niedziela, marca 05, 2023

4948. Z oazy (CXXIV)

Niedzielne odliczanie literek, raz. Na mojej drodze: 262 książki i prawie tysiąc wpi­sów później ten sam Autor z drugą swoją książką, która ukazała się zaledwie rok po pierwszej. Po minimum półtora roku dyskryminowania czytelników (brawo!) jest nareszcie w wersji elektronicznej.

Niby jest to książka o otaczającej nas rzeczywistości, bo opisuje fakty, ale dla mnie jest to opowieść o ideach. Ideach, które osadzają społecznie związki, w jakie wcho­dzą ludzkie osoby. Ideach, które nadają tym związkom rangę.

W pierwszej chwili zachwyciła mnie różnorodność form, bym zaraz potem z każdym kolejnym rozdziałem doświadczała coraz wiekszego smutku, bo to książka nie o ele­men­tach różnych tradycji na świecie, lecz o zwykłym chamskim na­rzędziu władzy i opresji, o nieustającym źródłe zniewolenia i instrumencie sankcjonującym prze­moc w imię — różnie definiowanego w różnych częściach globu — dobra rodziny, które zwykle nie widzi powodu, by uwzględniać dobro kobiet.

Dyskryminowanie ludzi jest również formą przemocy. Teraz już nie wiem, dlaczego tak wytrwale czekałam na tę książkę. Jeśli mam być czy­tel­nikiem drugiej kategorii, wolę nim nie być w ogóle. Więcej na żadną książkę tak długo czekać nie będę.

Należy wszelako mieć świadomość, że w momencie, gdy ogłasza się stan po­gotowia dla monogamii, inne typy małżeństw mogą się mieć bardzo dobrze. Ludzka kreatywność nie ogranicza się bowiem do jednego modelu małżeństwa. I właśnie o tym opowiada ta książka.

*

Jak słusznie zauważył wybitny polski antropolog Bronisław Malinowski, każde małżeństwo jest jednocześnie czymś biologicznym i kulturowym.

*

[…]  jedynie w 16 procentach znanych kultur monogamia była normą. W świetle takich wyników nikogo nie trzeba przekonywać, że mono­ga­miczny typ związku małżeńskiego należy do wyraźnej mniejszości. W zde­cy­do­wa­nej większości znanych i opisanych kultur zezwala się na posiadanie więcej niż jednego partnera małżeńskiego.
     Analizy Murdocka każą zwrócić uwagę na pewną ważną okoliczność. Otóż kultury preferujące monogamię są, owszem, w mniejszości, ale jed­no­cześnie to społeczności najbardziej liczne, podczas gdy te preferujące różne typy poligamii są z reguły społeczeństwami niewielkich rozmiarów. Trzeba pamiętać i o tym, że w wielu społeczeństwach monogamicznych szeroko praktykuje się monogamię seryjną. Takie rozwiązanie jest możliwe dzięki pojawieniu się prawa zezwalającego na rozwody. Monogamia seryjna polega po prostu na pozostawaniu w związku z kolejnymi pojedynczymi partnerami albo partnerkami.

*

[…]  wyrokowanie o lepszych i gorszych typach małżeństw jest warunkowane kulturowo i religijnie.

*

     – Poligyniczny związek jest większym obciążeniem dla mężczyzny niż dla kobiety, gdyż to mąż musi stawić czoła czterem różnym kobietom, a to nie jest łatwe — stwierdza Mohamad Ikram [Malezyjczyk].

*

[Miriam Koktvedgaard Zeitzen] wspomina w swojej książce. – Wśród ko­biet, z którymi pracowałam, psychologiczny ciężar poligynii daleko prze­kra­czał jej statystyczną obecność”. Okazało się też, że nie zawsze są to szczę­śli­we związki wolnych ludzi. Jak przekonuje badaczka, wiele pierwszych żon jest po prostu zmuszanych do zaakceptowania decyzji męża o po­ślu­bie­niu kolejnej kobiety. Wielożeństwo pojawia się jako groźba i pod­po­rząd­ko­wu­je życie kobiet woli mężczyzn. Część kobiet potrafi się temu dyktatowi przeciwstawić, inne natomiast godzą się na życie w związku poli­gy­nicz­nym, chcąc ratować małżeństwo lub z troski o los swoich dzieci. Jedne twier­dzą, że takie życie jest zgodne z regułami wyłożonymi w Koranie, drugie zaś uważają wielożeństwo za sprzeczne z ideą partnerstwa, sza­cun­ku i miłości.

*

Niezwykle znaczące jest to, że wśród Tybetańczyków praktykuje się kilka typów małżeństw. Pod tym względem jest to społeczeństwo unikatowe na skalę światową. Tybetanki i Tybetańczycy mogą mianowicie zawierać związki monogamiczne, angażować się w poliandrię braterską, a także w po­li­gynię. Ta ostatnia jest najrzadsza; zwykle przemawia za nią nie­płod­ność pierwszej żony, w wyniku której mężczyzna decyduje się na po­ślu­bie­nie jej siostry. Wszelako nie koniec na tym. Akceptowane są bowiem także małżeństwa łączące ojca i jego synów z jego kolejną żoną, czyli poliandria dwupokoleniowa. Ponadto występuje poligynandria – do istniejącego już małżeństwa jednej kobiety i kilku braci „zaprasza się” kolejną, młodszą żo­nę. Jak widać, możliwości wyboru form życia małżeńskiego są w tej kultu­rze niemal nieograniczone.
     Spośród tego szerokiego wachlarza związków najbardziej popularne są małżeństwa monogamiczne oraz poliandria braterska.

*

„Poliandria nie jest wybierana dla chleba i masła czy z lęku przed głodem we wrogim środowisku – przekonuje Melvyn C. Goldstein – lecz raczej z po­wodu tybetańskich odpowiedników ostryg, szampana i społecznego uzna­nia”. Co badacz ma na myśli?
     Tybetańczycy są przekonani, że gospodarstwo domowe, w którym żyje kilka dwuosobowych małżeństw ze swoim osobnym rodzeństwem, jest mało stabilne. Łatwo w nim bowiem o konflikty: jedne pary mają wiele dzieci, inne mniej, a między niespokrewnionymi osobami może dochodzić do po­waż­nych zadrażnień, zwłaszcza gdy w grę wchodzą ambicje i myślenie w ka­te­go­riach interesu wyłącznie własnych dzieci. Poligamia braterska ni­we­lu­je te napięcia, ponieważ jej budulcem są jedna rodzina i wspólne dzieci.

*

*

Wielkim sojusznikiem lewiratu był zawsze porządek patriarchalny.
     Wśród Kurdów tradycje rodowe nadal są bardzo ważne. Zgodnie z nimi ojciec, jego bracia i ich synowie tworzą mal, czyli lineaż – grupę wy­wo­dzą­cą się od jednego przodka, w której najwyżej ceni się związki krwi oraz wła­dzę mężczyzn.

*

     – Spotykanie się z wieloma ludźmi wcale nie wygląda bardzo zabawnie – odpowiedziała Sita. – Słyszałam, że w Ameryce dziewczyny zamartwiają się, kiedy wreszcie spotkają tego jedynego. Tutaj natomiast możemy po pro­stu cieszyć się życiem, pozwalając rodzicom wykonać tę pracę i martwić się za nas.
     Dzieje się tak pomimo tego, że model miłości romantycznej jest idea­li­zo­wa­ny i promowany zarówno przez Bollywood, jak i tradycyjny folklor. Instytucja małżeństwa aranżowanego, niemająca żadnego oficjalnego prawnego uznania ani wsparcia, okazuje się wciąż zaskakująco solidna i trwała. […]  Tradycyjne skupienie się na dużej rodzinie i jej potrzebach stale próbuje się dopasowywać do nowoczesnego ideału samorealizacji i niezależności – zwłaszcza w wypadku kobiet.

*

We współczesnych Chinach znalezienie żony nie jest łatwym zadaniem. Dominujący wzorzec kulturowy od wieków preferował posiadanie synów. W roku 1977 rząd wprowadził „politykę planowania urodzin”, zgodnie z któ­rą każda para mogła mieć tylko jedno dziecko. Ten restrykcyjny pro­gram zakończono po niemal 40 latach, w 2015 roku. Badania antro­po­lo­ga Williama Skinnera i jego chińskiego współpracownika Yuana Jianhua do­wio­dły, że konsekwencjami połączenia tradycji i rządowego planu stały się porzucanie dziewczynek, aborcja, a także dzieciobójstwo.

*

Jednym z najgorszych dopustów, jakie mogą przytrafić się rodzinom Kuria [lud w Afryce], jest bezpłodność. Traktowana jako zły omen, wywołuje ona tak duży lęk, że ciało bezpłodnej kobiety jest grzebane z dala od domostw, w jałowej ziemi. Stanowi to jasny znak, że spoczywa tam omogomba – ‘ta, któ­ra nie pozostawiła potomstwa’.
     Dlaczego Kuria tak bardzo obawiają się bezpłodności? Bo każda ich ro­dzina marzy o posiadaniu potomka, a dokładniej – mę­skie­go potomka. Na­ro­dziny syna są wyczekiwane i wybłagiwane, toteż jego przyjście na świat uświetnia się radosną ceremonią. Społeczeństwo Kuria jest pa­try­li­ne­ar­ne, a więc majątek rodzinny dziedziczy się w nim z ojca na syna. Brak mę­skie­go dziedzica oznacza zatem kłopoty i ryzyko rozdrobnienia tego majątku.

*

„Żeński mąż” jest wśród [ludu]  Nandi postrzegany jako mniej zaborczy i autokratyczny niż przeciętny mężczyzna. Nie kojarzy się z biciem i innymi formami przemocy, spędza z żoną dużo czasu, lubi z nią rozmawiać. Często przekazuje rodzinie panny młodej większą opłatę małżeńską niż męski kan­dy­dat na męża. […]
     W społeczeństwie Nandi kobieta, która poślubia kobietę, w rezultacie sta­je się mężczyzną. Nie idzie tutaj jednak o zmianę płci. Zmienia się raczej sta­tus takiej osoby: jest ona głową domu, zarządza gospodarstwem i re­pre­zen­tu­je rodzinę w świecie zewnętrznym.

*


Nuerowie, tak samo jak Dinka [lud w Sudanie Południowym], są mia­no­wi­cie przekonani, że jeśli mężczyzna umrze bezpotomnie, zapewnia sobie prze­trwa­nie wyłącznie dzięki kobiecie, która poślubi jego ducha. Jak twierdzą, w idealnym świecie każdy mężczyzna powinien mieć syna, który zostanie nazwany tak jak on. Wtedy pamięć o nim będzie trwać, a w lineażowym katalogu nie powstanie żadna luka.

*

     – Zadaję sobie pytanie: co takiego mają kobiety poślubione mężczyznom, czego nie mam ja? Czy jest to ziemia? Ale ja mam ziemię. Czy są to dzieci? Ja także mam dzieci. Nie mam tylko mężczyzny, ale mam kobietę, która się o mnie troszczy. Należę do niej, a ona należy do mnie – tłumaczy wpółżona Ciru. – I jeszcze ci coś powiem: nie muszę się martwić o to, że mężczyzna będzie mi mówił, co mam robić.

*

Wierzę, że dorastamy i uczymy się na podstawie wszystkich naszych doświadczeń, a związki z innymi są tu kluczowym elementem.

Waldemar Kuligowski, Drugi mąż czwartej żony.
Małżeństwa świata
, ilustr. Marianna Sztyma,
Wydawnictwo Albus, Poznań 2021.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz