piątek, października 20, 2017

2612. Jak serce rano rosło

 wpis przeniesiony 3.04.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Mój mózg w ułamku sekundy wyrzucił hasztag #error, gdy mijała mnie osoba z wózkiem. Błąd poznawczy pojawił się wskutek „dziwnych” wymiarów wózka — był zwyczajnie za wąski, by zmieściło się w nim ludzkie dziecko. Osoba ta szła szybciej niż ja, więc tylko kątem oka, gdy mnie mijała, dostrzegłam, że z eleganckiego wózka patrzą na mnie dwie pary oczu. Nie mogłam przestać gapić się na „spacerówkę”, pchaną sprawnie przez człowieka. Gdy omijał nierówność w chodniku, zobaczyłam dwie istoty, które spokojnie siedziały w wózku, patrząc przed siebie — głowa większej kołysała się nad mniejszą, która siedziała jako pierwsza. W życiu czegoś tak pięknego nie widziałam.

Osoba przeszła na drugą stronę ulicy, skręciła w lewo, przeszła po kolejnych pasach. Żałowałam, że nie zdążyłam jej zaczepić, porozmawiać. Przeczuwałam, gdzie idzie. Zatrzymałam się przed skrzyżowaniem, by sprawdzić swoją hipotezę. Po kolejnych kilkunastu metrach Zespół Trzech Dusz skręcił w prawo do parku. Hipoteza trafiona. Gdybym nie szła do pracy albo miała kwadrans zapasu, poszłabym za śladem wózka i ludzkiego człowieka, by spotkać Ich jeszcze raz. Zostałam z zachwytem i niezrobionym zdjęciem, które mnie wciąż porusza, rezonuje z czymś delikatnym.

Pani z wózkiem, w którym znajdowały się dwa niemłode psy — całym stadem poszli na spacer, powęszyć życie, nacieszyć się chwilą, słońcem i liśćmi.

Zostały we mnie oczy tych istot, które przewrotnie mówiły: spójrz psu prosto w oczy i powiedz, że jest tylko psem. Jeśli ci się to uda, jesteś gówno, nie człowiek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz