wtorek, grudnia 24, 2019

3617. Za oknem deszcz

Pogoda nie rozpieszcza świątecznie. Dobre myśli, w formie niskich i ociężałych lotów, ryją w błocie. Anioły (z powodu przemoczonych skrzydeł), zadziwione swoim opadaniem, mierzą się z pytaniem: czy nie są już przypadkiem upadłe?

Na swojej wirtualnej półce szukałam książki, z której bardzo konkretny wiersz chciałam wyjąć i… odkryłam, że jestem właścicielką tomiku, którego, nie wiedzieć czemu, jeszcze nie czytałam. W taką pogodę… tylko poezja daje radę, więc klik, klik.

Ten tomik nie poprawia pogody. Zatrzymuje i dotyka ran. Nie daje nadziei, ale leczy. Szturcha sens, by ten wziął głęboki oddech. Wigilia po tych wierszach będzie miała inny smak. Z bezbronnymi będę przy jednym stole. Na chwilę, która nigdy już nie wróci (wiem), a wydarzy się dopiero za cztery godziny.

Nawet nie wiem
czy to historia nas stworzyła
czy my stworzyliśmy historię.
Czy jesteśmy tylko echem
czyjegoś innego serca
.

*

Trop w trop za sobą.
Całe życie na polowaniu
.

*

Spotykamy się po latach
z planami na przyszłość
.
 
Tyle z nas zostało?
Pytają zmieszane.
 
[…]
 
Niektóre z nich umarły.
W kilku wypadkach
doszło do rękoczynów
z losem
.

[…]

Teraz
są jak wahania walut
na nerwowych giełdach.
Chwytają ciężko
oddech
i mają smak huraganu
.

*

Życie
dotkliwy środek zapobiegawczy
wobec śmierci
.

*

Odwaga żyje z niebezpiecznych chwil.
Zawsze była dzielna i nieustępliwa
.
[…]
 
Jeździła z nami na wakacje.
Miała zawsze na oku
kontuzje okaleczenia rany.
Potem skakaliśmy ze skał prosto do nieba.
Już na własny rachunek. Ryzyko zacierało ręce
.

[…] 
 
Dzisiaj coraz częściej popada w stres.
Nocami zasypuje nas gradem pytań.
Rzęzi jak wściekły silnik i ma lęk wysokości
.

*

Samotność nie ma ciała.
Nawet kiedy nas obejmuje
.

*

Miękka flanela
dzieciństwa
kiedy Absolutny Czas Newtona
nie zawracał nam głowy.
 
Uczyliśmy się liczyć.
Dodawaliśmy
niepiśmienne jeszcze
palce.
 
Odejmowanie
należało już do umarłych.
 
Pamiętasz pewność siebie
?

*

Młodość. Owoce szczęścia
nie obrane jeszcze z łup
.
Starość należy do starych.
Byliśmy tacy jak oni.

*

Odwiedziny umarłych
wypadają zawsze
w niefortunnych godzinach.

Właśnie wychodzimy do kina.
Na dyskotekę. Do supermarketu.

A oni przynoszą fragmenty
murów. Kawałki blachy.
Zwinięte w bólu druty.
I mówią zakłopotani:
Śmierć to przecież samo życie…

I co z tym zrobić.

Rozbieramy się.
Robimy kawę.
Wyciągamy butelkę bourbona
i patrzymy sobie
prosto
w przepaść
.

Ewa Lipska, Czytnik linii papilarnych,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2015.

KILKA SŁÓW
O KSENOFOBII

Kojarzy się z obżarstwem języka.
Ze spasioną nienawiścią. Tłustą nudą.
Z poruszającymi się gąsienicami
makaronu. Z kakofonią polityki.

Jest jadem niestrawionych zdań.
Gęstym ciastem przesądów.
Z łakomstwa wybiera przepisy
na słodkie ciasteczka wojny.

Na forach internetowych
zostają po niej mdłości
.

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz