niedziela, listopada 01, 2015

1532. Tylko o miłości (III)

 wpis przeniesiony 17.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Gdy Biały Kruk podarował mi Sekretne życie pszczół, odłożyłam tę książkę na półkę, będąc pewną, że to jakaś historia o hodowaniu pszczół — nowy fioł Białego Kruka i być może przedskoczek pasieki — w końcu odważną formę wewnętrznego szaleństwa w pewnym stopniu odziedziczyłam po Nim.

Po dwóch tygodniach Biały Kruk powiedział:
     — Ta książka jest tak dobra jak Zabić drozda.

Rzuciłam wszystko, by przeczytać „pszczoły”.

*

Zabić drozda… pamiętam, gdzie stała ta książka w bibliotece moich rodziców, gdy byłam dzieckiem. Grzbiet — żółte litery na czarnym tle. Moja absolutna niechęć do tej książki brała się w owym czasie stąd, że byłam święcie przekonana, że bohaterami są… Indianie.

Nie pamiętam, co się stało, że jako nastolatka przeczytałam książkę Harper Lee. Pamiętam tylko, że ją pokochałam.

*

4 listopada wychodzi nowa książka Harper. Już kupiłam, już czekam. Odświeżyłam sobie drozda. Wciąż kocham tę książkę, a ona wciąż jest o miłości, mądrej miłości.

[…] naprawdę nie potrzebujesz rodziców przez cały czas, Dill. Gdyby wciąż byli przy tobie, nic byś nie mógł zrobić.

*

Aż do chwili, gdy się przestraszyłam, że stracę tę umiejętność, nie kochałam czytania. Bo czy można kochać oddychanie?

*

     — Za młoda jesteś, żeby to zrozumieć. Czasem Biblia w ręku człowieka jest bardziej niebezpieczna niż butelka whiskey w ręku… w ręku twojego ojca.
     Byłam wstrząśnięta.
     — Atticus nie pije whiskey — powiedziałam. — Nigdy w życiu nie wypił ani kropli… No nie, raz wypił. Mówił mi, że spróbował i mu nie smakowała.
     Panna Maudie roześmiała się.
     — Nie mówiłam o twoim ojcu — odezwała się po chwili. — Chodziło mi o to, że choćby Atticus Finch się upił, nie byłby tak groźnym mężczyzną jak niektórzy już tacy są… tak bardzo martwią się tym, co ich czeka w zaświatach, że nie mają czasu nauczyć się żyć na tym świecie. Wystarczy spojrzeć na ulicę, żeby zobaczyć skutki.

*

Prześladowania są dziełem ludzi uprzedzonych.

*

Przy nim życie było zwyczajne, bez niego — nieznośne. Rozpaczałam przez całe dwa dni.

*

     — Masz — powiedział, podając Dillowi papierową torbę, z której sterczały słomki. — Pociągnij solidny łyk, to cię uspokoi.
     Dill pociągnął, uśmiechnął się i pociągnął jeszcze mocniej.
     — He, he. — Pan Raymond najwyraźniej rozkoszował się demoralizowaniem dziecka.
     — Dill, lepiej uważaj — rzuciłam ostrzegawczo.
     Dill oderwał się wreszcie od słomek i wyszczerzył się do mnie.
     — Skaucie, to tylko coca-cola.
     Pan Raymond usiadł, opierając się plecami o pień. Widziałam, że wcześniej leżał na trawie.
     — Ale nie zdradzicie mnie, młodziaki? Zrujnowalibyście moją reputację.
     — Czy to znaczy, że zawsze pije pan z tego worka coca-colę? Zwyczajną coca-colę?
     — Tak jest, panienko — odparł pan Raymond, kiwając głową. Podobał mi się jego zapach, zapach skóry, koni i nasion bawełny. Był jedynym znanym mi człowiekiem noszącym angielskie buty do jazdy konnej. — W zasadzie nic innego nie piję.
     — Więc tylko udaje pan, że jest pół…? Bardzo pana przepraszam — zmitygowałam się zaraz. — Nie chciałam być…
     Pan Raymond zaśmiał się, wcale nie obrażony, a ja spróbowałam sformułować bardziej dyskretne pytanie:
     — Dlaczego pan to robi?
     — Dlaczego… A chodzi ci o to, dlaczego udaję? To bardzo proste. — odparł. — Niektórym ludziom nie podoba się to, jak żyję. Mógłbym powiedzieć: do diabła z nimi, nic mnie nie obchodzi ich zdanie. I w zasadzie mówię: nic mnie nie obchodzi ich zdanie, ale wolę nie mówić: do diabła z nimi. Rozumiecie?
     — Nie, proszę pana — odrzekliśmy zgodnie.
     — Chodzi o to, że próbuję podsunąć im powód. Łatwiej jest ludziom, kiedy mają jakiś powód, coś, czego mogą się chwycić. Kiedy przyjeżdżam do miasta, czyli dość rzadko, chwieję się lekko i popijam coś z papierowej torby, ludzie mogą powiedzieć: „Dolphus Raymond jest w szponach whiskey, to dlatego nie zmieni swojego stylu życia. Nie panuje nad sobą, dlatego żyje tak, jak żyje”.
     — To nieuczciwe, panie Raymond, tak udawać kogoś gorszego, niż pan jest w rzeczywistości…
     — Może i nieuczciwe, ale świetnie służy wszystkim ludziom dookoła. I powiem ci w sekrecie, moja panno Finch, że choć nie jestem pijakiem, nasi współobywatele nigdy nie pojmą, że tak żyję, bo taka jest moja wola.

     […] pan Raymond mnie fascynował. Nigdy nie spotkałam człowieka, który celowo psuł obraz samego siebie w oczach innych. Ale dlaczego powierza nam swój największy sekret? Zapytałam go o to.
     — Bo jesteście dziećmi i potraficie mnie zrozumieć — odparł.

Harper Lee, Zabić drozda, (przeł. Maciej Szymański),
Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2014.
(wyróżnienie własne)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz