niedziela, listopada 07, 2021

4425. Z książki wyjęte… (III)

Te literki (jak tamte) wyjęłam z tej książki. Klik, klik i na samym szczycie wirtu­al­ne­go stosiku książek-wyjętych-z-innych-książek okrakiem rozsiadł się ten esej.

Esej w moim świecie dość egzotyczny, bo z historii idei. Wyma­ga­ją­cy inte­lek­tual­nie, ale też stanowiący plasterek na moje kompletne niezro­zu­mie­nie tego, co dzieje się w Polsce, w której miernota organizuje życie wszystkim obywatelom, gdzie jeden z drugim kretynem*, nie ponosząc za to żadnej odpowiedzialności, dokonują pro­jekcji swojego skromnego potencjału umy­sło­wo-emo­cjo­nal­ne­go na innych.

___________
  * tak, tak, to bardzo grzecznie o marszałku z-bożej-łaski-terleckim (pisownia pozbawiona sza­cun­ku nieprzypadkowa).

[…] do rozmowy potrzebne jest oczywiście minimum dobrej woli, ale poza tym jako tako uporządkowane i racjonalne poglądy. Żeby roz­ma­wiać trzeba wiedzieć, o czym się rozmawia i jakie w danej kwe­stii zajmuje się stanowisko. I oczywiście nie wolno kłamać, chociaż – jak w każdych negocjacjach – elementy przesady i delikatnego szantażu są nie­uniknio­ne. Ilość jednak nie wie[,] co mówić, bo nie wie, co myśli. Nie jest to w żadnej mierze obraza, to opis rzeczywistości, której uniknąć się nie da. A w związ­ku z tym politycy reprezentujący, w swoim mniemaniu, bo in­nej legitymizacji niż mniemanie (poza zde­pra­wo­wa­ny­mi wyborami po­wszech­ny­mi) nie posiadają, nie mogą mieć choćby minimalnie spójnych poglądów. To nie jest nawet ich wina. Ich winą jest tylko to, że wy­łącz­nie z chęci czy żą­dzy władzy, decydują się na zostanie politykami.

*

Ilość nie chce słuchać, chce tylko usłyszeć jedno słowo, ostatecznie jedno krótkie zdanie.

*

Od kilkunastu, a na pewno od kilku lat, pojawiają się jednak „nowi dzicyw sferze politycznej, którzy niczego negocjować nie chcą. […] Innymi słowy, jeżeli zgodzimy się – powtarzałem to wiele razy – że w po­li­ty­ce są tylko dwa narzędzie: rozmowa i siła, to negocjacje, czyli roz­mo­wę, coraz częściej zastępuje się siłą. Siła zaś wynika z wsparcia ilości. A często wsparcie to jest wątpliwe, jednak arytmetyka wyborcza je wymusza.

*

Wulgaryzacja i – szerzej mówiąc – dewastacja języka literackiego ma poważniejsze konsekwencje dla kultury niż zwykliśmy sądzić. Nowy język, na skutek spo­wo­do­wa­nych – między innymi – przez wulgaryzację, a po­nad­to przez zatratę zdolności gramatycznych i uży­wa­nie słów bez sensu i zrozumienia, uniemożliwia wła­ści­wy odbiór dawnych dzieł sztuki, a zwłaszcza książek.

*

W zasadzie w normalnych okolicznościach – wbrew licznym auto­rom – polityka historyczna po prostu nie istnieje. W ramach wolnego spo­łe­czeń­stwa działają rozmaite grupy wielbicieli postaci historycznych czy ważnych zdarzeń, lokalnej historii lub – na przykład – historii mówionej. I znakomicie. Z polityką historyczną nie ma to nic wspól­nego. Poli­ty­ka historyczna polega na lansowaniu określonego wizerunku przeszłości dla celów teraźniejszości, czyli polega na mani­pu­lo­wa­niu przeszłością w celu na­rzu­ce­nia konkretnych wzorców i symboli, konkretnej wizji czasu minionego. Nie ma polityki historycznej bez – łagodnego lub natarczywego – forsowania jednej wizji, jednego kryterium wyboru i jed­ne­go wyobrażenia przeszłości.

*

Paradoksalnie to w sporach demokratycznych polityka historyczna zaczęła zajmować coraz poważniejsze miejsce, kiedy to poza zdobywaniem głosów na naj­bliż­sze wybory postanowiono stworzyć stabilny elektorat. Polityka historyczna stała się zatem zabiegiem sto­so­wa­nym przez partie polityczne. Dodajmy, że sto­so­wa­nym tym intensywniej, im mniej te partie mają do zaoferowania w realnych dziedzinach życia.

*

Przebywanie w świecie równoległym wymaga obe­cno­ści także w świecie ilości. Więc, jak wszyscy, reaguję na kłamstwo, głupotę, ale i na wielkość. Nie obwiniam świata ilości o to, że mi utrudnia życie lub czyni je nie­znoś­nym. I co by to dało? Jestem przecież częścią tego świata. Nie jest tak, że my­śle­nie równo­le­głe ustanawia byt równoległy. Sądzić tak byłoby świa­dectwem ra­dy­ka­lne­go i zarazem utopijnego kon­ser­wa­ty­zmu. Nie jestem ani lepszy, ani bardziej sku­tecz­ny. Ze­sta­wiam tylko swoje myślenie, swoje po­czu­cie miejsca w świecie ducha. Nie mam pretensji do innych, że są gdzie indziej, dopóki mi niczego nie zakazują lub dopóki ich praktyki nie za­gra­ża­ją moim sposobom myślenia.

*

[…] wiedza ekonomiczna o świecie współczesnym opie­ra się na idei wzrostu i idei naukowości. Widzimy, jak łatwo ludzkość daje się oszukać, czy raczej podlega, bo nie winię ekonomistów, autoułudzie. We wszystkich innych przy­pad­kach, kiedy nas ktoś namawia do zgody na naukowy charakter przewidywania przyszłości, ma­my go za oszusta lub szaleńca, ewentualnie na­zy­wa­my to „futurologią”. Wzrost to nie tylko opis[,] że wzrasta, to norma – powinno wzrastać – i miara[,] ile komu wzrasta, oraz prze­po­wied­nia – będzie wzrastać.
     Oczywiście, we wszystkich tych wymiarach akce­ptu­je­my wzrost i by­li­by­śmy bez niego pozbawieni busoli. Żadna inna idea nie opanowała tak świa­ta za­cho­dnie­go. Zaczyna się od jednostki i jej manii lepszej pracy, lepszego samochodu, lepszych wakacji, lepszych dzieci, lepszego leczenia i – ge­ne­ral­nie – lepszego życia, cho­ciaż nie wiadomo, jaki miałby być sens tego życia. Na­stęp­nie idea wzrostu ogarnęła większe zgrupowania ilości, aż – ostatnio – sięga coraz częściej poza umowne granice Zachodu. Na wszystkie za­strze­że­nia – bez­ro­bo­cie, zła służba medyczna czy edukacja, niedostatki przy­jem­no­ści i rozrywki – odpowiedź jest jedna: im wzrost będzie szybszy, tym wię­cej jeszcze istniejących problemów uda się rozwiązać, a każde za­ha­mo­wa­nie wzrostu prowadzi do poczucia nie­szczęś­cia, do po­czu­cia kry­zy­su, do zmian po­li­tycz­nych i po­li­tycz­ne­go wysiłku na rzecz uratowania wzrostu.

*

Te same pytania wymagają czasem innych odpowiedzi. Banalność polega na tym, że sądzimy, iż z samego przy­zywania przeszłości cokolwiek wy­nik­nie. Nie ma europejskich wartości bez warunku, jakim jest auto­kry­ty­cyzm. A jakie będą to wartości, ba, jakie są – tego nie wiemy, bo nie myślimy rów­no­leg­le, bo banał uwiel­bia­ny przez ilość nas satysfakcjonuje. Bo się powta­rza­my. Jednak wcale tak być nie musi. I to jest nasza druga strategia – wal­czyć z bezmyślnością, banałem i brakiem filozofii, czyli zdzi­wie­nia i nie­ustan­ne­go podawania w wątpliwość. Jaka będzie jej skuteczność? Tego nie wiem, ale wiem, że tędy droga. Nic nie jest stracone.

Król Marcin, Do nielicznego grona szczęśliwych,
Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2018.
(wyróżnienie własne)

Zachowuję wdzięczność dla ludzi, ksią­żek, obrazów, pejzaży, dzięki którym świat wy­dawał się swo­bod­niej­szy i roz­leg­lej­szy, bliż­szy, kryjący w so­bie wiele zakątków.

*

Kończę i wychodzę z psami na spacer. […] Psy pędzą za sarną. Wiedzą przecież, jak i ja wiem, że nie dojdę do moich ho­ry­zon­tów, tak jak one jej nie dogonią. Ale pędzą zadowolone. Obym umiał brać z nich przykład.

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz