Odliczanie literek napoczętych przed mrokiem, trzy. Z kronikarskiego wewnętrznego musu…
Wszystko na temat Polski staje się jasne, gdy sparafrazujemy słowa byłego burmistrza Bogoty, Enrique’a Penalosy w następujący sposób: bogate kraje to nie te, w których nawet najbiedniejsi jeżdżą samochodami, lecz te, w których bogaci korzystają z publicznego transportu. Nie trzeba wracać do tamtej książki. Nie trzeba sięgać po kilka innych, świeższych pozycji książkowych. Jesteśmy mentalną i komunikacyjną biedotą.
W ulu do dziś od lat nie doszliśmy do porozumienia, bo ja z uporem maniaka twierdzę, że miasta są dla ludzi, nie dla samochodów, ale udało mi się zaszczepić na podkładzie niezwykle dużej męskiej empatii przepuszczanie pieszych na pasach, nim stało się to obowiązującym prawem. Pomyśl, trułam, dla ciebie to tylko kilkanaście sekund, siedzisz w cieple, deszcz nie pada ci na głowę, nie jest ci zimno, dobrej muzyki słuchasz, żar z nieba się na ciebie nie leje, klima daje wytchnienie, a tej pani, temu dziecku może dzięki twojej życzliwości nie ucieknie autobus czy tramwaj i będą szybciej w domu; nie zmokną, nie pochorują się, co ci szkodzi?
W tej książce jest wiele niepotrzebnych śmierci, całe pokłady głupoty i braku wyobraźni i pewność, że ci, którzy powinni tę książkę przeczytać ze zrozumieniem i przemyśleć to i owo, nigdy do niej nie zajrzą.
[…] kraksy przytrafiają się innym. W świecie wyścigów jest porzekadło, które mówi, że ginie się nie od szybkiej jazdy, ale od szybkiego hamowania.
Cormac McCarthy, Stella Maris, przeł. Robert Sudół,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2023.
* * *
Szorujemy po europejskim dnie zaufania społecznego, nad czym socjologowie od lat załamują ręce. Bo nieufność utrudnia wszystko: politykę, działalność społeczną, biznes. W sumie: dlaczego nie miałaby utrudniać jazdy na drogach?
*
Gdy w sobotę 19 listopada 2021 roku obchodziliśmy Światowy Dzień Pamięci Ofiar Wypadków Drogowych, pewien polityk pędził skodą przez wieś Wiśniewo koło Mławy. Na liczniku miał sto siedem kilometrów na godzinę, choć środek wsi to teren zabudowany, ograniczenie do pięćdziesiątki. Spieszył się z pracy w Warszawie do domu w Sopocie. Zatrzymał go patrol policji. Tym kierowcą był Donald Tusk. Po zdarzeniu były premier napisał na Twitterze: „Jest przekroczenie przepisu drogowego, jest kara zatrzymania prawa jazdy na 3 miesiące plus 10 punktów karnych i mandat. Adekwatna. Przyjąłem ją bez dyskusji”. Słowa: „Przepraszam, mogłem kogoś zabić” najwyraźniej nie zmieściły się w tłicie.
*
Jest jeszcze jeden powód, dla którego miliony Polaków wciąż jeżdżą „szybko, ale bezpiecznie”.
Informacje o kolejnych wypadkach nie robią już na nas wrażenia, tak jak i przydrożne krzyże – stały się częścią krajobrazu.
[…]
Tak działa ludzki umysł.
– Gdyby człowiek zakładał, że za każdym razem, jak wsiada do samochodu, naraża się na śmierć, to nikt by nie wsiadał. U osób, które jeżdżą brawurowo, wyłącza się ta część poznawcza mózgu, która odpowiada za strach. Przestajemy myśleć o tym, że dziś na drogach zginie dziesięć osób.
Jak ktoś jedzie sto dwadzieścia kilometrów w zabudowanym, to wyłącza się u niego myślenie abstrakcyjne, antycypowanie. Wyłącza się między innymi dlatego, że te osoby nie robią tego pierwszy raz. Robią to po raz setny. I setne doświadczenie, po którym nic złego się nie stało, sprawia, że nabierają pewności.
*
Pytanie: w ilu miastach na świecie budowa nowych dróg, nowych pasów ruchu rozwiązała problem korków?
Odpowiedź: w żadnym. Takie miasto nie istnieje.
*
Zwróćmy przy okazji uwagę na język: buspasy, drogi rowerowe, chodniki to dla kierowców zawsze „zwężanie” ulic. A przecież to nie jest tak, że zabrana szoferom jezdnia leży odłogiem. Ta przestrzeń służy dalej, tylko innym użytkownikom. Z perspektywy kierowcy to tylko zwężanie, no bo samochody mają węziej – a że ktoś inny ma tym samym szerzej, nie ma znaczenia.
*
To zrównanie samochodu z wolnością zaimportowaliśmy, tak jak cały świat, z USA. […] slogany reklamowe, które przemysł motoryzacyjny wkłada nam do głów od lat czterdziestych zeszłego wieku. W reklamach samochód nigdy nie stoi w korkach – zawsze sunie piękną, pustą drogą. „Chodzi o wolność na amerykańskiej drodze” – głosił slogan reklamowy Ford Motors Company.
*
W ostatnich dekadach eksperci opublikowali dziesiątki badań pokazujących, skąd bierze się to ograniczenie prędkości w miastach. Pieszy ma około czterdziestu–pięćdziesięciu procent szans na przeżycie, jeśli zderzy się z samochodem jadącym pięćdziesiąt na godzinę. Dalej ta zależność gwałtownie rośnie, i to nieliniowo. Przy sześćdziesiątce pieszy ma już tylko około piętnastu procent szans na przeżycie. Przy zderzeniu z autem jadącym powyżej setki pieszy szans nie ma żadnych.
[…]
Krajowe i światowe badania nie pozostawiają złudzeń. Zmniejszenie średniej prędkości na drogach tylko o dziesięć procent zmniejsza liczbę ciężkich wypadków prawie o jedną trzecią. Znów kłania się fizyka i biologia: przy szybszej jeździe skraca się czas na reakcję kierowcy, zwiększa się za to energia kinetyczna zderzenia. Rośnie prawdopodobieństwo wypadku, gorsze są jego skutki.
Wystarczy, że wszyscy dojedziemy do celu parę minut później, a ocalimy setki osób rocznie. Odrzucanie ograniczenia do pięćdziesięciu kilometrów na godzinę w miastach albo mówienie, że „prędkość nie jest najważniejsza”, to jak głoszenie haseł: „szczepienia nie działają na pandemię” albo „nie ma ocieplenia klimatu, bo przecież śnieg pada”.
*
Ktoś złośliwy mógłby zauważyć, że jest bardzo prosty sposób, żeby ominąć bzdurne mandaty – wystarczy nie łamać przepisów.
*
W tych tyradach o pieszych świętych krowach przebija poczucie wyższości, siły, władzy. To opowieść o tym, do kogo należy jezdnia, kto na kogo musi poczekać, kto jest w tym układzie ważniejszy, silniejszy. Mamy tu figurę polskiego kierowcy – egoisty i egocentryka, którego potrzeby są ważniejsze od potrzeb innych. Teraz ja jadę, ja się spieszę, najważniejsze jest, żebym to ja dojechał na czas, pierwszy. Potrzeby innych mogą poczekać, bo przecież ten inny – pieszy – jest słabszy, w podtekście: biedniejszy, gorszy jakiś.
Kolejny raz społeczeństwo zza samochodowej szyby nie istnieje. Istnieję ja, a ja się nie mogę zatrzymywać. Pieszy najwyżej poczeka.
Są w tej historii pozory logiki: faktycznie, samochód trudniej zatrzymać niż pieszego. Ale jest też odrzucenie odpowiedzialności. W innych, dalekich krajach z tego, że jadę półtonową maszyną i mogę kogoś zabić, wynikałyby dla mnie obowiązki. W Polsce tylko przywileje, wszak siła jest po mojej stronie. W starciu z samochodem pieszy nie ma przecież szans…
[…]
Jest jakieś poczucie krzywdy w tych opowieściach o gnębieniu kierowców, w tych nawoływaniach do „złotego środka”, do tego, żeby broń Boże nie faworyzować pieszych. Grupa społeczna, której od trzydziestu lat podlizują się wszystkie kolejne rządy, która dostawała niemal wszystko, co chciała: inwestycje, drogi, niskie kary – drze szaty na najmniejszą próbę normalizacji stosunków. Odbieranie przywileju traktuje jak represje.
*
[…] wbijają nam do głów: to piesi muszą uważać. A dlaczego kierowcy nie muszą?
*
Akcje typu „Przejdź offline” to część szerszego zjawiska w Polsce, które polega na dyscyplinowaniu pieszych panoszących się po polskich drogach i przerzucania na nich odpowiedzialności za wypadki. Choć mamy aż nadto dowodów, że za przytłaczającą większość wypadków odpowiadają kierowcy, a jednymi z najniebezpieczniejszych miejsc na polskich drogach są przejście dla pieszych i pobocze, zaś jedną z najczęstszych przyczyn wypadków – najechanie na pieszego.
To znana polska tradycja. Uaktywniła się zwłaszcza przy okazji wprowadzenia nowych, korzystniejszych dla pieszych przepisów.
*
Doświadczenie uczy, że w Polsce sławni ludzie mają nieograniczoną licencję na powodowanie wypadków.
*
– Ale my nie jesteśmy Danią czy Holandią, a wy tu na siłę robicie Kopenhagę.
– To jest bzdura! Jaworzno jest dowodem, że my nie mamy jakiejś innej mentalności. Kopenhaga też kiedyś nie była tą Kopenhagą. W latach siedemdziesiątych to była ruina w stanie upadku, odrapane witryny i gigantyczne ilości samochodów. Aż pojawił się Jan Gehl i powiedział, że da się inaczej.
[…]
– Może ludzie w Polsce chcą stać w korkach.
– Ludzie nie wiedzą tak naprawdę, czego chcą. Samochody to jest miękki narkotyk. Jak już ludzie wsiądą do tego samochodu, to ciężko sobie wyobrazić, że można w inny sposób podróżować po mieście. A my mamy rozhulaną komunikację miejską. U nas wszyscy jeżdżą autobusami, nie tylko staruszki, żule i młodzież.
– A jak chcę rozwieźć dzieci do przedszkola, pojechać zakupy zrobić po pracy, jak mam to wszystko zrobić bez samochodu?
– To proste: trzeba pilnować suburbanizacji, żeby ludzie nie skazywali się na takie problemy. Przedszkola, sklepy powinny być na każdym osiedlu.
[Tomasz]
Tosza przyznaje, że początkowo celem było przede wszystkim odkorkowanie miasta. Bezpieczeństwo pojawiło się przy okazji.
– Zwęziliśmy ulice i mamy mniejsze korki. Polikwidowaliśmy parkingi i ludzie mają gdzie parkować. Paradoks, co nie? I do tego spadła śmiertelność. U nas wypadki powodują ludzie spoza miasta. Bo jeżdżą jak w Polsce. A nasi mieszkańcy jeżdżą jak w Holandii.
*
– Większa liczba pasów na całej długości drogi nie ma sensu. Tylko prowokuje do szybkiej jazdy, ale nie poprawia szybkości przejazdu. Wręcz przeciwnie.
– Słucham?
– Ano tak. Przepustowość odcinka robi się na skrzyżowaniu, a nie na prostym odcinku. Ja wiem, że na zdrowy rozsądek więcej pasów to szybsza jazda, tyle że w przypadku ruchu drogowego zdrowy rozsądek nie działa. Z prostej przyczyny: intuicja służyła nam do tego, żebyśmy przetrwali na sawannie, a nie poruszali się samochodem po mieście.
Ruch drogowy składa się z samych paradoksów. Największą przepustowość dróg osiągamy, jadąc czterdzieści dwa kilometry na godzinę. […]
[Tomasz]
Tosza nie głosi herezji, tylko trzyma się twardych danych, które dawno temu ustalili inżynierowie ruchu. Jedna z podstawowych zasad – kierowcy pojadą tak szybko, jak będą mogli sobie na to pozwolić. Same znaki nic nie dają, a wręcz pogarszają sprawę. Widząc ograniczenie prędkości na szerokiej, prostej drodze, kierowca myśli: „Co za debil ten znak ustawił, przecież tu można jechać szybciej”. W ten sposób kierowca uczy się, by znakom nie ufać. Za to odpowiednio sprofilowaną i zwężoną drogą inżynierowie są mu w stanie znacznie lepiej „zasugerować” daną prędkość.
Bartosz Józefiak,
Wszyscy tak jeżdzą,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2023.
(wyróżnienie własne)
– Przecież wszyscy się zgadzają na taką sytuację: przewoźnicy, kierowcy, firmy kurierskie – zauważam.
– No tak, tylko równość stron jest tutaj mocno dyskusyjna. Kierowca busa ma małe szanse na otrzymanie umowy o pracę w swoim fachu, zwłaszcza jeśli mieszka w mniejszym mieście. Jego siła przetargowa jest bardzo mała.
– A może firm kurierskich nie stać, by zatrudniać kierowców na umowy o pracę?
– Biznes, którego nie stać na zatrudnienie pracowników, nie powinien funkcjonować. Firmy powinny poszukać innych źródeł dochodu niż obniżanie standardów pracy.
*
Budowana przez stulecia nieufność do władzy zaowocowała najbardziej nieufnymi szoferami w Europie.
[…]
Polakom od stuleci budowa sprawnego państwa nie idzie. Nic więc dziwnego, że przerasta ich tak tytaniczna praca, jak wysłanie autobusu do każdej gminy.
[…]
Zmiana przepisów i przebudowa dróg to są sprawy dość proste. Ale czy Polacy potrafią się zmienić?
(tamże)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz