wpis przeniesiony 4.04.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Czytałam powolutku, przeżywałam obraz po obrazie, uczucie po uczuciu, chwilę po chwili. Poezja prozą pisana — napisałam i zdanie podtrzymuję. Ta książka ma tylko jedną wadę — szybko się kończy. Ale za to daje do myślenia na dłużej. Moje obie Babcie przeżyły wojnę. Nigdy wcześniej nie zastanawiałam się nad tym, jak ten fakt odbił się na ich i moim życiu, jaki miał wpływ na relacje rodzinne. Zaczynam rozumieć milczenie uprawiane rodzinnie, które „znika” fakty, zamiata pod dywan trudności — to nieznana mi do tej pory perspektywa, ale też potrzebna mi zaduma.
[…] zdążyłam się nauczyć czytać, pisać i rachować, co prawda z błędami i o wiele za późno. Zdążyłam się przekonać, jak wiele rzeczy idzie zawsze na opak, i nawet zdążyłam się z tym pogodzić.
*
To wszystko jest za trudne – powiedziała sobie, mając na myśli naprawdę wszystko. Na jawie też nie szło jej najlepiej. […] Wiele razy musiała przyzwyczajać się do faktów, których nikt by się nie domyślił. […] Może innym też się tylko wydaje, że pod nogami czują twardy grunt. O tym, że szli po linie, dowiadują się znienacka, na chwilę zawisają w powietrzu, oszołomieni, i spadają.
*
[…] odzyskałaby mowę, dotarła do właściwych słów i być może zaczęłaby zadawać pytania. Gdyby pytała, zapewniłabym ją, że to wszystko, co ją spotyka, nie dzieje się z jej winy. A z czyjej? – pewnie chciałaby wiedzieć. Z niczyjej. Świat ma skłonność do stwarzania takich sytuacji – powiedziałabym. Dlatego to się zdarza. Niektórym. Raz temu, raz tamtemu. Właśnie tak.
*
Chciałam ją uspokoić […]. Pocieszyłabym ją: dręczenie innych nic by jej nie dało. Oni też nic z tego nie mieli oprócz krótkotrwałej, wątpliwej ulgi. Ale nie znałam sposobu, żeby ją przekonać, że kłopoty, z którymi się boryka, są starsze od niej.
*
Nie, dziewczynka nie zrobiła tego złośliwie. Nie wiedziała, że ciszę będzie słychać.
*
Przypadek? Pech? Dziewczynka nie wiedziała, co o tym myśleć. Więc myślała to co inni – że może na to zasłużyła. Zawsze była w kłopotach, ale nie dramatycznych. Raczej przewlekłych jak nieuleczalna choroba. Gorzki osad odkładał się w sercu albo wątrobie niczym trujące związki ołowiu.
*
Oglądała sobie wiszącą na ścianie zagadkową tablicę Mendelejewa i wcale nie rozpaczała. Patrzyła na tę listę wszystkiego, z czego podobno składa się świat. Z czego właściwie się składał? Z dużych i małych literek?
*
Przeleciało mi przez myśl, że będzie chciała wiedzieć, kim jestem, i że z tego tak łatwo nie wybrnę.
Nic podobnego. Ta sprawa w ogóle jej nie zaprzątała. Jakby czekała na kogoś podobnego do mnie. Na kogoś, kto zatrzyma ją i powie to, co powiedziałam. Były w niej niewyczerpane zasoby ufności, których nikt się nie domyślał. Na co dzień nie robiła z nich użytku, ale tylko dlatego, że brakowało okazji.
*
Kiedy było naprawdę ciężko, mój wzrok szorował po trotuarze. Tam przyklejały się postanowienia.
*
Zaczęłam ją lubić, najpierw potajemnie. Jej oderwanie od rzeczywistości jakoś nas od siebie nie oddalało. Gdybym ją wtedy opuściła, brakowałoby mi jej. A przy tym nic jeszcze nigdy nie dodało mi tyle sił, co pójście pod prąd cudzych o niej sądów.
*
Znak „równa się”, który pod przymusem pisałam na tablicy, był jak kładka prowadząca w nicość. Nie wyobrażałam sobie, w jaki sposób na końcu takiej kładki miałby się pojawić wynik.
*
Gdybym była literką „a”, po której stronie nosiłabym laseczkę? A kto to może wiedzieć? Po prawej, rzecz jasna, to pamiętałam, lecz która jest prawa? Głowiłam się nad tym za każdym razem z osobna, wiedząc, że prawa i lewa nie są określone raz na zawsze, wiele zależało od tego, gdzie się stoi i w którą stronę patrzy.
*
Z dnia na dzień stałam się kimś, z kim wcześniej się nie znałam. Kimś, z kim nie było mi przyjemnie się poznać.
*
Dziedzictwo jest trudne, składa się ze zbyt wielu nieszczęść, w których zbyt wielu ludzi odziedziczyło udziały, a nikt nie wie, jak je zainwestować i co w ogóle z nimi zrobić. Dotyczy to zwłaszcza upokorzeń, które chciałoby się po prostu wykreślić z inwentarza albo pozbyć się ich, oddając komuś innemu, nieważne, czy tego chce. Wiadomo jednak, że nikt nie przyjmie ich po dobroci, w tej sprawie bez przemocy się nie obędzie.
*
[…] do czego ta aluzja? Nie pytam, lepiej tego nie ruszać.
*
Z lekcji fizyki wynosimy przekonanie, że żadna forma energii nie znika bez śladu, przechodzi co najwyżej w inną formę, czasami po drodze przewracając to i owo. Toteż nie dziwi nas, kiedy energia przemocy przekształca się w błądzącą bez celu i kierunku energię cierpienia, żalu i nienawiści. W tej postaci przechodzi ona na własność dzieci i wnuków, można jej nawet użyć, ale zakres zastosowań okaże się ograniczony. Na przykład da się przekształcić ją w siłę – ale nie w pracę, jak sugerowałby podręcznik. Nikt nie jest jej panem. To ona, energia żalu i nienawiści, pamięć poniżenia, zaczyna nami rządzić i nie wiemy już sami, za kogo mamy się uważać. Wiemy tylko, że nasz ogólny bilans się nie domyka, pozostaje ujemny.
*
Człowieka nie można złamać, nawet kiedy odbierze mu się wszystko, nawet kiedy się go wtrąci do samego piekła – powtarzano, wysoko podnosząc poprzeczkę. Piekło miało być miejscem jak inne — tam także trzeba umieć się znaleźć — zwyczajnym punktem kontroli jakości materiału, z którego byliśmy ulepieni. Grzmiący ton miał zagłuszyć inną, bardziej pospolitą prawdę: że człowieka można złamać bez trudu, i to na różne sposoby.
*
Otóż Niemcy najpierw wygrali, potem przegrali, Rosjanie na odwrót, przegrali najpierw, a wygrali potem. Nasz kraj przegrał i najpierw, i potem.
Magdalena Tulli, Włoskie szpilki, SIW Znak, Kraków 2017.
(wyróżnienie własne)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz