Gdy ją dostałam – miesiąc i pięć dni temu — nie umiałam się nią ucieszyć, bo śmietnik widziałam, a nie coś-ury, o których dowiedziałam się dużo, dużo później. Zapomniałam o niej. Tylko mój telefon pamiętał.
Nigdy nie wierz kobiecie! Było tu, że już żadnych błysków Julii Hartwig nie będzie, a jest! Jest, bo przypomniał mi o nieucieszonej na czas martwej naturze i Kaan, i o plastrach, których obecność uśmiecha mnie nie mniej niż coś-ury.
„Martwa natura” to obraz materii nieożywionej.
A jednak są martwe natury, za którymi czuje się obecność ludzką. […]
Julia Hartwig, Zwierzenia i błyski,
Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2004.
(Błyski: I,
II,
III)
Kaan.
*
Nigdy nie wierz kobiecie! Było, że do końca roku książki w „papierzu” nie kupię. I co z tego, że w moich rękach będą dopiero po Nowym Roku — jedną zamówiłam, drugą kupiłam, obie w drodze. Charakteru mi brak. Za to śniegu jeszcze troszkę jest (tego pierwszego).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz