sobota, sierpnia 12, 2023

5144. Dwa dobre pomysły

Na ten pomysł nie wpadłam! — pomyślałam po przeczytaniu przytoczonego poniżej fragmentu z trylogii, która już za mną, o której jutro z kronikarskiej potrzeby.

Miałam zupełnie inny pomysł, w moim przypadku na liceum. Wprawił on Białego Kruka w osłu­pienie wyłącznie na jeden wieczór. Jaka ja byłam dumna, że Go za­gię­łam! Byłam? Wciąż jestem! Do dzisiaj umiem sobie przypomnieć smak tego rzad­kie­go uczu­cia. Skosz­to­wałam je drugi i ostatni raz w życiu dopiero na obronie dok­to­ra­tu (tu już tylko w śla­do­wej ilości, ale kolor miało ten sam!). Wracając do edukacyj­nej pre­hi­sto­rii, nie­zbyt długo cieszyłam się zwycięstwem. Następnego ranka otrzy­ma­łam pro­po­zy­cję nie do odrzucenia. Ale od początku…

Druga córka Orzeszka i Białego Kruka rok w rok w czerwcu przynosiła świadectwo z czerwonym paskiem. Rok w rok we wrześniu postanawiałam, że i ja na za­koń­cze­nie rozpoczynającego się roku szkolnego położę na stole czerwony pasek. Rok w rok starczało mi silnej woli do końca września lub w najlepszym razie do połowy paź­dzier­ni­ka. Nie byłam w stanie ani jednego dnia dłużej być uczennicą rokującą na czerwony pasek.

Na początku drugiej klasy liceum, godząc się ze swoją antysystemową naturą, uzna­łam, i nie musiałam wcale siebie specjalnie przekonywać, że optymalizacja jest mą­drzej­szym sposobem radzenia sobie z opresyjnym systemem przymusowej edukacji niż nieudane próby opaskowania na czerwono swoich na tej drodze postępów. Miałam plan!

Pod koniec października, a może w połowie listopada, Biały Kruk — byłam po­wo­dem Jego zobowiązań wobec systemu edukacji — poszedł na wywiadówkę i przy­niósł karteczkę z treścią, jakiej się nie spo­dzie­wał, która nijak nie mieściła mu się w głowie. Od góry do dołu same dwó­je, wy­łą­czając matematykę, z której same piątki, co świadczyło w tamtych czasach o tym, że adept, tu adeptka, sztuk mało magicznych potencjał do przyzwoitych ocen — z wszystkich przedmiotów! — posiada.

Biały Kruk dał radę i utrzymał się w naj­lep­szej wersji rodzica nastolatka i zapytał u źródła, co się dzieje, że karteczka z ocenami daje bardzo skromne powody do ro­dzi­cielskiej dumy.

Pierworodne dziecię w swej nastoletniej powłoce, czyli ówczesne moje ja, pękało z do­ro­słej dumy, że znalazło sposób na system, i ochoczo wytłumaczyło, co, z czym i dla­czego, bo do zastosowanej konstrukcji nie dało się mieć zastrzeżeń.

Po co uczyć się dwa razy? — zapytałam Białego Kruka, a ten zbaraniał. Gdy goniłam za czerwonopaskowym marzeniem, ze zbyt wielu przedmiotów uczyłam się dwa ra­zy: we wrześniu na fali nadziei i w styczniu, by wyciągnąć się na tróję. No i po co? Subiektywnie, na wyczucie, biorąc pod uwagę skłonności i ciągoty do nie­kon­sek­wen­cji, oceniłam dobroć serca każdego z uczących mnie nauczycieli, pomijając matematyka, bo ten zdążył rok wcześniej znaleźć na mnie sposób. I to jest bardzo proste, Tato — oświadczyłam — nie uczę się w ogóle, dopóki nie dostanę… z biologii pięciu pałek, z geografii sześciu, z fizyki trzech, itd. Tą metodą uczę się tylko raz, by wyciągnąć się na semestralną tróję. Zapadła cisza, bo logikę trudno zastraszyć czy spacyfikować rodzicielską tyradą. Byłam w swej genialności całkowicie nie­po­ko­nana! Ale! Tylko do rana…

Następnego dnia przy śniadaniu to Biały Kruk miał minę zwycięzcy! Oświadczył, że jeśli przez miesiąc nie dostanę żadnej pały, otrzymam domowe stypendium nau­ko­we w wy­so­kości mojego comiesięcznego kieszonkowego. Nie dało się nie przyjąć tej propozycji. Jak sobie radziłam z tym ograniczeniem? Świetnie! Czasem z niektórych lekcji zni­ka­łam. Nieobecni nie dostawali ocen.

Biały Kruku, pomyślałam dziś, jak Ty przetrwałeś wszystkie moje pomysły? Mendelssohn, Biały Kruku? Mendelssohn!

Felix Mendelssohn-Bartholdy, Capriccio brillant op. 22, Andante,
Matthias Kirschnereit (fortepian),
White Raven’s Favorites Playlist 2022, #48.

*

[…]  czasami ma też całkiem dobre pomysły. W gimnazjum na przykład po­wiedziała:
     – Będziemy się dobrze uczyć.
     Najpierw myślałem, że zwariowała, bo my nigdy nie uczyliśmy się zbyt dobrze. Właściwie to wcale się nie uczyliśmy, a większość czasu w szkole spę­dzaliśmy na kombinowaniu, jak się wykręcić od lekcji i jak wymyślić do­bry system podpowiadania i ściągania.
     – Oszalałaś? — zapytałem wtedy.
     Wytłumaczyła mi, że nie i że wcale nie chce, żebyśmy byli kujonami. Wy­my­śli­ła system. Na początku każdego semestru rzeczywiście musieliśmy tro­chę pozasuwać — Aśka rozpracowywała program zajęć i uczyliśmy się do przodu. Trwało to tak z miesiąc, czasem dwa, w zależności od nau­czy­cie­la. Zgłaszaliśmy się do odpowiedzi jak wściekli i wyprzedzaliśmy resztę kla­sy przynajmniej o jedne zajęcia. Po kilku tygodniach Aśka uznawała, że już wystarczy. I mieliśmy spokój. W naszej klasie jest ponad dwadzieścia osób. Wiadomo było, że jeśli mamy już po kilka dobrych ocen, nauczyciele prze­sta­ną się nami zajmować i skupią na innych. To naprawdę dobrze działało.

*

[…]  nie ma sytuacji bez wyjścia, trzeba tylko umieć je znaleźć, a potem zaplanować możliwy rozwój wydarzeń.

Marcin Szczygielski, Bierki,
Instytut Wydawniczy Latarnik
im. Zygmunta Kałużyńskiego,
Warszawa 2011.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz