Niedzielne odliczanie literek, dwa. Początek był, jak zwykle, niewinny — moją uwagę przykuła tęczowa okładka. Reszta wydarzyła się w mgnieniu oka.
To druga z dwóch książek, po którą nigdy bym nie sięgnęła. Tu złamałam zasadę niesięgania po książki wydane w języku polskim z niepolskim tytułem. Nabyłam tę powieść w podskokach, ponieważ nie codziennie bohaterzy czytanych przeze mnie książek mają ponad siedemdziesiąt lat i dużą zmianę przed sobą.
Dawno tak dobrze nie było mi z powieścią. Dobrzessimo! A klucz, według którego wybrałam fragmenty? Wyłącznie gęstessimo! Plus te akapity, po których przeczytaniu w środku nocy było słychać mój śmiech na końcu bloku — muszę je tu mieć pod ręką.
– Barry, jesteśmy już w średnim wieku – oznajmił Morris, który leżał w moich ramionach i palił marlboro lighta.
– We wczesnym średnim wieku – odparłem.
– Próbuję coś zasugerować – ciągnął Morris, nagle zastygły w nienaturalnym bezruchu. – Może byśmy tak przeżyli kryzys wieku średniego wspólnie i zamieszkali razem?
[…]
– Dzieci masz dorosłe. Nic cię nie trzyma. Czy nie?
– I zamieszkać z tobą?
– Słuch masz świetny, Barry.
– Że teraz?
– Nie że w ciągu najbliższych pięciu minut, ale może pięciu miesięcy.
Leżeliśmy dalej.
Wziąłem głęboki wdech, potem przepchnąłem dym przez nozdrza.
Wyjrzałem przez otwarte okno. Jesienne drzewa otrząsały się z liści.
– Morris – zacząłem powoli. – Nie wiem, czy byłbym w stanie rzucić się z tobą w otchłań towarzyskiego wykluczenia.
*
Z każdej strony hiszpańska inkwizycja. Dlaczego kobiety zawsze muszą grzebać innym w uczuciach?
– Maxine, zajmij się sprzątaniem i zostaw ojca w spokoju.
*
– Mówię śmiertelnie poważnie, tato. Powiedz, co się dzieje.
Presja staje się już nie do zniesienia, więc mówię. […]
Maxine milczy jak nigdy. Kiedy wreszcie przemawia, starannie dobiera słowa.
– Tatku, naprawdę sądzisz, że nie miałam pojęcia o tobie i wujku Morrisie? – Bierze moją dłoń w obie ręce. Jej cieniutkie palce są miękkie i jedwabiście gładkie, lekkie i ciepłe. – Mój radar nic nie przepuści, a ty jesteś tak przegięty, że tylko ślepy by się nie zorientował. Patrzyłeś kiedyś w lustro?
Rany boskie, ta dziewczyna to naprawdę czarny koń.
– Pierwszych podejrzeń nabrałam jeszcze w liceum. A jak na studiach zaczęłam chodzić do barów dla gejów, to nie miałam już żadnych wątpliwości, że jesteście z wujkiem parą, no ale nigdy nie czułam, że mogłabym z tobą poruszyć ten temat. No bo jesteś moim tatą.
– A co z Donną?
– Tatku, patrz mi na usta: nie mówimy Donnie, okej?
– Maxine, ja cię miałem zszokować, ale to tyś mnie zszokowała więcej.
– Obawiam się, że już dawno się odkleiłeś od rzeczywistości.
*
– Barry – odzywa się wreszcie, niepotrzebnie zwracając się do mnie po imieniu. […] – Dam ci jedną radę. Następnym razem, jak poczujesz, że już nad sobą nie panujesz, to pomyśl, co by zrobił Dalajlama, i spróbuj tak samo, zgoda, kierowniku?
*
Wtedy do mnie dociera. Po raz pierwszy w życiu nie mam cienia wątpliwości, że każdy, ale to każdy w zasięgu wzroku wie, że Morris i ja jesteśmy „panami wątpliwej moralności”. Tutaj nie ma miejsca na udawanki. Ludzie kochani, nie wiem, gdzie oczy podziać, bo niektórzy przechodnie nawiązują ze mną tak przeciągły kontakt wzrokowy, że powinni złożyć podanie o przydzielenie miejsca parkingowego dla mieszkańców. Ani przez chwilę nikt tu nie myśli, że jesteśmy dwoma wyeleganconymi mężami, ojcami i dziadkami, którzy przechodzą przez West End w drodze do domu z wesela, pogrzebu czy nabożeństwa w kościele zielonoświątkowców. […]
Jakbym miał więcej odwagi, to potrzymałbym Morrisa za rękę, na choćby jedną sekundę. Całe życie patrzyłem, jak pary idą pod rękę, całują się na ulicy, w autobusie, w pubie. Patrzyłem, jak sobie spacerują jedno przy drugim, jak sobie mierzwią włosy, siadają na kolanach, tańczą blisko, romantycznie, jazzowo i funkowo, raz lepiej, raz gorzej, bardziej i mniej przyzwoicie.
I nigdy, ani jeden raz nie poczułem, że mógłbym chociaż dotknąć dłoni mężczyzny, którego kocham.
Patrzymy po sobie z Morrisem z ukosa, coś w nas drga.
On łapie mnie za rękę i ściska przez kilka sekund.
To nasz pierwszy fizyczny wyraz miłości w miejscu publicznym od sześćdziesięciu lat.
*
Może i wie, co to są imponderabilia, ale dopiero z wiekiem zrozumie, jaki mają wpływ na życie.
*
– Lolu, weź mi, proszę, czystą, zdrową, bezcukrową coca-colę bez chemikaliów i… a, czekaj, zanim zapomnę, co to znaczy elgiebete?
*
O, tak, proszpaństwa. Tak, Morrisie. Tak, Lolu i reszto młodych atencjuszy, czuję, że wychodzę z szafy, i nie ma w tym nic tak zwanego.
*
– A co ja niby jestem, ksiądz katolicki, że mi się będziesz spowiadać? Jak teraz zaczniesz, to będę musiał odwdzięczyć się tym samym, a wcale nie jestem taki pewien, czy zdołałbyś to przełknąć. Chcesz wiedzieć, za czym nas ta rozmowa zabierze, mój drogi? Za niczym, ot co. Słuchaj mnie, Barry, uważnie. Znam cię od czterdziestego siódmego, jak z nas były dwa szczawiki w piaskownicy. Sześćdziesiąt cztery lata cię znam, słyszysz ty? Nareszcie mamy jakąś wspólną przyszłość, więc może nie rozgrzebujmy już dawnych grzechów, co? Usiądź sobie wygodnie, posłuchaj jedynej w swoim rodzaju pani Shirley Bassey i ciesz się, chłopie, chwilą, ciesz się chwilą.
Shirley Bassey, You Ain’t Heard Nothing Yet.
*
Jak nam się zachce, to możemy jechać aż do Manchesteru, Yorku, co tam, do Glasgow nawet. Czemu nie? Nikt nas już nie zatrzyma. Nikogo nie trzeba prosić o pozwolenie. Jedyną osobą, przed którą się muszę tłumaczyć, jest Morris, i ja to chętnie. Jak się zrobi późno, to zawsze możemy się zatrzymać na noc w jakimś przyjemnym hotelu, zamówić kolację do pokoju, pooglądać płatną telewizję…
*
Najbardziej się zasługuje na pogardę,
gdy pogardza się cudzym cierpieniem.
James Baldwin
(1924–1987)
*
[…]
celem dobrego tłumaczenia nie jest urzeczywistnić niemożliwy postulat lustrzanego przepisania języka na język, lecz sprawić, byśmy podczas lektury poczuli to samo, co czytelnik bądź czytelniczka oryginału.
[…].
Przekład nie funkcjonuje jednak w próżni. Za każdą decyzją translatorską kryje się logika i porządek intencji […].
// Od tłumaczki
*
Córka odczytuje listę na głos z taką powagą, jakby recytowała mantrę.
– Mój mąż będzie z Karaibów albo karaibskiego pochodzenia.
– Mój mąż będzie odnoszącym sukcesy i wypłacalnym profesjonalistą w swojej dziedzinie.
– Mój mąż będzie miał od trzydziestu pięciu do czterdziestu dziewięciu lat.
– Mój mąż nie będzie miał dzieci z poprzednich związków.
– Mój mąż będzie bardzo inteligentny i wykształcony przynajmniej do poziomu licencjata.
– Mój mąż będzie wyższy ode mnie, najlepiej od metra osiemdziesiąt w górę, umięśnionej budowy i bez brzucha.
– Mój mąż będzie przystojny, ale nie na tyle, żeby inne kobiety się za nim uganiały.
– Mój mąż nie będzie miał owłosionej piersi, pleców, rąk, nosa ani uszu, nie będzie też miał wrastających włosów, które musiałabym mu wyciągać pęsetą.
– Mój mąż będzie miał… (wiesz co, tato, ten podpunkt możemy pominąć).
– Mój mąż będzie uwielbiał dla mnie gotować, nie tak jak Frankie, który w życiu nawet jajka nie ugotował.
– Mój mąż nigdy mnie nie okłamie, nie zdradzi i nie będzie się ślinił do innych kobiet.
– Mój mąż będzie kochany i serdeczny, ale przy tym bardzo męski.
– Mój mąż będzie doskonałym słuchaczem.
– Mój mąż będzie mnie akceptował absolutnie taką, jaka jestem, bez żadnej krytyki.
– Mój mąż nie będzie chrapał.
– Mój mąż będzie chciał trzymać mnie za rękę publicznie.
– Mój mąż będzie się mną zachwycał, nawet kiedy stanę się stara i pomarszczona.
– Mój mąż będzie kochał Daniela [syn Donny].
– A Daniel będzie go uwielbiał.
– No i tyle – stwierdza, ponurym gestem odkładając drogocenny dokument na stół.
– Donno – zaczynam delikatnie, z całych sił starając się mówić tak, by w moim głosie nie pobrzmiewała choćby najsłabsza nuta krytyki. – Nie myślałaś może, że jesteś odrobinę zbyt wybredna?
Oj, Barrington, to nie był dobry pomysł.
– Zbyt wybredna?! – ryczy córka.
*
Oto cały kłopot z ojcostwem. Ma człowiek ten swój arsenał kanapowej psychogadki i doświadczenizmu, którym pragnąłby się podzielić z dziećmi, ale niechże tylko spróbuje, to się obrażą.
Bernardine Evaristo, Mr. Loverman, przeł.Aga Zano,
Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2023.
(wyróżnienie własne)
Nie czytaj teraz, ale daj mi znać, jak się na to zapatrujesz, asapissimo.
(tamże)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz