Niedzielne odliczanie literek, raz. Zadumała mnie ta książka. O czym jest? Poza przedstawieniem rzeczywistych trudności, z jakimi mierzyć muszą się osoby chore w zetknięciu z arcypolskim systemem opieki zdrowotnej, który nie jest systemem, zamiast opieką zajmuje się przeganianiem pacjentów, a zdrowotne jest tylko trzymanie się od niego tak daleko, jak jest to możliwe, gdy jeszcze mamy farta i unik jest jedną z najsensowniejszych opcji. W sumie to nic nowego, tylko w przypadku psychiatrii dużo, dużo bardziej niż na ortopedii, neurologii czy onkologii.
Po co jest ta książka w ostatecznym rozrachunku? Poza oswajaniem niezdrowych skojarzeń i uprzedzeń zdrowych ludzi. Hmmm. Jest o doświadczaniu życia takim, jakim ono jest, aż po dno i wodorosty. Wszyscy będziemy dużo „normalniejsi”, bardziej czujący samych siebie w sobie, gdy zrezygnujemy z zaklinania rzeczywistości i gdy starczy nam odwagi, by przestać uciekać przed tym, co przynosi nam życie, nawet jeśli jest to szlam czy lawina kamieni.
[…] na razie szarpię się z językiem. Jak mam mówić o ludziach, których opisuję? Chorzy? Pacjenci? Osoby w kryzysie psychicznym? Czy kryzys, który kojarzy się z czymś incydentalnym, obejmuje przewlekłość – a więc długie i uporczywe trwanie choroby w czasie? Umawiam się sama ze sobą, że na razie będę stosować te określenia zamiennie. To jednak nie koniec moich wątpliwości. Na ile choroba dyktuje warunki, w których żyją moi rozmówcy? A może to oni uczą się dyktować warunki jej? I jeśli tak, to jak powinnam to opisać?
*
Za słaby i zbyt wolny rozwój opieki środowiskowej oraz utrudniony dostęp do nowoczesnych form leczenia powodują efekt domina: jednostkowe cierpienie, któremu nie udaje się ulżyć, przewraca kolejne klocki.
[…]
Źle urządzony, niedofinansowany system dokłada kolejne diagnozy – jak zaburzenia depresyjne i lękowe wśród bliskich pacjentów – i mnoży cierpienie. […]
Trudno oszacować, ile przez to wszystko tracimy. Żadna tabelka nie pomieści całkowitych kosztów społecznych schizofrenii, która w Polsce leczona jest anachronicznie, po taniości, głównie za szpitalnymi murami.
*
System radzi sobie z wyciąganiem człowieka z ostrych kryzysów, ale kapituluje, gdy trzeba podtrzymać efekty leczenia.
*
[…]
szaleństwo to nie tyle stan chorobowy,
ile część ludzkiego doświadczenia.
*
[…] ciągle podkreślał, że jego problemem nie jest lenistwo. Bardzo pragnął, żeby ludzie zdrowi to zrozumieli. […] list. Mógłby on brzmieć tak:
Szanowni Państwo,
[…]
Choroba, która wciąż zmusza mnie do zaczynania wszystkiego od zera, nie jest moją winą. Nie oczekuję jednak od Państwa zrozumienia. Nie rozumie tego nawet moja matka, z którą czasem rozmawiam przez telefon. Ona uważa, że powinienem wziąć się w garść, znaleźć sobie pracę i partnerkę. […] Wśród moich głównych zainteresowań mogę wymienić strach i szukanie sposobów na jego pokonanie.
Z wyrazami szacunku
Mirosław
*
Ludzie boją się samego słowa „schizofrenia”, mówi Jacek. A on nie ma pomysłu, co mógłby z ich strachem zrobić.
*
To przekonanie, że choroba człowieka określa; bo jestem ja – schizofrenik, ja – chory na depresję, ja – zaburzony. Choroba psychiczna to jedna z najsilniejszych, najtrudniejszych do zmazania etykiet. Trudno się jej pozbyć zwłaszcza wtedy, gdy sam chorujący widzi w sobie głównie objawy. […] nie jesteście tylko diagnozą. Dobre życie z chorobą to sztuka balansu: trzeba być z jednej strony gotowym na nawrót, a z drugiej – uciekać z orbity chorowania najdalej jak się da. To nie jest łatwe, bo grawitacyjna siła tych zaburzeń jest duża. W dół ściągają objawy, nawroty, ludzkie gadanie („on jest świrem”, „to wariatka”), ale i skutki leczenia: zmęczenie, powolność, problemy z koncentracją.
*
Jestem odpowiedzialny i sumienny, tylko czasem umieram. Tym właśnie są ataki paniki: chwilową śmiercią. Za każdym razem jestem przekonany, że to koniec. Za każdym razem na szczęście się mylę, ale to nie zmniejsza strachu.
*
[Profesor Katarzyna]
Prot-Klinger uważała inaczej.
– To nie eliminacja choroby jest kluczowa z punktu widzenia opieki środowiskowej, ale poprawa jakości życia pacjenta. Jego samodzielność. Zadowolenie z życia. Brak cierpienia.
*
– Przez dwadzieścia lat mówiłem, że praca leczy, ale teraz wolę pogadać o miłości. Albo szerzej: o relacjach. To one leczą – mówi mi doktor Hubert Kaszyński, socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego, badacz kwestii zatrudnienia wśród osób chorujących psychicznie.
[…]
Może po prostu potrzeba w Polsce ciągłej dyskusji o kulturze pracy i organizacji, bo z przemocowej firmy wszyscy wyjdą poranieni, zdrowi też? Po prostu chorzy wylatują z takich miejsc jako pierwsi, bo są mniej odporni na stres. Ale zła praca pokiereszuje nie tylko ich.
*
Jest tyle słów, których można użyć, gdy nie umie się nazwać czegoś wprost.
*
[…] smutek żłobi w mózgu ścieżki, całe autostrady, po których poruszają się myśli osoby chorującej. Leki, nazywane inhibitorami zwrotnego wychwytu serotoniny, pomagają budować nowe drogi. […] te nowe trasy nie prowadzą do wiecznego szczęścia i błogości. Jednak najważniejsze jest to, że biegną daleko od tras, po których poruszanie się jest niebezpieczne.
*
Nie było nikogo, kto mógłby jej to wytłumaczyć. Lekarz w szpitalu? Oni nie mają czasu na takie rzeczy.
*
Nikt jej nie powiedział, że gdy bliski choruje psychicznie, to przez większość czasu można tylko stać obok i bezradnie się temu przyglądać.
*
Każda choroba przewlekła wywraca rodzinę do góry nogami, zmienia w niej układ sił, komplikuje relacje.
*
Zasady gry pozornie są proste.
Potrzebne są trzy pionki: obsesja, lęk i kompulsja. Obsesja to myśl, którą mózg odczuwa jako zagrożenie. Kompulsja, nazywana także rytuałem, to czynność, która chwilowo zmniejsza lęk. Rozgrywka wydaje się w miarę sprawiedliwa: rytuał łagodzi napięcie, trzeba tylko wykonać go bezbłędnie, idealnie, w sam raz. Sprawdzić. Powtórzyć. Upewnić się. A potem jeszcze raz – na wszelki wypadek. I jeszcze raz.
*
[…] każdy stan ludzkiego umysłu istnieje na szerokim spektrum. Nie ma wyraźnej granicy między chorym i zdrowym.
*
Zasady pozornie są proste.
Żeby wygrać z lękiem, potrzebny jest jeden pionek: konfrontacja z tym, co wydaje się najstraszniejsze.
[…]
– Dopiero ten jeden pionek – tłumaczy mi Irena – wyrównuje szanse w grze.
[…] Powtarzał: gdy myśli przychodzą, nie rozglądaj się za gaśnicą, tylko wejdź w ogień.
[…]
„Przez twój umysł ma prawo przelecieć każda, nawet najokropniejsza myśl. To samo w sobie nie jest chorobliwe. To twoja reakcja przesądza o tym, czy wygrywasz ty, czy wygrywa OCD” – mówił.
*
„Kryzys” to dla niej słowo-pomost. Bo łączy osoby z diagnozą i bez niej, ułatwia wzajemne zrozumienie, w końcu kryzysy zdarzają się każdemu.
*
W rozumieniu otwartego dialogu psychoza nie jest tylko objawem choroby, ale przede wszystkim załamaniem komunikacji człowieka ze światem.
*
[…] miała dwa podstawowe problemy, poza chorobą. Pierwszy: że nie miała w domu ludzi. I drugi: że gdy już przyszli i pukali, to nie chciała im otworzyć drzwi.
*
[Ania]
Opisuje ten stan, porównując go do jazdy samochodem: gdy zaczyna się kryzys, choroba spycha cię na miejsce pasażera i przejmuje kierownicę. Czasem pędzi, ledwo wyrabiając się na zakrętach, a czasem wlecze się niemiłosiernie. Niekiedy ignoruje znaki ostrzegawcze i skręca w kierunku przepaści. A ty w przerażeniu się temu przyglądasz, ściskając kurczowo klamkę. Z tego samochodu nie ma przecież wyjścia. To nadal twoje życie. Po prostu ty już nim nie kierujesz.
[…]
Powoli, kawałek po kawałku, razem z terapeutką próbowały odczytać szyfr jej choroby.
[…] Terapia pozwoliła jej te wszystkie punkty jakoś połączyć.
Jednak przede wszystkim uświadomiła jej, że nie może ani na moment zdjąć rąk z kierownicy.
*
[Paulina] Chciałaby, żeby ludzie zupełnie zdrowi zrozumieli jedno: zaostrzenia w schizofrenii się zdarzają – ale miną. I nie definiują człowieka, który musi się z nimi mierzyć.
*
Kiedyś [Kasia Parzuchowska] była na swoją chorobę zezłoszczona. Dziś nie ma w niej gniewu, chociaż nadal uważa, że przynależność do jednego procenta ludzi z diagnozą schizofrenii jest jakimś szalonym pechem. […]
Ludziom, których taki kryzys nigdy nie dotknął, chciałaby powiedzieć: żyję zwyczajnie. Nie widzę na co dzień kosmitów, nigdy nie byłam dla nikogo niebezpieczna, nie trzeba się bać mnie ani o mnie. Jeśli ciekawi was moje doświadczenie, pytajcie. Nie zakładajcie, że wiecie na ten temat więcej niż ja.
Na co dzień najbardziej pomaga jej samoobserwacja. Zadaje sobie pytania: jak się masz? Co teraz czujesz? Dlaczego tak się zachowujesz? Co ci jest potrzebne? Umie wychwycić momenty, kiedy choroba niebezpiecznie się przybliża. Wtedy bardziej o siebie dba, więcej śpi, ogranicza stres.
Czuje się zdrowa dzięki miłości. Wspiera ją partner i przyjaciele. Zdrowe relacje, mówi Kasia, są po prostu życiodajne.
*
– Życie z chorobą to hazard – mówi Aleksandra. – I dużo cierpienia.
[…]
Nie cierpi określenia „osoba w kryzysie psychicznym”. Uważa, że jest ugrzecznione, zbyt gładkie i sprytnie wymija cały ból, stygmatyzację, czyli wszystko to, co utrudnia jej codzienność. „Wariatka, świr, odklejeniec, nienormalna, pierdolnięta, popaprana, dziwak” – to są słowa, które oswoiła najbardziej. OK, mówi sobie czasem, jestem wariatką, i co? Czy to znaczy, że można mnie traktować jak powietrze? Albo podsumować każdą moją reakcję na krzywdę lekceważącym „idź się leczyć”? Ludziom łatwo jest przerzucać odpowiedzialność i winę na wariatkę, to takie proste. Doświadczyła tego wiele razy.
*
– Choroba idzie ze mną – mówi Aneta, lat dwadzieścia osiem, diagnoza: ChAD. – Łazi obok mnie, ramię w ramię, a ja nie mogę się jej pozbyć. Czasami idzie cicho i jest spokój, a czasami drze się i szarpie mnie za rękę. Jednak nigdy nie opętała mnie do końca.
[…]
Wkurza ją, kiedy ludzie zdrowi gardzą chorymi, ale nie lubi też, gdy nadmiernie się nad nimi rozczulają. Ona wymaga od innych szacunku, a nie dawania jej taryfy ulgowej.
*
Jest taki impuls, mówi Aneta na koniec, który nawet w depresji każe jej schodzić z parapetu i rzucać żyletki w kąt. To niewielki punkt gdzieś na horyzoncie, jakby słabo migoczący płomień. A może to po prostu wola przetrwania? Podąża za nim uparcie. Czasem nawet wbrew sobie. Ale częściej dlatego, że chce zobaczyć, co będzie dalej.
*
[…] nie ma co uciekać, trzeba stanąć w miejscu i patrzeć strachowi prosto w twarz.
Anna Kiedrzynek, Choroba idzie ze mna.
O psychiatrii poza szpitalem,
Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2023.
(wyróżnienie własne)
A przecież choruje się – i zdrowieje – głównie po wyjściu z oddziału. Z chorobą, podsumowuje Ania, mieszając napar z hibiskusa w warszawskiej kawiarni, po prostu się żyje.
(tamże)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz