wpis przeniesiony 4.04.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Historia ta, niczym dobrze napisany esej, ma wstęp, rozwinięcie i zakończenie. Dziś przytrafiło mi się zakończenie. Czas postawić ostatnią kropkę.
Wstęp, czyli idealny model:
Społeczeństwo składa się ze świadomych osób, które wiedzą i czują, że poruszanie się komunikacją miejską ma wymiar publiczny. Oznacza to, że wsiadając do tramwaju, autobusu, kolejki czy trolejbusu, w miarę swoich możliwości, z automatu stajemy się współodpowiedzialni za losy innych pasażerów. Dzięki temu widzimy całą postać starszego pana, gdy z mozołem wsiada, a nie tylko modlimy się, by nie zbliżał się do miejsca, gdzie wygodnie siedzimy i grzebiemy w telefonie, relaksując się po upiornych korpogodzinach.
Rozwinięcie z brodą, czyli empirią przez czas:
Gdy półtora roku temu nabrałam kompetencji i odwagi, by po raz pierwszy o dwóch kulach wsiąść do komunikacji miejskiej, bardzo się zdziwiłam. Wsiadałam pierwszymi drzwiami, by kierowca autobusu mnie widział. Na pierwszych siedzeniach dwie dwudziestoparolatki po joggingu, z pazurami w kolorze wściekłej pomarańczy, były tak zmęczone, że nie mogły mnie wyłowić z mgły osobistej niemożności. Człowiek — o czym przekonałam się boleśnie, gdy autobus ruszył — nie ma odpowiedniej liczby rąk, by bezpiecznie podróżować komunikacją miejską o dwóch kulach. Miałam szczęście, ja traciłam równowagę, ale pewna starsza pani mnie złapała. Gdy już byłam bezpieczna, gdy miałyśmy z panią miłą rozmowę za sobą, jeden z ruchomych ekranów edukował podróżnych tekstem: bądź bezpieczny! zawsze trzymaj się uchwytów, gdy pojazd pozostaje w ruchu. Kura przez wu, pomyślałam, bardzo śmieszne dla człowieka o dwóch kulach, ale bez trzech rąk.
Ta historia nauczyła mnie, że trzeba inaczej wsiadać do pojazdu komunikacji miejskiej — jak to mówią zajmujący się psychologią procesu — wsiadać „z innego właściwego miejsca”. Przykładem działania z niewłaściwego miejsca może być proszenie, które w rzeczywistości jest żądaniem. Z właściwego miejsca prosisz z miejsca osoby, która prosi; żądasz, mając prawo żądać; kochasz, by kochać, a nie liczyć na korzyści.
W ciągu kilku miesięcy do perfekcji opanowałam wchodzenie w wewnętrzny stan, który był niezbędny, by ktoś zaproponował mi swoje miejsce. Doszłam do wprawy i wielu ludzi jednocześnie podnosiło się, by mi ustąpić, gdy tylko przekraczałam próg pojazdu. Po drodze kule wymieniłam na laskę. Wciąż wszystko działało.
Minęły kolejne miesiące. Przyszedł dzień, gdy ja do tramwaju, z właściwego miejsca, we właściwym stanie wewnętrznym i… zong! Nikt się nie podniósł. Zbyt długo bawiłam się w tę zabawę, by nie potraktować jej jak wieloetapowej gry. Nikt się nie podniósł… czyli przeszłam na kolejny poziom trudności. Hurra, kolejna plansza do rozgryzienia. Acha, dotarło do mnie, nie jest sztuką wejść we właściwym stanie wewnętrznym … sztuką jest podejść do miejsca z krzyżykiem, nawiązać relację z człowiekiem, który tam siedzi i poprosić, by ustąpił miejsca. To tylko pozornie jest idiotycznie łatwe. Ale przecież lubię gry i zabawy, lubię relacje, lubię ludzi.
Na tej planszy spędziłam trochę czasu. Brałam odwet na młodych zdrowych siksach z wielkimi pazurami. Doszłam do perfekcji. Aż przyszedł dzień, gdy na miejscu z krzyżykiem nie siedział młody człowiek zainfekowany odrobiną staroświeckiego wychowania. Na miejscu z krzyżykiem siedział „kark” i czytał pięknie ilustrowaną książkę, co samo w sobie wydawało się absurdem. Ewidentnie znalazłam się poziom wyżej, bo kark, jak wstanie, to już nie poczyta i ja, osoba czytająca ciut, rozumiałam ten ból bardzo dobrze. No ale nie zagrać, grzech! Podeszłam, poprosiłam i otrzymałam dwie wzajemnie wykluczające się odpowiedzi: pan wstał, ale jednocześnie klął pod nosem. Widząc to, wiedziałam, że część tego człowieka mi ustąpiła, więc gadać mam do tej, która klęła, na czym stoi ten dziadowski świat. Do tej części ze zrozumieniem powiedziałam, że wiem, że są schorzenia, których nie widać i, że jeśli on potrzebuje tego miejsca, to ja się wycofuję, życząc mu zdrowia. Różne miejsca w nas spotkały się w tamtej chwili, widzieliśmy nasze potrzeby naprawdę, finalnie było to spotkanie pełne zrozumienia.
Dziś przeszłam na ostatni z możliwych poziomów. Nie jest już dla mnie sztuką wejść z właściwego miejsca wewnętrznego. Nie jest przyjąć oferowaną pomoc. Nie jest poprosić osobę zajmującą miejsce z krzyżykiem. Sztuką jest podejść do osoby, która na zwykłym niekrzyżykowym miejscu siedzi i poprosić w prawdzie ktosia, kto potrzebuje pomocy tej Osoby. Tramwaj przyjechał wcześniej. Ostatnimi drzwiami wsiadłam w ostatniej chwili, dojście do miejsca z krzyżykiem było poza moimi możliwościami. Zrobiłam to. Game over. Czas laski zaczyna się kończyć — poczułam z wdzięcznością.
Zakończenie:
Dla mnie to już żadna wielka sztuka, ale:
Jest sztuką posiadanie umiejętności wejścia tak, by
chciano ci ustąpić w środkach komunikacji miejskiej.
*
Jest sztuką poprosić, a nie żądać,
o ustąpienie miejsca z krzyżykiem.
*
Jest sztuką poprosić o pomoc tych,
którzy mają prawo ci odmówić.
Jeśli masz kontakt z kobietą w ciąży, która obraża się, że nikt nie zauważa jej brzucha i nie ustępuje — pogratuluj jej! To nie ludzie-świnie, ona po prostu przeszła w tej grze na wyższy poziom!
*
Epilogu, początek:
Pytano mnie nieraz, dlaczego jeszcze chodzę z laską. Trudności, z którymi się mierzę, obracałam w żart: robię w wymuszeniach (komunikacyjnych). Trudności nie zniknęły, ale ja już wiem, że game over, the winner is…
Finiszuję i bardzo tym się jaram, bo przecież Jakuszyce, welcome to…
¡El reksio! I kropka.
Tengo cuarenta y uno reksios:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz