poniedziałek, października 16, 2023

5227. Z oazy (CXCV)

Nie­dzielne odliczanie literek, pięć. Czynione z jedno­dnio­wym poślizgiem, ponieważ wybierane frag­men­ty nie chcia­ły się ułożyć. Grymasiły, kręciły nosem i jęczały, że tak to źle, niedobrze i do bani. Musiałam poczekać, by za­ak­cep­to­wa­ły mój wybór.

Dwa tygodnie temu, usłyszawszy o filmie nakręconym na podstawie tej książki, po­myślałam, że chętnie bym go obej­rza­ła. Ale, ale! Jeśli film jest na podstawie książ­ki, to lubię najpierw przeczytać literki.

Przeczytałam. Zachwyciłam się sposobem malowania po­staci i… Podobnie jak w przy­pad­ku filmu i książki Johnny nie mam już potrzeby oglądania filmu. Tego, co dla mnie najważniejsze w tej książce, nie da się sfilmować, bo to jest między słowami i wierszami.

Każdy z poniższych fragmentów może zupełnie spokojnie stanowić osobną historię. Żaden nie jest spoilerem opo­wie­ści, więc wciąż można mieć radość z pójścia do kina lub przeczytania książki osobiście. Mnie już ani jedno ani dru­gie nie dotyczy. Szko­da, ale, ale! Jest za to wciąż przede mną sporo powieści Autora.

Chlap-chlap-chlap, skaczę po kałużach, a ludzie mijają mnie, panie i pa­no­wie, i myślą sobie: o proszę, co to za miła dziewczyna skacze po ka­łu­żach, a ja uśmiecham się do nich, i oni do mnie też, mimo że przecież tak w ogóle to mam dwadzieścia lat i siedzę w domu, na wózku, a ich widzę przez szybę, ale to nie szkodzi, bo skakać po kałużach można wszędzie, nawet w domu, na wózku, i jak się ma dwadzieścia lat, to przecież każdy wie.

*

[…]  urodziłam się z porożem mózgowym. Specjalnie mówię źle, tata to wy­myślił – „porażenie” to jest bardzo brzydkie słowo, okropne, takie słowo na zawsze, a poroże to przecież coś pięknego.

*

Obie się siłujemy ze swoim ciałem i próbujemy je zmusić do czegoś, czego ono wcale nie chce, ale nie wiem, może to po prostu o to chodzi w życiu.

*

Zamykałem oczy albo patrzyłem w okno, za którym widać tylko kolejne okna. Od dziecka lubiłem się zastanawiać, co dzieje się po drugiej stronie, w mieszkaniach, które mijałem, chodząc ulicami.

*

[…]  jest pan Spodszóstki i jego pies, który próbuje bawić się z kałużą w ten sposób, że się w niej położył i leży.

*

Iść z panią Józefiną to jest zupełnie coś innego niż z tatą albo Łucją, bo pani Józefina idzie tak, jakby wszystko, co mija po drodze, należało do niej. Nig­dy nie widziałam nikogo, kto byłby tak zadowolony, że jest sobą i że w ogóle jest.

*

Szykowałam się parę tygodni, żeby jej to powiedzieć, i zastanawiałam się, jak bardzo się ucieszy i mnie pochwali, i jak będzie zachwycona, ale ona nagle się przestała ruszać i przełknęła ślinę, a jak się człowiek przestaje ruszać i przełyka ślinę, to wiadomo, co jest.
     Źle.

*

[…]  chciałam coś zniszczyć, zbić, rzucić jakimś kubkiem albo talerzem, albo cukierniczką, ale nawet tego nie mogłam i to było najgorsze. […]  mówi w sumie samymi wydmuszkami: jak to po co, Królewno… jak to po co… przecież ty… przecież ja… ja tobie wszystko… gwiazdkę z nie­ba… i tak dalej, bez niczego w środku.

*

Tuż za krawędzią łóżka rozpościerała się przestrzeń nie do wypełnienia. Zsu­nęłam w nią nogi i próbowałam przetrwać, ale czas opierał mi się, szar­żu­jąc w kierunku przeciwnym niż zwykle. Między siód­mą a siódmą dzie­sięć minęło kilka lat.

*

To musi być dopiero coś. Myślisz sobie: pójdę w lewo i idziesz w lewo, albo myślisz: pójdę tam i idziesz tam, albo myślisz: pobiegnę trochę i biegniesz.

*

No, takie wyjście do sklepu to musi być coś – idziesz sobie dokładnie tam, gdzie chcesz, możesz nawet w ostatniej chwili zmienić zdanie i wejść do ja­kie­goś innego sklepu, niż chciałaś na początku, i możesz być w tym sklepie tak długo, jak ci się podoba, i ani razu nie uderzasz wnic głową ani łokciem, a potem możesz usiąść sobie na przykład w parku na ławce i odwrócić twarz do słońca, i sobie być.

*

[…]  mniej ma dla mnie słów, kończą mu się szybko i nie stara się znaleźć nowych, a zamiast nich znajduje wzdychanie.

*

Nastka lubiła siebie i lubiła innych, a każda nowość i zmiana budziły w niej entuzjazm, za co wszyscy gremialnie ją podziwiali, ja też, ale po jakimś cza­sie się zorientowałam, że podziw wcale nie wyklucza złości. Byłam zła, że przez tyle lat można udawać, że się nie widzi świata takim, jaki jest.

*

[…]  widoki na to były nieszczególne. Kiedy ktoś zakochiwał się we mnie, ja z reguły miałam go gdzieś, bo zakochana byłam akurat w kimś innym, kto niestety miał mnie gdzieś, bo kochał inną, która… i tak dalej. Wystarczyłoby te uczucia zmienić o jedno w lewo albo w prawo i nagle wszyscy byliby za­ko­cha­ni we właściwych osobach, z wzajemnością, ale najwyraźniej ko­muś, kto to wszystko wymyślał, wcale na tym nie zależało. Nie rozumiałam, jak można być takim idiotą, żeby zrobić świat, w którym E=mc2 działa zawsze i bez zarzutu, ale w czymś tak prostym i oczywistym jak miłość połowa rze­czy musi się wiecznie nie zgadzać.

*

Powiedziałam mu, że różnica pomiędzy tancerką bardzo dobrą a wybitną ma grubość kartki papieru. Że w tej wąskiej przestrzeni mieszczą się tysiące godzin, wolne wieczory, weekendy, wszystkie pasje, wszyscy znajomi i cała reszta życia, którego nie wolno ci mieć. Że z zewnątrz tego nie widać – dla człowieka siedzącego na widowni tancerka bardzo dobra i wybitna wyglądają tak samo.

*

Za każdym razem, kiedy wspólnie zdmuchujemy świeczki, mówię jej, by pomyślała życzenie, i za każdym razem zastanawiam się później, co to było.

*

     – Powiesz mi?
     – Ale co takiego?
     – Jakie wymyśliłaś życzenie.
     […]
     – Zażyczyłam sobie, żeby kiedyś pobiec przez miasto.
     Powtarza po mnie, jakby podkradała mi z talerza, żeby się przekonać, co też mi tak smakuje:
     – Pobiec. Przez miasto.
     – No. To by było świetne.

*

No więc jednego dnia, jak siedzimy u mnie, to przysuwam się do biurka i włą­czam komputer, i zaczynam dżojstikiem pisać na ekranie, tak żeby widziała: „Mam do pani prośbę”.
     Zajmuje mi to jakieś siedem minut. […]  staje za mną, i czyta.
     – Jaką prośbę, młoda?
     […]  czeka, aż jej odpowiem, no więc piszę dalej:
     „Bym chciała, żeby pani…”
     Dokładam kolejne słowa i nie jest to za bardzo łatwe, bo z takimi sło­wa­mi to trzeba naprawdę uważać, a ona patrzy mi przez ramię i już się nie ru­sza, a kiedy wreszcie, chyba po dziesięciu minutach, docieram do końca zda­nia, zmęczona i ze spoconymi pachami, to ona się trochę prostuje.
     – Kochanie, jesteś pewna? No wiesz, oczywiście, że mogę, ale czy to… Jesteś pewna?

*

Nic się właściwie nie zmieniło, ale na takie rzeczy trzeba uważać najbardziej.

*

Wierciłem się między słowami, mówiłem o wielu światach, coś o pamięci, o życiu człowieka w innym człowieku, same potworne banały, ale może potworne banały były tym, czego właśnie wtedy oboje potrzebowaliśmy.

*

Patrzyłem na widniejące na kartce słowa, które były tam, ile razy na nie spoglądałem. W końcu zacząłem zapychać ciszę miękkimi, łagodnymi za­pew­nie­nia­mi: damy radę, to jeszcze nic takiego, są sposoby, mój znajomy kiedyś, w ogóle się nie martw, wszystko będzie…
     […] 
     – Milordzie, nie musisz.
     […]  w końcu spytałem szeptem:
     – To co możemy zrobić?

*

[…]  oddycham głęboko i chce mi się płakać.
     […]  Kiedyś można było mnie opisać wieloma słowami: byłem wesoły, ambitny, wstydliwy i wysportowany, trochę nieprzewidywalny, raczej niski, zwykle ogolony, często zadowolony i raczej niezbyt bogaty, a teraz jestem po prostu bardziej albo mniej zmęczony.
     […]  Kiedy jestem tutaj, bardzo chcę być z powrotem, czujny i blisko, a kiedy już jestem tam, myślę tylko o tym, by choć na chwilę znaleźć się znowu tutaj.

*

Wiele wysiłku wkładam w to, żeby jej odruchowo nie pocieszać, żeby nie mówić, że ją rozumiem, bo jej nie rozumiem, i być może po raz pierwszy od dawna naprawdę tylko jej słucham.

*

[…]  wsuwa ręce w kieszenie i cały zdyszany idzie powoli w stronę tego, co w jego życiu ma się dopiero stać.

*

[…]  i tylko tak słucha:
     stukanie obcasów
     szum na ulicy
     pikający automat.
     Słucha i słucha, i wstaje powoli, tak, żeby nie przerywać tym dźwiękom, i robi jeden krok, a potem drugi, i idzie przed siebie.

*

A teraz […]  wszystko dzieje się dalej.

Jakub Małecki, Święto ognia,
Wydawnictwo SQN, Kraków 2023.
(wyróżnienie własne)


okładka z wcześniejszego wydania,
bo ta z 2023 roku zabija wyobraźnię.

Ćwiczymy intensywnie przez co najmniej półtorej go­dziny dziennie, bo jakbyśmy nie ćwiczyli albo ćwiczyli mniej, to stałoby się to, co się ogólnie przez lekarzy na­zy­wa Zdecydowanieodradzałbympaństwu.

*

[…]  kiedy jej mówił, że ją rozumie i że to bardzo trudna sytuacja, odpo­wia­da­ła, że przecież wie, że trudna, i nie trzeba jej dodatkowo dobijać. Tata nie rozumiał, że w ta­kiej chwili nie ma żadnej dobrej rady i trzeba sto­so­wać tylko dwie metody, to znaczy metodę Uhmm albo metodę Nochodźkochanie, a ona nie ro­zu­mia­ła, jak on może tego nie rozumieć.

*

[…]  na drugi dzień było największe wyzwanie, czyli ma­te­ma­tyka, bo chodzi o to, że niektórzy ludzie z po­ro­żem mają coś takiego, że sobie nie umieją wyobrazić na przy­kład, jak wygląda sześcian albo stożek. Lekarze mó­wi­li, że ja raczej umiem, bo mi się dostało tylko w ruchy, nie w myślenie, co jest dużym szczęściem, ale w sumie nikt nie wiedział na pewno, tylko tak bardziej na Raczej i na Chyba.

*

Nie chodzę, nie jestem samodzielna ani nie mówię wy­raź­nie, za to potrafię inne rzeczy, na przykład po­tra­fię świetnie patrzeć, a patrzenie nie jest takie proste, jak by się mogło wydawać, ale to wiedzą tylko ci, którzy patrzą bardzo długo i bardzo uważnie, a na to trzeba mieć czas.
     Najpierw trzeba zapomnieć o sobie, ale tak dokładnie: kim się jest i jak się ma na imię, i tak dalej, więc już to jest dosyć trudne, a potem trzeba to wytrzymać długo, to zapomnienie, i ważne też, żeby się nie rzucać na to, co się widzi. Trzeba podchodzić powoli, skradać się, czasami od­czekać długo i być ostrożnym, bo wtedy dopiero widać.

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz