wpis przeniesiony 21.03.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Polowałam na tę książkę od stycznia. W sumie to są w niej dwie książki, obie o literkach i światach okołoliterkowych. Kontrast między nimi wewnętrznie przewraca. Pierwsza jest o zaufaniu i wierze w to, że człowiek obok robi coś dobrego. Druga jest o niekonstruktywnym krytykanctwie drugiego człowieka. Pierwsza jest o konkretnych osobach z pasją i miłością do liter. W drugiej sporo demagogii; rozmowę z panią ministrą (nieaktualną już) ominęłam, bo jeśli mam czytać fikcję, to wolę dobrą powieść.
No i dowiedzieliśmy się z Sadownikiem:
My i Przytulisko jesteśmy błędem statystycznym.
Jako czytelnicy jesteśmy mega-nieznośnie-intensywni.
Nasi Przyjaciele i Bliscy też są „błędami” mega-nieznośnie-intensywnymi.
I? W głowie nam się to nie „zmieszcza”.
Cytaty? Zamyśliłam się. Nie mam wątpliwości, że każdy z nich nie pozostawia złudzeń co do swojej „narodowości”.
Osób, które mają co najmniej tysiąc książek, co wydaje się wielkością rozsądną, jest w granicach jednego procentu, czyli błędu statystycznego.
*
[…] jeszcze dwa lata temu osoba, która czytała więcej niż siedem książek rocznie, była nazywana czytelnikiem rzeczywistym; teraz jest określana jako czytelnik intensywny, czyli wymagania zostały obniżone.
*
Czytanie jest wielowymiarową praktyką kulturową.
*
Naprawdę, jak lubię Miłoszewskiego, który publicznie i świadomie broni kultury, to jego bohater jest po prostu półinteligentem. Bo dlaczego komisarz Wallander może czytać książki, komisarz Servaz z nagradzanych powieści Bernarda Miniera nie rozstaje się ze starożytnymi filozofami, a komisarz Szacki nie czyta nawet kryminałów Mankella czy Miniera? Pewnie z tego samego powodu, dla którego polscy politycy nie fotografują się na tle książek.
*
Powiedziałam jej ze śmiertelną powagą, że chcę posłuchać najsmutniejszej muzyki, jaką ma. Dostałam słuchawki, bibliotekarka włączyła Adagio Albinoniego. Usiadłam wygodnie w fotelu, po policzkach płynęły mi łzy, a bibliotekarka przyciskała tylko guzik „repeat”. Nie przeszkadzała mi. Następnego dnia znowu poszłam do biblioteki i ta sama bibliotekarka włączyła mi muzykę Mahlera, potem Czajkowskiego. Dopiero wiele lat później skojarzyłam, że to byli właśnie ci kompozytorzy. Po iluś dniach podeszła do mnie, położyła mi na kolanach książkę i powiedziała: „Można też poczytać”. I znowu zostawiła mnie w spokoju. Nie stała nade mną i nie pytała, czy potrzebuję pomocy, nie traktowała mnie jak dziecka. Była fajna.
*
Śmiem twierdzić, że człowiek jest w bibliotece jeszcze ważniejszy niż książki. Zachęcanie ludzi, zwłaszcza dzieci, do czytania ma ogromną wartość społeczną.
*
Nie jest łatwo być człowiekiem, wolność słowa też nie jest łatwa, ale biblioteka powinna być oazą, o której ludzie myślą: „To moje miejsce”.
*
[…] musimy być świadomi tego, co robimy i dlaczego to robimy.
*
[K. T.] Czy sam popełniłeś dużo błędów?
[Richard Herold] Wszelkie możliwe! Ale udało mi się też zrobić sporo rzeczy dobrze. Myślę, że przede wszystkim mam odwagę, żeby w ogóle coś robić. […] popełnianie błędów nie jest niczym złym, wszyscy je popełniamy. Trzeba z nich wyciągać wnioski, a potem… błądzić dalej.
*
Paradoksalnie, żyjąc w zglobalizowanym świecie, w którym łatwo o spotkania z innymi, stajemy się coraz bardziej zamknięci.
Katarzyna Tubylewicz i Agata Diduszko-Zyglewska (red.),
Szwecja czyta. Polska czyta,
Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2015.
(wyróżnienie własne)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz