UWAGA!
wpis zawiera lokowanie reakcji
na jakość życia publicznego*
w kraju nad Wisłą.
__________
* kroniki PRL przy tym, co dzieje się teraz w przestrzeni medialnej, to jednak — jak na mój gust — mały Miki w F-35.
Osaczony, walczący od wieków naród wstał z kolan. Defilady, pajace, marionetki, brunatne sny o potędze, tęsknoty samozwańczego wodza narodu i wszystkich jego prawych rączek, racja stanu i przemoc uczuć religijnych. Chamstwo, głupota, urojona duma, zawłaszczona prawda i upasione władzą uprzedzenia przebrane za chrześcijaństwo. Tak, to tu, w sercu Europy! Między Niemcami a wojną.
Lokalny produkt rzemieślniczy; przestarzała, dobrze trzymająca się innowacja; najpolski, przepolski, przepyszny; pozbawiony wątpliwości etycznych katolicyzm inkrustowany hojnie polskością, czyli eksportowa wersja de luxe nienawiści. Proszę bardzo!
Polska to Izrael Europy. Mało? Mało! Bo Polska jest Chrystusem objawionym, co ma zamiar zbawić Europę Zachodnią, zmierzającą w zastraszającym tempie na manowce i dno moralne. Lepiej! Ale…
My po prostu jesteśmy Kambodżą Europy. Polacy? Nie, Baksbatczycy! Amen.
[…]
wystarczy na chwilę zatrzymać się w codziennym pędzie, przyjrzeć uważniej, by zobaczyć, że tamto ciągle tu jest, nie odeszło. Dlatego wciąż tutaj cierpimy. Długo nie rozmawialiśmy między sobą o tamtym. Nikt nam nie powiedział, że trzeba. Baliśmy się rozmawiać. I dzisiaj ludzie boją się ludzi, zawsze są czujni, napięci, obolali. Wszyscy są ofiarami. Albo katami. Nie wiadomo, kto jest kim.
[…]
Każdy, kto pamięta Czerwonych Khmerów, jest dziś bogatą biblioteką. Razem to tysiące bibliotek. I wszystkie za chwilę runą. Starsi odchodzą. Niezapisane historie zostaną stracone. Samych siebie tracimy. Młodzi myślą, że tamto ich nie dotyczy. Są w błędzie. Gubi nas wszystkich bierność, apatia, baksbat.
Baksbat – zespół złamanej odwagi.
*
- To ból, którego się nie da uleczyć, więc jest przenoszony na kolejne pokolenia.
*
- Baksbat to strach, który nie odszedł po traumie.
- […]
- Inne tłumaczenie baksbat: bojący się na wieki.
- Albo: przetrącony kręgosłup.
- Człowiek z baksbat czuje, że nigdy nie odzyska dawnego spokoju.
- Czuje, że nigdy już nie będzie się śmiał.
- Nie ma inicjatywy. Nie podejmuje decyzji.
- Łatwo się poddaje. Po pierwszej porażce nie podejmuje wyzwania ponownie.
- Woli umrzeć, niż spróbować raz jeszcze.
- […]
- Nie polega na sobie.
- Nie mówi innym o swoich porażkach.
- […] Tamto nie chce odejść, jest i w snach, i na jawie. To nie wspomnienie, to czas teraźniejszy. Trauma trwa, ale chory nie chce o niej rozmawiać. Czuje się opuszczony, wycofuje się z kontaktów z ludźmi, czarno widzi przyszłość, źle śpi, często wybucha gniewem, ma problemy z koncentracją, jest nadmiernie czujny. Jednak specjaliści dostrzegają różnice pomiędzy zachodnim zespołem stresu pourazowego a khmerskim zespołem złamanej odwagi. Objawy Baksbat, których w PTSD nie ma lub nie są tak nasilone, to właśnie łatwość poddawania się. Także nieufność, posłuszeństwo, uległość.
*
- Człowiek z baksbat nie chce rzucać się w oczy.
- Nie pomaga innym, bo się innych boi.
*
- Człowiek z baksbat daje się łatwo zdominować.
- Straci życie, byle się nie postawić.
- Według tradycyjnych uzdrowicieli baksbat może oznaczać utratę duszy. Dusze wyskakują z ciała albo uciekają na końce włosów rosnących na ciele. Bo w Kambodży ludzie wierzą, że mamy dziewiętnaście małych dusz i jedną duszę wielką. Kiedy małe dusze giną bez wieści, człowiek traci świadomość. Psychiatrzy mogliby jego stan porównać do stanu dysocjacji, depersonalizacji, derealizacji. Ale według uzdrowicieli jeszcze gorzej jest wtedy, kiedy ginie dusza wielka. Wtedy człowiek szaleje. Latami umiera.
*
- Jeśli latami ludzie nie mają odwagi poprzeć tego, co sprawiedliwe, i stanąć przeciwko temu, co niesprawiedliwe, rosną kolejne pokolenia ślepych na ludzką krzywdę, głuchych na cierpienie innych. Masy ludzi nieczułych.
- Społeczeństwo, w którym poza rodziną nie ma więzi.
- Społeczeństwo, ale nie wspólnota.
- Baksbat – zabójca każdej wspólnoty.
Wojciech Tochman, Pianie kogutów, płacz psów,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2019.
(wyróżnienie własne)
Jak już się stanie coś złego, to jednak nie córka jest winna, nie syn. Tylko obcy. Każdy w Kambodży ma swojego obcego pod ręką. […] Ludzie muszą mieć wroga. Bez wroga nie umiemy oddychać. Niczemu nie jesteśmy winni, za nic odpowiedzialni. Tylko ona, tylko on, wróg. Nie Khmerzy chcieli Khmerów zabijać, do mordowania zmusili nas Chińczycy. Ameryka wcześniej nas bombardowała. Jeszcze wcześniej Francuzi ciemiężyli Khmerów przez dziesięciolecia. Nikt nam dobrze nie życzył. W końcu ocalili nas Wietnamczycy, z Phnom Penh przegonili Pol Pota, ale przecież nie po to, by nam pomóc, tylko by nad Kambodżą przejąć kontrolę. By nad nami panować. Władza chętnie nami steruje i dzisiaj. Kto jest odpowiedzialny za naszą biedę i za nasze choroby? Wietnamczycy! Wszyscy tu nienawidzimy Wietnamczyków. […]
Sztuka rozmowy?
Każda rozmowa to napięcie. Ludzie nie słuchają ludzi. Nie słyszą, co się wokół nich dzieje. A używają słów ostrych jak noże.
*
My tu świetnie umiemy poniżać. Za to nie wiemy, jak się wzajemnie wspierać, kochać.
*
My, Khmerzy, uważamy się za buddystów, odprawiamy rytuały, ceremonie. Ale nie rozumiemy ich sensu. Nauk Buddy nie znamy. Słyszeliśmy, owszem, że nie wolno zabijać, krzywdzić niczego, co żyje. Słyszeliśmy, że nie wolno kraść. Żyć w rozwiązłości. Kłamać. Używać środków, które mącą umysł. Tak, ludzie wierzą, że jeśli komuś uczynisz coś dobrego, dobro do ciebie wróci, to się może nawet opłaci. A jak uczynisz drugiemu coś złego, opłaci się na pewno. Karmę ludzie mają tu w nosie. Nasz buddyzm to udawanie, folklor, plastik i dewocja. Buddyzm nas przed niczym nie ochronił. Skrzywdziliśmy siebie nawzajem, bo jesteśmy ludźmi.
*
Uczniowie [w 1969 roku] musieli w domu pisać wypracowania, porównywać bohaterów lektur, mieć własne zdanie, refleksję. Teraz podobno nie muszą. Teraz własne zdanie nie jest w cenie.
(tamże)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz