wtorek, listopada 09, 2021

4427. Czytane przed gigantem (I)

O istnieniu tej książki dowiedziałam się w piątek. W ten sposób dowiedziałam się również o tym, że zbliża się drugi w tym roku Dzień Ojca — ruchome dla mnie i Białego Kruka święto. Klik, klik, kupić, zapłacić i czekać, by do rąk Bia­łe­go Kruka trafiła.

Drugi Dzień Ojca wypadł dziś, bo dziś Biały Kruk Ją odebrał. Rodziciel za­czy­na przyjemność, jaką zdecydowanie jest ta książka — ilustracje, historie — ja ją dziś skończyłam, bo chwilę po tym, gdy wy­sła­łam papier w stronę Małej Danii, coś mnie tknęło i klik, klik — był ibuk!

Natychmiast, nie oglądając się na ibukosknerę, zrobiłam kolejne klik, klik i miałam na czyt­ni­ku, reglamentując sobie liczbę spotykanych dziennie latarni, by star­czy­ło na jak najdłużej. Najdłużej nie trwało długo, ale za to przyjemność była ogromna.

Po głowie chodził mi pomysł, którego zaczynem były ulubione książki – poetyckie atlasy z mapami pełne zwięzłych opowieści, zdolnych ponieść Czytelników w odległe zakątki z zacisza wygodnego fotela.

*

W NIEMOŻLIWEJ ARCHITEKTURZE tych budowli tkwi piękno i dzikość. Być może dzieje się tak, ponieważ wyczuwamy, że konają. Ich blask wy­ga­sa, ich ciała kruszeją. I choć wiele z nich nadal stoi na straży, wiernych swemu powołaniu, by rozświetlać wody, za sprawą nowych technologii stają się dziś coraz bardziej zbędne. Statki nie potrzebują już ich ro­man­tycz­nej opieki; pojawili się nowi przewodnicy – satelity na orbicie, nawigacja GPS, sonary, radary – przez co zapominamy, że latarnie morskie były do­mo­stwem i miejscem pracy wielu mężczyzn i kobiet, niejednokrotnie nie­znanych.

*

Pustka odczuwana z dala od opieki bliźnich jest dla nie­któ­rych piekłem. Za to dla innych, jak dla Charlesa Bukowskiego, „odo­sob­nie­nie to dar”.

*

Pod koniec dziewiętnastego wieku umysł Szuchowa wykreował wieże, dachy, pawilony i budynki stabilne pomimo zużycia minimalnej ilości materiału. Udało mu się tchnąć życie w proste szkielety ze stalowej siatki i przeobrazić je w budowle niezwykłe, organiczne, lekkie, wyjęte spod władzy czasu.

*

OD PRZESZŁO DZIESIĘCIU LAT światło nie działa. Bez jego blasku w wie­ży zadomowiły się tysiące morskich ptaków. Upływ czasu zostawił ślady na opuszczonych obiektach: popękany tynk na ścianach, rdzę na metalowej konstrukcji, stare zniszczone silniki i potłuczone szyby w oknach. Latarnia na Aniwie osuwa się powoli do morza.

*

Projekt latarni, choć tylko pośrednio, zainspirowała obserwacja drzewa. […] Jej projektant John Smeaton sporządził szkic budowli, będąc świad­kiem niebywałej wytrzymałości starego dębu, który nie ugiął się podczas potężnej burzy.

*

To najbardziej samotna i najmniej przyjazna z argentyńskich latarni.
     […]
     STARĄ LATARNIĘ MORSKĄ ZAMIERZANO wyłączyć, jednak światło, skrupulatnie doglądane, nadal działa. Z siedziby latarników widać morze.

*

W sierpniu 2019 roku Daniela Ortiz, kapral marynarki wojennej Chile i specjalistka od łączności, została pierwszą kobietą latarnikiem w Evan­gelistas.

*

„TEN ZAWÓD WYMAGA NERWÓW ZE STALI”, ostrzegano w ogłoszeniu o naborze latarników do Grip. Samo zejście na ląd stanowiło nie lada wyczyn.

*

PRZYLĄDEK GWARDAFUY WYZNACZA SZPIC ROGU AFRYKI. W sta­ro­żytno­ści był nazywany Aromatum Promontorium (Przylądkiem Przypraw), po arabsku Ras Asir (Przylądkiem Łez), a przez średniowiecznych włoskich marynarzy – Guardafui (Patrz i uciekaj), z racji groźnych prądów oraz gęstych i niespodziewanych mgieł.

*

Ida [Lewis] nie umie żyć z dala od latarni i szybko wraca na Lime Rock. Oficjalnie posadę latarniczki otrzymuje w 1879 roku.
     „Niekiedy mgiełka, która rozbryzguje się na oknach, jest tak gęsta, że nic nie widać, czasem zaś przez wiele dni fale są tak wysokie, że żadna łódź nie odważyłaby się zbliżyć do wyspy, nawet gdybyśmy głodowali. Jestem jed­nak szczęśliwa. Na tej skale panuje spokój, którego nie sposób doświadczyć na wybrzeżu. Latem wpływają i wypływają setki statków, a za moim szczę­ściem kryje się świadomość, że to ode mnie zależy ich bezpieczeństwo”.

*

DALEJ NA POŁUDNIE NIE MA JUŻ ŚWIATŁA, tylko rozszalałe morze i ry­czą­ce czterdziestki. Następny stały ląd to dopiero Antarktyda.

[…] ostatnimi laty ogłoszono program wolontariatu dla pary, która chcia­ła­by spędzić na wyspie pół roku. Tymczasowi mieszkańcy byli zobo­wią­za­ni nadzorować wyposażenie i dokonywać pomiarów mete­o­ro­lo­gicz­nych. Na pierwszy nabór wpłynęło ponad tysiąc zgłoszeń.

*

PO ZAKOŃCZENIU PIERWSZEJ WOJNY ŚWIATOWEJ Francja wspiera reintegrację zawodową wielu żołnierzy, którzy zdrowiem przypłacili udział w konflikcie. Dekret z 1924 roku wyznacza listę zawodów za­revzer­wo­wa­nych dla weteranów, na której znajdują się posady listonosza oraz straż­ni­ka parków i muzeów. Urzędnicy umieszczają tam również zawód latarnika, być może zakładając, że to mało wymagająca służba.

*

KIEDY NIEDOŚWIADCZONEGO KEVINA ARSENAULTA przydzielono do obsługi latarni, o której prawie nic nie wiedział, zapytał swoich kompanów ze straży przybrzeżnej, jak wygląda tam życie. Jeden z nich zapewnił go, że dziewczyny rosną tam na drzewach. Gdyby Arsenault przeczytał coroczny raport Lighthouse Board z 1891 roku, dowiedziałby się, że na Matinicus Rock „nie ma ani jednego drzewa ani krzaka, a trawy na skale też się nie uświadczy. Powierzchnia wysepki to ledwie bezładna sterta kamieni, często smaganych i przesuwanych przez fale”.

José Luis González Macías, Światło na krańcach świata. Mały atlas latarni morskich, przeł. Patryk Gołębiowski,
Wydawnictwo Wielka Litera, Warszawa 2021.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz