Odliczanie literek, najzwyklejsze, nieprzeterminowane, raz. Trzecia część, ale pierwsza, która nie chciała wciągnąć prawie do połowy historii. Na nic się zdała pierwsza scena z przytupem, badająca moje granice i zmuszająca do znalezienia znaczenia słowa, którego nie znałam, a fakt, że był to rzeczownik, niespecjalnie pomagał.
Łyknęłam haczyk dopiero, gdy swój na swego trafił, gdy po raz pierwszy w całym cyklu wiedziałam, na czym będzie polegał ostry zakręt. Tak, druga połowa to majstersztyk. Równie pyszny jak całe dwie pierwsze części-nieczęści.
W tej powieści nie ma przedmowy, jest zacna dedykacja, którą koniecznie muszę tu mieć.
Dedykuję tę książkę okłamywanym żonom polskich kryptogejów
– w szczególności tych oglądanych codziennie na ekranach
naszych telewizorów, na deskach scen naszych teatrów,
na murawach boisk, w fotelach naszego Sejmu
oraz w internetowych portalach i w celebryckich
rankingach.
Dedykuję ją także zakłamanym pedziom,
którzy umierają ze strachu przed ujawnieniem,
którzy oszukują swoje żony i dzieci, udając
macho i
gorliwych konserwatystów.
* * *
Czy teraz ktokolwiek czyta cokolwiek? Może jakieś nawiedzone blogerki, nikt poza nimi.
*
Nazwanie problemu po imieniu będzie definitywnym spaleniem za sobą mostu. Nawet nie za sobą, przecież ja na tym moście wciąż stoję, nie dotarłem na drugi brzeg.
*
Przewracam się na plecy i patrzę w sufit. Do czego mnie to doprowadzi… Starannie omijam tę myśl, spycham na dno, odwracam się od niej. Brak mi sił, żeby się z nią teraz zmierzyć.
*
Nad czym tu się zastanawiać? To się nie bierze z głowy! Tak się dzieje albo nie.
*
Bo ewolucja wyposażyła nas w wolną wolę i inteligencję. Ale nawet one w pewnych sytuacjach okazują się słabsze od popędu seksualnego. I oczywiście, że dużo o tym myślałem! Jestem taki, jaki jestem. Nigdy nie potrafiłem uwierzyć, że jestem tylko genetycznym błędem. Szukam więc naukowego uzasadnienia swojego istnienia.
*
– Twoim zdaniem homoseksualizm jest normalny?
– Jest wariantem normalności.
*
– Anka, co ja ci mam wytłumaczyć?!
– Dlaczego?
– Nie wiem!!! Kurwa, czy do ciebie to nie dociera?! Nie mam pojęcia! A dlaczego ty oddychasz?
– Bo żyję.
– I ja też chcę! Chcę żyć!
*
[…] przyglądanie się owłosieniu, kształtom, mięśniom – sprawia mi to po prostu przyjemność. Działa na mnie erotycznie. Cholernie.
*
Ale nie protestuję. W ogóle nic nie mówię, bo słowa usankcjonowałyby jakoś tę sytuację, urzeczywistniły, nadałyby jej znaczenie.
*
Czasem prawdziwy kształt rzeczy możemy ujrzeć, obserwując je kątem oka.
*
– […] A teraz właśnie Polak został papieżem. To dla nas bardzo ważne. Dla Polski.
– Czyli wcześniej nie było papieża? – upewniam się.
– Był. Ale umarł. Wybrano nowego i jest nim właśnie Polak. To funkcja, jeśli tak można powiedzieć.
– Zawód?
Ciotka Iga rzuca rozpaczliwe spojrzenie mamie.
– Tak – odzywa się wreszcie mama. – To taki zawód. Papież jest dyrektorem wszystkich kościołów na świecie.
– Tata też jest dyrektorem – mówię po krótkiej chwili. – Telewizji, a telewizja jest ważniejsza od kościoła, bo jest wszędzie w powietrzu. Czyli tata jest ważniejszy od papieża?
[…]
Następnego dnia w przedszkolu mówię do pani przedszkolanki:
– Mój tata jest ważniejszy od papieża.
Za karę muszę siedzieć przez piętnaście minut na podłodze przy kaloryferze w kącie sali.
*
– Ty nie jesteś słoik, tylko przyjezdna – uśmiecham się wyrozumiale. – Przeniosłaś się z Puław do Warszawy jeszcze w zeszłym stuleciu, to się nie liczy.
*
W mgnieniu oka zalewają mnie jednocześnie wściekłość, strach i wstyd. Wściekłość znika pierwsza, wstyd blednie. Zostaje strach.
*
Ale co ja wiem? Tylko tyle, ile zechce mi powiedzieć, czyli w zasadzie nic.
*
– Kto to? – pytam Małgosię półgłosem.
– Samiec – wzrusza ramionami. – Kola jest?
– Tak. Co to za chłopak?
– Normalny. Chyba. Nie wiem jeszcze na pewno.
– Czego nie wiesz na pewno? – Paweł wyjmuje z lodówki piwo i siada na krześle.
– Czy normalny. Dziś się poznaliśmy.
*
W książce jest, co prawda, sporo momentów, ale czy są wystarczająco oryginalne i na tyle pornograficzne, aby były już artystyczne?
*
– O Jezu! – wykrzykuję. – Co ma piernik do wiatraka?!
– A kto jest kto? – odpowiada pytaniem Kris, mrużąc oko.
– Słucham?
– Kto jest wiatrakiem? Ja czy pan?
[…]
– Jedno jest pewne… – mówię, skręcając w Odyńca. – Ja jestem piernikiem. Przynajmniej z twojej perspektywy.
– Nie powiedziałbym. Chociaż lubię pierniki. Szczególnie słodkie. I twarde.
*
Lekceważący stosunek do mnie to kompromis z obu stron – on nie atakuje zbyt agresywnie, ona zbyt zażarcie nie broni.
*
[…] przyciska łokcie do boków, prostuje plecy.
Wbrew pozorom nie jest to pozycja bojowa, ale obronna. Prawdopodobnie podświadomość podpowiada mu, że gdy wyda się wyższy, uchroni go to przed atakiem. Podobno drapieżniki mniej chętnie polują na ofiary przewyższające je wzrostem – choć to chyba bzdura, bo inaczej dziś w Afryce żyłyby tylko żyrafy.
*
[…] dziś przecież sami dyslektycy w tym kraju żyją, co drugi to dyslektyk. I jeszcze z dumą to oznajmia, a przecież kiedyś błąd ortograficzny to był wstyd i kompromitacja! Dyslektycy! Matoły, lenie pieprzone, a nie dyslektycy, uczyć im się nie chciało! Kiedy ja do szkoły chodziłam, to w ogóle nikt takiego słowa nie znał – dyslektyk. Pisał człowiek dyktanda, tak długo przepisywał, po dwieście razy, aż się nauczył wreszcie, że rzeżucha, że grzegrzółka, że skuwka… O, Borze jedyny!
*
– […] Nie rozumiem cię!
– A kiedy ty mnie rozumiałeś?
– Nigdy!
– No właśnie.
*
– Nie mogę tak po prostu… Bo on przecież… On nie może mi tego…
– Oj, nie! – przerywa mi Kaśka. – Nie dam rady, nigdy się nie nadawałam do takiego obracania gówna w paluszkach na wszystkie strony, a teraz to już w ogóle. Gówno z każdej strony wygląda tak samo.
*
Chwilami mam wrażenie, jakby grunt usuwał mi się spod stóp, a chwilami – jakbym sam unosił się nad nim lekki niczym strzępek papieru.
*
– Rzygać mi się chce – oznajmiam. – Gdy sobie pomyślę, że miałeś w ustach męski członek, a ja cię potem całowałam, robi mi się niedobrze.
– Po pierwsze, nie miałem – wzdycha, a po krótkim namyśle dodaje: – A po drugie, ty miewałaś w ustach kutasa znacznie częściej, a mnie jakoś to nie przeszkadzało, gdy cię całowałem.
*
Nie da się naprawić zła wyrządzonego jednemu człowiekowi, będąc dobrym dla innego. Co najwyżej można uciszyć wyrzuty sumienia.
*
Słowa same układają się w mojej głowie, czekają grzecznie w kolejce do ust. Od lat nie czułem nic podobnego.
*
Nic nie wiem, nie zastanawiałem się, co będzie dalej, czas i przestrzeń skurczyły się dla mnie do tej jednej maleńkiej chwili i do tej kanapy – do tego momentu zamkniętego granicą wytyczoną przez jego ramiona. Bez przedtem i bez potem.
*
Uśmiecham się mimowolnie, odblokowuję zamki.
– Z próżności do wieczności – rzuca, zapinając pas bezpieczeństwa.
– To znaczy?
– To znaczy, że jak ostatni idiota założyłem tylko T-shirt i cienką bluzę, żeby ci się wydać bardziej maczoseksi – śmieje się. – A piździ jak cholera, przewiało mnie na wylot.
– Zaraz się rozgrzejesz – mówię i podkręcam ogrzewanie.
*
– […] nigdy nie…
[…]
– Co nigdy? – pyta szeptem.
– Nic nigdy – odszeptuję.
*
[…]
moje życie już jest inne. Na dobre. Straciłem bardzo dużo, sądziłem jednak, że więcej zyskuję. Bilans wychodził na plus. Teraz wynik jest niejasny. Oczywiście czuję żal. Myślę o tych wszystkich momentach, których nie doświadczę. O jego dotyku, o słowach. O spojrzeniach. O seksie także oczywiście, o pocałunkach. O zapachu, o smaku. O obecności – ta chyba jest najważniejsza. Taki znajomy niedosyt, znajomy brak. […] Znowu tu jestem. I znowu czuję to samo – jedyna różnica, że tym razem umiem określić swoje emocje i wiem już, skąd się biorą. Tyle że to nie upraszcza sytuacji. Wtedy, gdy było mi źle, włączał się instynkt samozachowawczy, który pomagał mi się pozbierać. Teraz sprawa zależy przede wszystkim od mózgu, a ten jest znacznie bardziej ułomny. Lepki. Wiem już, dlaczego czuję to, co czuję. Wiem, że zacząłem się zakochiwać w tym chłopaku, co gorsza, mam absurdalną pewność, że pokochałbym go naprawdę, gdyby mi na to pozwolił. Wtedy nie znałem przyczyny swojego przygnębienia, system nerwowy oczyszczał się więc automatycznie, prędko i definitywnie. Teraz jestem świadomy sedna mojego niespełnionego pragnienia. Ta świadomość nie zniknie tak łatwo. Mój mózg nie odpuści, będzie drążył temat, obracał go i analizował na wszystkie strony, potęgował problem.
[…] fakt, że zdaję sobie sprawę, kim i jaki jestem, powoduje, że – nawet nieszczęśliwy – czuję się bardziej prawdziwy. Nie wszystko ma swój cel, ale wszystko ma powód.
*
Wręcz przeciwnie! Jestem królem chaosu. Wszystko w moim życiu dzieje się przypadkiem. Ale niektóre z tych przypadków okazują się całkiem trafione. Aż by się chciało zawołać: bingo!
Marcin Szczygielski, Bingo,
Instytut Wydawniczy Latarnik
im. Zygmunta Kałużyńskiego,
Warszawa 2015.
(wyrónienie własne)
– Chcesz mnie jednak o coś zapytać – mówię.
– Ja? Nie, dlaczego?
– Widzę.
*
Nie przepraszaj. Będzie w porzo, zawsze jest.
*
– Jedz – mówi Wojtek. – Jakoś to będzie.
– Wolałbym, żebyś powiedział „będzie dobrze”.
– Tak każdy mówi – stwierdza, odrywając kawałek bułki. Wrzuca go do ust i dodaje:
– Pewnie będzie dobrze. Na ogół bywa. Prędzej czy później.
*
– Chyba muszę iść.
– Musisz? Czy chcesz?
(tamże)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz