Niedzielne odliczanie literek, raz. Szybko, szybko, bo uwielbiam brawurę, z jaką pisze. Rozkoszuję się każdą sceną, w której szturcha niejedno tabu myślą, słowem i wypowiedziami bohaterów, które padają w, wydawałoby się, najmniej odpowiednich momentach. Gdy okazało się, że przegapiałam przez wiele lat drugą, wydaną w Polsce książkę tego Autora, natychmiast zrobiłam klik, klik i rzuciłam wszystkie rozgrzebane lektury.
Zachwycona, brawurowo, czyli nie ograniczając się wcale, wybrałam fragmenty, które koniecznie muszę tu mieć. Ich wybór wprowadza w malutki błąd, bo sugeruje, że mało w niej psów. Tymczasem sierści w tej książce jest pod sam korek w każdym rozdziale.
Rodzina to kontinuum katastrof wyznaczanych przez śmierci i narodziny. Czas wpycha się w przestrzenie między jednymi a drugimi, rzeźbiąc historię. Dlatego bycie członkiem rodziny oznacza wspólnotę zarówno z żywymi, jak i zmarłymi krewnymi, ze wspomnieniami, z tym, co mogło być, ale się nie zdarzyło, z rozmowami urwanymi w pół zdania, które powtarzamy sobie na głos w samotności, przywołując bliskość tych, którzy już odeszli. Żyjemy w rodzinnej wspólnocie z rozczarowaniami, które przeżyli nasi przodkowie, z ich sukcesami, fantazjami i marzeniami, z kilwaterem imion, twarzy i wspomnień, pozostającym po każdej z tych małych katastrof.
🐾
Tajemnice. Rodzina kręci się wokół tego, co się mówi, i tego, czego się nie mówi, tego, co powiedziało się w odpowiedniej chwili i dzięki temu uniknęło katastrof opłakanych w skutkach, i tego, co powiedziało się w chwili nieodpowiedniej, a co spowodowało rany, które źle się zabliźniły i nie mogły się zaleczyć przez całe pokolenia. Są małe tajemnice, które miały nimi być, a które zrządzeniem losu skończyły jako wielkie sekrety […]; są inne, które były nimi przez długie lata i zagnieździły się w jakimś zakątku konstelacji rodzinnej, z nadzieją, że z czasem okoliczności ułożą się odpowiednio, ktoś odgrzebie prawdę i otworzy za jej pomocą drzwi do innych prawd potrzebujących światła […].
🐾
„Członek rodziny jest jak element układanki. Kiedy go brakuje, to się za nim tęskni. Ale jeśli nie ma tęsknoty, to znaczy, że był tylko częścią rodziny, a nie jej członkiem”. To słowa babci Ester. […] Dla mamy pies był „członkiem”, a John tylko „częścią”.
🐾
[…] w obecnej Silvii istnieje jakiś fragment wciąż powiązany z dawną Silvią: wiara, że to, co dobre, wróci, jeśli będzie grzeczna, że Silvia, która sprząta i sprawia, że wszystko lśni, jest też zdolna oddalić lęk i ból, uniknąć tego, co złe. Z odejść i powrotów mamy narodziła się dziewczynka, która przekonała się, co to straty odrobione zaledwie w połowie, że życie to wszystko, nad czym możemy zapanować, a reszta, to, co pozostaje poza naszą kontrolą, to nie życie, to zagrożenie.
🐾
– Dziwne, prawda? – powiedziałem do mamy, która dolewała sobie właśnie trochę mleka do kawy. – Do czego jesteśmy zdolni, żeby uniknąć bólu i tego, co złe, a co zawsze nas dopada.
🐾
— […] Nie słyszałeś?
„Boże – pomyślałem. – Jak kiepsko się słyszymy, kiedy słuchamy tylko tego, co nie boli”.
— […]
– Widziałaś kiedykolwiek, żeby mama zatrzymała się na ulicy popatrzeć na jakieś niemowlę albo śmiała się do jakiegoś dziecka?
Zastanowiła się chwilę i pokręciła głową.
– Nie.
– Słyszałaś kiedyś, żeby mówiła, że brakuje jej wnuków ganiających po domu?
Znowu ułamek sekundy.
– Nie.
Wymieniliśmy spojrzenia. „No dobrze – pomyślałem. – Wcale nie idzie tak ciężko”.
– Ale przecież ciągle powtarza, że brakuje jej „jeszcze jednego członka rodziny” – upierała się.
Wypuściłem powietrze nosem.
– Emmo, nie chce mi się wierzyć, że aż tak nie znasz mamy – powiedziałem.
Zmarszczyła czoło. Znowu.
– O co ci chodzi?
Wziąłem filiżankę i podniosłem do ust.
– Bo kiedy mama mówi o nowym „członku”, nie ma na myśli dzieci – oznajmiłem. – Chodzi jej o psy.
🐾
To nie był po prostu błysk, ale coś więcej: wiązka światła, dająca zarys kształtu fragmentu układanki, którego szukaliśmy od dłuższego czasu, ale nie mogliśmy znaleźć, bo oznaczał ewentualność, której nawet nie braliśmy pod uwagę.
🐾
– Jak długo to już trwa, mamo?
Przewróciła oczami.
– Oj, Fer, nie dramatyzuj. To taka głupotka – odparła, machnięciem ręki zbywając moje zaniepokojenie.
– Jak długo?
Westchnęła.
– Troszkę.
Przełknąłem ślinę.
– „Troszkę” to znaczy ile?
Przez chwilę chyba liczyła coś w głowie. Potem odpowiedziała:
– No… powiedzmy z miesiąc.
„Chryste Panie” – pomyślałem, przeprowadzając własne rachunki, żeby oszacować, ile osób mogło przez ten czas paść ofiarą ankiety matrymonialnej mamy.
– Od miesiąca przesłuchujesz ludzi w parku, żeby znaleźć mi weterynarza na chłopaka?
– Nie – odparła i zrobiła obrażoną minę z buzią w ciup. – Od miesiąca i trzech dni. Ale nie przejmuj się, żadnego ci nie znalazłam – dodała i spuściła wzrok. Zaraz jednak dorzuciła zupełnie innym tonem: – No bo nie można mieć aż takich wymagań, synku. Weterynarz, gej, blondyn, wysoki, surfer… – Wzruszyła ramionami z rezygnacją i powiedziała: – Będziemy musieli z czegoś zrezygnować.
[…]
– Fer… – zaczęła. – Chciałam cię tylko spytać o jedną rzecz.
– Słucham.
– No bo chyba źle cię zrozumiałam – zaczęła przepraszającym tonem. – Gdybyśmy ostatecznie mieli coś wyeliminować, to co wolisz: blondyn, wysoki czy gej? – Zanim zdążyłem odpowiedzieć, dorzuciła jeszcze: – A może spróbowalibyśmy zrezygnować z tego geja?
Oparłem się o słup ze światłami przy przejściu dla pieszych i zacząłem liczyć w myślach do dziesięciu. Kiedy doszedłem do dziewięciu, mama, która zapewne uznała, że się rozłączyłem, więc już jej nie słyszę, dorzuciła pod nosem, mogę się założyć, że patrząc przy tym na Shirley:
– No bo jak by nie patrzeć, to bycie gejem jest najmniej istotne, prawda?
🐾
[…] życie jest nie tyle tym,
co przez nie rozumiemy,
ile tym, co czujemy.
🐾
To tylko mgnienie oka, ale bardzo wyraźne, w tym jednym przebłysku otwiera się wąziutka szczelina, którą zauważamy z mamą, ale ona postanawia ją zignorować, bo wie, że jeśli wpadnie w to pęknięcie, to ześliźnie się jak na sankach w dół ku czemuś, co może mieć szczęśliwe zakończenie albo nie, a strach może zdziałać więcej.
🐾
W przypadku strachu istnieje tak wiele zmiennych, że możliwości są praktycznie nieograniczone. […] Jakaś jej część była obecna, a inna szukała wzrokiem okien i drzwi, drogi ucieczki, czego nawet ona sama nie była świadoma, ale jednocześnie nie potrafiła nad tym zapanować.
🐾
[…] zazdroszczę Silvii jej wiary: nie potrafię tak sprzątać, żeby straty przestawały być rzeczywiste, nie poleruję życia, żeby blask przesłonił to, co złe, żeby krzywdy odeszły w niepamięć i nie sprawiały bólu. Gdybym potrafił, gdybym wierzył, tej nocy wyszorowałbym całą ulicę gołymi rękami, do zdarcia paznokci, żeby nie musieć myśleć, żeby już było jutro i żeby jutro przyniosło dobre wieści. Gdybym mógł, czyściłbym raz i drugi, żeby móc się cofnąć w czasie i żeby ta noc nigdy nie nadeszła.
🐾
[…]
jeśli nie oczekujesz od życia zbyt wiele,
to najłatwiej jest mu niczego ci nie dać.
🐾
– Możliwe, że się mylę i że przykro ci tego słuchać, ale jeśli czegokolwiek się przez te ostatnie lata nauczyłam, to tego, że jedyny sposób, żeby nie tracić rzeczy dla nas ważnych, to je nazywać – mówi. – Ale do tego, do nadawania imienia temu, co się liczy, potrzeba odwagi, Fer, a prawie nigdy jej nie mamy. Wiem to z doświadczenia.
🐾
Wiem, że jeśli opowiem jej, co się ze mną dzieje, to wtedy to, o czym milczę, stanie się rzeczywistością, zacznie istnieć i nie będzie już odwrotu.
🐾
Kiedy się odważyłam, zrozumiałam, że do tamtej pory nie byłam gotowa tego usłyszeć, usłyszeć tego od siebie, bo wiedziałam, że kiedy to nastąpi, to nie będzie już się można cofnąć. I rzeczywiście. Nie było odwrotu. Ale pojawiło się wiele dobrych rzeczy, których wcześniej nie widziałam […].
🐾
Właściwie czemu nie? Wolałem się nad tym nie zastanawiać. Coś mi mówiło, że jeśli to zrobię, jeśli pociągnę za tę nitkę i zacznę drążyć, to pojawi się jeszcze wiele dodatkowych pytań, intymność chwili rozpłynie się w ogólniejszych wątkach i rozmowa zejdzie na niepożądane tory.
🐾
[…] mam też wszystkie fragmenty układanki […]. Miałem je przez cały czas, ale ich nie widziałem, bo czasem widzimy jedynie to, czego nam brakuje, a nie to, co nam towarzyszy.
🐾
Wiadomości nie przychodzą. Nie poruszają się. Wiadomości są, odkąd istnieje wspomnienie.
🐾
– Kiedy zmarł twój dziadek, babcia powiedziała mi, że z wiekiem zrozumiała, że litery tworzące imiona osób, które kochaliśmy, często odpowiadają inicjałom najlepszego, co od nich dostaliśmy – mówi głosem teraz już zmęczonym. – Może to ci pomoże.
🐾
[…] z tą niewzruszoną potrzebą, żeby ktoś się pojawił, został już na dobre i coś zmienił albo zmienił wszystko.
🐾
[…] czy w przyszłości będą też nowe szanse, czy nauczę się lepiej odczytywać litery imion, które od tej pory będę wybierał, żeby mi towarzyszyły, lepiej sobie radzić, zaufać temu, co jest poza naszą czteroosobową szalupą, żeby dalsza podróż nabrała nowych kolorów, nowej atmosfery, więcej wartości.
🐾
[…] czuję, że może i mam niewiele, ale jest to wielkie, i że może tak naprawdę wystarczy dobre towarzystwo, żeby poczuć, że mieliśmy dobre życie.
🐾
Nie, fikcja i rzeczywistość nie współzawodniczą: pracują na cztery ręce jak dobry i zły policjant, razem, a często też splątane, bo obie mieszają pragnienia, wspomnienia, lata, zaskoczenia, zmiany, doświadczenia wspólne i osobne; obie płyną naszą tratwą ratunkową, czasem zanurzone w nieświadomości, czasem ukryte w przyjemnym cieniu żagli i morskiej bryzie. Słowem, są jak dwa kolana: działają równolegle, nie oglądając się na siebie wzajemnie. Kontuzja jednego zakłóca funkcjonowanie drugiego, a spotykają się tylko podczas snu. Kiedy śpimy, kolana ocierają się o siebie w ciemności, a życie równoległe znika, bo znika kontrola, jesteśmy tylko teraźniejszością, ciągłą i nieświadomą, jak prądy wodne, z głębiny popychające naszą szalupę ku punktowi docelowemu, którego nie potrafimy sobie wyobrazić.
🐾
[…] życie nie jest tym, co kontrolujemy albo czyścimy na wysoki połysk. Życie jest w tym, co plami […].
Alejandro Palomas,
Psiakość!, przeł. Agata Ostrowska
W.A.B., Warszawa 2018.
(wyróżnienie własne)
Samotność jest być może
najgłośniejszym momentem dnia:
milkną ci na zewnątrz,
powracają ci wewnątrz.
🐾
Zadałem sobie pytanie, wyłącznie po to, żeby zapytać, tak jak robimy, kiedy znamy odpowiedź i wiemy, że nie ma to znaczenia, że pomoże nam tylko poukładać sobie wszystko w głowie, ale niczego nie zmieni.
🐾
[…] myślę sobie, że wszystko przychodzi w jakiś dziwny sposób, że ścieżki życia nie tłumaczą się same przez się […].
🐾
Na tamtym etapie życia jeszcze nie wiedziałem, że lekarstwa na najgłębsze rany przychodzą zwykle wtedy, kiedy to, czym jesteśmy, definitywnie pozostaje za nami, a wyjaśnienia nie mają już na celu uśmierzenia bólu, a włączenie go w to, kim jesteśmy lub byliśmy.
(tamże)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz