wpis przeniesiony 3.04.2019.
(oryginał z zawieszkami)
I oto 1 października 2006 roku […] — pisał Autor. I oto 1 października jedenaście lat później czytam te słowa ja. Wtedy i dziś niedziela. Czytam tę książkę już rok z hakiem, z rozmysłem, delektując się każdym zdaniem i akapitem.
Wczoraj, w ramach przygotowań, poszukiwałam tej książki. Tam, gdzie od roku leżała, nie ma. Tam, gdzie podejrzewałam, że może być, nie ma. Pod ziemię się zapadła, teleportowała do lepszych ludzi, po prostu jej nie ma. Włosów z głowy rwać nie miałam zamiaru. Ibuk jest? Jest. To nie ma problemu. Klik, klik, zmieniłam medium. Przeczytałam. Zamyśliłam się nad przewrotnością losu. Przepuściłam przez siebie.
A teraz czas, byśmy całym Stadem polecieli na spacer w pięknym jesiennym słońcu. Nim jutro ruszymy w rok akademicki, który przykręcił nam śrubkę i poprzeczkę znacząco podwyższył — kroi się wielka roczna przygoda.
Gdy, o ile dobrze pamiętam, doszedłem do dwudziestej siódmej niedoskonałości, zrobiło mi się niedobrze i zrezygnowałem. Oto, co wówczas pomyślałem: Jeśli tyle widocznych części mojego ciała odbiega od tego, co jest normą, kiedy zacznę roztrząsać inne swoje atrybuty – charakter, inteligencję, wytrzymałość i tym podobne – lista będzie nieskończenie długa.
Bycie szesnastolatkiem to bardzo kłopotliwy stan. Człowiek zamartwia się drobiazgami i nie potrafi określić obiektywnie, gdzie się akurat znajduje; staje się biegły w dziwnych, bezsensownych rzemiosłach i popada w niewolę niewytłumaczalnych kompleksów. Dorastając, uczy się metodą prób i błędów dostać to, czego chce, i odrzucać to, co niepotrzebne. Gdy zaczyna się rozpoznawać własne wady i godzić z faktem niemal nieskończonej liczby niedoskonałości, najlepiej zająć się swoimi mocnymi stronami i nauczyć żyć z tym, co się ma.
*
[…] niekiedy strata czasu jest jedynym dostępnym skrótem.
*
Nieważne, ile mam lat, póki żyję, zawsze będę odkrywał w sobie coś nowego.
*
[…] po drodze popełniłem wiele drobnych błędów. Ale robiłem, co mogłem, i czułem się z tym dobrze i przyjemnie.
*
[…] jakość tego, jak żyjemy, zależy nie od rzeczy stałych – jak wyniki, liczby czy rankingi – a kryje się i zawiera płynnie w samej czynności biegania.
Nieważne, czy się do czegoś przyczynia, czy nie; nieważne, czy to jest cool, czy totalnie nie – w ostatecznym rozrachunku naprawdę liczy się to, co czuje się w sercu, a nie to, co widać. Chcąc doświadczyć czegoś wartościowego, trzeba czasem zrobić coś bardzo nieudolnie. Rzeczy z pozoru bezowocne mogą przynosić owoce. Tak mi się wydaje – tak się wydaje komuś, kto tego doświadczył i to poczuł.
*
Nauka musi być konkretna, nawet jeśli jest mikroskopijna.
Haruki Murakami, O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu,
przeł. Jędrzej Polak, Muza, Warszawa 2010.
(wyróżnienie własne)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz