Niedzielne odliczanie literek, pięć. Czynione z jednodniowym poślizgiem, ponieważ wybierane fragmenty nie chciały się ułożyć. Grymasiły, kręciły nosem i jęczały, że tak to źle, niedobrze i do bani. Musiałam poczekać, by zaakceptowały mój wybór.
Dwa tygodnie temu, usłyszawszy o filmie nakręconym na podstawie tej książki, pomyślałam, że chętnie bym go obejrzała. Ale, ale! Jeśli film jest na podstawie książki, to lubię najpierw przeczytać literki.
Przeczytałam. Zachwyciłam się sposobem malowania postaci i… Podobnie jak w przypadku filmu i książki Johnny nie mam już potrzeby oglądania filmu. Tego, co dla mnie najważniejsze w tej książce, nie da się sfilmować, bo to jest między słowami i wierszami.
Każdy z poniższych fragmentów może zupełnie spokojnie stanowić osobną historię. Żaden nie jest spoilerem opowieści, więc wciąż można mieć radość z pójścia do kina lub przeczytania książki osobiście. Mnie już ani jedno ani drugie nie dotyczy. Szkoda, ale, ale! Jest za to wciąż przede mną sporo powieści Autora.
Chlap-chlap-chlap, skaczę po kałużach, a ludzie mijają mnie, panie i panowie, i myślą sobie: o proszę, co to za miła dziewczyna skacze po kałużach, a ja uśmiecham się do nich, i oni do mnie też, mimo że przecież tak w ogóle to mam dwadzieścia lat i siedzę w domu, na wózku, a ich widzę przez szybę, ale to nie szkodzi, bo skakać po kałużach można wszędzie, nawet w domu, na wózku, i jak się ma dwadzieścia lat, to przecież każdy wie.
*
[…] urodziłam się z porożem mózgowym. Specjalnie mówię źle, tata to wymyślił – „porażenie” to jest bardzo brzydkie słowo, okropne, takie słowo na zawsze, a poroże to przecież coś pięknego.
*
Obie się siłujemy ze swoim ciałem i próbujemy je zmusić do czegoś, czego ono wcale nie chce, ale nie wiem, może to po prostu o to chodzi w życiu.
*
Zamykałem oczy albo patrzyłem w okno, za którym widać tylko kolejne okna. Od dziecka lubiłem się zastanawiać, co dzieje się po drugiej stronie, w mieszkaniach, które mijałem, chodząc ulicami.
*
[…] jest pan Spodszóstki i jego pies, który próbuje bawić się z kałużą w ten sposób, że się w niej położył i leży.
*
Iść z panią Józefiną to jest zupełnie coś innego niż z tatą albo Łucją, bo pani Józefina idzie tak, jakby wszystko, co mija po drodze, należało do niej. Nigdy nie widziałam nikogo, kto byłby tak zadowolony, że jest sobą i że w ogóle jest.
*
Szykowałam się parę tygodni, żeby jej to powiedzieć, i zastanawiałam się, jak bardzo się ucieszy i mnie pochwali, i jak będzie zachwycona, ale ona nagle się przestała ruszać i przełknęła ślinę, a jak się człowiek przestaje ruszać i przełyka ślinę, to wiadomo, co jest.
Źle.
*
[…] chciałam coś zniszczyć, zbić, rzucić jakimś kubkiem albo talerzem, albo cukierniczką, ale nawet tego nie mogłam i to było najgorsze. […] mówi w sumie samymi wydmuszkami: jak to po co, Królewno… jak to po co… przecież ty… przecież ja… ja tobie wszystko… gwiazdkę z nieba… i tak dalej, bez niczego w środku.
*
Tuż za krawędzią łóżka rozpościerała się przestrzeń nie do wypełnienia. Zsunęłam w nią nogi i próbowałam przetrwać, ale czas opierał mi się, szarżując w kierunku przeciwnym niż zwykle. Między siódmą a siódmą dziesięć minęło kilka lat.
*
To musi być dopiero coś. Myślisz sobie: pójdę w lewo i idziesz w lewo, albo myślisz: pójdę tam i idziesz tam, albo myślisz: pobiegnę trochę i biegniesz.
*
No, takie wyjście do sklepu to musi być coś – idziesz sobie dokładnie tam, gdzie chcesz, możesz nawet w ostatniej chwili zmienić zdanie i wejść do jakiegoś innego sklepu, niż chciałaś na początku, i możesz być w tym sklepie tak długo, jak ci się podoba, i ani razu nie uderzasz wnic głową ani łokciem, a potem możesz usiąść sobie na przykład w parku na ławce i odwrócić twarz do słońca, i sobie być.
*
[…] mniej ma dla mnie słów, kończą mu się szybko i nie stara się znaleźć nowych, a zamiast nich znajduje wzdychanie.
*
Nastka lubiła siebie i lubiła innych, a każda nowość i zmiana budziły w niej entuzjazm, za co wszyscy gremialnie ją podziwiali, ja też, ale po jakimś czasie się zorientowałam, że podziw wcale nie wyklucza złości. Byłam zła, że przez tyle lat można udawać, że się nie widzi świata takim, jaki jest.
*
[…] widoki na to były nieszczególne. Kiedy ktoś zakochiwał się we mnie, ja z reguły miałam go gdzieś, bo zakochana byłam akurat w kimś innym, kto niestety miał mnie gdzieś, bo kochał inną, która… i tak dalej. Wystarczyłoby te uczucia zmienić o jedno w lewo albo w prawo i nagle wszyscy byliby zakochani we właściwych osobach, z wzajemnością, ale najwyraźniej komuś, kto to wszystko wymyślał, wcale na tym nie zależało. Nie rozumiałam, jak można być takim idiotą, żeby zrobić świat, w którym E=mc2 działa zawsze i bez zarzutu, ale w czymś tak prostym i oczywistym jak miłość połowa rzeczy musi się wiecznie nie zgadzać.
*
Powiedziałam mu, że różnica pomiędzy tancerką bardzo dobrą a wybitną ma grubość kartki papieru. Że w tej wąskiej przestrzeni mieszczą się tysiące godzin, wolne wieczory, weekendy, wszystkie pasje, wszyscy znajomi i cała reszta życia, którego nie wolno ci mieć. Że z zewnątrz tego nie widać – dla człowieka siedzącego na widowni tancerka bardzo dobra i wybitna wyglądają tak samo.
*
Za każdym razem, kiedy wspólnie zdmuchujemy świeczki, mówię jej, by pomyślała życzenie, i za każdym razem zastanawiam się później, co to było.
*
– Powiesz mi?
– Ale co takiego?
– Jakie wymyśliłaś życzenie.
[…]
– Zażyczyłam sobie, żeby kiedyś pobiec przez miasto.
Powtarza po mnie, jakby podkradała mi z talerza, żeby się przekonać, co też mi tak smakuje:
– Pobiec. Przez miasto.
– No. To by było świetne.
*
No więc jednego dnia, jak siedzimy u mnie, to przysuwam się do biurka i włączam komputer, i zaczynam dżojstikiem pisać na ekranie, tak żeby widziała: „Mam do pani prośbę”.
Zajmuje mi to jakieś siedem minut. […] staje za mną, i czyta.
– Jaką prośbę, młoda?
[…] czeka, aż jej odpowiem, no więc piszę dalej:
„Bym chciała, żeby pani…”
Dokładam kolejne słowa i nie jest to za bardzo łatwe, bo z takimi słowami to trzeba naprawdę uważać, a ona patrzy mi przez ramię i już się nie rusza, a kiedy wreszcie, chyba po dziesięciu minutach, docieram do końca zdania, zmęczona i ze spoconymi pachami, to ona się trochę prostuje.
– Kochanie, jesteś pewna? No wiesz, oczywiście, że mogę, ale czy to… Jesteś pewna?
*
Nic się właściwie nie zmieniło, ale na takie rzeczy trzeba uważać najbardziej.
*
Wierciłem się między słowami, mówiłem o wielu światach, coś o pamięci, o życiu człowieka w innym człowieku, same potworne banały, ale może potworne banały były tym, czego właśnie wtedy oboje potrzebowaliśmy.
*
Patrzyłem na widniejące na kartce słowa, które były tam, ile razy na nie spoglądałem. W końcu zacząłem zapychać ciszę miękkimi, łagodnymi zapewnieniami: damy radę, to jeszcze nic takiego, są sposoby, mój znajomy kiedyś, w ogóle się nie martw, wszystko będzie…
[…]
– Milordzie, nie musisz.
[…] w końcu spytałem szeptem:
– To co możemy zrobić?
*
[…] oddycham głęboko i chce mi się płakać.
[…] Kiedyś można było mnie opisać wieloma słowami: byłem wesoły, ambitny, wstydliwy i wysportowany, trochę nieprzewidywalny, raczej niski, zwykle ogolony, często zadowolony i raczej niezbyt bogaty, a teraz jestem po prostu bardziej albo mniej zmęczony.
[…] Kiedy jestem tutaj, bardzo chcę być z powrotem, czujny i blisko, a kiedy już jestem tam, myślę tylko o tym, by choć na chwilę znaleźć się znowu tutaj.
*
Wiele wysiłku wkładam w to, żeby jej odruchowo nie pocieszać, żeby nie mówić, że ją rozumiem, bo jej nie rozumiem, i być może po raz pierwszy od dawna naprawdę tylko jej słucham.
*
[…] wsuwa ręce w kieszenie i cały zdyszany idzie powoli w stronę tego, co w jego życiu ma się dopiero stać.
*
[…] i tylko tak słucha:
stukanie obcasów
szum na ulicy
pikający automat.
Słucha i słucha, i wstaje powoli, tak, żeby nie przerywać tym dźwiękom, i robi jeden krok, a potem drugi, i idzie przed siebie.
*
A teraz […] wszystko dzieje się dalej.
Jakub Małecki, Święto ognia,
Wydawnictwo SQN, Kraków 2023.
(wyróżnienie własne)
okładka z wcześniejszego wydania,
bo ta z 2023 roku zabija wyobraźnię.
Ćwiczymy intensywnie przez co najmniej półtorej godziny dziennie, bo jakbyśmy nie ćwiczyli albo ćwiczyli mniej, to stałoby się to, co się ogólnie przez lekarzy nazywa Zdecydowanieodradzałbympaństwu.
*
[…] kiedy jej mówił, że ją rozumie i że to bardzo trudna sytuacja, odpowiadała, że przecież wie, że trudna, i nie trzeba jej dodatkowo dobijać. Tata nie rozumiał, że w takiej chwili nie ma żadnej dobrej rady i trzeba stosować tylko dwie metody, to znaczy metodę Uhmm albo metodę Nochodźkochanie, a ona nie rozumiała, jak on może tego nie rozumieć.
*
[…] na drugi dzień było największe wyzwanie, czyli matematyka, bo chodzi o to, że niektórzy ludzie z porożem mają coś takiego, że sobie nie umieją wyobrazić na przykład, jak wygląda sześcian albo stożek. Lekarze mówili, że ja raczej umiem, bo mi się dostało tylko w ruchy, nie w myślenie, co jest dużym szczęściem, ale w sumie nikt nie wiedział na pewno, tylko tak bardziej na Raczej i na Chyba.
*
Nie chodzę, nie jestem samodzielna ani nie mówię wyraźnie, za to potrafię inne rzeczy, na przykład potrafię świetnie patrzeć, a patrzenie nie jest takie proste, jak by się mogło wydawać, ale to wiedzą tylko ci, którzy patrzą bardzo długo i bardzo uważnie, a na to trzeba mieć czas.
Najpierw trzeba zapomnieć o sobie, ale tak dokładnie: kim się jest i jak się ma na imię, i tak dalej, więc już to jest dosyć trudne, a potem trzeba to wytrzymać długo, to zapomnienie, i ważne też, żeby się nie rzucać na to, co się widzi. Trzeba podchodzić powoli, skradać się, czasami odczekać długo i być ostrożnym, bo wtedy dopiero widać.
(tamże)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz