sobota, października 21, 2017

2613. Raz, dwa, trzy z dziewięciu

 wpis przeniesiony 3.04.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Bo… zapowiedź w podczytniku, że to opowiadania o relacji ojciec­–syn.
Będzie grubo! — pomyślałam.

Bo… wśród autorów Michał Cichy.
Wystarczająca rekomendacja, by nie oglądać się na nic.

Ta książka chwyta za jaja od pierwszego zdania. Chwyta i nie puszcza. Męska do bólu. Czytam powoli. Podzieliłam ją sobie na trzy części. Pierwsza, trzy opowiadania, za mną.

Ja znałem go już tylko takiego: Felicjana Taranowicza rozciągniętego pomiędzy lotniskami, kawiarniami i fleszami aparatów, wywleczonego z domu na łamy gazet i telewizyjne ekrany. Obcy wiedzieli o nim często więcej niż ja. […]
     — Tylko nie mów mamie — prosił mnie później, paląc papierosa. — Ja się jej strasznie boję.

*

Oprócz zajmowania się domem mama wychowywała dwóch synów: tatę i mnie.
     Tata był z nas dwóch tym młodszym. To jemu trzeba było zwykle ustępować, inaczej złościł się, zamykał w gabinecie i przywierał do swojego remingtona na kilkanaście godzin
.

*

Kiedy docierali na miejsce, tata wypuszczał go do środka jak z procy i tubalnym głosem oświadczał:
     — Dziś żadnych żaglowców dla geriatrii, panie Romku. Dziś wyłącznie samoloty dla Króla
!

*

W dłoni dzierżę niebezpieczny oręż: lśniące udko kurczaka. Wypoczywająca wśród nóg Alexis unosi łeb i przez ułamek sekundy nie wierzy, że ją to spotyka. Przysuwa się do mnie, świadoma, że jeden nieostrożny ruch może ją kosztować ją utratę tej wspaniałej nagrody nie-wiadomo-za-co. Puszysty ogon powoli zamiata podłogę z prawa na lewo i z powrotem.

*

[…] gdyby ludzie nie próbowali robić tego, na co nie ma zbyt dużych nadziei, to cały ten szpital byłby pusty. A próbują: tam w dole, na korytarzach z zieloną lamperią, życie, nawet jeśli już prawie dokonane, aż huczy spod wszystkich tych płaszczy, beretów, bandaży.

*

Nie mieć siły pytać to jest coś, czego sobie człowiek chyba nie potrafi wyobrazić, dopóki nie dociera do tego zamglonego, wyludnionego miejsca, gdzie już po prostu nie może.

Jakub Małecki, Żaglowce i samoloty.

*

Myślałem, co by Cię ucieszyło, i zrozumiałem, że Cię nie znam.

*

[…] nigdy nie chciałem, żebyś zobaczył mnie bezsilnego. Najgorsze, myślałem, żebyś zobaczył moją bezradność i mnie znienawidził. Tak ja odwróciłem się od własnego ojca. Bałem się go, a potem on zaczął się bać mnie.

*

Pamiętam dzień, w którym się urodziłeś, i jaka była pogoda, pamiętam swoją radość i nigdy nie zapomnę.

*

I odtąd szliśmy razem, ja i moja nadzieja. Ona dodawała mi otuchy, podpowiadała kolejne rozwiązania, pocieszała, kiedy ponosiłem kolejną porażkę.

Wit Szostak, List.

*

Raz zapytałem go, co mam zrobić, gdy koniec naszego świata zaskoczy mnie bez kurtki w plecaku. Ojciec pomyślał chwilę i odparł, że mądre dziecko nosi takie rzeczy zawsze przy sobie.

*

[…] mówił, że nikt, kto nie stanął na szczycie po dwóch miesiącach morderczej wędrówki, nigdy nie pojmie, o co w tym wszystkim chodzi. On sam nie potrafi tego wyjaśnić i nikt chyba nie umie. Opowiadał o czystym szczęściu i poczuciu wielkiej mocy, jakie ogarniało go po zdobyciu góry. Cóż piękniejszego nad dosiadanie olbrzymów? Zrozumiałem wtedy, że rzeczy w życiu najważniejsze przeżywamy w samotności. Nie sposób się nimi podzielić.

*

Kłóciłem się z nim trochę, szukając bliskości poprzez spór.

Łukasz Orbitowski, Tygrys.

(red.) Joanna Stryjczyk, Waldemar Kumór, Ojciec. Opowiadania,
Ringier Axel Springer Polska, Warszawa 2017.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz