wpis przeniesiony 4.04.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Wyrzut kortyzolu. Wyrzut? Cała wlewka! Trzęsące się ręce. Łamiący się głos. Łzy.
Nigdy w życiu nie bałam się tak o najukochańszego człowieka.
Fałszywy alarm. Teraz trzy dni będę z tego kortyzolu schodzić.
Do masakrującej książki dziś nie zaglądam. Tulli odłożyłam na rzecz Tulli. Schodziłam z kortyzolu dotykiem wspaniałego grubego papieru; powolnością przesuwania wzroku po literkach; kreską, która czasem poruszała delikatne w środku; śmiechem i uśmiechem wskutek treści. Podobno to książka dla dzieci — tej Autorki pierwsza dla dzieci, ale osobiście natknęłam się na kilka miejsc, których niuans wyłapią tylko dorośli. Schodziłam z kortyzolu w hamaku. Schodzę dalej przy innej Tulli.
To wcale nie taka wielka sztuka skakać przez płonące obręcze, kiedy się wie, że po drugiej stronie będzie to samo co po tej.
*
Wieczorami Ptiżużuu lubił odwiedzać zające w ich norze. Siadali na progu i patrzyli na gwiazdy. To było o wiele przyjemniejsze od zebrań na polanie, gdzie rosło drzewo, w którym puchacz miał swoją dziuplę. Można tak było siedzieć i patrzeć bez końca i być razem, i wcale się nie odzywać.
*
— Co piszą? — interesowała się łasica. Nie umiała czytać, tak samo jak dzik i zające, ale przynajmniej tego żałowała.
*
I naraz pomyślała sobie, że ona sama też może być szczęśliwa. Przecież jest zwierzęciem, które ma imię, choć go nie zna. Zwierzęciem, dla którego jest ważny ktoś jeszcze, nie tylko ono samo. Imię, pomyślała łasica, która wcześniej nigdy na to nie wpadła, nosi się dla kogoś!
*
Nie wiemy, co nas teraz czeka. W takiej chwili powinniśmy wspierać się nawzajem.
— Więc dlaczego nikt mnie nie wspiera? — rozżalił się dzik.
— Dziku, na pewno rozumiesz, co to takiego „nawzajem”.
— Nie rozumiem! Nie rozumiem! — wrzeszczał dzik, tupiąc kopytkami. — Ja chcę do małpy!
Magdalena Tulli, Ten i tamten las, ilustr. Alicja Rosé,
Oficyna Wydawnicza Wilk & Król, Warszawa 2017.
(wyróżnienie własne)
(ilustr. Alicja Rosé, tamże)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz