piątek, sierpnia 04, 2023

5132. Z oazy (CLXVI)

Odliczanie literek napoczętych przed mrokiem, trzy. Z kronikarskiego we­wnętrz­ne­go musu…

Wszystko na temat Polski staje się jasne, gdy sparafrazujemy słowa byłego bur­mi­strza Bogoty, Enrique’a Penalosy w następujący sposób: bogate kraje to nie te, w któ­rych nawet najbiedniejsi jeżdżą samochodami, lecz te, w których bogaci ko­rzy­sta­ją z publicznego transportu. Nie trzeba wracać do tamtej książki. Nie trzeba się­gać po kilka innych, świeższych pozycji książkowych. Jesteśmy mentalną i ko­mu­ni­ka­cyjną biedotą.

W ulu do dziś od lat nie doszliśmy do porozumienia, bo ja z uporem maniaka twier­dzę, że miasta są dla ludzi, nie dla samochodów, ale udało mi się zaszczepić na pod­kła­dzie niezwykle du­żej męskiej empatii przepuszczanie pieszych na pasach, nim sta­ło się to obo­wią­zu­ją­cym prawem. Pomyśl, trułam, dla ciebie to tylko kilkanaście sekund, siedzisz w cie­ple, deszcz nie pada ci na głowę, nie jest ci zimno, dobrej mu­zy­ki słu­chasz, żar z nie­ba się na ciebie nie leje, klima daje wytchnienie, a tej pani, temu dziec­ku może dzię­ki twojej życzliwości nie ucieknie autobus czy tramwaj i bę­dą szyb­ciej w domu; nie zmokną, nie pochorują się, co ci szkodzi?

W tej książce jest wiele niepotrzebnych śmierci, całe pokłady głupoty i braku wy­obra­źni i pewność, że ci, którzy powinni tę książkę przeczytać ze zrozumieniem i prze­my­śleć to i owo, nigdy do niej nie zajrzą.

[…]  kraksy przytrafiają się innym. W świecie wy­ści­gów jest porzekadło, które mówi, że ginie się nie od szybkiej jazdy, ale od szybkiego hamowania.

Cormac McCarthy, Stella Maris, przeł. Robert Sudół,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2023.

*  *  *

Szorujemy po europejskim dnie zaufania społecznego, nad czym socjo­lo­go­wie od lat załamują ręce. Bo nieufność utrudnia wszystko: politykę, dzia­łal­ność społeczną, biznes. W sumie: dlaczego nie miałaby utrudniać jazdy na drogach?

*

Gdy w sobotę 19 listopada 2021 roku obchodziliśmy Światowy Dzień Pa­mię­ci Ofiar Wypadków Drogowych, pewien polityk pędził skodą przez wieś Wiśniewo koło Mławy. Na liczniku miał sto siedem kilometrów na godzinę, choć środek wsi to teren zabudowany, ograniczenie do pięć­dzie­siąt­ki. Spie­szył się z pracy w Warszawie do domu w Sopocie. Zatrzymał go patrol po­li­cji. Tym kierowcą był Donald Tusk. Po zdarzeniu były premier napisał na Twitterze: „Jest przekroczenie przepisu drogowego, jest ka­ra za­trzy­ma­nia pra­wa jazdy na 3 miesiące plus 10 punktów karnych i mandat. Adekwatna. Przyjąłem ją bez dyskusji”. Słowa: „Przepraszam, mogłem kogoś za­bićnajwyraźniej nie zmieściły się w tłicie.

*

Jest jeszcze jeden powód, dla którego miliony Polaków wciąż jeżdżą „szyb­ko, ale bezpiecznie”.
     Informacje o kolejnych wypadkach nie robią już na nas wrażenia, tak jak i przydrożne krzyże – stały się częścią krajobrazu.
     […]  Tak działa ludzki umysł.
     – Gdyby człowiek zakładał, że za każdym razem, jak wsiada do sa­mo­cho­du, naraża się na śmierć, to nikt by nie wsiadał. U osób, które jeżdżą brawurowo, wyłącza się ta część poznawcza mózgu, która odpowiada za strach. Przestajemy myśleć o tym, że dziś na drogach zginie dziesięć osób.
     Jak ktoś jedzie sto dwadzieścia kilometrów w zabudowanym, to wyłącza się u niego myślenie abstrakcyjne, antycypowanie. Wyłącza się między in­ny­mi dlatego, że te osoby nie robią tego pierwszy raz. Robią to po raz set­ny. I setne doświadczenie, po którym nic złego się nie stało, sprawia, że na­bie­ra­ją pewności.

*

Pytanie: w ilu miastach na świecie budowa nowych dróg, nowych pasów ruchu rozwiązała problem korków?
     Odpowiedź: w żadnym. Takie miasto nie istnieje.

*

Zwróćmy przy okazji uwagę na język: buspasy, drogi rowerowe, chodniki to dla kierowców zawsze „zwężanie” ulic. A przecież to nie jest tak, że za­bra­na szoferom jezdnia leży odłogiem. Ta przestrzeń służy dalej, tylko innym użytkownikom. Z perspektywy kierowcy to tylko zwężanie, no bo sa­mo­cho­dy mają węziej – a że ktoś inny ma tym samym szerzej, nie ma znaczenia.

*

To zrównanie samochodu z wolnością zaimportowaliśmy, tak jak cały świat, z USA. […]  slogany reklamowe, które przemysł motoryzacyjny wkła­da nam do głów od lat czterdziestych zeszłego wieku. W reklamach sa­mo­chód nigdy nie stoi w korkach – zawsze sunie piękną, pustą drogą. „Chodzi o wolność na amerykańskiej drodze” – głosił slogan reklamowy Ford Motors Company.

*

W ostatnich dekadach eksperci opublikowali dziesiątki badań po­ka­zu­ją­cych, skąd bierze się to ograniczenie prędkości w miastach. Pieszy ma około czterdziestu–pięćdziesięciu procent szans na przeżycie, jeśli zderzy się z sa­mo­chodem jadącym pięćdziesiąt na godzinę. Dalej ta zależność gwałtownie rośnie, i to nieliniowo. Przy sześćdziesiątce pieszy ma już tylko około pięt­na­stu procent szans na przeżycie. Przy zderzeniu z autem jadącym powyżej setki pieszy szans nie ma żadnych.
     […] 
     Krajowe i światowe badania nie pozostawiają złudzeń. Zmniejszenie śred­niej prędkości na drogach tylko o dziesięć procent zmniejsza liczbę cięż­kich wypadków prawie o jedną trzecią. Znów kłania się fizyka i bio­lo­gia: przy szybszej jeździe skraca się czas na reakcję kierowcy, zwiększa się za to energia kinetyczna zderzenia. Rośnie prawdopodobieństwo wypadku, gor­sze są jego skutki.
     Wystarczy, że wszyscy dojedziemy do celu parę minut później, a ocalimy setki osób rocznie. Odrzucanie ograniczenia do pięć­dzie­się­ciu kilometrów na godzinę w miastach albo mówienie, że „pręd­kość nie jest najważniejsza”, to jak głoszenie haseł: „szczepienia nie działają na pan­de­mię” albo „nie ma ocieplenia klimatu, bo przecież śnieg pada”.

*

Ktoś złośliwy mógłby zauważyć, że jest bardzo prosty spo­sób, żeby ominąć bzdurne mandaty – wystarczy nie ła­mać przepisów.

*

W tych tyradach o pieszych świętych krowach przebija poczucie wyższości, siły, władzy. To opowieść o tym, do kogo należy jezdnia, kto na kogo musi poczekać, kto jest w tym układzie ważniejszy, silniejszy. Mamy tu figurę polskiego kierowcy – egoisty i egocentryka, którego potrzeby są ważniejsze od potrzeb innych. Teraz ja jadę, ja się spieszę, najważniejsze jest, żebym to ja dojechał na czas, pierwszy. Potrzeby innych mogą poczekać, bo przecież ten inny – pieszy – jest słabszy, w podtekście: biedniejszy, gorszy jakiś.
     Kolejny raz społeczeństwo zza samochodowej szyby nie istnieje. Istnieję ja, a ja się nie mogę zatrzymywać. Pieszy najwyżej poczeka.
     Są w tej historii pozory logiki: faktycznie, samochód trudniej zatrzymać niż pieszego. Ale jest też odrzucenie odpowiedzialności. W innych, dalekich krajach z tego, że jadę półtonową maszyną i mogę kogoś zabić, wynikałyby dla mnie obowiązki. W Polsce tylko przywileje, wszak siła jest po mojej stro­nie. W starciu z samochodem pieszy nie ma przecież szans…
     […] 
     Jest jakieś poczucie krzywdy w tych opowieściach o gnębieniu kie­row­ców, w tych nawoływaniach do „złotego środka”, do tego, żeby broń Boże nie faworyzować pieszych. Grupa społeczna, której od trzydziestu lat pod­li­zu­ją się wszystkie kolejne rządy, która dostawała niemal wszystko, co chcia­ła: inwestycje, drogi, niskie kary – drze szaty na najmniejszą próbę normalizacji stosunków. Odbieranie przywileju traktuje jak represje.

*

[…]  wbijają nam do głów: to piesi muszą uważać. A dlaczego kierowcy nie muszą?

*

Akcje typu „Przejdź offline” to część szerszego zjawiska w Polsce, które po­le­ga na dyscyplinowaniu pieszych panoszących się po polskich drogach i prze­rzu­ca­nia na nich odpowiedzialności za wypadki. Choć mamy aż nadto dowodów, że za przytłaczającą większość wypadków odpowiadają kie­row­cy, a jednymi z najniebezpieczniejszych miejsc na polskich drogach są przej­ście dla pieszych i pobocze, zaś jedną z najczęstszych przyczyn wy­pad­ków – najechanie na pieszego.
     To znana polska tradycja. Uaktywniła się zwłaszcza przy okazji wpro­wa­dze­nia nowych, korzystniejszych dla pieszych przepisów.

*

Doświadczenie uczy, że w Polsce sławni ludzie mają nieograniczoną licencję na powodowanie wypadków.

*

     – Ale my nie jesteśmy Danią czy Holandią, a wy tu na siłę robicie Kopen­hagę.
     – To jest bzdura! Jaworzno jest dowodem, że my nie mamy jakiejś innej mentalności. Kopenhaga też kiedyś nie była tą Kopenhagą. W latach sie­dem­dzie­sią­tych to była ruina w stanie upadku, odrapane witryny i gi­gan­tycz­ne ilości samochodów. Aż pojawił się Jan Gehl i powiedział, że da się inaczej.  […]
     – Może ludzie w Polsce chcą stać w korkach.
     – Ludzie nie wiedzą tak naprawdę, czego chcą. Samochody to jest mięk­ki narkotyk. Jak już ludzie wsiądą do tego samochodu, to ciężko so­bie wy­o­bra­zić, że można w inny sposób podróżować po mieście. A my ma­my rozhulaną komunikację miejską. U nas wszyscy jeżdżą autobusami, nie tylko staruszki, żule i młodzież.
     – A jak chcę rozwieźć dzieci do przedszkola, pojechać zakupy zrobić po pracy, jak mam to wszystko zrobić bez samochodu?
     – To proste: trzeba pilnować suburbanizacji, żeby ludzie nie skazywali się na takie problemy. Przedszkola, sklepy powinny być na każdym osiedlu.
     [Tomasz] Tosza przyznaje, że początkowo celem było przede wszystkim odkorkowanie miasta. Bezpieczeństwo pojawiło się przy okazji.
     – Zwęziliśmy ulice i mamy mniejsze korki. Polikwidowaliśmy parkingi i ludzie mają gdzie parkować. Paradoks, co nie? I do tego spadła śmier­tel­ność. U nas wypadki powodują ludzie spoza miasta. Bo jeżdżą jak w Polsce. A nasi mieszkańcy jeżdżą jak w Holandii.

*

     – Większa liczba pasów na całej długości drogi nie ma sensu. Tylko pro­wo­ku­je do szybkiej jazdy, ale nie poprawia szybkości przejazdu. Wręcz prze­ciwnie.
     – Słucham?
     – Ano tak. Przepustowość odcinka robi się na skrzyżowaniu, a nie na prostym odcinku. Ja wiem, że na zdrowy rozsądek wię­cej pa­sów to szybsza jazda, tyle że w przypadku ruchu drogowego zdrowy rozsądek nie działa. Z prostej przyczyny: intuicja służyła nam do tego, żebyśmy przetrwali na sawannie, a nie poruszali się samochodem po mieście.
     Ruch drogowy składa się z samych paradoksów. Największą przepustowość dróg osiągamy, jadąc czterdzieści dwa kilometry na godzinę. […]
     [Tomasz] Tosza nie głosi herezji, tylko trzyma się twardych danych, któ­re dawno temu ustalili inżynierowie ruchu. Jedna z podstawowych za­sad – kierowcy pojadą tak szybko, jak będą mogli sobie na to po­zwolić. Same znaki nic nie dają, a wręcz pogarszają sprawę. Widząc ogra­ni­cze­nie prędkości na szerokiej, prostej drodze, kie­row­ca myśli: „Co za debil ten znak ustawił, przecież tu można jechać szybciej”. W ten sposób kierowca uczy się, by znakom nie ufać. Za to odpowiednio sprofilowaną i zwężoną drogą inżynierowie są mu w stanie znacznie lepiej „zasugerować” daną prędkość.

Bartosz Józefiak, Wszyscy tak jeżdzą,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2023.
(wyróżnienie własne)

     – Przecież wszyscy się zgadzają na taką sytuację: prze­wo­źni­cy, kierowcy, firmy kurierskie – zauważam.
     – No tak, tylko równość stron jest tutaj mocno dys­ku­syj­na. Kierowca busa ma małe szanse na otrzy­ma­nie umowy o pracę w swoim fachu, zwłaszcza jeśli miesz­ka w mniejszym mieście. Jego siła prze­tar­go­wa jest bardzo mała.
     – A może firm kurierskich nie stać, by zatrudniać kie­rowców na umowy o pracę?
     – Biznes, którego nie stać na zatrudnienie pra­cow­ni­ków, nie powinien funkcjonować. Firmy powinny po­szu­kać innych źródeł dochodu niż obniżanie standardów pracy.

*

Budowana przez stulecia nieufność do władzy zao­wo­co­wa­ła najbardziej nieufnymi szoferami w Europie.
     […] 
     Polakom od stuleci budowa sprawnego państwa nie idzie. Nic więc dziwnego, że przerasta ich tak tytaniczna praca, jak wysłanie autobusu do każdej gminy.
     […] 
     Zmiana przepisów i przebudowa dróg to są sprawy dość proste. Ale czy Polacy potrafią się zmienić?

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz