czwartek, czerwca 30, 2016

1926. Miłosne samogłoski

Jabłoń:
Jeśli mogę, to w tym słowie
jest fonetyczne /ʌ/ a nie /o/.

Pan Ciasteczko:
Dzięki, ale najważniejsze, że wszyscy mnie rozumiejo.

Jabłoń:
(ryknęła śmiechem)

1925. Marzenie

Sadownik:
(w hamaku, w telefonie ryczy ze śmiechu)

Jabłoń:
Co?

Sadownik:
(czyta)
Bieganie boli, kanapa zabija, wybieraj!

1924. Peregrynacja, dzień 171.

 wpis przeniesiony 23.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Historia ta ma swój początek dwa dni temu. Na wiedźmoblogu, który uwielbiam za stężenie sensu w jednym zdaniu, bardzo konkretny wpis doprowadził mnie do łez kilkanaście, kilkadziesiąt razy. Puenta zaskoczyła tak, że nawet Sadownikowi ów wpis przeczytałam:
     — Wszystko wygląda ładniej w miniaturze.
     — Będę o tym pamiętać, kiedy wieczorem zdejmę stanik
.

Historia ta miała dziś swój koniec. Szłam rano na rehab i myślałam z wdzięcznością, jak wiele osób wspiera moje zdrowienie. Pomyślałam o tym, widząc wielki, od ucha do ucha, uśmiech Pani Wisienki, która zachwyciła się tym, jak pięknie już śmigam. Siedziała z Panem Pieczarkiem na ławeczce, która nigdy, w przeciwieństwie do straży miejskiej, nie ma nic przeciwko siedzącym na niej Osiedlowym Dyżurnym w zakresie spożycia procentów.

Kłaniam się Pani Wisience od lat, zawsze gadając do wrażliwej kobiety w Niej. Dziś porozmawiałyśmy o kopytku i niemiłosiernym upale. Gdy sobie poszłam, gdy minęłam ławkę, na której pozostali Osiedlowi Dyżurni, usłyszałam, jak Pani Wisienka mówi do kompana w trudzie życia:
     — Równa babka!
     — Nie! Bo ma cycki — odpowiedział przytomnie, nad wyraz trzeźwo i logicznie Pan Pieczarek.

Drzewko upłakane ze śmiechu.

1923. O ludziach, którzy spotkali bestie

 wpis przeniesiony 23.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Kilkadziesiąt lat po II Wojnie Światowej. Zadziwienie. Książka Jennifer Teege, wnuczki komendanta obozu. Ta książka nie mogła być napisana wcześniej.

Kilkadziesiąt lat po II Wojnie Światowej. Zadziwienie. Książka Mikołaja Grynberga o drugim pokoleniu dotkniętych holocaustem; o ludziach, których rodzice byli Ocalonymi. Też nie mogła powstać wcześniej.

Kilkadziesiąt lat po II Wojnie Światowej. Zadziwienie. Choć beletrystyka. Książka Axelsson o Ocalonej, która nie uniknęła trudnych pytań, choć przeżyła. Chyba też nie można było tej książki napisać.

Kilkadziesiąt lat po II Wojnie Światowej. Wstrząs. Dopiero teraz, po prawie pięćdziesięciu latach od publikacji oryginału, wychodzi polskie tłumaczenie. Po tej lekturze pozostałam z pytaniem: co ważnego nie zostało jeszcze powiedziane?

[Posłowie, dr Joanna Ostrowska] Homoseksualne ofiary nazizmu w Polsce to nadal temat tabu. Prześladowani za swoją orientację seksualną pozostają w cieniu. Nie należą do „dobrego towarzystwa ofiar”, nie są ocalonymi. Zostali wyklęci.

*

Dzisiejszy świat już dawno przestał mówić o tamtych cierpieniach, o mordowaniu ludzi w nazistowskich obozach koncentracyjnych. Obecne społeczeństwo nie chce, by mu o tym przypominano, lecz my, dawni więźniowie nie możemy zapomnieć tego, co nam uczyniono. Mój wniosek o odszkodowanie za długoletnie więzienie został przez demokratyczne władze odrzucony, gdyż więzień z różowym trójkątem, homoseksualista, był klasyfikowany jako kryminalny łobuz, nawet jeśli — tak jak ja — nie miał na sumieniu żadnych wykroczeń.

*

Cóż ja takiego zrobiłem, bym miał tak ciężko a to pokutować? Czy byłem zboczeńcem albo zagrożeniem dla narodu? Pokochałem przyjaciela, mężczyznę — i nie był to młodociany, tylko 24-letni, dorosły człowiek! Nie widziałem w tym niczego strasznego czy niemoralnego.
     Co to za świat i co to za ludzie, którzy decydują za dorosłego człowieka, kogo i jak wolno mu kochać? Czy to nie zahamowani seksualnie i obarczeni kompleksem niższości ustawodawcy zawsze najgłośniej krzyczą o
zdrowych odruchach narodu”?

*

Który kierowca mknący po niemieckich autostradach wie, że każdy granitowy krawężnik, który je okala, nosi ślady krwi niewinnych ofiar? Krwi ludzi, którzy nie popełnili żadnej zbrodni i jedynie z powodu swojej religii, pochodzenia, poglądów politycznych czy pociągu do własnej płci musieli wegetować i ginąć w obozach koncentracyjnych. Który kierowca, przejeżdżając przez wiadukt na autostradzie, myśli o tym, że każdy granitowy filar, który go podtrzymuje, kosztował życie niezmiernej liczby ludzi? Morze krwi i stosy ofiar — taki jest koszt każdego z tych niemieckich wiaduktów. Ale kto chce o tym pamiętać? Tak chętnie spuszczamy na te wszystkie rzeczy zasłonę milczenia i zapomnienia.

*

Do dziś zadaję sobie pytanie, co w impulsach zmysłowych uchodzi za normalne, a co za nienormalne. Czy jest normalny i nienormalny głód? Normalne i nienormalne pragnienie? Czy głód nie pozostaje zawsze głodem, a pragnienie pragnieniem? Jakże zakłamane i pozbawione logiki myślenie leży u podstaw takiego rozróżnienia!

*

Homoseksualne zachowania dwóch „normalnych” mężczyzn były traktowane jako działania zastępcze, lecz gdy to samo robili dwaj homoseksualiści w obopólnym porozumieniu i w zgodzie ze swoją orientacją, wtedy było to „obrzydlistwo”, sprawa „brudna i odrażająca”.

*

My, homoseksualiści, czy to w Wiedniu czy gdzie indziej, możemy prowadzić najbardziej przyzwoite życie, a pogarda bliźnich, brak szacunku w społeczeństwie oraz dyskryminacja i tak będą takie same jak przed trzydziestu czy pięćdziesięciu laty — postęp ludzkości nas ominął.

Heinz Heger, Mężczyźni z różowym trójkątem. Świadectwo homoseksualnego więźnia obozu koncentracyjnego z lat 1939–1945,
przeł. Alicja Rosenau, Ośrodek KARTA, Warszawa 2016.
(wyróżnienie własne)

1922. Z drogi

 wpis przeniesiony 23.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Podobno autobiograficzna. Subiektywnie, po wolnym tempie i sposobie czytania, stwierdziłam, że dla mnie to jednak beletrystyka. Nie jest to dziennik. Co nie znaczy, że własne doświadczenie autorki jest bez znaczenia. Czaiłam się na tę książkę chyba od lutego i w końcu machnęłam, by odpocząć po Domosławskim, który mnie przemielił. Odpoczęłam.

Podróżuję, więc…
     — Proszę wpisać adres, pod który pani wróci — odpowiedziała.
     — No właśnie w tym problem. Nie wiem, gdzie będę mieszkać po tym wszystko, bo…

*

Zrobiłbym wszystko, żeby być na twoim miejscu — powiedział, kiedy ruszyliśmy. — Jestem wolnym duchem, który nigdy nie miał dość odwagi na wolność.

*

Nie wiadomo, dlaczego niektóre rzeczy się dzieją, a inne nie. Co do czego prowadzi. Co będzie niszczyć. Co sprawia, że jedna rzecz rozkwita, a druga umiera lub zmierza w inną stronę.

*

Wypalony busz i powyginane drzewa stały jak zawsze obojętnie nieugięte.
     Byłam kamyczkiem. Biłam liściem. Byłam powyginaną gałęzią. Byłam dla nich niczym, a one dla mnie wszystkim.

*

Nigdy nie miałam zdolności matematycznych. Nie miałam pamięci do wzorów i liczb. Logika nie miała dla mnie większego sensu. W moim pojęciu świat nie był wykresem, wzorem czy równaniem. Był opowieścią.

*

Niepotrzebnie się ciebie czepiam. Uważam, że to świetnie, że robisz, co chcesz. Gdyby ktoś mnie pytał, to za mało dziewczyn to robi: każe społeczeństwu i jego oczekiwaniom spadać na drzewo. Gdyby tak było, wszystkim nam żyłoby się lepiej.

*

     — Zadaniem ojca jest nauczyć dzieci, jak być wojownikami, dać im pewność siebie, by mogły wsiąść na konia i ruszyć do boju, jeśli jest to konieczne. Jeśli ojciec cię tego nie nauczył, to musisz to zrobić sama.
     — Ale… chyba już się nauczyłam — wykrztusiłam. — Jestem silna. Mierzę się z różnymi sprawami. I…
     — Tu nie chodzi o siłę — powiedziała Pat. — Może nie jesteś jeszcze w stanie tego dostrzec, ale przyjdzie taki czas, może za wiele lat, kiedy będziesz musiała wsiąść na tego konia i ruszyć do boju, a wtedy się zawahasz. Będziesz niepewna. Aby zaleczyć ranę, którą zadał ci ojciec, będziesz musiała wsiąść na konia i ruszyć do boju jak prawdziwy wojownik.

*

Kim będę, jeśli mi się to uda? Kim będę, jeśli mi się nie powiedzie?

*

Moja mama już we mnie była. Nie tylko ta jej strona, którą zawsze znałam, ale i ta, która istniała przede mną.

*

To było moje życie — jak każde życie — tajemnicze, nieodwołalne i święte. Tak bardzo bliskie, tak bardzo obecne i tak bardzo do mnie należące.

Cheryl Strayed, Dzika droga. Jak odnalazłam siebie,
przeł. Joanna Dziubińska, SIW Znak, Kraków 2015.
(wyróżnienie własne)

wtorek, czerwca 28, 2016

1919. Siupryza Wielka

mój czas tam sporadyczny jest. i malutki jest. bo ograniczony życiem Orzeszka i Białego Kruka. lachę położyłam więc na tulipanowcu. a On wziął był i… zakwitł! doniósł o tym Biały Kruk. zakwitł po kilkunastu latach. nie możemy się z Białym Krukiem i Orzeszkiem doliczyć po ilu dokładnie.

na co to ja jeszcze położyłam lachę? „zapytowywuję” samą siebie.

(fot. Biały Kruk)

więc?

niedziela, czerwca 26, 2016

1918. Metaumiejętność: jedwab

 wpis przeniesiony 23.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

metaumiejętność. czyli określone nastawienie do człowieka, sytuacji, problemu.

opadanie z sił. brak energii. brak entuzjazmu. brak wszystkiego, co brakiem nie jest. trapił okrutnie przez wiele dni. opadnij bardziej, niżej, głębiej, całą sobą — szewc wziął się za własne buciki. jeszcze bardziej. jeszcze głębiej. jeszcze dalej. na końcu. kim ty jesteś? jedwabiem.

jedwabna tkanina. kształtowana przez wiatr. opadająca swobodnie. w przestrzeni. na różne powierzchnie i kształty. na ludzkie ciało, uczucie, słowo, nastrój. przybiera zawsze niebywały i niepowtarzalny kształt. biorę. kupuję. używam.

     — Jurek…
     — Jurek Nowak? ten skurczybyk z trzeciej klatki?

*

     — Jurek.
     — tak?
     — no wiesz, Jurek Nowak.
     — który?
     — ten starszy.
     — acha?
     — otworzył mi furtkę i pytał, jak się czujesz
.

1917.

cudze widziałam. cudzym się zachwycałam. swego nie znałam. cyk. przewrotne. bo prawie naprzeciwko ambasady wyłącznie pięknych, młodych i bogatych.

*

1916. Ryczone w Przytulisku

Sadownik. powiedział. to jest perełka. dla której warto obejrzeć morze szitu na fejsbuku.

Prince Ea, Everybody Dies, But Not Everybody Lives.

Martin Luther King had never had a dream.
The dream had him.

jakie marzenie ma Ciebie?

sobota, czerwca 25, 2016

1915. Zasłyszane, ubawione

     — Zosiu, dlaczego płaczesz? — zapytała nauczycielka.
     — Bo mam uczucia — odpowiedziała dziewczynka.

dedykuję. dorosłym. zbyt upiornie.

o!

1914. Peregrynacja, dzień 165. (wspomnienie)

wczoraj. byliśmy w niebie. w najwspanialszym towarzystwie. zgoda na publikację poniższych słów otrzymana. dzięki czemu nastrój wczorajszego wieczora zatrzymany.

Niebo jest tam, gdzie wspólny śmiech płynie z serc,
a dobre wino z kieliszków
.

Gepardzica

niech, jeszcze nie raz!

1913. U Orzeszka i Białego Kruka (IV)

Naszą kopię tamczasem ułożył Sadownik. A tam, u Orzeszka i
Białego Kruka nowa stara już tradycja ma się świetnie…

…niezmiennie uwielbiam, jak zagubi się jeden puzzel,
otwierając tym samym drzwi do nieskończoności.

wtorek, czerwca 21, 2016

1910. Subiektywnik (VII)

(1907+2). Lektura obowiązkowa (III)

 wpis przeniesiony 23.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Ja, niestety, zdradziłam siebie nie raz. W przedszkolu raz. Na studiach raz. W rodzinie — niestworzoną liczbę razy. By było lepiej. Nie było. Musiałam nauczyć się, że siebie zdradzać nie należy.

Kilka lat temu na jednym z uniwersytetów w São Paulo przeprowadzono badania, z których wynikło, że dziewięćdziesiąt siedem procent Brazylijczyków nie żywi żadnych uprzedzeń rasowych. Jednocześnie dziewięćdziesiąt osiem procent ankietowanych stwierdziło, że na co dzień styka się z ludźmi o takich uprzedzeniach — w rodzinie, miejscu pracy, na ulicy, osiedlu.

*

Przed kamerami siedzi brodaty mężczyzna w sportowej czapce z daszkiem, zasłaniającej częściowo łysinę. Miękki głos, osobiste ciepło.
     — Nigdy nie zdradziłem siebie — mówi spokojnie, lecz stanowczo João
.
     […]
     „Jest [João Nery] punktem odniesienia […] także przez swoją szczodrość i odwagę dzielenia się unikalnym doświadczeniem, które ukazuje, że możemy być tym, kim być pragniemy, nawet wbrew temu, co nam narzucają kultura i społeczeństwo” [napisała Simone Avila, antropolożka i badaczka genderowa].

Artur Domosławski, Wykluczeni,
Wydawnictwo Wielka Litera, Warszawa 2016.
(wyróżnienie własne)

João W. Nery, autor(ka) fot. nieznana mi.

(1907+1). Lektura obowiązkowa (II)

 wpis przeniesiony 23.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Pamiętam, jak z nóg zwaliła mnie książka Svena Lindqvista. Książka Domosławskiego robi to bardziej — czy dlatego, że jest grubsza? A może dlatego, że jest bardziej aktualna?

Dwa przykłady, obok których przejść, bez przewrócenie się w środku, nie mogłam. Raz, obozy koncentracyjne Brytyjczyków w Afryce w latach pięćdziesiątych XX wieku. Dwa, buddyści eksterminujący ludzi. Dla białych, z tak skutecznie wypranym mózgiem, to lektura obowiązkowa.

Syty człowiek Zachodu wcale nie chce wiedzieć, dlaczego migranci migrują, a uchodźcy uciekają, ani dlaczego próbują sforsować nasze twierdze — europejską i amerykańską. Nie chodzi tu tylko o pieniądze, to znaczy obciążenie kosztami pomocy czy rezygnację z niewielkiego skrawka dobrobytu. Ludzie migrujący są „posłańcami złych wiadomości”. Przypominają o kruchości naszej egzystencji, nietrwałości wygód i bezpieczeństwa. Uświadamiają, że nasze życie może w jednej chwili się rozpaść z powodu działania sił, na które nie mamy wpływu: zmian klimatycznych, wojen, wstrząsów na globalnych rynkach finansowych.

*

Nie ma usprawiedliwienia dla przemocy. Nie ma usprawiedliwienia dla terroryzmu.
     Brzmi znajomo?
     Oczekiwanie sytych, żyjących w dostatku, zadowolonych z życia, że prześladowani, gwałceni, odczłowieczani pozostaną aniołami i będą walczyć o swoje prawa w sposób szlachetny, to zabobon ponad podziałami. Wypowiadają go z lekkością ludzie o zasobnych portfelach i ci, którzy ledwo wiążą koniec z końcem. Z lewicy i prawicy, kobiety i mężczyźni, wierzący i ateusze. Nie bardzo wiadomo, dlaczego tak by miało być. Dlaczego ludzie, którym odmawia się przyzwoitej egzystencji mieliby uznawać prawo do spokojnego i dostatniego życia tych, którzy się nim cieszą? Na jakiej podstawie oczekujemy od nich wyrzeczenia się przemocy?

*

Coraz większe fale migrantów klimatycznych będą dobijały się do bram Europy i Stanów Zjednoczonych. Niejednokrotnie będziemy ich traktować nie jako migrantów klimatycznych, lecz ekonomicznych, względnie uchodźców wojennych — tyle że te wojny będą spowodowane konfliktami o zasoby z powodu zmian klimatu. Na podstawie ostatnich doświadczeń można sądzić, że będziemy chcieli trzymać ich z dala od naszego dobrobytu, uznając, że mu zagrażają.
     Dopowiedzmy, co to znaczy: że uznajemy ich za istoty niemające takiego samego prawa do życia jak my — wszak nieszczęśnicy uciekają przed pewną lub prawdopodobną śmiercią. Idea wartości jednostki ludzkiej, do której odwołują się euroatlantyckie demokracje, legnie w gruzach (o ile już nie została ograniczona jedynie do naszych wspólnot). Na uspokojenie sumienia łykniemy sobie wymówkę, że nie stać nas na pomoc w tak wielkiej skali. Nie skojarzymy obecności uchodźców z tym, że jakiś europejski koncern — dzięki dealowi z jakimś skorumpowanym rządem w afrykańskim kraju — wypchnął lokalnych rolników z ich ziemi, by założyć uprawy pod produkcję biopaliw. A wygnani stracili nie tylko źródło dochodu, ale i miejsce na ziemi — więc szukają go gdzie indziej.

*

Szwajcaria od lat inwestuje w transport publiczny w myśl zasady, że kraj dobrobytu to nie taki, w którym każdego biedaka stać na samochód, lecz taki, w którym bogaty przesiada się z auta do autobusu, tramwaju, pociągu.

*

     — Uczą nas demokracji, a gdy werdykt demokracji im się nie podoba, to co robią?
     Rozmowa schodzi na chustę Szirin i „opresję kobiet w islamie. Trochę prowokuję, a trochę nie potrafię sobie poradzić ze stereotypem.
     — Chustka na mojej głowie ma być znakiem opresji? — odbija piłeczkę Szirin. — A półnaga kobieta w Nowym Jorku, która wychodzi z restauracji, żeby zapalić na mrozie i trzęsie się z zimna, to nie ofiara opresji? Odkryte nogi, dekolt — inaczej faceci nie uznają jej za atrakcyjną. To nie jest opresja?
     […]
     Walka o prawa kobiet w Palestynie i innych społecznościach islamskich — wyjaśnia Szirin — nie toczy się przeciwko islamowi. Islam to kontekst, jak chrześcijaństwo czy nowoczesność na Zachodzie. O swoje prawa kobiety walczą — podobnie jak w Europie i w Stanach Zjednoczonych — z mężczyznami, którzy chcą ustanawiać reguły dla siebie i dla nich.

Artur Domosławski, Wykluczeni,
Wydawnictwo Wielka Litera, Warszawa 2016.
(wyróżnienie własne)

1907. Lektura obowiązkowa (I) / Subiektywnik (VI)

 wpis przeniesiony 23.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Najpierw na tę książkę polowałam. Trwało to dobrą chwilę. Upolowałam. Zabierałam się do niej, gdy przychodziła kolej na autora w moim gienderowym suwaku autorów i autorek, ale dawałam radę na kilkanaście, czasem dwadzieścia–trzydzieści stron i… odpadałam. Za dużo niewyobrażalnego, nieogarnialnego strukturalnego zła.

Skończyłam w piątek. W związku ze świeżością wrażeń, oburzeń i bezsilności, niektórych wystaw na festiwalu nie mogłam znieść. A Sadownik nie mógł znieść mojego komentarza, którym go raczyłam. Wystawę o uchodźcach i dzieciach-uchodźcach przebiegłam, wyszłam z sali, klapnęłam na krzesełku i na przeciwległej ścianie zobaczyłam dwa słowa, które stanowiły mój komentarz do samozapętlającej się nieświadomości przywilejów białego człowieka:

*

Jeśli chcemy z Sadownikiem pokłócić się okrutnie. Ruszamy w temat konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Jedno nie może uwierzyć, że naród, który na własnej skórze przećwiczył holokaust, wyczynia takie cuda. Drugie z uporem maniaka twierdzi, że Izrael nie ma wyjścia i tylko się broni. Wszystko mamy rozgrzane do wściekłej czerwoności. Na ostatniej prostej powrotu z festiwalu, prawie pod domem, podnosiliśmy sobie nawzajem ciśnienie.

*

Ale wcześniej, w sali z albumami, poza albumem Siegfrieda Hansena, zatrzymała mnie na długo trylogia. Stanowiła przepiękne wizualne uzupełnienie fragmentów książki Domosławskiego. Pomysł na projekt par portretów poruszył we mnie wiele strun. A gdy wróciłam do domu, na spokojnie spotkałam inne fotografie Fazala Sheikha — pozostaną ze mną.

Fazal Sheikh, The Erasure Trilogy. Independence | Nakba.

Michael. Kiedyś irytowało go, gdy ktoś mówił o polityce jego kraju: „apartheid”. To nie tak, są problemy, polityka Palestyńczyków mu się nie podoba, nie można jednak porównywać Izraela do RPA. Ale dla samego siebie zbierał dowody „za” i „przeciw”. Wyszło mu, że to jednak apartheid. Systemowy, zapisany w prawie. Jeden przykład: za takie samo przestępstwo na terytoriach okupowanych inne procedury i kary dla Palestyńczyka, a inne dla Żyda.

*

Jonatan nie brał udziału w akcjach bojowych, pilotował śmigłowiec ratunkowy. Teraz zastanawia się, czy to właśnie dlatego odkrywanie prawdy o naturze okupacji zajęło mi tyle czasu.
     Po zamachu na World Trade Center w Nowym Jorku — był wtedy w Stanach Zjednoczonych na szkoleniu dla pilotów — zszokowała go antyislamska propaganda w mediach i w armii.
     — Robili nam pranie mózgu.
     Jonatan skojarzył, że wszystko to zna z własnego kraju, lecz dopiero w Stanach Zjednoczonych dostrzegł kłamstwa, uprzedzenia, rasizm. Po powrocie nie zaznał spokoju.
     Świat Jonatana, ten wyniesiony ze szkoły, dzielił się na zacofanych, fanatycznych Arabów i oświecony, szlachetny Izrael. O tym, że izraelska niepodległość w 1948 roku to dla Palestyńczyków
nakba, czyli katastrofa, czystki etniczne, wygnanie z domostw, dowiedział się, mając… trzydzieści jeden lat.

*

Wyburzenie domów to na pozór mało spektakularny aspekt okupacji — nie ma krwi, nie ma zabitych. W istocie — jeden z jej nerwów. […] Wyburzenia to element „dearabizacji” terytoriów okupowanych, tworzenie terenu dla żydowskich osiedli. Także sposób na zamykanie Palestyńczyków w enklawach — za pomocą muru i sieci dróg, po których nie mogą się poruszać.
     Jeff mówi, że perwersja tej polityki polega na tym, że z pozoru wygląda to niewinnie: procedury, plany urbanistyczne, których nikt nie ma cierpliwości studiować. Gdy ktoś podnosi głos sprzeciwu, łatwo zamknąć mu usta: przecież chodzi tylko o ochronę terenów zielonych albo o dogodny przebieg autostrady — czy w waszym kraju nie robi się takich planów?

*

[Zygmunt] Bauman mówił z bólem i rozczarowaniem o polityce izraelskich rządów, ujmował się za krzywdzonymi Palestyńczykami. Przypomniał przyczyny swojego wyjazdu z Izraela w 1971 roku, gdzie mieszkał przez kilka lat po wypędzeniu z Polski w ramach antysemickiej czystki […]. Będąc ofiarą jednego nacjonalizmu, nie chciał milczeć wobec tego, że kraj, który dał mu schronienie, uprawia ksenofobię i nacjonalizm podobne do tych, które wygnały go z ojczyzny.
     Wypowiedział również myśl, która wywołała wściekłość obrońców polityki Izraela wobec palestyńskich sąsiadów. „Czymże jest mur wznoszony dziś wokół terenów okupowanych, jeśli nie próbą prześcignięcia zleceniodawców muru wokół warszawskiego getta? Zadawanie cierpienia upadla i niszczy moralnie tych, co cierpienie zadają — a cierpiących, wbrew wierzeniom, bynajmniej nie uszlachetnia”.

*

Nie ma myślenia poza językiem. Dopóki nie ma słowa opisującego problem, szczególnie problem trudny do nazwania, nowy, jego znaczenie i waga, a nawet samo istnienie mogą zostać niezauważone lub niedocenione. […]
     Autorem angielskiego terminu genocide, przetłumaczonego później jako „ludobójstwo” i promotorem uczynienia zeń osobnej kategorii prawa międzynarodowego był polski prawnik żydowskiego pochodzenia Rafał Lemkin (1900–1959). Ludobójstwem Lemkin określił masowe zabijanie ludzi ze względu na ich narodowość, rasę, wyznanie religijne, a także świadome pozbawianie danej społeczności dostępu do żywności, ochrony zdrowia, dachu nad głową oraz wyniszczanie jej kultury.

Artur Domosławski, Wykluczeni,
Wydawnictwo Wielka Litera, Warszawa 2016.
(wyróżnienie własne)

poniedziałek, czerwca 20, 2016

1906. Niedzielny późny poranek w Tekturze

(1893+12). Bohater Kot

miś dawno temu. ołówek w sobotę. nie zdziwiła mnie już wcale ta postać, spotkana w niedzielę.

(1904+1). Subiektywnik festiwalowy (V)

przy tym albumie wyłam z rozkoszy wizualnej. Sadownik rozumiał dlaczego, choć sam tak nie ma. moje ulubione sąsiadujące strony. ta po prawej uwielbiona. wracałam do nich i wracałam. od teraz mam je „pod ręką”.

Siegfried Hansen, Hold the line.

1904. Subiektywnik festiwalowy (IV)

 wpis przeniesiony 23.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

ostatni dzień festiwalu. zaczęliśmy gwiazdą fotografii.

Sadownik. powtarzał. że klasyk. że czy widzę styl, precyzję, oko, wrażliwość. że takich zdjęć już nikt nie robi.

tak. widziałam. doceniam. ale smutek mieszał się we mnie z wkurwem. czyli patrzyłam na sztukę najwyższych lotów. każda z dziecięcych fotografii łamała mi serce. zastanawiałam się nad tym, jak potoczyły się losy tych dzieci. myślałam o tym, że wiele z nich przemknęło już przez swoją dorosłość i nie żyje.

te dzieci, ta historia, to się wydarzyło… wróć! to ciągle się dzieje, ale nie ma białej skóry. i tylko ludzie, białym zachodnim losem obdarowani, mogą patrzeć na te fotografie i dyskutować o kompozycji, świetle, pewnej konwencji. jakim cudem ty i ja dostaliśmy taką szansę?

dziś nikt już tak nie fotografuje. dziś tej fotografii nikt by nie zauważył, bo nie leje się krew. ta dziewczynka. ciekawe, kim była w dorosłym życiu? czy była szczęśliwa? co sprawiało jej radość? pozostałam z pytaniami bez odpowiedzi i wrażeniem, które to zdjęcie wciąż na mnie robi: ciekawości, nie ustawaj!


fot. David Seymour (1911–1956)

1903. Kobiecość: sacrum, meritum, profanum?

wtedy nie śnił mi się ten dzień. wczoraj, czyli siedemdziesiąt cztery dni później. peregrynacja, dzień 160. trwa projekt: człowiek zdrowiejący, kobieta szczęśliwa.

niedziela, czerwca 19, 2016

(1897+5). Subiektywnik festiwalowy (III)

te trzy zdjęcia. z puli tych, które mnie zatrzymały wczoraj na dłużej. pozostaną już ze mną. dotykają. poruszają. zmieniają. mnie.

Troi Anderson, Prayer for Legba.

Calvin Chen, Amazon Rain.

Megan E. Doherty, Winter.


jeszcze dziś.

1901. już!

 wpis przeniesiony 23.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

wczoraj. nim, jako zestaw dwóch sztuk, ruszyliśmy „na sztukę”. OFF Piotrkowska kawa nieśpiesznie pita. metr dalej, cztery stoliki złączono w jeden. zainstalowano w sumie kilkanaście osób. dorosłych osiem. cztery pary. w mniej więcej tym samym wieku. i radość ze spotkania. i śmiech. i uwaga. i promienie słońca. i rozmowy. i serdeczność. nigdy wcześniej w życiu czegoś takiego nie widziałam.

nie wiedzieć kiedy. nie wiedzieć jak. nie wiedzieć czemu. nieznane mi do tej pory. ogromne pokłady dobroci otworzyły się we mnie.

fajnie jest rozumieć swoje życie i świat. ale jeszcze fajniej jest czuć zrozumienie. pomyślałam. czuć całą sobą.

*

wczoraj. obejrzałam kilkadziesiąt — kilkaset — żyć. które nie były, nie są i nie będą moim udziałem. świętowaliśmy z Sadownikiem nasze życie, przywileje i nasz czas.

a dziś?

1899. Okna

nie odleciał.

*

nie odpłynęła.

(1894+4=1897+1). Okno (IV) / Subiektywnik (II)

1897. Subiektywnik festiwalowy (I)

1900. światło i miłość

 wpis przeniesiony 23.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

z opisu jednej z prac przedstawionej na festiwalu. autor, Paweł Kula. słońce jest wewnątrz każdego owocu — to część kosmicznego pulsu. piękna perspektywa. pomyślałam.

ale. jest i piękniejsza. jesteś owocem miłości. jest więc w tobie nie tylko światło. w związku z tym. coś? dziś?

nie czekaj.

piątek, czerwca 17, 2016

1892.

zmyłam z dłoni wszystkie dotykane klamki, odsuwane krzesła, gładzone blaty stołów. padłam. ale zanim. cyk.

czwartek, czerwca 16, 2016

1891. Znalezione na ranem

 wpis przeniesiony 23.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

dawaj! no wiesz, młoda wdowa. wieńcówka, udar, zawał, do wyboru, do koloru. wszystko, co jesteś w stanie sobie wyobrazić, byle na śmierć.

dawaj! no wiesz, młody wdowiec. rak jajników, piersi, jelit, do wyboru, do koloru. wszystko, co jesteś w stanie sobie wyobrazić, byle na śmierć.

czujesz ten klimat? walka z wiatrakami statystyk umieralności. zdrowy styl życia nie musi cię uratować. nawet najlepsza profilaktyka nie gwarantuje sukcesu. wszystko to wiesz. lęk, strach, przerażenie, życiowy paraliż — monstrum. ile to energii żre? energii, której tu i teraz nie użyjesz. szkoda.

naprawdę szkoda.

środa, czerwca 15, 2016

(1825+65). Peregrynacja, dzień 155. (suplement)

 wpis przeniesiony 23.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Peregrynacja, dzień 120. Pierwsze spotkanie z panią Magą. Wydusiła nóżkę. Blizny poprzesuwała. Zakres ruchu zmobilizowała. I powiedziała:
     — A teraz, trzymając się o tu, proszę zrobić przysiad. Tyle, ile się da.
     — Ale ja jestem już w takim wieku, że nie muszę robić przysiadów — broniło się okrutnie Drzewko.
     — Jeśli chce pani schodzić normalnie po schodach, to musi pani.

*

Peregrynacja, dzień 155. Wczoraj. Zrobiłam pierwszy pełny przysiad. Jutro Maga wraca z urlopu. Chyba nie obijałyśmy się z panią Rehabilitantką, która dzielnie Ją zastępowała.

Chyba?

wtorek, czerwca 14, 2016

1889. Z domu do domu

 wpis przeniesiony 23.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Jeden człowiek wystarcza, by urządzić Istocie Ludzkiej piekło na ziemi. Jeden człowiek wystarcza, by uratować Istotę Ludzką lub nadać sens Jej Życiu. Cała trudność polega na tym, by odróżnić jednego człowieka od drugiego.

I o tym właśnie jest ta książka. Chwilę trwa powrót z tej historii.

Ida nigdy nie powiedziała do niej: „Jesteś moją córeczką. Bardzo cię kocham. Wcale nie urodziłaś się w rynsztoku. Urodziłaś się w moich ramionach. Chodź tu, przytul się do mamusi”. Nawet jeśli matka tak nigdy nie powiedziała, to powinien był znaleźć się ktoś inny — ktokolwiek — kto szczerze wypowiedziałby te słowa.

*

     — Rozumiesz, o co mi chodzi? Zadbaj o siebie. Jesteś wolna. Nikt i nic cię nie zbawi, możesz to zrobić tylko ty sama. Obsiej swój grunt. Jesteś młoda i jesteś kobietą — to podwójne spore ograniczenie. Ale jesteś też człowiekiem. Nie pozwól, żeby ktokolwiek — czy to Lenore, czy byle fircyk, czy tym bardziej jakiś podły konował — decydował o twoim losie. To postawa niewolnika. A w tobie gdzieś przecież tkwi ten wolny człowiek, o którym mówię. Odkryj go i niech uczyni choć trochę dobra na tym świecie.
     Cee zanurzyła palec w słoju konfitury z czarnej porzeczki. Oblizała go.

*

Brały odpowiedzialność za własne życie i za każdą rzecz, każdą istotę, która potrzebowała ich pomocy. Brak zdrowego rozsądku u innych irytował je, ale nie dziwił. […] Starości nauczyć się nie można, ale dorosłość jest dla wszystkich.

*

Wybieraj sama — radzili — i nie dawaj się zniechęcić. Żeby byle zniewaga ani kuksaniec nie zbiły jej z pantałyku. […] Znajdź swój talent i pomnażaj go.

Toni Morrison, Dom, przeł. Jolanta Kozak,
Świat Książki, Warszawa 2013.
(wyróżnienie własne)

poniedziałek, czerwca 13, 2016

1888. Peregrynacja, dzień 154.

trzy autobusy. tramwaj. żadnej kuli! i powrót. tramwaj. autobus. i tramwaj. bez kul! po raz pierwszy.

1887. Street Art

Artystka, Artysta, Artyści, Artystki. nieznane. Fotograf. znany. bałam się, że deszcz zeżre Dzieło. poprosiłam Sadownika, by zatrzymał Dzieło w klatce aparatu. i proszę. Dzieło. na mnie działa. żaden deszcz mi go już nie zabierze.

niedziela, czerwca 12, 2016

1886. Też świętuje

 wpis przeniesiony 23.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

dała mi to, czego sama w dzieciństwie i młodości nie dostała. wolność. mylił mi się ten dar przez lata i dziesięciolecia z opuszczeniem, zaniedbaniem, niezrozumieniem, brakiem. aż mnie olśniło. jakiś czas temu. jeszcze pod koniec zeszłego roku.

wolność. to dzięki niej rozwinęłam w sobie odwagę. utrzymałam dziecięcą ciekawość i pewną naiwność wobec świata, pomimo płynących lat.

wolność. dała mi. i życie też. dziś. obchodzi urodziny.

Orzeszek.