Pogoda nie rozpieszcza świątecznie. Dobre myśli, w formie niskich i ociężałych lotów, ryją w błocie. Anioły (z powodu przemoczonych skrzydeł), zadziwione swoim opadaniem, mierzą się z pytaniem: czy nie są już przypadkiem upadłe?
Na swojej wirtualnej półce szukałam książki, z której bardzo konkretny wiersz chciałam wyjąć i… odkryłam, że jestem właścicielką tomiku, którego, nie wiedzieć czemu, jeszcze nie czytałam. W taką pogodę… tylko poezja daje radę, więc klik, klik.
Ten tomik nie poprawia pogody. Zatrzymuje i dotyka ran. Nie daje nadziei, ale leczy. Szturcha sens, by ten wziął głęboki oddech. Wigilia po tych wierszach będzie miała inny smak. Z bezbronnymi będę przy jednym stole. Na chwilę, która nigdy już nie wróci (wiem), a wydarzy się dopiero za cztery godziny.
Nawet nie wiem
czy to historia nas stworzyła
czy my stworzyliśmy historię.
Czy jesteśmy tylko echem
czyjegoś innego serca.
*
Trop w trop za sobą.
Całe życie na polowaniu.
*
Spotykamy się po latach
z planami na przyszłość.
Tyle z nas zostało?
Pytają zmieszane.
[…]
Niektóre z nich umarły.
W kilku wypadkach
doszło do rękoczynów
z losem.
[…]
Teraz
są jak wahania walut
na nerwowych giełdach.
Chwytają ciężko
oddech
i mają smak huraganu.
*
Życie
dotkliwy środek zapobiegawczy
wobec śmierci.
*
Odwaga żyje z niebezpiecznych chwil.
Zawsze była dzielna i nieustępliwa.
[…]
Jeździła z nami na wakacje.
Miała zawsze na oku
kontuzje okaleczenia rany.
Potem skakaliśmy ze skał prosto do nieba.
Już na własny rachunek. Ryzyko zacierało ręce.
[…]
Dzisiaj coraz częściej popada w stres.
Nocami zasypuje nas gradem pytań.
Rzęzi jak wściekły silnik i ma lęk wysokości.
*
Samotność nie ma ciała.
Nawet kiedy nas obejmuje.
*
Miękka flanela
dzieciństwa
kiedy Absolutny Czas Newtona
nie zawracał nam głowy.
Uczyliśmy się liczyć.
Dodawaliśmy
niepiśmienne jeszcze
palce.
Odejmowanie
należało już do umarłych.
Pamiętasz pewność siebie?
*
Młodość. Owoce szczęścia
nie obrane jeszcze z łup.
Starość należy do starych.
Byliśmy tacy jak oni.
*
Odwiedziny umarłych
wypadają zawsze
w niefortunnych godzinach.
Właśnie wychodzimy do kina.
Na dyskotekę. Do supermarketu.
A oni przynoszą fragmenty
murów. Kawałki blachy.
Zwinięte w bólu druty.
I mówią zakłopotani:
Śmierć to przecież samo życie…
I co z tym zrobić.
Rozbieramy się.
Robimy kawę.
Wyciągamy butelkę bourbona
i patrzymy sobie
prosto
w przepaść.
Ewa Lipska, Czytnik linii papilarnych,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2015.
KILKA SŁÓW
O KSENOFOBII
Kojarzy się z obżarstwem języka.
Ze spasioną nienawiścią. Tłustą nudą.
Z poruszającymi się gąsienicami
makaronu. Z kakofonią polityki.
Jest jadem niestrawionych zdań.
Gęstym ciastem przesądów.
Z łakomstwa wybiera przepisy
na słodkie ciasteczka wojny.
Na forach internetowych
zostają po niej mdłości.
(tamże)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz