poniedziałek, maja 23, 2016

(1845+7). Po książce, po śmiechu (III)

 wpis przeniesiony 22.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Ile można się śmiać? Śmiech w smutek i zadumę przechodzi. Śmiech przez łzy maskuje, ukrywa trudność indywidualną, relacyjną, bajorowo-społeczno-narodową. Ujawnia, że czasem macham ręką, że za mojego życia nic się nie zmieni, że chwilami nie wierzę, że za życia twoich wnuków będzie inaczej. Taka karma? Mantra? Czy chuj wie co? Można by zapytać w stylu Magdy, nie Leny. Opadają ręce.

Ale, ale! Być może prawie na nic nie mam wpływu, to pewne jak w banku — to nawet bardzo dobrze, ale jednocześnie mam wpływ na wszystko, czyli siebie i mały mój świat. Tego będę się trzymać! Z uporem maniaka.

[…] dzieci mają sporo intuicji, która ich wiedzie przez ten wielki dorosły świat. Ta intuicja jest niewytłumaczalna, nienamacalna, ale działająca. Skuteczna. Dobra. Potem się ją rok po roku rzeza, wykorzenia z dziecka i, utracona, przestaje nas chronić na resztę życia. Już tylko chronią nas firmy ubezpieczeniowe, alarmy, komórki, komputery, kremy z filtrem do leżenia plackiem w skwarze i poduszki powietrzne w samochodach, którymi jeździmy za często i za szybko. Intuicji już nie ma.

*

Jego maleńkie jestestwo, niczym zagubiona na oceanie szalupa, przeżyło właśnie jeden z pierwszych huraganów. Ten straszliwy huragan, którego nie sposób zrozumieć, którego ja, mimo że starsza, też nie rozumiałam. Bo jak dziecko zadające bez przerwy swoje nieśmiertelne i wkurwiające dorosłych pytanie: „Po co?”, może zrozumieć coś takiego? Jak może pojąć, PO CO dorośli robią takie rzeczy? Przecież to logiczne, to wie nawet siedmiolatek, a co dopiero dorosły. Niemowlę wcale nie przestanie płakać, jak dostanie lanie.

*

[…] jak nie możesz okazać uczuć i nie wpadniesz w furię, to możesz po prostu umrzeć z bólu.

*

Borysek wygląda dziś nieco lepiej. Dostał dobre żarcie, ma swój fotel i piłkę do zabawy. Codziennie zasypia przy moim łóżku, a gdy o szóstej rano dzwoni budzik, wspina się na dwie łapy, przybliża głowę do mojego ucha i zaczyna mruczeć głośno i znacząco, żebym wiedziała, żebym nie przeoczyła, żebym po latach porannego wkurwu zrozumiała wreszcie, że przez całe życie byłam w piekielnym błędzie, bo prawda jest taka, że nie wolno ignorować poranków. Poranki, jak każda inna część dnia, są niezwykle ważne, nie zasługują bynajmniej na agresję niemej furii, ale na czujną obecność. Gdy więc wstanę, gdy zwlokę się z łóżka, niezrażony moim ociąganiem się kot oficjalnie uznaje dzień za otwarty i rozpoczyna swój poranny, malowniczy i niezwykle zaraźliwy festiwal radości życia.

*

Sorry. Słuchanie to wysiłek, to proces ustępowania, to w końcu jakieś ryzyko utraty swojej racji.

*

Kiedy jakieś zwierzę nie ma ochoty na przebywanie z kimś w jednym pomieszczeniu, to sobie idzie na drugi koniec świata i ma w dupie. Tylko ludzie przyklejają sobie ten drętwy fałszywy uśmiech i zasznurowani konwenansem, udają, że jest fajnie.

*

Dzieci nie czytają książek, dzieci patrzą w emotikonki, bo już skończyły się prawdziwe emocje, są już tylko emocje-znaczki:
     — Dzień dobry, czy są jakieś emocje?
     — Tylko w emotikonkach.
     — To ja poproszę dwa kilo radości.
     — Radości już nie ma. Nie produkują.
     — A co jest?
     — Strach, gniew i odraza. Osobiście proponuję gniew, bo jest w promocji. Do każdego kilograma dorzucamy kilogram wkurwu gratis.
     I tak wszyscy chodzimy wkurwieni.

Sylwia Kubryńska, Furia mać!,
Czwarta Strona, Poznań 2016.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz