Postronnych zachwytów wiele, ale nie dość, bym na tetralogię Autorki się zdecydowała — beletrystyka to wciąż nie jest moja mocna strona. A zdanie (własne) na temat twórczości tej pani Drzewko chciałoby jakieś mieć. Gdy więc doczytałam, że ta powieść nie jest jedną z wielu części, która każe mi się zadeklarować, że przeczytam cały cykl, zrobiłam klik, klik, kabelek, kundel i proszę bardzo.
Prosty tytuł. O nieprostych rzeczach opowieść — stabuizowanych, niepopularnych, czasem wstydliwych, ale istniejących powszechnie i nagminnie. To opowieść o „wyroku”, który — co zaskakuje, choć nie powinno — wiąże dwie strony. Jest taka faza rozwoju, gdy myślimy o tym, czego nie dostaliśmy od matki, ale nie przychodzi nam do głowy, że coś jej odebraliśmy.
Wspaniały tytuł, który sugeruje, że wszystko jest oczywiste — nic bardziej mylnego.
[…] przemilczane mówi więcej niż to, co zwerbalizowane.
*
Patrzyłam na nią ze zdziwieniem i rozczarowaniem i obiecywałam sobie, że nie będę do niej podobna, że naprawdę stanę się inna i pokażę, że straszenie nas tymi jej „nigdy, nigdy więcej już mnie nie zobaczycie” jest czymś złym i niepotrzebnym, że trzeba na serio coś zmienić albo na serio odejść, zostawić wszystkich, zniknąć.
*
[…] dziecka pragnie się ze zwierzęcym instynktem wzmacnianym przez bieżące przekonania.
*
[…]
kucałam, otwierałam ramiona, żeby ją objąć, a ona wpadała w moje ciało jak pocisk, prawie mnie przewracała, przytulałam ją, ona też mnie przytulała.
Czas ucieka, powiedziałam, zabiera ze sobą ich ciałka, tylko ramiona o nich pamiętają.
*
[…] była sama, a jednocześnie ze wszystkimi przodkami wciśniętymi w ciało […].
*
— Myślą, że wiedzą lepiej — stwierdził Giovanni.
— Czasami tak jest — powiedziałam — bo do tego, czego my ich nauczyliśmy, dodają to, czego nauczyły się bez nas, w swoim czasie, który nie jest naszym czasem.
*
Gdy myśli krążą wokół nawet lekkiego bólu, ten w końcu osiąga granice wytrzymałości.
*
Głupotą jest myśleć, że można zwierzyć się własnym dzieciom, zanim skończą co najmniej pięćdziesiąt lat. Żądać, aby patrzyły na matkę jak na człowieka, a nie na funkcję.
*
Ileż zmarnowanych, utraconych chwil mam za sobą, a mimo to nadal obecnych w wirze wspomnień.
*
Czułam, że balansuje między cierpliwością a zdenerwowaniem, zrozumieniem a chęcią, by się rozpłakać.
*
Czasami trzeba uciec, żeby żyć.
*
Bo co ja w końcu takiego strasznego zrobiłam? […] Młodzieńcze nadzieje spełzły na niczym, czułam, że cofam się w zawrotnym tempie, że staję się jak moja matka, jak moja babka, jak cały szereg milczących czy urażonych kobiet, od których się wywodziłam. Stracone okazje.
*
Usiłowała zobaczyć w lustrze dawną siebie, zanim wydała na świat tę istotę, zanim na zawsze skazała się na więź z nią.
Elena Ferrante, Córka,
przeł. Lucyna Rodziewicz-Doktór,
Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2017.
(wyróżnienie własne)
Najtrudniej opowiedzieć o tym, czego sami nie potrafimy zrozumieć.
*
Wzruszenie i wdzięczność przejawiały się jako nagła potrzeba fizycznego kontaktu.
(tamże)
Hmm ... jakbym czytała o własnych doświadczeniach ... A pewnie są one doświadczeniami większości ludzi, po prostu ...
OdpowiedzUsuń"Żądać, aby patrzyły na matkę jak na człowieka, a nie na funkcję".
Tak właśnie teraz robię, i nawet mi się to udaje. Patrzę na rodziców, jak na ludzi. Ludzi, którzy też mieli jakieś marzenia, pragnienia, a którym nie wszystko wyszło a którym już niewiele wyjdzie, bo ich życie zmierza do kresu. I prędzej ich mi teraz żal, niż żal miewam do nich.
Ale, oczekuję wzajemności w spojrzeniu. Więc boli, gdy na mnie patrzy się (i tu ma na myśli właśnie matkę) z pozycji funkcji, a nie człowieka. Na to się nie zgadzam i tak rozmawiać nie będziemy, więc z takich relacji się wypisuję. Bez żalu. A szkoda, bo mogłoby być inaczej, ale inicjatywa musi być z obu stron...
hmmm… gdzie zacząć? że czuję podobnie? że podobna droga? no tak.
Usuńprzeżyłam w związku z Rodzicami dwa olśnienia:
(a) że są ludźmi, dla których coś, co mnie karmi, może być nie do wyobrażenia, nie do zaakceptowania, nie do rozmowy, czyli że mają ograniczenia, których nie przeskoczą, tak jak ja nie przeskoczę swoich. [ludzie, po prostu ludzie — tak jak napisałaś];
(b) że można mnie kochać i nie lubić jednocześnie — nie ma w tym nic sprzecznego :)))))).
W związku z powyższym np. nie upieram się, by zajrzeli tutaj. To miejsce nie istnieje, wiesz?
+ moc serdeczności, .d.