czwartek, czerwca 30, 2016

1924. Peregrynacja, dzień 171.

 wpis przeniesiony 23.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Historia ta ma swój początek dwa dni temu. Na wiedźmoblogu, który uwielbiam za stężenie sensu w jednym zdaniu, bardzo konkretny wpis doprowadził mnie do łez kilkanaście, kilkadziesiąt razy. Puenta zaskoczyła tak, że nawet Sadownikowi ów wpis przeczytałam:
     — Wszystko wygląda ładniej w miniaturze.
     — Będę o tym pamiętać, kiedy wieczorem zdejmę stanik
.

Historia ta miała dziś swój koniec. Szłam rano na rehab i myślałam z wdzięcznością, jak wiele osób wspiera moje zdrowienie. Pomyślałam o tym, widząc wielki, od ucha do ucha, uśmiech Pani Wisienki, która zachwyciła się tym, jak pięknie już śmigam. Siedziała z Panem Pieczarkiem na ławeczce, która nigdy, w przeciwieństwie do straży miejskiej, nie ma nic przeciwko siedzącym na niej Osiedlowym Dyżurnym w zakresie spożycia procentów.

Kłaniam się Pani Wisience od lat, zawsze gadając do wrażliwej kobiety w Niej. Dziś porozmawiałyśmy o kopytku i niemiłosiernym upale. Gdy sobie poszłam, gdy minęłam ławkę, na której pozostali Osiedlowi Dyżurni, usłyszałam, jak Pani Wisienka mówi do kompana w trudzie życia:
     — Równa babka!
     — Nie! Bo ma cycki — odpowiedział przytomnie, nad wyraz trzeźwo i logicznie Pan Pieczarek.

Drzewko upłakane ze śmiechu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz