niedziela, sierpnia 13, 2023

5147. Z oazy (CLXXII)

Od­liczanie literek, najzwyklejsze, nieprzeterminowane, raz. Trzecia część, ale pierwsza, która nie chciała wciągnąć prawie do połowy historii. Na nic się zdała pierwsza scena z przytupem, badająca moje granice i zmuszająca do znalezienia znaczenia słowa, którego nie znałam, a fakt, że był to rzeczownik, niespecjalnie pomagał.

Łyknęłam haczyk dopiero, gdy swój na swego trafił, gdy po raz pierwszy w całym cyklu wiedziałam, na czym będzie polegał ostry zakręt. Tak, druga połowa to maj­ster­sztyk. Równie pyszny jak całe dwie pierwsze części-nieczęści.

W tej powieści nie ma przedmowy, jest zacna dedykacja, którą koniecznie muszę tu mieć.

Dedykuję tę książkę okłamywanym żonom polskich kryptogejów
– w szczególności tych oglądanych codziennie na ekranach
naszych telewizorów, na deskach scen naszych teatrów,
na murawach boisk, w fotelach naszego Sejmu
oraz w internetowych portalach i w celebryckich
rankingach.

Dedykuję ją także zakłamanym pedziom,
którzy umierają ze strachu przed ujawnieniem,
którzy oszukują swoje żony i dzieci, udając
macho i gorliwych konserwatystów.

*  *  *

Czy teraz ktokolwiek czyta cokolwiek? Może jakieś nawiedzone blogerki, nikt poza nimi.

*

Nazwanie problemu po imieniu będzie definitywnym spa­le­niem za sobą mostu. Nawet nie za sobą, przecież ja na tym moście wciąż stoję, nie dotarłem na drugi brzeg.

*

Przewracam się na plecy i patrzę w sufit. Do czego mnie to doprowadzi… Sta­ran­nie omijam tę myśl, spycham na dno, odwracam się od niej. Brak mi sił, żeby się z nią teraz zmierzyć.

*

Nad czym tu się zastanawiać? To się nie bierze z głowy! Tak się dzieje albo nie.

*

Bo ewolucja wyposażyła nas w wolną wolę i inteligencję. Ale nawet one w pew­nych sytuacjach okazują się słabsze od popędu seksualnego. I oczy­wi­ście, że dużo o tym myślałem! Jestem taki, jaki jestem. Nigdy nie po­tra­fi­łem uwierzyć, że jestem tylko genetycznym błędem. Szukam więc naukowego uzasadnienia swojego istnienia.

*

     – Twoim zdaniem homoseksualizm jest normalny?
     – Jest wariantem normalności.

*

     – Anka, co ja ci mam wytłumaczyć?!
     – Dlaczego?
     – Nie wiem!!! Kurwa, czy do ciebie to nie dociera?! Nie mam pojęcia! A dlaczego ty oddychasz?
     – Bo żyję.
     – I ja też chcę! Chcę żyć!

*

[…]  przyglądanie się owłosieniu, kształtom, mięśniom – sprawia mi to po prostu przyjemność. Działa na mnie erotycznie. Cholernie.

*

Ale nie protestuję. W ogóle nic nie mówię, bo słowa usankcjonowałyby jakoś tę sytuację, urzeczywistniły, nadałyby jej znaczenie.

*

Czasem prawdziwy kształt rzeczy możemy ujrzeć, obserwując je kątem oka.

*

     – […]  A teraz właśnie Polak został papieżem. To dla nas bardzo ważne. Dla Polski.
     – Czyli wcześniej nie było papieża? – upewniam się.
     – Był. Ale umarł. Wybrano nowego i jest nim właśnie Polak. To funkcja, jeśli tak można powiedzieć.
     – Zawód?
     Ciotka Iga rzuca rozpaczliwe spojrzenie mamie.
     – Tak – odzywa się wreszcie mama. – To taki zawód. Papież jest dy­rek­to­rem wszystkich kościołów na świecie.
     – Tata też jest dyrektorem – mówię po krótkiej chwili. – Te­le­wi­zji, a te­le­wi­zja jest ważniejsza od kościoła, bo jest wszędzie w powietrzu. Czyli tata jest ważniejszy od papieża?
     […] 
     Następnego dnia w przedszkolu mówię do pani przedszkolanki:
     – Mój tata jest ważniejszy od papieża.
     Za karę muszę siedzieć przez piętnaście minut na podłodze przy ka­lo­ry­ferze w kącie sali.

*

     – Ty nie jesteś słoik, tylko przyjezdna – uśmiecham się wyrozumiale. – Przeniosłaś się z Puław do Warszawy jeszcze w zeszłym stuleciu, to się nie liczy.

*

W mgnieniu oka zalewają mnie jednocześnie wściekłość, strach i wstyd. Wściekłość znika pierwsza, wstyd blednie. Zostaje strach.

*

Ale co ja wiem? Tylko tyle, ile zechce mi powiedzieć, czyli w zasadzie nic.

*

     – Kto to? – pytam Małgosię półgłosem.
     – Samiec – wzrusza ramionami. – Kola jest?
     – Tak. Co to za chłopak?
     – Normalny. Chyba. Nie wiem jeszcze na pewno.
     – Czego nie wiesz na pewno? – Paweł wyjmuje z lodówki piwo i siada na krześle.
     – Czy normalny. Dziś się poznaliśmy.

*

W książce jest, co prawda, sporo momentów, ale czy są wystarczająco oryginalne i na tyle pornograficzne, aby były już artystyczne?

*

     – O Jezu! – wykrzykuję. – Co ma piernik do wiatraka?!
     – A kto jest kto? – odpowiada pytaniem Kris, mrużąc oko.
     – Słucham?
     – Kto jest wiatrakiem? Ja czy pan?
     […] 
     – Jedno jest pewne… – mówię, skręcając w Odyńca. – Ja jestem pier­ni­kiem. Przynajmniej z twojej perspektywy.
     – Nie powiedziałbym. Chociaż lubię pierniki. Szczególnie słodkie. I twarde.

*

Lekceważący stosunek do mnie to kompromis z obu stron – on nie atakuje zbyt agresywnie, ona zbyt zażarcie nie broni.

*

[…]  przyciska łokcie do boków, prostuje plecy.
     Wbrew pozorom nie jest to pozycja bojowa, ale obronna. Praw­do­po­dob­nie podświadomość podpowiada mu, że gdy wyda się wyż­szy, uchro­ni go to przed atakiem. Podobno drapieżniki mniej chętnie polują na ofiary prze­wyż­sza­ją­ce je wzrostem – choć to chyba bzdura, bo inaczej dziś w Afryce żyłyby tylko żyrafy.

*

[…]  dziś przecież sami dyslektycy w tym kraju żyją, co drugi to dyslektyk. I jeszcze z dumą to oznajmia, a przecież kiedyś błąd ortograficzny to był wstyd i kompromitacja! Dyslektycy! Matoły, lenie pieprzone, a nie dys­lek­ty­cy, uczyć im się nie chciało! Kiedy ja do szkoły chodziłam, to w ogóle nikt takiego słowa nie znał – dyslektyk. Pisał człowiek dyktanda, tak długo prze­pi­sy­wał, po dwieście razy, aż się nauczył wreszcie, że rzeżucha, że grze­grzół­ka, że skuwka… O, Borze jedyny!

*

     – […]  Nie rozumiem cię!
     – A kiedy ty mnie rozumiałeś?
     – Nigdy!
     – No właśnie.

*

     – Nie mogę tak po prostu… Bo on przecież… On nie może mi tego…
     – Oj, nie! – przerywa mi Kaśka. – Nie dam rady, nigdy się nie na­da­wa­łam do takiego obracania gówna w paluszkach na wszystkie strony, a teraz to już w ogóle. Gówno z każdej strony wygląda tak samo.

*

Chwilami mam wrażenie, jakby grunt usuwał mi się spod stóp, a chwilami – jakbym sam unosił się nad nim lekki niczym strzępek papieru.

*

     – Rzygać mi się chce – oznajmiam. – Gdy sobie pomyślę, że miałeś w ustach męski członek, a ja cię potem całowałam, robi mi się niedobrze.
     – Po pierwsze, nie miałem – wzdycha, a po krótkim namyśle dodaje: – A po drugie, ty miewałaś w ustach kutasa znacznie częściej, a mnie jakoś to nie przeszkadzało, gdy cię całowałem.

*

Nie da się naprawić zła wyrządzonego jednemu człowiekowi, będąc dobrym dla innego. Co najwyżej można uciszyć wyrzuty sumienia.

*

Słowa same układają się w mojej głowie, czekają grzecznie w kolejce do ust. Od lat nie czułem nic podobnego.

*

Nic nie wiem, nie zastanawiałem się, co będzie dalej, czas i przestrzeń skurczyły się dla mnie do tej jednej maleńkiej chwili i do tej kanapy – do tego momentu zamkniętego granicą wytyczoną przez jego ramiona. Bez przedtem i bez potem.

*

Uśmiecham się mimowolnie, odblokowuję zamki.
     – Z próżności do wieczności – rzuca, zapinając pas bezpieczeństwa.
     – To znaczy?
     – To znaczy, że jak ostatni idiota założyłem tylko T-shirt i cienką bluzę, żeby ci się wydać bardziej maczoseksi – śmieje się. – A piździ jak cholera, przewiało mnie na wylot.
     – Zaraz się rozgrzejesz – mówię i podkręcam ogrzewanie.

*

     – […]  nigdy nie…
     […] 
     – Co nigdy? – pyta szeptem.
     – Nic nigdy – odszeptuję.

*

[…]  moje życie już jest inne. Na dobre. Straciłem bardzo dużo, sądziłem jed­nak, że więcej zyskuję. Bilans wychodził na plus. Teraz wynik jest nie­ja­sny. Oczywiście czuję żal. Myślę o tych wszystkich momentach, których nie do­świad­czę. O jego dotyku, o słowach. O spojrzeniach. O seksie także oczy­wi­ście, o pocałunkach. O zapachu, o smaku. O obecności – ta chyba jest naj­wa­żniej­sza. Taki znajomy niedosyt, znajomy brak. […]  Znowu tu je­stem. I znowu czuję to samo – jedyna różnica, że tym razem umiem okre­ślić swoje emocje i wiem już, skąd się biorą. Tyle że to nie upraszcza sytuacji. Wtedy, gdy było mi źle, włączał się instynkt samozachowawczy, który po­ma­gał mi się pozbierać. Teraz sprawa zależy przede wszystkim od mózgu, a ten jest znacznie bardziej ułomny. Lepki. Wiem już, dlaczego czuję to, co czuję. Wiem, że zacząłem się zakochiwać w tym chłopaku, co gorsza, mam absurdalną pewność, że pokochałbym go naprawdę, gdyby mi na to po­zwo­lił. Wtedy nie znałem przyczyny swojego przygnębienia, system ner­wo­wy oczyszczał się więc automatycznie, prędko i definitywnie. Teraz jestem świa­do­my sedna mojego niespełnionego pragnienia. Ta świadomość nie zniknie tak łatwo. Mój mózg nie odpuści, będzie drążył temat, obracał go i analizował na wszystkie strony, potęgował problem.
     […]  fakt, że zdaję sobie sprawę, kim i jaki jestem, powoduje, że – nawet nieszczęśliwy – czuję się bardziej prawdziwy. Nie wszystko ma swój cel, ale wszystko ma powód.

*

Wręcz przeciwnie! Jestem królem chaosu. Wszystko w moim życiu dzieje się przypadkiem. Ale niektóre z tych przy­pad­ków okazują się całkiem trafione. Aż by się chciało za­wo­łać: bingo!

Marcin Szczygielski, Bingo,
Instytut Wydawniczy Latarnik
im. Zygmunta Kałużyńskiego,
Warszawa 2015.
(wyrónienie własne)

     – Chcesz mnie jednak o coś zapytać – mówię.
     – Ja? Nie, dlaczego?
     – Widzę.

*

Nie przepraszaj. Będzie w porzo, zawsze jest.

*

     – Jedz – mówi Wojtek. – Jakoś to będzie.
     – Wolałbym, żebyś powiedział „będzie dobrze”.
     – Tak każdy mówi – stwierdza, odrywając kawałek bułki. Wrzuca go do ust i dodaje:
     – Pewnie będzie dobrze. Na ogół bywa. Prędzej czy później.

*

     – Chyba muszę iść.
     – Musisz? Czy chcesz?

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz