wpis przeniesiony 3.03.2019.
(oryginał bez twardych spacji)
Wczoraj Brr kończył 27 lat. Zaczęłam pisać do niego tymi słowami: Gdy byłam w Twoim wieku, ważne rzeczy miałam już za sobą. Gdy byłam w Twoim wieku, wszystko co najważniejsze było przede mną. A gdy skończyłam pisać — z przekonaniem, że wszystko co najważniejsze, wciąż przede mną — poszłam do kina na film, który pyta, nie udziela odpowiedzi, za to żąda, by znaleźć w sobie ruch, uczucie zapomniane, głęboko ukryte.
*
Jutro na warsztat, do niedzieli. Samotnię mogłam więc uruchomić tylko wczoraj. Część 7/12. Początek drugiej połowy. Przestaje to być eksperyment. To raczej rytuał niezbędny do życia. Okno na świat. Przestrzeń do spotkania siebie. Czas, gdy pozwalam wrażeniu wsiąkać we mnie. Luksus prawdziwy. Zagubione w poszukiwaniu sensu piętnaście złotych polskich. Jak ja mogłam żyć bez kina?
Wczoraj. Mała studyjna salka i... Czas, który pozostał. Samotność człowieka w tłumie. Trudna miłość do znaczących ludzi z dzieciństwa. Wewnętrzne dziecko. Ważne wspomnienia. Dylemat w centralnej części ekranu, gdy widz do fotela przykuty na dobre. Jedno z rozwiązań pokazane, by sprawdzić się istot ludzki w nas mógł, czy w swojej racji i słuszności zabetonowany, a może otwarty na spotkanie drugiego człowieka... w sobie, na tę oczywistą nieoczywistość. To nie dramat, to konfrontacja.
*
Scena z niebieską piłką... Najważniejsze w tym filmie jest pomiędzy klatkami... Zatęskniłam za Babcią, jakiej nigdy nie miałam, choć głęboko wierzę, że właśnie dziś taka mogłaby być.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz