu­je też spo­sób, w jaki o so­bie my­śli­my, kie­dy po­dej­mu­je­my kon­kret­ne de­cy­zje.

📌

W języ­ku trud­no mó­wić o fak­tach. Język jest pe­łen me­ta­for.

📌

[…]  język ni­g­dy nie jest od­zwier­cie­dle­niem rze­czy­wi­sto­ści. On za ka­żdym ra­zem jest pew­nym ujęciem rze­czy­wi­sto­ści, któ­re nam do cze­goś słu­ży. Dwa języ­ki, któ­re wy­two­rzy­ły się wo­kół te­ma­tu abor­cji, mają swo­je wła­sne spek­tra świa­to­po­glądo­we. Dla­te­go po upad­ku ko­mu­ni­zmu tak wa­żne było usta­le­nie, czym jest na­sci­tu­rus (łac. ma­jący się uro­dzić). Ta de­fi­ni­cja jest klu­czo­wa, bo od niej za­le­ży na­sze na­sta­wie­nie etycz­ne. Je­że­li od po­cząt­ku to bę­dzie dziec­ko, będzie też pa­dać py­ta­nie: „Czy chcesz za­bić dziec­ko?”. Po­mię­dzy za­bi­ciem dziec­ka a usu­ni­ęciem ci­ąży za­wsze jest prze­strzeń, któ­rą mo­żna mniej lub bar­dziej zniu­an­so­wać, ale ze stwier­dze­niem „za­bić dziec­ko” nie ma dys­ku­sji. Usta­le­nie tej de­fi­ni­cji jest bar­dzo emo­cjo­nal­ne. Ten mo­ment, gdy w la­tach 90. pró­bo­wa­no to zro­bić, był bar­dzo wa­żny, dla­te­go że z dys­kur­su o abor­cji za­częły zni­kać ter­mi­ny neu­tral­ne.

📌

Ale za­cznij­my od war­to­ści, bo to je wy­ra­ża język. We­dług Jo­na­tha­na Ha­id­ta wszy­scy lu­dzie wy­zna­ją sze­ść pod­sta­wo­wych war­to­ści. Te war­to­ści to: tro­ska, spra­wie­dli­wo­ść, wol­no­ść, au­to­ry­tet, świ­ęto­ść i lo­jal­no­ść. W za­le­żno­ści od tego, czy je­ste­śmy na­sta­wie­ni bar­dziej li­be­ral­nie, czy kon­ser­wa­tyw­nie, te war­to­ści mają inny prio­ry­tet. U li­be­ra­łów czy le­wi­cow­ców na­sta­wio­nych pro­gre­syw­nie to tro­ska, spra­wie­dli­wo­ść i wol­no­ść będą wy­żej ce­nio­ne niż au­to­ry­tet, lo­jal­no­ść i świ­ęto­ść. Będą oni ro­zu­mie­li ha­sła od­wo­łu­jące się do de­cy­do­wa­nia o wła­snym cie­le – bo de­cy­zje o nim to pod­sta­wa wol­no­ści. Okrzyk: „Mój brzuch, moja spra­wa” będzie dla nich prze­ko­nu­jący. Na­to­miast dla lu­dzi po pra­wej stro­nie rów­nie sil­nie jak wol­no­ść za­zna­czo­ne są lo­jal­no­ść i od­po­wie­dzial­no­ść wo­bec in­nych, dla­te­go ta stro­na mówi o „pol­skich dzie­ciach, któ­re są mor­do­wa­ne”. Wa­żne są też dla nich świ­ęto­ść i au­to­ry­tet, więc pa­da­ją ar­gu­men­ty mó­wi­ące o tym, że ży­cie ludz­kie jest świ­ęte i ni­g­dy nie po­win­no się go od­bie­rać. (Co cie­ka­we, oso­by, któ­re są za za­ka­zem abor­cji, często są za karą śmier­ci, więc oka­zu­je się, że te war­to­ści wca­le nie mu­szą być spój­ne). Przy tym świ­ęto­ść nie­ko­niecz­nie od­no­si się do re­li­gii.

📌

[dla­cze­go ten te­mat wra­ca jak bu­me­rang?]  Dla­te­go, że jest pro­stym po­li­tycz­nym spo­so­bem na to, by okre­ślić, czy je­ste­śmy bar­dziej li­be­ral­ni, czy kon­ser­wa­tyw­ni. Inne rze­czy, ta­kie jak po­dat­ki czy po­sta­wa wo­bec przed­się­bior­czo­ści, są trud­niej­sze do wy­tłu­ma­cze­nia albo szyb­ciej się je niu­an­su­je, a tu­taj bar­dzo pro­sto jest stwier­dzić, że je­że­li zaj­mu­jesz okre­ślo­ne sta­no­wi­sko w spra­wie abor­cji, je­steś po któ­re­jś stro­nie. Je­steś li­be­ra­łem albo kon­ser­wa­ty­stą.

📌

Je­że­li mia­łbym pod­jąć ja­kąś pró­bę od­po­wie­dzi na pani py­ta­nie, to ośmie­lę się po­wie­dzieć, że jed­nym z sen­sów cier­pie­nia jest na­uka po­ko­ry, zdo­by­wa­nie świa­do­mo­ści tego, że nie je­ste­śmy sa­mo­wy­star­czal­ni, że mo­że­my być sła­bi.

📌

Kon­cen­tro­wa­nie się na pra­wie świad­czy o osła­bie­niu wia­ry. […]  Je­że­li my – chrze­ści­ja­nie – nie będzie­my pro­wa­dzić praw­dzi­wie du­cho­we­go ży­cia, ży­cia wia­rą, na­dzie­ją i mi­ło­ścią, lecz będzie­my ci­ągle tyl­ko kul­ty­wo­wać ze­wnętrz­ne tra­dy­cje i obrzędy, będzie­my li­czyć, ile osób cho­dzi do ko­ścio­ła, ilu lu­dzi przyj­mu­je Ko­mu­nię świ­ętą, ile mamy sank­tu­ariów, ile osób wy­bra­ło się na piel­grzym­kę do Często­cho­wy; je­że­li będzie­my mie­rzyć wia­rę po­przez cy­fry – cze­ka nas ka­ta­stro­fa. Te cy­fry nic nie zna­czą. Wia­ra to coś nie­wy­mier­ne­go. To za­wie­rze­nie Bogu. To co­dzien­na mo­dli­twa w ci­szy, to słu­żba, to za­po­mnie­nie o so­bie, to otwar­cie na dru­gie­go czło­wie­ka. A im wy­żej czło­wiek stoi, tym wi­ęcej po­wi­nien słu­żyć, tym bar­dziej po­wi­nien słu­chać lu­dzi. Je­że­li nie pój­dzie­my w tym kie­run­ku, będzie­my mieć Ir­lan­dię. Ona już jest. Już idzie­my tą dro­gą.

📌

Agre­sja nie ma nic wspól­ne­go z chrze­ści­ja­ństwem. […]  Nasz ka­to­li­cyzm jest dość moc­no ze­wnętrz­ny, obrzędo­wy, „po­bo­żno­ścio­wy”, mało jest w nim praw­dzi­we­go we­jścia w głąb, w zjed­no­cze­nie z Bo­giem, któ­re owo­cu­je mi­ło­ścią bli­źnie­go. […]  Gdy za­trzy­mu­je­my się tyl­ko na tym, co ze­wnętrz­ne, po­zo­sta­je nam wal­ka o pra­wo i kon­fron­ta­cja.

📌

[…]  bądźmy pro-life ta­kże po­st­na­tal­nie.

Daria Górska, Piekło kobiet PL,
Wydawnictwo RM, Warszawa 2023.
(wyróżnienie własne)

4980. 85/365

tęsknota jest formą bliskości.

nie każdą tęsknotę można przemienić w obecność czy dzia­ła­nie. każda jest jednak przywilejem — opo­wiada historię, która nas buduje.

85/365

Ritual, Josephine,
Emeline Rochefeuille & Jakub Jakoubek (tancerze).

[suplement pikselowy: 13.04.2023]

4979. Czekariat (XXXVIII)

Niezmiennie nabieram się na pierwsze wrażenie. Nie, to nie jest grafika, to nie jest tkanina, lecz cyk zrobione przez Saxifragę w górach w ostatni ponie­dzia­łek. Poruszona czekałam na właściwe słowa.


fot. Saxifraga.

W górach każda myśl, albo jej brak, była czymś, co smakowało dobrze. Ruszyłem dalej. W górę, w głąb.

Dominika Kluźniak, Miejsce,
Helion, Gliwice 2019.

sobota, marca 25, 2023

4978. 84/365

dla mnie motyl* to
nie tylko motyl. lecz
posłaniec. wysłannik.

84/365

_________
  *  szczególnie dziś, w 99. dniu nieodwracalnego.


fot. Hawwa, fragmenty.

*

Gabriel Fauré, Pavane op. 50.,
Jorge Federico Osorio (fortepian),
White Raven’s Favorites Playlist 2022, #22.
[suplement: 16.08.2023]
White Raven’s Liked List

piątek, marca 24, 2023

4977. 83/365

każdy ma swoją wersję zna­czą­cych frag­men­tów historii swo­jej ro­dzi­ny: faktów, wy­da­rzeń i spo­tkań, intencji, prze­mil­czeń i uści­sków. gdyby tylko cho­dzi­ło o sło­wo prze­ciw słowu, ale w grę wcho­dzi uczucie przeciw uczu­ciu. nie masz szans udo­wod­nić, że nie jesteś wielbłądem.

83/365

(1198+3758+20). Ależ Flota! (II)

Jabłoń:
(w czasie, gdy jej układ nerwowy dzięki Vojcie rozgadał się
pozawerbalnie z Pati, opowiedziała historię o samochodach
)

Pati:
(po chwili do Sadownika, który
z kawą wychodził z kuchni
)
Jakim byłabym samochodem?

Sadownik:
(myślał, myślał, by wybrać)
Land Rover Defender.

Jabłoń:
(zna się na samochodach tylko
w zakresie rozpoznawania kolorów,
prosi o zdjęcie, by mieć pojęcie, i komentuje,
bo przecież wie, jak się jej pracuje z Pati
)
Hmmm, musi mieć hak!

Sadownik:
Tego nie wiem, ale
na pewno ma wyciągarkę!

Jabłoń:
(dotarło do niej, że korzystała
z tej wyciągarki wiele razy
)

*

Jabłoń:
(też dziś, ale jakiś czas później przy Rysi,
by skompletować na parkingu swój sentai
)
A Rysia, jakim byłaby samochodem?

Sadownik:
(długo nie musiał myśleć)
Renault Clio Coupe Sport
z trzylitrowym silnikiem,
małe auto, ale z niespodzianką!

(na prośbę Drzewka)
Sadownik:
(solidaryzując się z Alexem, że nie jest on tylko tym; już
bez entuzjazmu dorzucił samochód, którym byłby Alex
)
Kamaz górniczy.

Jabłoń::
(w zachwycie ma już cały swój
fizjoterapeutyczny sentai na
kołach”)

🍆

czwartek, marca 23, 2023

4975. 82/365

     — na co znów czekasz? — wrzasnął znie­cier­pli­wio­ny, pró­bując poganiać wszystko to, na co nie da się wywrzeć żadnego na­cisku.

umiesz czekać? nie chwilę, dzień czy mie­siąc lecz kwartał, rok czy całe lata czekać bez żadnych gwarancji i robić swoje?

82/365

(4972+2). cd. nastąpił

Pati:
Teraz robisz sikającego psa.

Jabłoń:
(ma już za sobą robienie kociego grzbietu)
Ej, jesteś panią z warzywniaka,
nie z zoologicznego!

Pati:
(jak zwykle przytomnie puentuje)
Próbuję się przebranżowić.

Pati & Jabłoń:
(ryknęły śmiechem)

🍆

środa, marca 22, 2023

4973. 81/365

usiadłam, by znaleźć dzisiejsze trzy zdania, a tu niemoc, bo na końcu języka mam tylko poczucie, że w ciągu dnia wydarzyło się coś bardzo ważnego.

coś, co trudno zatrzymać w słowach, uwię­zić w związ­kach fra­ze­o­lo­gicznych, znie­wo­lić w gramatyce języka.

świętuję dziś, świętuję życie per se.

81/365

wtorek, marca 21, 2023

4972. 80/365

brak kultury wobec osób z niepełno­spraw­no­ścią, który spo­tka­ł drzewko, jabłoń Rysi w skrócie zarysowała. Rysia rozbiła bank, opo­wiadając o tym, jak w towarzyskiej sy­tuacji, zapytana o za­wód, odpowiedziała, że jest fizjoterapeutką, i szybko, by unik­nąć próśb o masaż lub konsultację w sprawie ta­kie­go czy in­ne­go bó­lu, dodała, że pracuje z pacjentami neurologicznymi.
     na to interlokutor błysnął i wykształce­niem, i wielko­miej­sko­ścią, i zaściankową europejskością, i życiowym do­świad­cze­niem:
     — aaa, warzywa!

80/365

Jabłoń:
(w roli warzywa do Rysi)
Czyli jesteś panią z warzywniaka!

Rysia & Jabłoń:
(zrobiły swoje w przyzwoitym stylu,
spaliły odpowiednie mięśnie
)

[suplement pikselowy: 23.03.2023]

niedziela, marca 19, 2023

(4966+4+1). Z oazy (CXXXI)

Niedzielne odliczanie literek, cztery. Od pół roku czekałam na przyzwoitą cenę tej książki. Przyzwoitą, bo nikt mnie nie przekona, że różnica ceny między papierem a wersją elektroniczną równa dwa złote jest uczciwa. Nie jest. Czekałam i, uwzględ­nia­jąc inflancję, doczekałam się.

Obiecałam sobie już nigdy nie czekać na kolejne książki Autora. Groźnie spojrzę na wewnętrznego, sportowo zajmującego się sknerstwem, ibukosknerę, zaklnę siar­czy­ście i nie będę patrzeć na cenę, klik, klik, kupię na pniu!

Jak mogłam tak długo cze­kać na lek­tu­rę tej książki? Mogłam, bo nie miałam po­ję­cia, jaki deser obok nosa mi przechodzi.

W 2014 roku nie było komet ani znaków na niebie. W gazetach trwały jeszcze dyskusje o nowoczesnym patriotyzmie. Liberalni publicyści na­rze­ka­li, że Polacy nie umieją się cieszyć. Był to bowiem, córeczko, ulubiony temat liberalnych publicystów: obywatele ponuracy nie potrafią się ra­do­wać. Rozpamiętują minione nieszczęścia, a tu trzeba – i bach! – z rozpędem wjeżdżało piętnaście tysięcy znaków ze spacjami. Nawet spacje tryskały opty­mizmem.
     A tymczasem coś wzbierało. Coś się szykowało. Coś większego się kroiło.

🦩

„Brak mi słów” to zazwyczaj rozbieg. Nie do wiary, to już przekracza wszelkie granice, brak słów – a potem westchnienie lub wielokropek, sekunda ciszy – i proszę! Słowa jakoś się znajdują.

🦩

Ciekawostka to wiedza zatrudniona w branży rozrywkowej.

🦩

Sprawa wydaje się prosta. – Z czego składa się książka? – spytam i zaraz padnie właściwa odpowiedź – Z liter. – A jak masz na imię? Agatka? Wiel­kie brawa dla Anetki! Książka składa się z liter! Dlatego dzisiaj będziemy malować litery!
     Wszystko już naszykowane. Szary papier, kolorowe flamastry, szablony, krepina, pędzelki. […]  Jednakże, jak powiadają nauczyciele metodycy: strzeżcie się pytań otwartych.
     – Powiedzcie, bez czego nie ma książki? – zaczynam rześko.
     – Bez pisarza!
     – A jak masz na imię?
     – Stanisława.
     – Brawo, Stanisławo, świetna odpowiedź. I bez czego jeszcze, kto wie?
     – Bez papieru.
     – Bez okładki.
     – Bez pisarza. – Stanisława liczy na kolejną porcję braw. Muszę zmienić taktykę.
     – Kto wie, co książka ma na okładce?
     – Obrazek! Pingwina! Tytuł! Pisarza!
     – A z czego jest tytuł?
     – Ze słów!
     – Tak jest! Ze słów. A słowa z czego
?
     – Słowa mogą być różne. Na przykład dom, papuga albo jeszcze inne. Albo brzydkie słowa. To nie są słowa, tylko wyrazy. Ja znam trzy wyrazy. Ja pięć! Ja milion!
     – A z czego składają się wyrazy?
     – Z niegrzeczności. Albo ze złości, jak się ktoś uderzy albo jak się na ko­goś wkurzy. Arbagedon to też jest takie słowo. A czy pan ma kota? Ja mam kota.
     – A co książka ma w środku? – pytam.
     – Papier!
     – A na papierze? Takie małe, czarne, w rządkach?
     – Mrówki. Różne przygody. Na przykład o Śwince Peppie. Wesele Świnki Peppy albo jak George dostał czkawki. Czy to pan napisał o Śwince Peppie?
     – Powiedzcie, jak pisarz pisze książkę?
     – Jak pisze, to dostaje pieniądze.
     – Tak, ale w jaki sposób pisze?
     – W sposób komputerowy. Albo przy stole. Albo w drukarni. Na telefonie pisze. Ja też umiem pisać.

🦩

Wytłumacz upadek cywilizacji w jednym zdaniu. „Cywi­lizacja upadła przez wyjaśnianie wszystkiego w jednym zdaniu”.

*  *  *

Cnoty boskie podlegają modom. Bywa, że zwyżkuje wiara. Czasem na pro­wadzenie wychodzi miłość. Popularność nadziei przypada na okresy wojen i kryzysów.
     Nikt jej nie potrzebuje, gdy wszystko idzie dobrze. Nadzieja jest mar­ke­rem ciężkich czasów.

🦩

Nadzieja nie jest programem politycznym. Ani cnotą. Ani błędnym ogni­kiem. Ani nawet złym rozpoznaniem sytuacji. Bywa najwyżej okolicznością łagodzącą, przygotowanym zawczasu alibi (dość słabym, szczerze mówiąc). Dowodem wyuczonej naiwności.

🦩

Nasze triumfy – jeśli kiedyś nadejdą – okażą się połowiczne. Potrwają krót­ko i szybko zaczniemy się ich wstydzić. Nadzieja jest przepustką do obo­zu przegranych. Zwycięzcy nie potrzebują nadziei.

*  *  *

     – Zapomniałeś hasła?
     – Tak, zapomniałem hasła. Proszę, przyślijcie mi kod. Przyślijcie mi link. Przysięgam, że nie jestem robotem. Rozpoznam samochody i znaki dro­go­we. Odczytam pokraczne litery falujące na pięciolinii. Rozpoznam wszyst­ko, tylko pozwólcie mi wymyślić nowe hasło.

🦩

Pierwsze prawo śmieciowe brzmi:
każdy woli ugniatać, niż wynosić.

🦩

Biedna Ziemia. Wyklęta, wybebeszona przez koncerny górnicze, uduszona plastikiem, przysypana śmieciami. Jeszcze tu była. Gdzieś pod płytami chod­ni­kowymi, asfaltem, granitem. Nasza ofiara ukryta na miejscu prze­stęp­stwa. Gdyby naprawdę zerwać bruk, moglibyśmy ją zobaczyć.
     […]  Przyjdą upały i huragany. Będą przerwy w dostawach energii elek­trycznej, kolejki do beczkowozów, kryzys śmieciowy. Nastąpią rzeczy, które miały się nie zdarzać. Może komuś, ale nie nam. Może gdzieś, ale nie tutaj. Może kiedyś, ale jeszcze nie teraz.

🦩

     – Zmagasz się?
     – Czasami.

🦩

Świat nie jest szczególnie obojętny. Świat ma po prostu ograniczoną pa­mięć. Zapchaną kartę. Nie daje sobie rady z przetwarzaniem danych.

🦩

I gdyby jeszcze jakoś nazwać ten lęk i zaskoczenie, które odczuwamy, gdy potwierdzają się nasze opinie. […] Kiedy faszysta okazuje się faszystą, a za­raza – zarazą. Kiedy nie został nam już żaden bufor przesady, żaden reto­rycz­ny naddatek, kiedy jest tak, jak wyglądało, właśnie tak – groza i nic już nie można dodać.

🦩

Wspomnienia z dzieciństwa mają własny punkt widzenia, wyrazisty detal i ciasne kadry.

Marcin Wicha, Nic drobniej nie będzie,
Wydawnictwo Karakter, Kraków 2022.
(wyróżnienie własne)

Kiedy żółw rozrywa włókna cykorii, można uwierzyć, że wszystkie kamienie świata są w środku różowe. Mają delikatne wnętrza, płuca, wątroby, nerki. Tylko nie za­wsze są głodne.

🦩

Karpie toną w polskiej tradycji
(jak my wszyscy).

🦩

W 2019 roku wejdzie do użytku dwunasta wersja Uni­co­de. Wiele wskazuje na to, że wśród emotikonów po­ja­wi się różowy flaming. Ptak otrzyma numer X1F9A9. Numer X1F9A5 czeka na leniwca.
     […]  Unicode najpierw wchłonął angielski, potem po­chylił się nad problemami innych alfabetów i ję­zy­ków. Ledwie skończył z ogonkami, umlautami i kre­ska­mi, a już się zabrał za znaki graficzne, za pomocą których Japończycy porozumiewają się z resztą świata.

(tamże)

(4966+4). Czekariat (XXXVII)


fot. Hawwa, fragment.

Prezenty, […]  książki i letnie wakacje. Zwierzęta i rośliny. […]
     Najlepsze rzeczy dostajemy na początku. Nie po to, żeby je potem spła­cać, tylko dlatego, że nam się należą.
     Po to, żeby­śmy pamiętali, że nam się na­le­żą. Po to, żeby­śmy wiedzieli, że zasługujemy na dobre rzeczy. Żeby­śmy nie słuchali tych, którzy mówią inaczej.

Marcin Wicha, Nic drobniej nie będzie,
Wydawnictwo Karakter, Kraków 2022.

4969. Z oazy (CXXX)

Niedzielne odliczanie literek, trzy. Chudziutka, drobna, krótka opowieść — nie­istotna? Wciąż chudziutka, drobna, krótka, nieprzegadana opowieść o istocie czło­wieczeństwa. W podłych czasach obrony dobrego imienia patrona oprawców, jeden czyn fikcyjnej postaci ma dla mnie dużo większe znaczenie, bo dotyka potencjału, który tkwi w każdym żywym człowieku.

Swoją drogą, pomyślało mi się, gównianym jest święty, którego dobrego imienia mu­szą bronić nieświęci, bardzo nieświęci, perfidni i niebywale zepsuci ludzie. Cóż to za religia, co ma takich świętych…

Ostatnią pralnię magdalenek w Irlandii zamknięto dopiero w 1996 roku. Nie wiadomo, ile dziewcząt i kobiet ukrywano, więziono i zmuszano do pracy w tych instytucjach. Dziesięć tysięcy to skromny szacunek; trzy­dzie­ści tysięcy to prawdopodobnie dokładniejsza liczba. Większość akt pralni została zniszczona, przepadła albo odmawia się do nich dostępu. Rzadko w jakikolwiek sposób doceniano pracę dziewcząt i kobiet lub za nią dzię­ko­wa­no. Wiele z nich straciło swoje dzieci. Niektóre straciły życie. Część bądź większość straciła życie, które mogłyby mieć.

📌

     – Macie pięć czy sześć?
     – Pięć, matko.
     Podniosła się, zdjęła wieczko z imbryka i pomieszała liście.
     – Ale to na pewno rozczarowujące, mimo wszystko.
     Stała do niego tyłem.
     – Rozczarowujące? – powtórzył Furlong. – W jakim sensie?
     – Nie mieć syna, który zachowa nazwisko.
     […] 
     – Jasne, ale przecież sam noszę nazwisko własnej matki, matko prze­ło­żo­na. I nigdy mi to nie zaszkodziło.
     – Doprawdy?
     – Co ja mogę mieć przeciwko dziewczynom? – ciągnął. – Moja własna matka była kiedyś dziewczyną. I ośmielę się powiedzieć, że to samo dotyczy matki przełożonej i połowy naszego rodzaju.

📌

[…]  najłatwiej na świecie jest wszystko stracić.

📌

     – Nie przeszkadza panu sprowadzanie cudzoziemców?
     – Każdy się gdzieś urodził – stwierdził Furlong. – A Jezus to nie urodził się w Betlejem?
     – Trudno porównywać Pana Naszego do tych typków.

📌

Ludzie bywają dobrzy, przypomniał sobie Furlong w drodze powrotnej do miasteczka; rzecz w tym, żeby się nauczyć, w jaki sposób wyważyć wza­jem­ne ustępstwa, tak by się dogadać zarówno z obcymi, jak i z naj­bliż­szy­mi. Ale gdy tylko ta myśl przyszła mu do głowy, wiedział, że sama w sobie wy­ni­ka z przywileju, i zaczął się zastanawiać, dlaczego nie rozdał słodyczy ani pozostałych rzeczy, jakie podarowano mu w jednych domach, tym gorzej sytuowanym, których spotkał w innych.

📌

[…]  serce wypełniała mu ekscytacja, której dorównywał strach przed tym, czego jeszcze nie dostrzegał, lecz wiedział, że go spotka.

📌

Gdy tak szli dalej i spotykali kolejnych ludzi, których Furlong znał bądź nie, zorientował się, że zadaje sobie pytanie, jaki jest sens żyć, nie poma­ga­jąc sobie nawzajem. Czy to możliwe, żeby iść przez te wszystkie lata, de­kady, przez całe życie, nie zdobywszy się ani razu na odwagę, by przeciw­sta­wić się temu, co tam jest, a mimo to nazywać się chrześcijaninem i pa­trzeć na siebie w lustrze?

📌

[…]  strach górował w nim nad pozostałymi uczuciami, ale w głębi swego głupiego serca nie tylko miał nadzieję, lecz naprawdę wierzył, że dadzą sobie radę.

Claire Keegan, Drobiazgi takie jak te, przeł. Krzysztof Cieślik,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2022.
(wyróżnienie własne)

4968. Z oazy (CXXIX)

Niedzielne odliczanie literek, dwa. Nijak nie umiem wrócić do miejsca, w którym zdecydowałam się na przeczytanie tej książki. Powód, motywacja, to coś, co mnie pchnęło w objęcia tych dwóch opowieści, pozostanie dla mnie tajemnicą, a próba podążania za cieniami motywów, które przyświecały sięgnięciu po tę lekturę, mogą być tylko marną formą autosugestii lub usprawiedliwiania się.

To książka o grawitacji rodzinnej. O niewidzialnej sile oddziaływania na nasz spo­sób myślenia i działania. O ciążeniu na naszym losie losów tych, których nie spo­tka­li­śmy, a z którymi łączą nas korzonki drzewa genealogicznego. O powtórzeniach, o echu zamierzchłych wydarzeń. I znów, do znudzenia: choć nigdy nie dzieliliśmy ze znakomitą większością swoich antenatów tego samego punktu w czasoprzestrzeni, życie łączy nas z nimi w pokrętny i uparty spo­sób.

To książka, po której przez chwilę myślisz o swoich. Ale też okazja, by wrócić i mieć już zawsze pod ręką ukochany kawałek Brubecka.

Właśnie wyprowadziłem się z ojcowskiego domu, z ojcowskiej religii, z oj­cow­skie­go sztywnego świata. I bardzo doceniałem, że Carlos, zamiast mnie besztać, opowiada mi zawsze o Armstrongu, Coltranie, Parkerze, Monku i Mingusie, i Brubecku.

The Dave Brubeck Quartet, Take Five.

*

[…]  przyszło mi do głowy, że teza o judaizmie, który ma się we krwi, o judaizmie nie jako religii, tylko jako materiale genetycznym, że ona brzmi tak jak tezy Hitlera.

*

[…]  i – sam nie wiem dlaczego – zacząłem myśleć o pianiście jazzowym Davie Brubecku i jego polskim tournée. W marcu 1958 roku amerykański rząd sfinansował Brubeckowi trasę obejmującą dwanaście koncertów w siedmiu polskich miastach. Taki rodzaj muzycznej czy też kulturalnej dyplomacji w samym środku zimnej wojny. Emisariusz amerykańskiego stylu życia. […]  Brubeck przemierzył wtedy Polskę razem ze swoim słyn­nym kwartetem i żoną Iolą i podczas ostatniego koncertu, w Poznaniu, kie­dy publiczność poprosiła go o bis, wyszedł na scenę, by po raz pierwszy za­grać kawałek zatytułowany Dziękuję (właśnie tak, po polsku), który na­pi­sał czy ułożył w głowie tego samego dnia, kiedy jechali z Łodzi pociągiem. […]  Brubeck twierdził, że to jego hołd dla Chopina.

*

[…]  mur to fizyczna manifestacja nienawiści do kogoś innego. Manifestacja namacalna, konkretna, która stara się nas od tego innego odgrodzić, od­dzie­lić, wyeliminować innego z naszego życia i świata. Ale zarazem jest to manifestacja pod każdym względem bezużyteczna: jakkolwiek wysoki i gru­by wzniesiono by mur, jakkolwiek długi i ogromny by był, nigdy nie będzie stanowił zapory nie do przejścia. Mur nigdy nie okazuje się większy niż duch człowieka, którego odgradza. Bo obcy dalej tam jest. Obcy nie znika. Obcy nigdy nie znika. Obcym dla obcego jestem ja. Ja i mój duch. Ja i moja wyobraźnia.

*

Nikt mnie nie pozdrawiał. Nikt się nie uśmiechał. Ale także nikt nie spusz­czał wzroku. Mężczyźni i kobiety, starzy i młodzi, wszyscy, prze­cho­dząc obok, patrzyli prosto na mnie, ale w ich spojrzeniach nie było niczego oce­nia­ją­cego, nie było żadnej emocji ani ciekawości, nawet nie zwracali uwagi na mój jaskrawy róż. Jakby dla Polaków spuszczenie wzro­ku stanowiło ozna­kę tchórzostwa. Jakby dla Polaków ten, kto ostatni spuści wzrok, kto ostatni zamruga, stawał się zwycięzcą jakiejś gry. I to gry bardzo ważnej. Gry o bezlitosnych zasadach. Gry między dwoma ślepymi przechodniami, którzy nie mają świadomości, że stawką jest ich życie.

*

Każdy decyduje, jak się chce uratować, stwierdziłem. Czy dzięki doktrynie fundamentalistycznej, czy za po­mocą serii bajek i alegorii, czy może za po­mo­cą księgi pełnej zasad, norm i zakazów, czy może w przebraniu pol­skie­go drwala, niemieckiego żołnierza, katolickiej dziewczynki albo orto­do­ksyj­ne­go Żyda, czy może w samolocie, w tchórzliwy i wyśniony sposób. Jak­kol­wiek, w najbardziej sensowny sposób, tak żeby najmniej zabolało. Tamara patrzyła na mnie jeszcze smutniejsza niż wcześniej. Choć tak na­praw­dę to wszystko kłamstwa, powiedziałem. I wszyscy wierzymy w nasze własne kłamstwa, powiedziałem. I wszyscy czepiamy się imienia, które naj­bardziej nam pasuje, mówiłem.

*  *  *

Nieważne, czyja to była wina, powiedział. W jego głosie wyczuwało się wię­cej smutku niż złości, więcej rozczarowania niż bólu.

*

Zawsze bardziej przerażała mnie ludzka obojętność na grozę niż sama groza.

*

Wszyscy zawsze uważaliście, że to moja wina, krzyknęła ciotka Lynda z rę­ką w powietrzu, jakby przysięgała, że mówi prawdę, albo jakby wska­zy­wa­ła tą ręką wszystkich, którzy ją obwiniali. Ale obwiniali o co?

*

Zapytałem pani Ermelindy, jakich dodała ziół czy korzonków, ale powie­dzia­ła mi tylko, żebym pił powoli, że dzięki temu zobaczę prawdę. […]  Chcia­łem zapytać, jaką prawdę albo którą z prawd, albo czyją dokładnie prawdę. […]  Pomoże panu zobaczyć pańską prawdę, odezwała się nagle ze swojego plastikowego krzesełka, jakby odpowiadając na pytania, które za­da­wałem w myślach. Trochę się wystraszyłem. […]  Nie prawdę chłopca, który się utopił, powiedziała staruszka. Tylko prawdę tego, co nosi pan w sobie, dodała. Pańską swoją prawdę, powiedziała, używając po­dwój­ne­go zaimka dzierżawczego, jak to często robią ludzie na wsi.

*

[…]  a może milczenie stanowi część jej żałoby […].

*

Pan nie jest stąd, prawda?, zapytał, znów siadając i wiosłując do tyłu czer­wo­ną rakietką. Poprawiłem sobie ponczo na ramionach i upiłem ciepłej ka­wy. Czasami jestem, odpowiedziałem z uśmiechem.

Eduardo Halfon, Klasztor. Żałoba, przeł. Tomasz Pindel,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2023.
(wyróżnienie własne)

4967. Z oazy (CXXVIII)

Niedzielne odliczanie literek, raz. Szybko, szybko, bo uwielbiam brawurę, z jaką pi­sze. Rozkoszuję się każdą sceną, w której szturcha niejedno tabu myślą, słowem i wypo­wie­dzia­mi bohaterów, któ­re padają w, wyda­wa­ło­by się, najmniej odpo­wied­nich mo­men­tach. Gdy okazało się, że przegapiałam przez wiele lat drugą, wydaną w Pol­sce książkę tego Autora, natychmiast zro­bi­łam klik, klik i rzu­ci­łam wszystkie rozgrzebane lektury.

Zachwycona, brawurowo, czyli nie ograniczając się wcale, wybrałam fragmenty, któ­re koniecznie muszę tu mieć. Ich wybór wprowadza w malutki błąd, bo sugeruje, że mało w niej psów. Tymczasem sierści w tej książce jest pod sam korek w każdym rozdziale.

Rodzina to kontinuum katastrof wyznaczanych przez śmierci i narodziny. Czas wpycha się w przestrzenie między jednymi a drugimi, rzeźbiąc hi­sto­rię. Dlatego bycie członkiem rodziny oznacza wspólnotę zarówno z żywymi, jak i zmarłymi krewnymi, ze wspomnieniami, z tym, co mogło być, ale się nie zdarzyło, z rozmowami urwanymi w pół zdania, które powta­rza­my so­bie na głos w samotności, przywołując bliskość tych, którzy już odeszli. Ży­je­my w rodzinnej wspólnocie z rozczarowaniami, które przeżyli nasi przod­ko­wie, z ich sukcesami, fantazjami i marzeniami, z kilwaterem imion, twa­rzy i wspomnień, pozostającym po każdej z tych małych katastrof.

🐾

Tajemnice. Rodzina kręci się wokół tego, co się mówi, i tego, cze­go się nie mówi, tego, co powiedziało się w odpowiedniej chwili i dzięki temu uniknęło katastrof opłakanych w skutkach, i tego, co powiedziało się w chwili nieodpowiedniej, a co spowodowało rany, które źle się zabliźniły i nie mogły się zaleczyć przez całe pokolenia. Są małe tajemnice, które miały nimi być, a które zrządzeniem losu skończyły jako wielkie sekrety […]; są inne, które były nimi przez długie lata i zagnieździły się w jakimś zakątku konstelacji rodzinnej, z nadzieją, że z czasem okoliczności ułożą się odpo­wied­nio, ktoś odgrzebie prawdę i otworzy za jej pomocą drzwi do innych prawd potrzebujących światła […].

🐾

„Członek rodziny jest jak element układanki. Kiedy go brakuje, to się za nim tęskni. Ale jeśli nie ma tęsknoty, to znaczy, że był tylko częścią rodziny, a nie jej członkiem”. To słowa babci Ester. […]  Dla mamy pies był „członkiem”, a John tylko „częścią”.

🐾

[…]  w obecnej Silvii istnieje jakiś fragment wciąż powiązany z dawną Silvią: wiara, że to, co dobre, wróci, jeśli będzie grzeczna, że Silvia, która sprząta i sprawia, że wszystko lśni, jest też zdolna oddalić lęk i ból, uniknąć tego, co złe. Z odejść i powrotów mamy narodziła się dziewczynka, która przekonała się, co to straty odrobione zaledwie w połowie, że życie to wszystko, nad czym możemy zapanować, a reszta, to, co pozostaje poza naszą kontrolą, to nie życie, to zagrożenie.

🐾

     – Dziwne, prawda? – powiedziałem do mamy, która dolewała sobie właśnie trochę mleka do kawy. – Do czego jesteśmy zdolni, żeby uniknąć bólu i tego, co złe, a co zawsze nas dopada.

🐾

     — […]  Nie słyszałeś?
     „Boże – pomyślałem. – Jak kiepsko się słyszymy, kiedy słuchamy tylko tego, co nie boli”.
     — […] 
     – Widziałaś kiedykolwiek, żeby mama zatrzymała się na ulicy popatrzeć na jakieś niemowlę albo śmiała się do jakiegoś dziecka?
     Zastanowiła się chwilę i pokręciła głową.
     – Nie.
     – Słyszałaś kiedyś, żeby mówiła, że brakuje jej wnuków ganiających po domu?
     Znowu ułamek sekundy.
     – Nie.
     Wymieniliśmy spojrzenia. „No dobrze – pomyślałem. – Wcale nie idzie tak ciężko”.
     – Ale przecież ciągle powtarza, że brakuje jej „jeszcze jednego członka rodziny” – upierała się.
     Wypuściłem powietrze nosem.
     – Emmo, nie chce mi się wierzyć, że aż tak nie znasz mamy – powiedziałem.
     Zmarszczyła czoło. Znowu.
     – O co ci chodzi?
     Wziąłem filiżankę i podniosłem do ust.
     – Bo kiedy mama mówi o nowym „członku”, nie ma na myśli dzieci – oznajmiłem. – Chodzi jej o psy.

🐾

To nie był po prostu błysk, ale coś więcej: wiązka światła, dająca zarys kształtu fragmentu układanki, którego szukaliśmy od dłuższego czasu, ale nie mogliśmy znaleźć, bo oznaczał ewentualność, której nawet nie braliśmy pod uwagę.

🐾

     – Jak długo to już trwa, mamo?
     Przewróciła oczami.
     – Oj, Fer, nie dramatyzuj. To taka głupotka – odparła, machnięciem ręki zbywając moje zaniepokojenie.
     – Jak długo?
     Westchnęła.
     – Troszkę.
     Przełknąłem ślinę.
     – „Troszkę” to znaczy ile?
     Przez chwilę chyba liczyła coś w głowie. Potem odpowiedziała:
     – No… powiedzmy z miesiąc.
     „Chryste Panie” – pomyślałem, przeprowadzając własne rachunki, żeby oszacować, ile osób mogło przez ten czas paść ofiarą ankiety matrymonialnej mamy.
     – Od miesiąca przesłuchujesz ludzi w parku, żeby znaleźć mi we­te­ry­na­rza na chłopaka?
     – Nie – odparła i zrobiła obrażoną minę z buzią w ciup. – Od miesiąca i trzech dni. Ale nie przejmuj się, żadnego ci nie znalazłam – dodała i spu­ści­ła wzrok. Zaraz jednak dorzuciła zupełnie innym tonem: – No bo nie można mieć aż takich wymagań, synku. Weterynarz, gej, blondyn, wysoki, surfer… – Wzruszyła ramionami z rezygnacją i powiedziała: – Będziemy musieli z czegoś zrezygnować. […] 
     – Fer… – zaczęła. – Chciałam cię tylko spytać o jedną rzecz.
     – Słucham.
     – No bo chyba źle cię zrozumiałam – zaczęła przepraszającym tonem. – Gdybyśmy ostatecznie mieli coś wyeliminować, to co wolisz: blondyn, wy­so­ki czy gej? – Zanim zdążyłem odpowiedzieć, dorzuciła jeszcze: – A może spróbowalibyśmy zrezygnować z tego geja?
     Oparłem się o słup ze światłami przy przejściu dla pieszych i zacząłem liczyć w myślach do dziesięciu. Kiedy doszedłem do dziewięciu, mama, któ­ra zapewne uznała, że się rozłączyłem, więc już jej nie słyszę, dorzuciła pod nosem, mogę się założyć, że patrząc przy tym na Shirley:
     – No bo jak by nie patrzeć, to bycie gejem jest najmniej istotne, prawda?

🐾

[…]  życie jest nie tyle tym,
co przez nie rozumiemy,
ile tym, co czujemy.

🐾

To tylko mgnienie oka, ale bardzo wyraźne, w tym jednym przebłysku otwie­ra się wąziutka szczelina, którą zauważamy z mamą, ale ona posta­na­wia ją zignorować, bo wie, że jeśli wpadnie w to pęknięcie, to ześliźnie się jak na sankach w dół ku czemuś, co może mieć szczęśliwe zakończenie albo nie, a strach może zdziałać więcej.

🐾

W przypadku strachu istnieje tak wiele zmiennych, że możli­wo­ści są praktycznie nieograniczone. […]  Jakaś jej część była obecna, a inna szukała wzrokiem okien i drzwi, drogi ucieczki, czego nawet ona sa­ma nie była świadoma, ale jednocześnie nie potrafiła nad tym zapanować.

🐾

[…]  zazdroszczę Silvii jej wiary: nie potrafię tak sprzątać, żeby straty prze­sta­wa­ły być rzeczywiste, nie poleruję życia, żeby blask przesłonił to, co złe, żeby krzywdy odeszły w niepamięć i nie sprawiały bólu. Gdybym po­tra­fił, gdybym wierzył, tej nocy wyszorowałbym całą ulicę gołymi rę­ka­mi, do zdar­cia paznokci, żeby nie musieć myśleć, żeby już było jutro i żeby jutro przyniosło dobre wieści. Gdybym mógł, czyściłbym raz i drugi, żeby móc się cofnąć w czasie i żeby ta noc nigdy nie nadeszła.

🐾

[…]  jeśli nie oczekujesz od życia zbyt wiele,
to najłatwiej jest mu niczego ci nie dać.

🐾

     – Możliwe, że się mylę i że przykro ci tego słuchać, ale jeśli czegokolwiek się przez te ostatnie lata nauczyłam, to tego, że jedyny sposób, żeby nie tra­cić rzeczy dla nas ważnych, to je nazywać – mówi. – Ale do tego, do na­da­wa­nia imienia temu, co się liczy, potrzeba odwagi, Fer, a prawie nigdy jej nie mamy. Wiem to z doświadczenia.

🐾

Wiem, że jeśli opowiem jej, co się ze mną dzieje, to wtedy to, o czym milczę, stanie się rzeczywistością, zacznie istnieć i nie będzie już odwrotu.

🐾

Kiedy się odważyłam, zrozumiałam, że do tamtej pory nie byłam gotowa tego usłyszeć, usłyszeć tego od siebie, bo wiedziałam, że kiedy to nastąpi, to nie będzie już się można cofnąć. I rzeczywiście. Nie było odwrotu. Ale po­ja­wi­ło się wiele dobrych rzeczy, których wcześniej nie widziałam […].

🐾

Właściwie czemu nie? Wolałem się nad tym nie zastanawiać. Coś mi mó­wi­ło, że jeśli to zrobię, jeśli pociągnę za tę nitkę i zacznę drążyć, to pojawi się jeszcze wiele dodatkowych pytań, intymność chwili rozpłynie się w ogól­niej­szych wątkach i rozmowa zejdzie na niepożądane tory.

🐾

[…]  mam też wszystkie fragmenty układanki […]. Miałem je przez cały czas, ale ich nie widziałem, bo czasem widzimy jedynie to, czego nam brakuje, a nie to, co nam towarzyszy.

🐾

Wiadomości nie przychodzą. Nie poruszają się. Wiadomości są, odkąd istnieje wspomnienie.

🐾

     – Kiedy zmarł twój dziadek, babcia powiedziała mi, że z wiekiem zrozu­mia­ła, że litery tworzące imiona osób, które kochaliśmy, często odpo­wia­da­ją inicjałom najlepszego, co od nich dostaliśmy – mówi głosem teraz już zmę­czonym. – Może to ci pomoże.

🐾

[…]  z tą niewzruszoną potrzebą, żeby ktoś się pojawił, został już na dobre i coś zmienił albo zmienił wszystko.

🐾

[…]  czy w przyszłości będą też nowe szanse, czy nauczę się lepiej odczy­ty­wać litery imion, które od tej pory będę wybierał, żeby mi towa­rzy­szy­ły, lepiej sobie radzić, zaufać temu, co jest poza naszą cztero­oso­bo­wą szalupą, żeby dalsza podróż nabrała nowych kolorów, nowej atmosfery, więcej wartości.

🐾

[…]  czuję, że może i mam niewiele, ale jest to wielkie, i że może tak naprawdę wystarczy dobre towarzystwo, żeby poczuć, że mieliśmy dobre życie.

🐾

Nie, fikcja i rzeczywistość nie współzawodniczą: pra­cu­ją na cztery ręce jak dobry i zły policjant, razem, a często też splątane, bo obie mieszają pra­gnie­nia, wspomnienia, lata, zaskoczenia, zmiany, do­świad­cze­nia wspólne i osob­ne; obie płyną naszą tratwą ratunkową, czasem zanurzone w nie­świa­do­mo­ści, czasem ukryte w przyjemnym cieniu żagli i morskiej bryzie. Słowem, są jak dwa kolana: działają równolegle, nie oglądając się na siebie wzajemnie. Kontuzja jednego zakłóca funkcjonowanie drugiego, a spoty­ka­ją się tylko podczas snu. Kiedy śpimy, kolana ocierają się o siebie w cie­mno­ści, a życie równoległe znika, bo znika kontrola, jesteśmy tylko teraź­niej­szo­ścią, ciągłą i nieświadomą, jak prądy wodne, z głębiny popychające naszą szalupę ku punktowi docelowemu, którego nie potrafimy sobie wyobrazić.

🐾

[…]  życie nie jest tym, co kontrolujemy albo czyścimy na wy­so­ki połysk. Życie jest w tym, co plami […].

Alejandro Palomas, Psiakość!, przeł. Agata Ostrowska
W.A.B., Warszawa 2018.
(wyróżnienie własne)

Samotność jest być może
najgłośniejszym momentem dnia:
milkną ci na zewnątrz,
powracają ci wewnątrz
.

🐾

Zadałem sobie pytanie, wyłącznie po to, żeby zapytać, tak jak robimy, kiedy znamy odpowiedź i wiemy, że nie ma to znaczenia, że pomoże nam tylko poukładać sobie wszystko w głowie, ale niczego nie zmieni.

🐾

[…]  myślę sobie, że wszystko przychodzi w jakiś dziwny sposób, że ścieżki życia nie tłumaczą się same przez się […].

🐾

Na tamtym etapie życia jeszcze nie wiedziałem, że le­kar­stwa na najgłębsze rany przychodzą zwykle wtedy, kiedy to, czym jesteśmy, definitywnie pozostaje za na­mi, a wyjaśnienia nie mają już na celu uśmie­rze­nia bó­lu, a włączenie go w to, kim jesteśmy lub byliśmy.

(tamże)

sobota, marca 18, 2023

4966. O wewnętrznych wyspach

Chodzę z tym odkryciem ponad tydzień. Upchnąć w trzech zdaniach próbowałam nieraz, nie dało się. Poddałam się. Odkrycie, subiektywnie arcyważne, z zadartym no­cha­lem niecierpliwe spacerki z podskokami urządzało mi po potylicy, by — a mo­że jednak? no, coś ty? nie dasz rady? — odnotować odkrycie kolejnej wy­spy we­wnętrz­ne­go archipelagu.

I przyszły literki Marcina Wichy, który precyzyjnie opisał skamieliny dawno temu wy­do­bytej na jaw wewnętrznej wyspy. Z taką merytoryczną podpórką mogę przy­naj­mniej spróbować odnieść się do wewnętrznej geografii. Nawet jeśli się nie uda, to pozostaną tu chociaż dwa mądre fragmenty docenionej przez wielu książki.

Nie upchnę w trzech zdaniach, ale na trzech wyspach wszystko już mi się zmieści, pomyślałam.

*

Wyspa 1.: Racja! Odkrywamy ją w okolicach drugiego roku życia, odpowiadając z pasją na każde pytanie: nie! Uwielbiam patrzeć na dziecięcą radość, wynikającą ze zdobycia pierwszego przylądka pozornej kontroli nad życiem. Nie! I jest moc! Nie wiedzieć czemu (?), rodzice latorośli, najszybciej tracą i zachwyt zjawiskiem, i cier­pli­wość.

Z przykrością należy odnotować, że niestety niektórzy postanawiają urządzić się na tej wy­spie i do śmierci się z niej nie ruszają, wyskakując tylko na chwilkę do roboty: do sejmu, urzędu, ministerstwa, kuratorium czy na konferencję episkopatu. Co zrobisz? Taki mamy klimat!

Racja szybko wchodzi w krew. Nawet niewielka dawka sprawia, że czło­wiek wpada w stan przyjemnego oszołomienia. […] 
     Organizm łaknie takich momentów. Pragnie, żeby przychodziły coraz częściej i trwały jak najdłużej. To uzależnienie.

🦩

Racja nie chce, żebyśmy się zajmowali czymkolwiek innym niż dawaniem świadectwa. Odciąga nas od zainteresowań i lektur. Niszczy relacje, de­wa­stu­je życie towarzyskie.

Marcin Wicha, Nic drobniej nie będzie,
Wydawnictwo Karakter, Kraków 2022.
(wyróżnienie własne)

Wyspa 2.: Chcesz mieć rację czy chcesz być szczęśliwy_a? W zasadzie, jak się odkrywa tę wyspę po raz pierwszy, nie wiem, nie pamiętam. Z pewnością lądują na niej wszyscy, których porwał huragan niekoniecznie pierwszych miłości, chwilę po tym, gdy skończy się miodowy czas oczadzenia największym szczęściem, jakie tych wszystkich w ży­ciu spotkało. Na tym skromnym płachetku ziemi wiel­ki­mi li­te­ra­mi wypisano robocze pytanie: chcesz mieć rację czy relację? Jeśli chcesz prze­trwać w związku czy ro­dzi­nie, to pytanie tylko pozornie daje ci wybór. Pamiętaj, zabieranie swojej kołderki i spa­nie w gościnnym jest wyłącznie chwilowym urlopem na żądanie spę­dzonym na wyspie 1. Jeśli ci zależy, to… już sam_a wiesz co!

Wyspa 3.: Bezgraniczne poczucie, że dasz radę. Jesteś już życiowym mą­dra­lą. Masz motorówkę, helikopter lub inne ustrojstwo, które umożliwia ci sprawne prze­mieszczanie się między wyspami (pierwszą i drugą) i nagle los pod­su­wa ci pod nos „okazję”! Trafia się sytuacja, okoliczność, niefart mało wy­bred­ny — żadne kom­pe­ten­cje, rozwinięte na obu wyspach, nie dadzą rady, bo przecież wiesz, że racją nic nie zwojujesz, a o miłości w tej sytuacji mowy nie ma. I dajesz ra­dę — może nawet koncertowo! I gdy już opadną kurz i fusy, dociera do ciebie, że nie opuszcza cię po­czu­cie, doświadczane po raz pierwszy w życiu tak mocno: dasz radę! Bez względu na scenerię i rekwizyty po prostu zawsze — lepiej lub gorzej, to bez znaczenia — dasz sobie radę z każdą sytuacją! Już to wiesz. W tym stanie spokojnie przeżyjesz nawet własną śmierć. Już to wiesz.

Czy są kolejne wyspy? Jeszcze nie wiem.

4965. 77/365

rezygnuję, daję sobie spokój, rzucam ten błyskotliwy, pozornie niegłupi, modny sport: ścigania się ze sobą samym. porzucam rozgrywki ekstraklasy pierwszego świata w wymyślnej kon­ku­ren­cji, by stawać się kimś lepszym, niż było się wczoraj. są ab­surdy, których nie da się odzobaczyć, gdy się je w końcu ujrzy.

77/365

czwartek, marca 16, 2023

4964. 75/365

3 miesiące. niewyobrażalnego,
nieodwracalnego. 90 dni.

75/365

J.S. Bach, Siciliano [z:] II Sonata Fletowa Es-dur,
Andrew von Oeyen (fortepian), Wilhelm Kempff (aranżacja),
White Raven’s Favorites Playlist 2022, #16.

poniedziałek, marca 13, 2023

4963. O instrumentach

Jabłoń:
(w drodze na zabiegzapodałanowo tworzoną
playlistę
marzo’23, obiecując brak włoskich nut)

Sadownik:
(zadziwiony wyborem, słuchając poniższej piosenki)
Czy ty chcesz mi powiedzieć, że
zamierzasz uczyć się francuskiego?

Jabłoń:
(zachwycona nie tylko aranżancją,
ale przede wszystkim pauzami
)
Nie, nie! W tym życiu język francuski jest
dla mnie tylko instrumentem muzycznym.

Sophie Hunger, Le vent nous portera.

je n’ai pas peur de la route

niedziela, marca 12, 2023

4962. 71/365

odkryłam dziś, że nieodwracalny, okrutny, bo zbyt wczesny, i bardzo bolesny brak Białego Kruka chwilami zamienia się w Jego czułą i dobrą obecność.

uwielbialiśmy tę konkretną realizację Platei.
wczoraj ją zna­lazłam.

71/365

Jean-Philippe Rameau, Platea, Les Musiciens du Louvre,
Marc Minkowski (dyrygent), Laurent Pell (kostiumy),
Laura Scozzi (choreografia).

4961. Z oazy (CXXVII)

Niedzielne odliczanie literek, raz. I koniec, finito, basta, bo reszta lektur zaledwie liź­nię­ta. Książeczka pożyczona od Groszki, ale wrażenia już własne. Jeśli kie­dy­kol­wiek wpadniecie na pomysł wydania własnego tomiku wierszy, najpierw po­gnaj­cie do Kwi­dzyna, a dokładniej do Miej­skiej Biblioteki w tym mieście i obejrzyjcie ten tomik na własne oczy — mają tam, jako haracz, wiele egzemplarzy. Można też po­biec do Bi­blio­teki Narodowej w Warszawie, bo książeczka ta ma ISBN.

Jeśli przy skła­da­niu wierszy można popełnić jakiekolwiek błędy (wielu nie wierzy, a można wiele!), to drobiazg ten jest wy­śmienitym przykładem, jak spieprzyć prawie wszystko: od inter­li­nii, przez marny wybór fontu i beznadziejne wykorzystanie prze­strzeni strony, po całkowite zigno­ro­wa­nie rze­czy­wistości, jaką tworzy klejona książ­ka. Z szacunku do intencji i okoliczności uka­za­nia się tego tomiku nie wy­mie­nię na­zwiska osoby, której tylko wydawało się, że umie składać tekst.

Tomik ten spokojnie może robić za test na spostrzegawczość. O tym, że jeden anioł pojawia się dwa razy, wiedziałam, trzeba było go tylko odnaleźć. Cóż za dziką radość miałam, gdy odkryłam, że jest wiersz, który po­ja­wia się w dwóch miejscach, dla zmy­le­nia przeciwnika pod dwoma różnymi tytułami.

Wybór fragmentów, które mają być pod ręką, został ocenzurowany — wersy, w któ­rych wykorzystano, jako środek wyrazu, seksistowskie stereotypy zostały odrzucone i ani uprzejma prośba o odrobinę empatii wobec wiersza, ani żadna dyskusja o prze­ciw­dzia­ła­niu dyskryminacji wierszy nie wchodziły w grę. Za to sposób, w jaki wy­bra­ne wiersze czyta Aktor Teatru Wybrzeże, oj, tak, oj, tak! No i anioły! Sam po­mysł, by ufnie czekać, aż wyłoni się kolejny — z własnych charakterem, doświad­cze­niem i ener­gią — jest po prostu rewelacyjny! Nigdy nie będę miała ich dość.

Pozostanie mi tylko sprawdzenie przepisu na białą kiełbasę, bo wygląda intrygująco. W ulu do tej pory robiło się ją inaczej.

A mróz… — mróz to energii magazyn,
usypia ziarna, drzewa, miłość czasem,
a wiosna drzwi otwiera tysiąc razy,
wybucha życiem i zielonym lasem.

*

Może sprawia to słońce,
jakieś takie gorące?
To słońce, na pewno słońce!

A może to słońce i wiosna,
bądź jakaś pyląca sosna?
To jednak słońce i chyba wiosna!

Kurde, chyba mi palma odbija,
bo zawsze się z czymś wychylam.
Chyba mi jednak palma odbija!

*

Budzę się wczesnym rankiem[,]
ogarnia mnie radość, że jestem,
że po raz kolejny mogę śnić swoje życie
na jawie
.

*

jakby już wiosna się przymierzała,
wnet nas pochłonie swym blaskiem cała,
lecz poczekajmy jeszcze dni parę,
aż przyjdzie nowe i zwiędnie stare

*

A wiosną myśli bzami rozkwitają

*

Cholera, lato nam teraz doskwiera.
Z pragnienia człowieka ciągnie do cienia.

*

I będzie słodko[,] i radośnie,
i będzie nadal żyć się chciało.
Niech cały świat w dobroć obrośnie,
żeby słowo się ciałem stało!

*

A ja swój plecak zarzucę na ramię,
na nogi włożę ciut za duże buty
i jako kompas włączę swoją pamięć,
i ruszę w podróż bez twardej waluty.

Przemierzę ścieżki odeszłej młodości,
dotknę parkanu, na którym się suszył
cały arsenał przedziwnych różności,
który do dzisiaj mam w stęsknionej duszy.

*

Lato jest by cieszyć, taka to już gratka
dla dzieci i wnuków, babci oraz dziadka.

*

Cóż zrobię z tegorocznym latem,
gdy przerażenie świat ogarnia?
Cóż będzie z nowymstarym światem”,
gdy stary zgaśnie jak latarnia?

*

Czego to jeszcze człowiek zapragnie
dla swoich marzeń na resztę lata?
Może by spokój powrócił snadnie
i lepszych prognoz na losy świata!

*   *   *

„Przepisy kulinarne wierszem pisane” miały swoją publiczną pre­mie­rę na początku XXI wieku. W owym czasie w Parku Oliwskim w Gdań­sku od­by­wa­ły się imprezy — pikniki, noszące nazwę Smako­wa­nie-Parko­wa­nie, o cha­rakterze kulinarnym. Wtedy to aktorzy Teatru Wybrzeże za­pre­zen­to­wa­li owe przepisy w trakcie kulinarnych pokazów […].

*

Nie ma na pewno już lepszej mody,
niż gotowanie surowej wody.

Jest to więc sztuka, jak sami wiecie,
jedna z największych na całym świecie.

*

Strzelam przepisem prosto w ciszę, żeby było żwawiej, czyli tak jak w dzień powszedni polityki, bo już trochę nudno:

Przepis na kurczaka

Żeby nie obyć się smakiem,
trzeba zająć się kurczakiem.
Zabić najpierw kurczę blade
i pozmywać ze krwi ślady.

*

Dzisiaj przyszła mi znienacka
myśl o ziemniaczanych plackach.

Przyszła i odejść nie chciała,
I obsesją mą się stała.

*

I z jajek bezy[,] i zupa nic.
I „Ale jaja!”[,] i wielki pic!
I jeszcze facet jeden bez jaj.
I czarna rozpacz — oj, ajajaj!

*

W sklepie kup kiełbasy białej
— ma surowa być koniecznie —
na patelnię tłuszczu nalej
i podpiekaj ją skutecznie.

Daj cebuli i pieczarek,
Przypraw też do smaku dodaj,
potem szklanką wody zalej
i niech odparuje woda.

Antoni Tynda, Moje cztery pory roku / Przepisy kulinarne wierszem
na wszystkie pory roku
, ilustr. Alina Hejna, Kwidzyn 2020.
(wyróżnienie własne)

*


[dostęp: 12.03.2023], źródło.