piątek, czerwca 03, 2016

1866. [*]

 wpis przeniesiony 22.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Dziewiętnaście lat temu z hakiem wynieśli się z miasta. Pies, a w zasadzie psy były oczywistą potrzebą, nie tylko fizyczną, psychiczną, ale i duchową. Wszystkie były jedynymi w całej wsi, które nie żyły na łańcuchu przy budzie. Docent, uśmiecham się, przewielki wilkowaty, chodził na truskawki do ogródka, czym zmusił Białego Kruka, by ogrodził grządki. Docenciu miał niebywały dar bardzo delikatnego i ostrożnego poruszania się między krzaczkami.

Wspominam Wszystkie od początku do dziś, bo wczoraj odeszła Jaga. Na podwórku ganiali Amor (ze schroniskową historią), Mati (kataloński „poranek”), Kumpel, Misiek, Docent, Jaga, Bolo został więc sam. Sadownik nie poznał tylko Amora i Matiego. W domu rządziły Zuzia, Niunia, Tofik, a teraz nie odstępuje Orzeszka na krok Saba.

Gdy odchodzi pies, z którym dzieliło się jakoś życie lub chwile, coś w człowieku zatrzymuje się — najlepsza, kudłata część duszy? I dwunożne zwierzę wścieka się na naturę, że „piesy” tak krótko żyją. Ale zaraz potem myślę sobie, że tak jest lepiej, bo jak wytłumaczyć psu, że jego Pan lub Pani odeszli?

Zatrzymał mnie kudłaty Anioł, Jaga.
^..^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz