Te literki (jak tamte) wyjęłam z tej książki. Klik, klik i na samym szczycie wirtualnego stosiku książek-wyjętych-z-innych-książek okrakiem rozsiadł się ten esej.
Esej w moim świecie dość egzotyczny, bo z historii idei. Wymagający intelektualnie, ale też stanowiący plasterek na moje kompletne niezrozumienie tego, co dzieje się w Polsce, w której miernota organizuje życie wszystkim obywatelom, gdzie jeden z drugim kretynem*, nie ponosząc za to żadnej odpowiedzialności, dokonują projekcji swojego skromnego potencjału umysłowo-emocjonalnego na innych.
___________
* tak, tak, to bardzo grzecznie o marszałku z-bożej-łaski-terleckim (pisownia pozbawiona szacunku nieprzypadkowa).
[…] do rozmowy potrzebne jest oczywiście minimum dobrej woli, ale poza tym jako tako uporządkowane i racjonalne poglądy. Żeby rozmawiać trzeba wiedzieć, o czym się rozmawia i jakie w danej kwestii zajmuje się stanowisko. I oczywiście nie wolno kłamać, chociaż – jak w każdych negocjacjach – elementy przesady i delikatnego szantażu są nieuniknione. Ilość jednak nie wie[,] co mówić, bo nie wie, co myśli. Nie jest to w żadnej mierze obraza, to opis rzeczywistości, której uniknąć się nie da. A w związku z tym politycy reprezentujący, w swoim mniemaniu, bo innej legitymizacji niż mniemanie (poza zdeprawowanymi wyborami powszechnymi) nie posiadają, nie mogą mieć choćby minimalnie spójnych poglądów. To nie jest nawet ich wina. Ich winą jest tylko to, że wyłącznie z chęci czy żądzy władzy, decydują się na zostanie politykami.
*
Ilość nie chce słuchać, chce tylko usłyszeć jedno słowo, ostatecznie jedno krótkie zdanie.
*
Od kilkunastu, a na pewno od kilku lat, pojawiają się jednak „nowi dzicy” w sferze politycznej, którzy niczego negocjować nie chcą. […] Innymi słowy, jeżeli zgodzimy się – powtarzałem to wiele razy – że w polityce są tylko dwa narzędzie: rozmowa i siła, to negocjacje, czyli rozmowę, coraz częściej zastępuje się siłą. Siła zaś wynika z wsparcia ilości. A często wsparcie to jest wątpliwe, jednak arytmetyka wyborcza je wymusza.
*
Wulgaryzacja i – szerzej mówiąc – dewastacja języka literackiego ma poważniejsze konsekwencje dla kultury niż zwykliśmy sądzić. Nowy język, na skutek spowodowanych – między innymi – przez wulgaryzację, a ponadto przez zatratę zdolności gramatycznych i używanie słów bez sensu i zrozumienia, uniemożliwia właściwy odbiór dawnych dzieł sztuki, a zwłaszcza książek.
*
W zasadzie w normalnych okolicznościach – wbrew licznym autorom – polityka historyczna po prostu nie istnieje. W ramach wolnego społeczeństwa działają rozmaite grupy wielbicieli postaci historycznych czy ważnych zdarzeń, lokalnej historii lub – na przykład – historii mówionej. I znakomicie. Z polityką historyczną nie ma to nic wspólnego. Polityka historyczna polega na lansowaniu określonego wizerunku przeszłości dla celów teraźniejszości, czyli polega na manipulowaniu przeszłością w celu narzucenia konkretnych wzorców i symboli, konkretnej wizji czasu minionego. Nie ma polityki historycznej bez – łagodnego lub natarczywego – forsowania jednej wizji, jednego kryterium wyboru i jednego wyobrażenia przeszłości.
*
Paradoksalnie to w sporach demokratycznych polityka historyczna zaczęła zajmować coraz poważniejsze miejsce, kiedy to poza zdobywaniem głosów na najbliższe wybory postanowiono stworzyć stabilny elektorat. Polityka historyczna stała się zatem zabiegiem stosowanym przez partie polityczne. Dodajmy, że stosowanym tym intensywniej, im mniej te partie mają do zaoferowania w realnych dziedzinach życia.
*
Przebywanie w świecie równoległym wymaga obecności także w świecie ilości. Więc, jak wszyscy, reaguję na kłamstwo, głupotę, ale i na wielkość. Nie obwiniam świata ilości o to, że mi utrudnia życie lub czyni je nieznośnym. I co by to dało? Jestem przecież częścią tego świata. Nie jest tak, że myślenie równoległe ustanawia byt równoległy. Sądzić tak byłoby świadectwem radykalnego i zarazem utopijnego konserwatyzmu. Nie jestem ani lepszy, ani bardziej skuteczny. Zestawiam tylko swoje myślenie, swoje poczucie miejsca w świecie ducha. Nie mam pretensji do innych, że są gdzie indziej, dopóki mi niczego nie zakazują lub dopóki ich praktyki nie zagrażają moim sposobom myślenia.
*
[…]
wiedza ekonomiczna o świecie współczesnym opiera się na idei wzrostu i idei naukowości. Widzimy, jak łatwo ludzkość daje się oszukać, czy raczej podlega, bo nie winię ekonomistów, autoułudzie. We wszystkich innych przypadkach, kiedy nas ktoś namawia do zgody na naukowy charakter przewidywania przyszłości, mamy go za oszusta lub szaleńca, ewentualnie nazywamy to „futurologią”. Wzrost to nie tylko opis[,] że wzrasta, to norma – powinno wzrastać – i miara[,] ile komu wzrasta, oraz przepowiednia – będzie wzrastać.
Oczywiście, we wszystkich tych wymiarach akceptujemy wzrost i bylibyśmy bez niego pozbawieni busoli. Żadna inna idea nie opanowała tak świata zachodniego. Zaczyna się od jednostki i jej manii lepszej pracy, lepszego samochodu, lepszych wakacji, lepszych dzieci, lepszego leczenia i – generalnie – lepszego życia, chociaż nie wiadomo, jaki miałby być sens tego życia. Następnie idea wzrostu ogarnęła większe zgrupowania ilości, aż – ostatnio – sięga coraz częściej poza umowne granice Zachodu. Na wszystkie zastrzeżenia – bezrobocie, zła służba medyczna czy edukacja, niedostatki przyjemności i rozrywki – odpowiedź jest jedna: im wzrost będzie szybszy, tym więcej jeszcze istniejących problemów uda się rozwiązać, a każde zahamowanie wzrostu prowadzi do poczucia nieszczęścia, do poczucia kryzysu, do zmian politycznych i politycznego wysiłku na rzecz uratowania wzrostu.
*
Te same pytania wymagają czasem innych odpowiedzi. Banalność polega na tym, że sądzimy, iż z samego przyzywania przeszłości cokolwiek wyniknie. Nie ma europejskich wartości bez warunku, jakim jest autokrytycyzm. A jakie będą to wartości, ba, jakie są – tego nie wiemy, bo nie myślimy równolegle, bo banał uwielbiany przez ilość nas satysfakcjonuje. Bo się powtarzamy. Jednak wcale tak być nie musi. I to jest nasza druga strategia – walczyć z bezmyślnością, banałem i brakiem filozofii, czyli zdziwienia i nieustannego podawania w wątpliwość. Jaka będzie jej skuteczność? Tego nie wiem, ale wiem, że tędy droga. Nic nie jest stracone.
Król Marcin, Do nielicznego grona szczęśliwych,
Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2018.
(wyróżnienie własne)
Zachowuję wdzięczność dla ludzi, książek, obrazów, pejzaży, dzięki którym świat wydawał się swobodniejszy i rozleglejszy, bliższy, kryjący w sobie wiele zakątków.
*
Kończę i wychodzę z psami na spacer. […] Psy pędzą za sarną. Wiedzą przecież, jak i ja wiem, że nie dojdę do moich horyzontów, tak jak one jej nie dogonią. Ale pędzą zadowolone. Obym umiał brać z nich przykład.
(tamże)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz