niedziela, lipca 17, 2016

1951. Banksterka

 wpis przeniesiony 24.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Zaczęłam czytać książkę. Po każdym rozdziale musiałam zatrzymać się i zająć się czymś innym. Czytam wciąż. Odłożyłam ją na bok już kilka razy, również po to, by, na przykład, przeczytać pięć innych wspomnianych tu książek. Ta jest szóstą i na swój sposób łączy się z tą, którą czytam, czytam i czytam.

Banki w Polsce… zastanawiam się wciąż, jak można było być tak krótkowzrocznym i upierać się przy modelu handlu „na turka”… nie widzieć, jakie niesie to skutki społeczne na kolejne dekady… nie mieć świadomości, że podcina się gałąź, na której się siedzi. Związek Banków Polskich… budzi mój najszczerszy śmiech, gdy uważa się za „instytucję zaufania publicznego”. Czy ktoś jeszcze kupuje ten bełkot?

To nie jest wybryk jednego banku, na tym polega ten biznes.

*

[…] nie bierze się kredytu hipotecznego na nieruchomość kupowaną na rynku pierwotnym lub wtórnym. Tylko kupuje się kąt dla siebie i dla ukochanej, żeby być nareszcie ze sobą, bez teściów, sąsiadów z akademika, właścicieli wynajmowanych mieszkań. Wychodzić na pełen kwiatów balkon. Sam rozumiesz.

*

Wytłumacz mi, co to jest „cross-sell”.
     [długi śmiech] To taki system, że kupujesz butelkę whisky, a oni chcą ci jeszcze wcisnąć autostradę A12 i zakonserwowane zwłoki wodza Indian.

*

Kredyt? Bezpieczny! Rata? Niska! Prowizja? Zerowa! Decyzja — dwa dni, pieniądze na koncie w tydzień. Media milczały, bo zamieszczały reklamy banków i z tego żyły. Mało, robiły plebiscyty, konkursy — na najbardziej miły, przyjazny, bezpieczny, kulturalny bank. A banki podpierały się wynikami konkursów w reklamach.

*

Zawsze te same zbitki: bezpieczne, niezawodne, dochodowe, pewne… Trzeba się obudzić, stanąć na nogach, spełniać marzenia. […] Ktoś musi sprzedać, ktoś kupić, a ktoś zarobić.

*

Ludzie to podpisują?
     Umowa kredytowa może mieć 26 stron plus aneksy… Kto by to czytał? Facet widzi, że idę do niego z takim plikiem, i traci ochotę na czytanie. W końcu jest w banku, to ufa.
     A gdyby przeczytał?
     To i tak by nic z tego nie zrozumiał. Ja mu to sprzedaję i też mało z tego rozumiem.
     Żartuje pan?
     Nie jest to język klarowny. Blablanina prawna. Myśmy oczywiście mieli przewagę. Dokładnie wiedzieliśmy, gdzie jest to, co jest ważne. Na czternastej stronie jest punkt… i tak dalej.
[…] Ubezpieczam od utraty zysku, od utraty pracy. Od wszystkiego.
     Po co?
     Głównie po to, żeby na tym zarobić.

*

Sprzedawca ma swojego menedżera, menedżer ma swojego dyrektora, dyrektor ma swojego prezesa, prezes ma przewodniczącego rady nadzorczej, rada nadzorcza ma akcjonariusza, a akcjonariusze mają żony. I cały ten łańcuszek musi funkcjonować.

*

Oni — tam na górze — oczywiście wiedzą, z czym to się wiąże dla klientów. Ale idą na to.
     Dlaczego?
     A dlatego, że wszystkie banki to robią. Skoro wszyscy robią, to róbmy i my, przecież nie możemy zarabiać mniej od konkurencji. My nie dbamy o klientów, ale dbamy o interes właścicieli banku! I tych, co mają u nas oszczędności… Pięknie brzmi? Tylko że to jest g… prawda. Ideologia. Każdy dba wyłącznie o swój własny interes. Zarządy o to, by wyrabiać zyski, bo dostają premie, dyrektorzy oddziałów — żeby sprzedawać dużo, być na czele, bo dostają premie, dyrektorzy sprzedaży, sprzedawcy…

*

Kiedyś rodzina, która miała bank, myślała w perspektywie pokoleń. Jak tu pozyskać klientów, jak ich utrzymać. Teraz rada nadzorcza myśli w perspektywie roku.

Paweł Reszka, Chciwość. Jak nas oszukują wielkie firmy,
Czerwone i Czarne, Warszawa 2016.
(wyróżnienie własne)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz