Wróciwszy przedwczoraj z rehabilitacyjnego chodzenia po sadzie, usłyszałam, jak Biały Kruk krzyczy zza ściany: „pamiętasz?” i zaczyna czytać na głos poniższe słowa:
W starym młynie skrzypiało, chrzęściło i piszczało. Diabli młynarza brali. Pierwszy, wraziwszy mu widły w krzyże, ciągnął. Drugi, zagryzłszy młynarzową, doduszał kocura, który mu ogon nadgryzł i czoło podrapał. Czart trzeci wziął młynarza na rogi, lecz spróchniały róg trzasnął, a zmieszany diabeł musiał pomagać sobie kozikiem.
Nie pamiętałam, bo nie znałam tych słów, tej historii, tej książki. Diabły wszystkie i Anioł Stróż, który słysząc jeszcze potępieńcze pienia dusz do piekła wleczonych, szepnął melancholijnie: „Muszę się rozejrzeć za nowym etatem”, reklamy książce robić nie musiały.
Pamiętam za to doskonale, że na początku lat osiemdziesiątych i ja zaczynałam każdy wakacyjny dzień u Babci od dyktanda. Nienawidziłam ich wtedy. Dziś dużo bym dała, by usiąść z Nią przy jednym stole, spojrzeć w Jej oczy, zadać setki pytań, a potem dyktando napisać — choćby najtrudniejsze i na dwóję bez plusa.>
Podejrzewam, że gdyby to było dzisiaj, to nazwano by mnie dysgrafikiem i miałbym z ortografią spokój, ale wtedy trzydzieści lat temu po prostu twierdzono, że jestem leniwym nieukiem i, co tu kryć, tumanem.
Dyktanda miały ten stan rzeczy zmienić i… zmieniły. Podczas jednych wakacji byłem codziennie przez mojego wuja w sposób absolutnie bezlitosny wzywany do jego gabinetu na piętrze i […] musiałem przez godzinę pisać to, co on mi dyktował.
// Michał Zych, syn siostry żony St. Lema.
*
Zważywszy wszystko, rzec mogę, że zmyślny ze mnie jaszczur.
*
W kałuży krwi leżał trup świeży, lecz sztywny, z wyrazem zasmucenia na twarzy, której niewiele mu zresztą zostało. […] Wysoko unosił się sęp, nie śmiąc jednak brać się do posiłku ze względu na obecność detektywa.
*
Słaniający się słoń tłamsił trzciny, niebo zasłaniał rozcapierzonymi uszami, trąbą bębnił po żebrach, tupał, stękał aż ziemia drżała, a desperacja ta spowodowana była przez pewną pluskwę drzewną, która wyrzucona przez gąsienicę z mieszkania, osiedliła się pod jego ogonem.
*
W rynsztoku żmija na żółwiu siedziała i jadła bułkę z żółtkiem. Huknęło, z gospody wybiegł przodownik pracy i rzygnął. Na murze ktoś napisał „Nasz rząd nierządem stoi”.
*
Przeleciały trzy pstre przepiórzyce przez trzy pstre kamienice, poczem zjadły pięćdziesiąt deka rzeżuchy. W tym samym czasie chrząszcz brzmiał w trzcinie. Brzmiał tak górnie i chmurnie, że nawet zadżumione makolągwy wielce się dziwowały. Pod płotem siedziała sójka i gdakała, ponieważ uczyła się obcych języków.
*
Rodzina złożona z sześciorga skrzatów skrzętnie krzesała ogień przy pomocy hubki i krzesiwa. Iskry padały na chrust, lecz ten opornie jeno hałaśliwie trzaskał zamiast wybuchnąć płomieniem. „Nic z tego nie będzie” — rzekł najstarszy z krasnoludów i krzesiwem przyłożył rodzince.
*
W lesie żyją grzyby. Grzyb różni się od żyrafy tym, że nie nosi skarpetek. Zwykłe grzyby mają kapelusze, natomiast grzyby wieczorowe używają cylindrów.
*
[…] padalce nie szybują w przestworzach, ponieważ im na tym nie zależy. Słuch mają tak bystry, że słyszą dźwięki na kilka godzin przed ich rozlegnięciem się. Wzrok padalca jest zabójczy dla skorpionów i małży. Pewne szczepy indiańskie wykorzystywały przenikliwy wzrok padalców do wiercenia dziur w deskach. Padalec brzydzi się ludźmi, lecz chętnie zjada małpy oraz starszych chłopców robiących błędy ortograficzne.
*
Ukróciwszy opór nieszczęsnego, kazali mu zjeść sześć kilo ryżu wymieszanego z rodzynkami, ponieważ misjonarz miał być nadziewany. Nieszczęśnik z niesmakiem patrzał na kulinarne przygotowania. Ogień żwawo buzował, brytfanna wytarta skórką słoniny lśniła jak srebro, a czarny kuchcik z garnuszkiem wody w ręku pokrapiał misjonarza, aby ten się nie przypalił. Cudnie zarumienionego, z trzeszczącą skórką, zapieczono potem w beszamelu. Legenda głosi, że żaden misjonarz jeszcze tak Murzynom nie smakował. Wspominając wieczerzę, wykrzykują: „Jakiż to był dobry, delikatny i lekkostrawny człowiek!”.
*
Kupiec niewolników, sortując towar, krzepkich mężów przeznaczał do kopalni, niewiasty do kuchni, a młodzież nie znającą ortografii na rozkurz.
Stanisław Lem, Dyktanda czyli…,
Wydawnictwo Przedsięwzięcie Galicja, Kraków 2001.
(wyróżnienie własne)
Kto nie ma anioła stróża, może robić, co mu się żywnie podoba. Kiedy diabli strajkują, grzesznicy mają ferie.
*
Przerzuciłem się przeto na inne interesy. Oszukuję, kradnę, kłamię, cudzołożę, dzięki czemu doszedłem najwyższych godności państwowych.
(tamże)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz